ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 kwietnia 2022

KRONIKI (6)

 POLSKA KRONIKA FILMOWA 72/18AB



- Czterogodzinna manifestacja pierwszomajowa w Warszawie. [Coroczny pochód pierwszomajowy w kolorze. Interesuje mnie to, na ile spontaniczne są te uśmiech i radość. Rzuca się w oczy nieobecność w oku kamery ochrony (nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, gdy władza boi się własnego cienia). Ciekaw jestem jak wyglądały te manifestacje z trybuny głównej]

- Niedziela czynu ZMS: w Gdyni przygotowanie terenu pod budowę Teatru Muzycznego. [Wspomnienia. Kto z mojego i sąsiednich roczników nie pamięta czynów społecznych, które zwłaszcza w latach Gierka były normalnością. Wcale nie uważam, że należy się wstydzić uczestnictwa w tych pracach, nawet jeśli wykorzystywane były propagandowo. Coś jednak zrobiono dla wspólnego dobra]

- Po 48 godzinach od pożaru poznański Stomil wznawia produkcję.

- Kopalnia węgla brunatnego Konin przyspiesza wydobycie. Układ Warszawski czuwa nad pokojem. [Górnictwo było oczkiem w głowie ekipy Gierka. No cóż, skoro nie ma gazu… dzisiaj też nie ma]

- Radziecka motoryzacja obchodzi 40-lecie produkcji samochodów osobowych. [żartobliwy materiał, aczkolwiek wołga cieszyła się dobrą w owych czasach opinią]

- Angela Davis staje przed sądem: grozi jej wyrok śmierci. [Nie skazano jej na karę śmierci. Ta działaczka komunistyczna, profesorka jednego z uniwersytetów w Kalifornii, obrończyni praw ludności kolorowej i kobiet żyje]

- Tanzański park narodowy Serengeti. [imponująca ryba]

- Czesi zdobywają Nanga Parbat w Himalajach. [Piękna góra, pochłonęła 60 ofiar <do 2018 roku>]




- Mistrzostwa Europy w zapasach w Katowicach. [Dzisiaj zarówno w stylu wolnym jak i klasycznym nasi zawodnicy nie odnoszą sukcesów]

- Teatr Wielki w Poznaniu wystawia „Pałac Lucyfera” Karola Kurpińskiego w inscenizacji Jana Kulmy.

- Krzysztof Klenczon schodzi ze sceny. [Szkoda. Odszedł stanowczo za wcześnie]


[30.04.2022, Toruń]

29 kwietnia 2022

WODA

 

Ivan Szyszkin (1832 - 1898)  - "Bagno"


WODA


Teofil spał, a tu dochodziła dziesiąta, więc siostra zmartwiła się. Brat ostatnio nie wyglądał najlepiej, a jeszcze gorzej patrzyło z jego twarzy, kiedy sen przytrzymywał go w łóżku tak jak teraz. Ze siostrzaną troską o zdrowie Teosia podeszła do niego, przesuwając pantoflami po wypolerowanych do białości deskach podłogi. Wyciągnęła do niego szpetną i suchą, powłóczoną zmarszczkami rękę, po czym umieściła smukłą, długopalczastą dłoń na ramieniu brata. Poruszył się nieznacznie, uniósł ciężkie powieki, pod którymi matowo zabłysnęły matowe białka oczu. Skierował wzrok w stronę zaniepokojonej siostry, siadającej właśnie na skraju łóżka. Przywitana została skąpym rozchyleniem warg imitującym uśmiech.

- Co dzisiaj się stało? - zapytała, odczekawszy chwilę, aż oczy Teofila nabiorą zwykłego, słonecznego blasku.

- Widziałem wodę – odparł unosząc nieco głowę na zmiętej i zwilgotniałej od potu poduszce. - To samo jezioro, o którym ci opowiadałem. Dużo, dużo wody… i nigdy nie wiem, gdzie to jezioro się znajduje, tak jakby za groblą, którą chodziłem wiele razy. I jak zwykle – ciągnął dalej – przerażony byłem ogromem wody, że mnie zatopić może, że nie zdążę uciec, zanim mnie pochłonie. Och, Marto, to straszne, widzieć i przeczuwać taki właśnie koniec dla siebie.

- Tosiu, doktor wcale nie mówił, że z tobą jest tak źle, a ty wciąż o tym myślisz… jak nie o wodzie, to zbrodni jaką we śnie popełniasz i potem uciekasz na tę groblę, a za nią woda, tylko woda i nic więcej. Proszę cię, nie patrz na nie, jestem przecież przy tobie i nie pozostawię cię sam na sam z własnymi myślami.

- Zastanawiam się, skąd się ono wzięło.

- Co?

- To jezioro. Tysiące metrów kwadratowych płaskiej, niepokrytej falami wody. Tak mnie wciąga, jak wtedy gdy po raz pierwszy wycinali mi to straszydło z żołądka, a potem z wątroby. Wtedy również widziałem to samo jezioro. Wiesz, Marto, chciałbym nad nie pojechać…

- Teosiu, ale gdzie ono jest? Ty chyba nawet w życiu nie byłeś nad tak wielkim jeziorem, o którym opowiadasz.

- Musisz mnie tak zabrać, Marto. Jeśli tego nie zrobisz, to któregoś poranka nie zobaczysz mnie w pościeli i to będzie znak, że mnie wciągnęło.

- Głuptasie, nie myśl o tym. Zaczekaj, zrobię ci śniadanie. Dzisiaj dwa jajka na miękko, chlebek z masłem i zbożowa kawa.

Wstała i przeszła do kuchni. To było ostatnie śniadanie Teofila. Nazajutrz kiedy weszła do pokoju brata, a jeszcze nie wybiła ósma, nie było go w łóżku.

