1.
Z Caseres w Hiszpanii pod Paryż, potem z Meaux do Aiguines (na północ od Marsylii), w końcu spod Tulonu znów pod Paryż - oto program kilku ostatnich dni.
W tym Aiguines (a właściwie około 15 km od tego miasteczka) meldowałem się z krzesłami w hotelu Hotel du Grand Canyon du Verdon. Okolica znamienita. Góry w tych prowansalskich Alpach skaliste bardzo, widoki przecudne, drogi wąziutkie pośród skał niezmiernie strome; pod nimi przepaść - głęboki na 500 metrów kanion, dalej jezioro o seledynowej barwie wody. Hotel umiejscowiony niemal tuż nad przepaścią, z terasem widokowym. W tym miejscu nie działają sieci komórkowe i internety. Właściciel ma wprawdzie połączenie ze światem, ale do Polski dodzwonić się noe sposób. Aby potwierdzić, że dowiozłem bezpiecznie towar, musiałem zjechać w dół jakieś 5 kilometrów i zatrzymać się na wąziutkim parkingu, przy którym zlokalizowano taras widokowy.
Stamtąd udaję się aż za Tulon do La Seyne sur Mer (nad samym Morzem Śródziemnym), skąd mam odebrać meble i inny "towar przeprowadzkowy" i zawieź go do Chatou pod Paryż. Załadunek trwa dwie godziny. Zleceniodawca z pietyzmem powtarza, że te wszystkie antyki w postaci stołów, foteli i komód są "fragile" i należy uważać, aby nie przytrafiło się im nic złego podczas transportu. Zauważyłem, że Francuzi mają bzika na punkcie staroci i tak jest właśnie i teraz. Nieśmiało zapytałem mężczyznę (żona, dwie dorosłe córki i piętnastolstka, która pomaga przy załadunku), czy ta przeprowadzka to już na stałe. Odparł, że w La Seyne jest tylko ich domek letniskowy, a na stałe mieszkają właśnie pod Paryżem. Pozazdrościć możliwości. Wyruszyłem zatem w drogę. Umówiony jestem na poniedziałek, na 8 rano... a do tego czasu... za Marsylią zmieniam obie żarówki w aucie. Jadę w stronę Valence i Saint Etienne. Po drodze zatrzymuję się przed La Voulte de Rhones (po zachodniej stronie Rodanu - piękna trasa; na wzgórzach opadających południowo-zachodnimi stokami w stronę rzeki tarasy winorośli). Nastawiam sobie budziķ na półtorej godziny i budzę się po jedenastu. No cóż, organizm poprosił o odpoczynek. Ta dłuższa niezaplanowana przerwa w podróży nie ma jednak przykrych konsekwencji - czasu mam pod dostatkiem.
W końcu dojeżdżam na parking przy N82 pod Meulise (kilkanaście kilometrów przed Roanne) i tam spędzę noc z soboty na niedzielę.
2.
Z przykrością odczytuję wieści kraju. Wielka smuta trwa. Strajk nauczycieli, który szczerze popierałem (w końcu było się tym nauczycielem) upadł. Wygrała arogancja i buta, dyktatura ciemniaków i kolesi spod ciemnej gwiazdy. Narodowy socjalizm wskrzeszony po ponad 80 latach przez oszołoma rozkwita na naszych oczach. Chyba jednak nie starczyło mi wyobraźni - nie sądziłem, że na starość przyjdzie mi żyć w kraju rządzącym przez dyletantów - ciemniaków. Właściwie sposób w jaki obecny reżim traktuje nauczucieli, był do przewidzenia. Przypomnijcie mi, kto to powiedział, że najłatwiej rządzić niewykształconym tłumem. Lud prosty i nierozumny kupi wszystko. Przełknie każde kłamstwo ubrane w strój natrętnej, ogłupiającej propagandy, a kościół katolicki słowami i gestami większości hierarchów pobłogosławi ten deal rządzących.
Ech, aż mi się nie chce wracać do kraju... zdrajca, niepatriota, swołocz.
Ale przemija nawet najdłuższa żmija - tego należy się (choć ostatkiem sił) trzymać.
[28.04.2019, Meulise, Loire we Francji]