Kilka dni później pewien fotograf uwielbiający robić zdjęcia naturze w pobliskim rezerwacie przyrody, znalazł zwłoki starego człowieka pływające w bagnistym bajorze ciepłego oparzeliska.


[29.04.2022, Toruń]


28 kwietnia 2022

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (686) WOREK PARADOKSÓW CZYLI ROZWADNIAJĄCA UMYSŁY PROPAGANDA.

 




686.

Coraz bardziej skomplikowana sytuacja na wschodzie. Nadto w tym skomplikowania pojawiają się paradoksy. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że agresorem jest Rosja, co oczywiście jest prawdą, ale, zdaniem mediów na zachód od Buga, to agresor ponosi zdecydowanie większe straty w sprzęcie bojowym i ludziach, ba, można by sądzić, że że Ukraina w ogóle nie traci żołnierzy i sprzętu. Czytając relacje z przebiegu działań wojennych można dojść do paradoksalnego wniosku, że wojna służy Ukraińcom, gdyż zwyciężają na każdym polu. Z relacji pochodzących na wschód od Bugu wynika również, że jedynym przeciwnikiem wojsk rosyjskich jest ludność cywilna, a nie armia ukraińska. Prawda, ale paradoks! A może propaganda?

W dzisiejszych czasach wpływ propagandy na życie obywateli jest kolosalny. To już nie tylko reklamy wpływające na preferencje zakupowe klientów, to również walka o klienta politycznego, walka na śmierć i życie.

Dla człowieka tak bardzo sceptycznego jak ja tego rodzaju penetracja mózgów jawi się jako działanie niezwykle drażniące, ba, mające charakter przeciwdziałania. Nic na to nie poradzę, że jeżeli ktoś dziesiątki albo setki razy zakupił dajmy na to krem nawilżający X, który nota bene ,może i naprawdę jest jakościowo znakomity, to w mojej krwi, mózgu i jelitach uruchamia się przeciwciało, które powiada: „A dali go, nie kupuj tego!!!” Jednym słowem nie jedną firmę puściłbym w skarpetka przez to swoje „liberum veto”.

No co ja zrobię, że nie podobają mi się sankcje – pod jakąkolwiek postacią i przeciwko komukolwiek. Sankcje są jedną wielką, przeogromną hipokryzją. Przykład? Proszę bardzo.

Kiedy w roku 2003 Roman Abramowicz kupił angielski klub piłkarski Chelsea świat zachodni, brytyjski w szczególności, rozpływał się w zachwytach. Czy nie wiedziano podówczas, że ten oligarcha związany jest z Kremlem, polityką, także z Putinem? Wiedziano. Dlaczego zatem wprowadza się na tego człowieka sankcje akurat teraz? Czy przygotowywał on operację wojenną na Ukrainę? Czy są na to dowody? Co zmieniło się od 2003 roku jeśli chodzi od tego gościa, który już dawno temu uwłaszczył się na majątku ludzi pracy. Nie zmieniło się dosłownie nic. Dotąd akceptowano machinacje finansowe jakie Abramowicz i jemu podobni oligarchowie robili na rosyjskiej ropie i gdyby nie wojna na wschodzie dalej akceptowano by „robienie kasiory” w ten sposób. Przecież to aż śmierdzi hipokryzją.

Propaganda prozachodnia (nie chcę przez to powiedzieć, że prowschodnia nie istnieje, owszem, ta prorosyjska istnieje, ale szczegółów jej nie znam, bo wstrzymano wieści ze wschodu) kazało grupce kibiców jednego z klubów siatkarskich wymyślić transparent sugerujący siatkarce, pani Smarzek, powrót do Kaliningradu, gdzie grała w siatkarskiej drużynie tego miasta. Dlaczego? Gdyż ośmieliła się grać w rosyjskiej drużynie zamiast napisać list otwarty do Putina, w którym porządnie ochrzaniłaby go za inwazję. Ponadto pani Smarzek ośmieliła się mieć pozytywne zdanie o kibicach rosyjskich, czego przecież robić nie wolno. Tak oto propaganda wpływa na ludzi, którzy są zwolennikami odpowiedzialności zbiorowej i to mi się nie podoba.

Jednym ze źródeł informacji, z którego korzystam jest niby rzetelny, jak najbardziej prozachodni „Onet” [telewizyjnych wiadomości bez względu na proweniencję stacji, nie oglądam i nie słucham]. Jakoś nie przypominam sobie sytuacji, aby w logo „Onetu” znalazła się kiedykolwiek ikonka z biało-czerwoną flagą. Nie ma na co liczyć. Nie było i nie będzie też ikonki z flagami Syrii, Jemenu czy Iraku. Kogo w „Onecie” interesuje jakiś tam uchodźca – muzułmanin? Wszak to „podczłowiek”. Denerwuje mnie to zwyczajnie i po ludzku.

Dzień temu Rosja zakręciła nam kurek od gazu. Gdyby którykolwiek z myślących polityków w naszym kraju zdolny był właśnie do myślenia, co z tym faktem zrobić, to przynajmniej by się zastanowił i zapytała sam siebie, co to oznacza / może oznaczać dla naszego kraju. Przeciętnie wykształcony człowiek nieubrany jeszcze w strój propagandy powiedziałby: „otóż i mamy problem – droższy będzie gaz (zwykle tak bywa, że firmy z branży energetycznej myślą o zwiększeniu zysku w niepewnym, wojennym czasie), wzrośnie inflacja bo i produkcja stanie się droższa”. A tu masz, żadnego niepokoju, damy radę. Nawet lewica, która wiesza psy na rządzie prawicy zadowolona z tego, że zwiększą się koszty życia przeciętnej rodziny. Co za hipokryzja! Nie wiem jak i gdzie, ale w Toruniu pobąkuje się, że już niedługo chlebek będzie smarowany masłem jedynie w soboty i niedziele, a i ten chleb drogi jakby ze złota, stąd i pojawiające się pytanie: „jak tam w tym GUS-ie wyliczają tę inflację, skoro chlebek poszedł w górę o sto procent, a inne towary spożywcze circa o 50-siąt?” Kolejna ściema propagandowa!

A tu rząd, słyszałem, wydaje odezwę do firm, aby o jakąś tam kwotę obniżali ceny swoich produktów, aby pisowska Polska rosła w siłę, a ludzie korzystali z zasiłków.

Czym to się skończy? Niczym!

Zwycięży propaganda. Zawsze zwyciężała.


[28.04.2022, Toruń]


27 kwietnia 2022

KLASYKA - SOLON - FRAGMENTY

 

Merry-Joseph Blondel (1781–1853)
"Solon, prawodawca Aten”

Solon, Sólōn, urodził się około 640, Ateny, zmarł około 560 p.n.e., tamże, - grecki mąż stanu i poeta.

Na przełomie 594 i 593 wybrano Solona na archonta, powierzając mu przeprowadzenie reformy państwa; uspokojeniu napięć społecznych służyło tzw. strząśnięcie długów (umorzenie zaciągniętych długów) oraz zniesienie niewoli za długi; wprowadził, a raczej usankcjonował istniejący już podział obywateli na 4 klasy majątkowe, różnicując w zależności od zamożności ich prawa i obowiązki wobec państwa; przypisywano mu utworzenie sądów (heliaja) i Rady Czterystu oraz reformę miar i wag, a także, zupełnie niesłusznie, reformę monetarną; skodyfikował prawa, unieważniając większość przepisów Drakona.

[na podstawie Encyklopedii PWN]

Oprócz niewątpliwych zasług w dziedzinie prawa i gospodarki Solon jest autorem licznych anegdot, mów i przypowieści. Oddajmy zatem mu głos:


Z chmur rodzi się grad z śniegiem; Błyskawicy łuna i grzmot, z trzaskającego powstają pioruna. Zbyt możni niszczą kraje, a jednego władza, na nieroztropny naród niewolę sprowadza; Tego, kto zbytnio w górę się wspiął, Nie tak łatwo jest wstrzymać później, Zatem zawczasu trzeba o wszystkim pomyśleć”.


Jeśliście klęsk doznali przez własną zaiste głupotę, bogom za to przynajmniej winy nie chciejcie przypisać; sami im straż przydzieliwszy, zwiększacie jeszcze ich siłę, właśnie z tej to przyczyny złej doznajecie niewoli. Z was tu każdy osobno lisimi kroczy śladami, wszystkim wam razem atoli myśl lekkomyślna przyświeca; zwodzić dajecie się słowom podstępnym chytrego człowieka, zgoła przy tym nie patrząc, jaki to skutek przynosi.”


Podwójny dekalog?”

1. Nic ponad miarę.

2. Nie bądź sędzią; w przeciwnym bowiem razie, znienawidzi cię człowiek chwytany na występku.

3. Unikaj takiej rozkoszy, która rodzi smutek.

4. Pilnie przestrzegaj prawości obyczajów, pewniejszej od przysięgi.

5. Przypieczętuj słowa milczeniem, milczenie zaś stosownym momentem.

6. Nie kłam, ale mów prawdę.

7. Zajmuj się rzeczami stosownymi.

8. Nie mów rzeczy słuszniejszych, niż mówią rodzice.

9. Nie pozyskuj zbyt szybko przyjaciół, a tych, których pozyskasz, nie odtrącaj.

10. Naucz się sztuki rządzenia, ucząc się być posłusznym.

11. Żądając od innych sprawozdania, sam też zdawaj sprawę.

12. Doradzaj obywatelom nie to, co najprzyjemniejsze, lecz, co najlepsze.

13. Nie bądź zuchwały.

14. Nie przestawaj ze złymi.

15. Pytaj bogów o radę.

16. Szanuj przyjaciół.

17. Nie opowiadaj o tym, czegoś nie widział.

18. Zamilcz o tym, co wiesz

19. Bądź łagodny dla bliźnich.

20. O rzeczach niejasnych wnioskuj na podstawie jasnych.


[27.04.2022, Toruń]






25 kwietnia 2022

OPOWIEŚCI HERBACIANE - PIERWSZA OPOWIEŚĆ HERBACIANA NIEDOKOŃCZONA




PIERWSZA OPOWIEŚĆ HERBACIANA NIEDOKOŃCZONA


Wygląda przez okno. Maciek pojawi się od prawej strony.

Dopiero co odprowadził wzrokiem Bożenę, w której był na zabój zakochany. Towarzyszył jej aż do momentu, kiedy zniknęła za rogiem budynku, w którym mieszkała. Wtedy ze zbolałym sercem przyspieszył kroku i udał się w stronę znajomego mieszkania przy ulicy S. numer 1.

Helena wciąż wygląda przez okno. Wreszcie go zauważa.

- Wstaw wodę – mówi do Władysława – Maciek idzie.

Mężczyzna wstał od stołu i podążył dwa kroki w stronę gazowej kuchenki, na palniku której stał już czajnik z wodą. Skrzesał zapałkę i koordynując obrót pokrętła włączającego dopływ gazu w prawo z wątłym płomykiem zapałki, jaką trzymał w dwóch palcach prawej dłoni, rozniecił płomień pod czajnikiem z wodą. W oczach Władysława rozgorzał bystry promień światła wyrażający nadzieję odbycia partyjki warcabów z wnuczkiem. Helena była również uradowana, gdyż akurat miała upieczone całe wiaderko kruchych ciasteczek, którymi zawsze z chęcią obdarowywała Maćka. Śledziła uśmiechniętym wzrokiem zbliżającego się wnuka, który spostrzegłszy znajomą twarz w oknie wsuniętą pomiędzy szybę a woalkę krótkiej firanki, pomachał kobiecie ręką.

Kiedy wszedł do środka zalał go ostry prysznic słów:

- No, nareszcie, przypomniało ci się, że masz nas.

- W końcu przyszedłeś.

- No wchodź do środka. Zagrajmy partyjkę.

- Nie zdejmuj butów. Nie ma przecież na dworzu błota. No, jeśli już chcesz, to załóż kapcie. Tam są te twoje, widzisz?

- Zaraz będzie herbata. Madras, taka jaką lubisz. Bo wiesz, że u nas herbata…

Wszedł w pantoflach do wąskiej kuchni, gdzie przy kuchennym stole były akurat trzy miejsca do dyspozycji domowników i jednego gościa. Zanim woda zawrzała w czajniku miał zadanie opowiadać o tym, co takiego zdarzyło się u niego i z jego udziałem ostatnimi czasy.

Podczas gdy Władysław aż zacierał dłonie na znak, że nadszedł dzień, w którym musi się odegrać, Helena zalała wrzątkiem herbatę i dopiero Madras rozsupłała mu język w gębie. Siorbiąc po łyżeczce gorący, dla bogów tworzony napój, zaczął opowiadać o tych trzech… no może pięciu dniach swojej nieobecności w mieszkaniu przy ulicy S. numer jeden na parterze (drzwi po lewej, pierwsze).

A było to tak. […]


[25.04.2022, Toruń]



24 kwietnia 2022

KAWIARENKA. ROZDZIAŁ 45. DYLEMATY .

 

Leone Ghezzi (1674- 1755) - "Chrystus łamiący chleb"


ROZDZIAŁ 45. DYLEMATY 

(w którym poznajemy dwie panie, które mają pewne wątpliwości, i wątpliwości te wkrótce zostają rozwiane)


- Marysiu, te panie chcą z tobą porozmawiać - Adam powrócił właśnie z sali, gdzie przy obiadku raczono się ogórkową zupą, a czekała jeszcze sztuka mięsa z surówką i ziemniakami.

Maria akurat stała za ladą i zerkała do uchylonej szuflady; tam leżała otwarta książka. Czym prędzej pchnęła szufladkę, tak jakby wstydziła się tego, że podczas pracy para się czytaniem, a do tego małą Różą zajmuje się teraz przyjaciółka - wzięła małą na spacer korzystając ze słonecznego popołudnia.

Dwie panie: Bogucka i Jordańska siedziały tuż przy oknie w samym końcu sali - kończyły konsumowanie zupy. Maria podeszła do nich; znała obie panie - przychodziły do kawiarni od czasu, kiedy urządzono bezpłatne posiłki. Bogucka - samotna matka miała jeszcze trochę wolnego czasu, pracowała w zakładzie mięsnym na nocną zmianę; Jordańska z dwójką dzieci; te pożywiały się właśnie i siedziały razem z siedmioletnią pociechą Boguckiej, a jadły szybko, łapczywie, bo zaraz po obiedzie cała trójka miała obiecane komputery. Dwa laptopy Adam zainstalował w nowym lokalu kawiarni, czym z miejsca zdobył sobie uznanie młodszej części kawiarnianych gości.

Maria przysiadła się do pań i przez chwilę czekała, aż dojedzą ogórkową zupę. Spojrzała też w stronę najmłodszych - ci już zabrali się za drugie danie. Przypomniała sobie, że początkowo dzieciaki kręciły nosami przed posiłkami i wtedy do głosu doszedł Adam, który powiedział, że jeśli nadal będą grymasić, to w żadnym wypadku do Internetu się nie dostaną, żeby wybili to sobie z głowy. I poskutkowało. Na jak długo? Któż to raczy wiedzieć. Dość powiedzieć, że dzieciaki do jedzenia się przykładały. Prawda, że „dorosłych” porcji im nie dawano, ale to co miały na talerzu, znikało bezpowrotnie w żołądkach. A kiedy zjedli, z czystymi talerzami podchodzili do matek, a oczy ich pytały, czy już można. Dostawszy pozwolenie, biegły na obiecaną godzinkę do komputerów, lecz wcześniej musiały odnieść talerze i ładnie podziękować za posiłek.

- Pani Marysiu - zaczęła pani Jordańska. - Niech się pani nie obrazi i nie zdziwi, gdy zapytam - głos swój nagle zawiesiła, spojrzała na panią Bogucką, szukając u niej podpowiedzi, dodania otuchy - gdy zapytam o to, czy ci państwa wszyscy goście… czy oni… cóż oni sobie o nas myślą, że my tak… to prawda, nie tylko my, ale i inni… gdy my się tak u państwa stołujemy, nie płacąc… rozumie pani, o co mi chodzi?

- Pani Wiesiu, jeśli ma pani na myśli tych stałych naszych gości, tych naszych przyjaciół - tłumaczyła Maria - to musi pani wiedzieć, że oni nie dość, że akceptują tę sytuację, która, drogie panie, wierzę, że stawia was być może w nieznanym i niepewnym położeniu, lecz proszę mi wierzyć, że również ich intencją było to, aby w naszym mieście nikt nie cierpiał z powodu ubóstwa, które każdemu przydarzyć się może.

- Nie mniej jednak - wtrąciła pani Michalina Bogucka - czujemy się trochę niezręcznie. W dodatku pan Adam te komputery… no wie pani… on z moją córcią gadał, dopytywał się… a ta mała poskarżyła się, że komputera nie ma w domu, a przecież jej koleżanki ze szkoły prawie wszystkie mają…. i on wtedy powiedział, że jak mała poczeka i nie będzie kaprysić przy obiedzie, to i komputer się znajdzie.

- Pani Michalino - uśmiechnęła się Maria - bo mój mąż po prostu lubi dzieci i tyle. Żadnej filozofii w tym nie ma. A teraz niech panie powiedzą, czy który z gości krzywo spojrzał się na panie… albo na dzieciaki? I mnie, pani Michalino, życie nie szczędziło zakrętów, lecz znaleźli się tacy, co je wyprostowali.

Pani Michalina zmieszała się i lekko zapłonęła wstydem, bo przecież znała rodzinę Marii, wiedziała o tym, jakie nieszczęście spotkało jej matkę, a przecież o tym jej dziecku, prześlicznej Róży w mieście też mówiono, najpierw mniej przyjaźnie, niby ze współczuciem dla matki, ale w końcu, gdy pan Adam wziął sprawy w swoje ręce, mówić zaprzestano.

- Tak - westchnęła Bogucka. - Ma pani rację. Ale ja kiedyś stanę na nogi… tak bym chciała.

- A staniesz - obruszyła się Jordańska - ale najpierw to z tym twoim chłopem trzeba zrobić porządek. Alimenty przestał płacić.

- Wolna droga. Postawię na swoim. Nie będę na niego czekała. Niedoczekanie. Może mnie brygadzistką zrobią, odkuję się, zobaczysz. A ty masz lepiej? - zwróciła się do pani Wiesi Jordańskiej.

- Jakiś tam postęp jest. Wreszcie zgodził się na to leczenie. Zabrali go na cały miesiąc. Dzwoni, obiecuje, że już nigdy nie zawróci z tej drogi. A to dzięki doktorowi Koteńce. Mówię wam, panie, jak on na niego wsiadł, jak zwymyślał. Ja go nie poznawałam…

- Pan doktor Koteńko? - zastanowiła się Maria.

- A tak, doktor Koteńko. Obejrzał sobie na USG tę jego wątrobę, a byliśmy u niego oboje, i ten, jak na niego nie wrzaśnie. „- Starcze - powiada. - Twoja wątroba ma lat osiemdziesiąt, że ty jeszcze żyjesz i że chciało się twojej żonie sprowadzać do mnie trupa. Człowieku bezrozumny, to że już dzisiaj wytykają cię palcami ludzie, to mniejsza, ale jak ty zamierzasz spojrzeć w oczy dzieciom przed skonaniem? Co im powiesz? Że pokochałeś wódkę bardziej od nich? Że nie żal ci ich matki? Że wszystkich troje na łańcuchu ciągniesz do grobu? Pamiętaj, diable, że alkohol jest dla mądrych ludzi. Nie dla ciebie! Powiadam, nie dla ciebie! I jeśli nie zdecydujesz się na odwyk to, sobą nie będę i złamię przysięgę Hipokratesa, ale zatrzasnę przed tobą drzwi mojego gabinetu. Rozważ, co ci teraz mówię, pókiś trzeźwy.”

Tak powiedział.

- Nigdy bym nie przypuszczała - westchnęła Maria. - Nasz poczciwy doktor Koteńko.

- Może tak właśnie trzeba było z nim postąpić - przyznała Bogucka.

- To ja wiem. Tak właśnie z nim trzeba było gadać. Ale uwierz, ja tak nie mogłam… prędzej łzy.

Adam przyniósł właśnie drugie danie, a pani Bogucka spojrzała na niego takim jakimś nieswoim wzrokiem; z podziwem spojrzała na człowieka, który… lubi dzieci. - Gdyby tak… - nie zakończyła myśli, bo pod powiekami zrobiło się jej jakby wilgotno.

Adam tymczasem zebrał od dzieciaków talerze.

- No, na co czekacie?

I trójka malców pobiegła na tę obiecaną godzinkę.

                                    [napisano 21.02.2016 w Kitzingen, Niemcy]


[24.04.2022, Toruń]


23 kwietnia 2022

SZTUKA - WIEŚ POLSKA W MALARSTWIE

Podobno wszyscy wywodzimy się ze wsi. Pejzaż wiejski, praca, wnętrza i scenki rodzajowe są tematem prac malarskich wielu artystów pochodzących ze wsi, bądź też tych, którzy polskiej wsi upatrywali interesujących motywów do swoich płócien. Można śmiało stwierdzić, że artyzm rodzimych obrazów o tematyce wiejskiej wcale nie ustępuje realistycznemu i rodzajowemu malarstwu europejskiemu.

W kawiarence pierwsza porcja tych obrazów.


1. Adam Ciemniewski – „Żniwa”




2. Wincenty Wodzinowski – „Odpoczynek”




3. Stanisław Pomian Wolski - „Przed karczmą podolską”



4. Adam Setkowicz - „Sanie przed chatą”




5. Roman Kochanowski – „Pasące się krowy”




6. Franciszek Ejsmond – „Pierwsze czytanie”




7. Abraham Neuman – „Ule”




8. Henryk Weyssenhoff - „Wiosna”



9. Zygmunt Rozwadowski – „Zima przed dworkiem”




10. Stanisław Witkiewicz – „Na jarmarku”


[23.04.2022, Toruń]


STAROPOLSKA (5)

 

Akademia Krakowska (Collegium Jagiellonicum)


Agent - W sądach kanclerskich, czyli asesorskich, gdzie rozstrzygano sprawy miejskie w najwyższej instancyi, obrońcy, zwykle nieszlachta, dzielili się na patronów i agentów. Agent był właściwie sekretarzem, dependentem patrona. Palestranci grodzcy warszawscy, sama szlachta, zwali tych agentów torbiferami, że dokumenta i księgi za swymi pryncypałami nosili na sądy w torbach płóciennych. Agentów powinnością było: pisać sumarjusze, przepisywać na czysto instancje, przeglądać często rejestra sądowe dla wiadomości jak daleko są sprawy ich pryncypałów i przepisane z rejestru, który wszedł na stół, mieć przy sobie na pogotowiu; a oprócz tych obowiązków mieć nogi nieleniwe do wszelkich usług dla jegomości pana patrona i jejmości pani patronowej, czasem nawet po pietruszkę na rynek, albo do szewca po trzewiki. Do takich usług używani byli tylko nowicjusze i ci, którzy mieli stancję i stół od pryncypała; którzy zaś utrzymywali się własnym kosztem, albo mieli po sobie młodszych, pilnowali tylko pióra i rzeczy sądowych. Promocja do patronizacyi zależała od zasłużenia sobie na łaskę u pryncypała (K i t o w i c z).


Agnieszka - z łac. Agnes, w zupełnem spolszczeniu imię niewieście: Jahna, Jagna, Jaga, Jagusia, Jagula. Jest pospolite przysłowie: dobra Agnieszka — kto z nią nie mieszka. Adalberg w swojej „Księdze przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich“ zebrał 19, odnoszących się do dnia św. Agnieszki.


Agnusek - z łac. Agnus Dei — Baranek Boży. Medaljonik z wosku białego z odciskiem wypukłym na jednej stronie Baranka Bożego, a na drugiej — św. Jana Chrzciciela, poświęcony osobnym ceremoniałem przez papieża. Początek robienia agnusków odnoszą do pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy w kościele rzymskim rozdawano wiernym w Wielką sobotę resztki paschału zeszłorocznego. Potem mieszano do wosku oleje święte, z roku zeszłego pozostałe. Obecnie robią te Baranki z najczystszego białego wosku, jako symbolu niewinności Chrystusa. Urządzał je dawniej prałat — zakrystjan papieski, co Klemens VIII powierzył Cystersom, mieszkającym przy kościele św. Pudencjanny w Rzymie. Osobom prywatnym nie pozwolono robić takich agnusków z wosku i one przedawać. Wszystkie więc agnuski alabastrowe, złote i kamieniami wysadzane, jakie niewiasty polskie nosiły w wieku XVII jako ozdoby, a o których wspomina satyryk ówczesny Łukasz Opaliński, były to raczej medale i klejnoty formy agnusków, wyrabiane wszędzie. Prawdziwe zaś agnuski, tylko woskowe, pochodzące z Rzymu, przechowywano w domach polskich jak świętość i cudowną ochronę przeciwko chorobom, piorunom i innym klęskom przyrodzonym. Bywały one zwykle u nas oprawiane jak relikwie, a często razem z relikwiami za ramki w okoleniu kwiatów i ozdób. Takie prawdziwe agnuski papież benedykuje w jednym z czterech dni ostatnich

Wielkiego tygodnia, w roku swej inauguracyi, potem co lat 7 i w roku jubileuszowym, a rozdaje w sobotę przed przewody, kładąc biskupom w mitry, duchownym w birety, a świeckim w jedwabną materję. Z tego samego źródła symboliki religijnej pochodzi i zwykły Baranek wielkanocny, robiony powszechnie z masła, zielonej rzeżuchy i.t.d.


Agryppa - herb osiadłego na Litwie rodu Agryppów. Wacław Agryppa był marszałkiem izby poselskiej na sejmie koronacyjnym Henryka Walezjusza, w r. 1576 był pisarzem litewskim, r. 1586 kasztelanem mińskim, a r. 1590 smoleńskim, zm. r. 1597. Jędrzej Agryppa był posłem na sejmie r. 1613 i deputatem na trybunał skarbowy. Ajchigier, herb przyniesiony za czasów Zygmunta I po raz pierwszy z Niemiec do Polski przez Zybulta Ajchigiera, który ożenił się z Polką Maleczkowską. Zmarły r. 1582 w Krakowie Augustyn Ajchigier, synowiec Zybulta, słynął jako biegły lingwista. Herbem tym, oprócz Ajchigierów, pieczętują się Barwińscy. Przedstawia on w złotem polu tarczy siedzącą na tylnych łapach wiewiórkę, z ogonkiem puszystym na grzbiet zadartym. Nad hełmem w koronie znajduje się takaż wiewiórka, siedząca między dwiema trąbami.


Ajer - tak na Litwie zowią tatarak, z greckiego i łacińskiego aira, acorus. Muchliński twierdzi, że nazwa ta wzięta od Turków, ponieważ tatarak po turecku agir, czego jednak za pewnik przyjąć niemożna. J. Karłowicz powiada że wyraz ten dostał się do nas nie z zielników, ale pewniej z języków ruskich, bo po rosyjsku brzmi podobnie.


Ajerówką - lub kalmusówką zowie się wódka na tatarak nalewana. Z korzonków ajeru robiły babki nasze konfitury, smażąc je w miodzie lub cukrze i przechowując w apteczkach domowych na przekąskę po wódce dla mężczyzn. W Zielone Świątki lud przystraja tatarakiem w mieszkaniach swoich okna i kominy, oraz potrząsa podłogi i ziemię przed chatą, co miłą woń przynosi. Na Boże Ciało, jak dziś kwiatami, wysypywano dawniej drogę procesyi do czterech ołtarzy tatarakiem.


Akademja Krakowska - Właściwa historja akademij nie leży w zakresie niniejszej encyklopedyi, mamy jednak obowiązek podać tu główniejsze wiadomości i daty, jakie zachować w pamięci powinien każdy, umiejący czytać i pisać. Pierwszy swój zawiązek ta jedna z najstarszych w Europie instytucyj naukowych zawdzięcza Kazimierzowi Wielkiemu, który, odczuwając potrzebę posiadania biegłych prawoznawców i ludzi Akademja Krakowska (Collegium Jagiellonicum). uczonych w państwie, postanowił, za przykładem cesarza Karola IV, założyciela uniwersytetu w Pradze czeskiej, wprowadzić podobny zakład w Krakowie. Jakoż pod datą 12 maja 1364 r. wydał dokument erekcyjny dla Szkoły Głównej krakowskiej („Studium Generale“). Ponieważ uniwersytety musiały być wówczas potwierdzane przez papieży, więc Kazimierz przesłał ten dyplom do Urbana V, który potwierdził go we wrześniu tegoż roku. Dwa natenczas były typy wśród nielicznych jeszcze uniwersytetów w Europie: bonoński i paryski. Pierwszy odznaczał się pewną republikańską swobodą, drugi miał charakter więcej klasztorny. Król polski obrał sobie za wzór urządzenie wszechnicy bonońskiej. Otwierał wstęp do Szkoły Głównej krakowskiej wszystkim zarówno swoim poddanym, jak i obcym, zwolnił ich od wszelkich opłat, ceł i podatków, dozwolił lądem czy wodą przesyłać studentom i kupować wszelkie zapasy żywności i potrzeby kuchenne jak mąkę, piwo, wino, drwa, nakazywał piekarzom i młynarzom mleć i piec dla studentów według tych samych cen, jak płacili wszyscy mieszkańcy Krakowa. Gdyby student napadnięty i ograbiony został przez poddanych króla polskiego w obrębie jego kraju, obowiązywał się król szkody mu wynagrodzić, a gdyby grabieży dokonali obcy, przyrzekał starać się o wynagrodzenie u tych panujących, gdzie złoczyńcy przebywać będą. Wyznaczył w mieście odpowiednie gospody dla doktorów, magistrów, studentów, pisarzów i bedelów, nakazując gospody te zaraz otaksować przez dwuch obywateli i dwuch studentów, z nadmienieniem, żeby taksa ta nigdy już nie była zwiększona. Gdyby gospody te z czasem uległy zepsuciu, gospodarze mieli je naprawiać własnym kosztem, gdyż w przeciwnym razie mieszkający w nich student czy profesor, zawiadomiwszy wprzód właściciela, będzie mógł na jego koszt naprawy dopełnić. Gdyby kto inny gospodę taką zamieszkał, musi się wynieść, jeżeli członek Szkoły Głównej zająć ją zechce. Troskliwy król naznaczał nawet dla studentów Żyda wekslarza, któryby mógł im pożyczać pieniędzy, nie biorąc więcej nad grosz od grzywny za miesiąc. W urządzeniu wewnętrznem zapewnił Kazimierz Szkole Głównej zupełny samorząd. Na czele Szkoły stać miał rektor, wybierany przez studentów, pobierający za swe prace 10 grzywien czyli około pięciu funtów srebra za czas, jak się zdaje, półroczny. Miał on juryzdykcję w sprawach cywilnych i lekkich kryminalnych nad wszystkimi co w Krakowie dla nauki przebywali, a od jego wyroku nie było żadnej apelacyi. W sprawach kryminalnych ciężkich, rektor odsyłał winowajcę, jeżeli ten był klerykiem, do sądu biskupiego, jeżeli zaś świeckim — do króla lub sędziego, przezeń wyznaczonego. Bez wiedzy rektora żaden członek Szkoły Głównej nie mógł być

aresztowany. Na katedry profesorskie wybierać mieli doktorów i magistrów studenci danego wydziału większością głosów. Tak wybranego zatwierdzał król, a w nieobecności króla w Krakowie — jego pełnomocnik, „comissarius noster“. Ponieważ papież nie pozwolił na wykład teologii, tak samo jak to uczynił w tymże czasie względem świeżo zakładanego uniwersytetu w Wiedniu, więc postanowiono otworzyć na początek trzy tylko wydziały: prawny, fizyczny (medyczny) i sztuk wyzwolonych. A że królowi chodziło najwięcej o naukę prawa, ustanowił więc najliczniejsze katedry tego przedmiotu i najhojniej je opatrzył; było ich 8. Wydział lekarski miał tylko dwie katedry. Na wydziale sztuk wyzwolonych był tylko jeden profesor, niewątpliwie dlatego, że szkołę przy kościele Panny Maryi, gdzie uczono 7-miu sztuk wyzwolonych, uważano za część składową tego wydziału; jakoż profesorowi tego wydziału oddał król szkołę tę pod zarząd. Wszystkie płace miały być co kwartał uiszczane profesorom przez żupnika z dochodów kopalni soli w Wieliczce. Szkoła Główna kazimierzowska weszła w życie i przetrwała aż do przemiany jej przez Władysława Jagiełłę r. 1400 na rzeczywistą wszechnicę. Lekcje odbywały się prawdopodobnie po mieszkaniach profesorów, w części zaś na Wawelu; podanie bowiem o budowlach uniwersyteckich na przedmieściu Bawole (Kazimierzu) nie wytrzymało krytyki. Król Kazimierz w kilka lat umarł po założeniu Szkoły Głównej, która w ciągu swego istnienia (r. 1364 — 1400) nie musiała celować naukami, skoro, jak słuszną czyni uwagę P. Chmielowski, nie przekazała późniejszym czasom wiadomości: ilu miała profesorów, czy wszystkie 8 katedr prawa miały oddzielnych mistrzów, skąd profesorowie ci byli wzięci, jaka była ilość studentów? — o czem nic zgoła dotychczas niewiadomo, bo ani nazwiska profesorów, ani ich prace nie przedostały się do nas. Przypuszcza też Chmielowski, że uczniowie Szkoły Głównej krakowskiej w wieku XIV musieli udawać się po stopnie magistrów i doktorów za granicę, a mianowicie do Pragi. Król Ludwik nie mieszkając w Polsce, nie troszczył się o instytucję krakowską, dopiero jego córka Jadwiga, wnuczka siostry założyciela Szkoły Głównej, zakrzątnęła się około podniesienia i uzupełnienia akademii wydziałem teologicznym. Na jej i męża Władysława Jagiełły prośbę, zezwolił w roku 1397 papież Bonifacy IX na zaprowadzenie wykładów teologii, dając zarazem prawo udzielania stopni naukowych: bakałarza, licencjata, magistra i doktora, ze wszystkimi przywilejami, jakie nadawał fakultet teologiczny paryski.

Niemożna było jednak zaraz z pozwolenia tego korzystać i dlatego Jadwiga w listopadzie tegoż roku, powodowana troskliwością o szerzenie oświaty chrześcijańskiej w Litwie, utworzyła przy uniwersytecie w Pradze czeskiej tak zwane Kolegi m Litwinów, uposażając je 200 kopami groszy. Życzenie jej otwarcia wydziału teologicznego w Krakowie spełniło się dopiero po jej śmierci. Jakoż d. 22 lipca 1400 r. został otworzony uniwersytet zupełny przy ulicy św. Anny, w tak zwanem do dziś dnia Kolegium Jagiellońskiem (Collegium Jagiellonicum). Wielkiego serca i umysłu ta niewiasta, testamentem przeznaczyła część swych klejnotów na podźwignięcie wszechnicy polskiej. Jagiełło za tę sumę kupił dom i plac Stefana Pancerza przy ulicy Żydowskiej (dziś św. Anny), stanowiący, podług prof. J. Łepkowskiego, obecnie czworobok, ograniczony ulicami: św. Anny, Jagiellońską, Gołębią niższą i alejami plantacyj. Narożnik od strony ulicy św. Anny i ul. Jagiellońskiej jest pierwotnym tych gmachów zawiązkiem i z niego to rozwinął się ów styl architektoniczny, w jakim się dzisiaj całość budowli przedstawia. Wybudowanie tego gmachu, które musiało zająć lat kilka, pociągało zwłokę, której przewidywanie było zapewne głównym dla Jadwigi powodem utworzenia Kolegium Litwinów w Pradze, aby nie tracić ani chwili czasu w sprawie oświaty chrześcijańskiej pogańskiego narodu. Król osobiście w uroczystej procesyi wprowadził uniwersytet do nowego gniazda, a d. 24 lipca nastąpiły wpisy do matrykuły uniwersyteckiej, gdzie na czele umieszczono nazwisko Władysława Jagiełły, a potem nazwiska: Piotra Wysza biskupa krakowskiego, Mikołaja z Kurowa biskupa kujawskiego, Jana z Tęczyna kasztelana krakowskiego, Klemensa z Moskorzowa podkanclerzego koronnego, oraz 12 prałatów i kanoników, 28 proboszczów i uczniów. W d. 26 lipca został wygotowany przywilej erekcyjny i odbyła się pierwsza prelekcja z prawa kanonicznego, miana przez biskupa Piotra Wysza. W przywileju król Władysław powtórzył wiele ustępów dosłownie z dokumentu założenia Szkoły Głównej przez Kazimierza W. (z r. 1364), zapewniając studentom i wogóle członkom wszechnicy to samo co Kazimierz: oswobodzenie od ceł, podatków, wynagradzanie szkód, tę samą autonomiczną juryzdykcję i swobody, oddając nadto na mieszkanie dla profesorów i na audytorja gmach przy ul. św. Anny, na wieczne czasy zwolniony od wszelkich ciężarów publicznych, a obowiązek czuwania nad zachowaniem praw i swobód uniwersytetu wkładając na biskupa krakowskiego, którego nazwał „konserwatorem“ instytucyi. Uposażenie Akademii krakowskiej w r. 1400 wynosiło, jak się zdaje, 440 grzywien, czyli około 220 dzisiejszych funtów srebra, co jednak, względnie do ówczesnej wartości tego kruszcu, przedstawiało znaczenie przynajmniej dziesięciokrotnie większe. Z biegiem czasu majątek akademii wzrastał, bo i król nie przestawał opiekować się troskliwie swoją fundacją. On, który sam nie był biegły w żadnej nauce, tak odczuwał gorąco znaczenie i potrzebę nauki dla narodu, że profesorów otaczał poważaniem i przyjaźnią, z pola bitwy słał wszechnicy krakowskiej wesołe wieści o zwycięztwach, a z łowów w puszczach litewskich przesyłał profesorom do Krakowa najlepszą zwierzynę. W r. 1403 zbudowano przy ul. Zamkowej Collegium juridicum, w r. 1441 — Collegium medicinae, a r. 1464 przy Franciszkańskiej — Collegium novum. W kolegjach tych mieszkali profesorowie i mieściły się sale wykładowe, które na wydziale filozoficznym nosiły nazwy: Sokratesa, Arystotelesa, Marona, Platona, Galena i Ptolemeusza. Wogóle jednak wzorowano się więcej na klasztornym ustroju uniwersytetu paryskiego, aniżeli na uniwersytetach włoskich: bonońskim i padewskim, i to było może główną przyczyną, że akademja jagiellońska wieku XV nie przechowała żadnych śladów akademii piastowskiej wieku XIV, której tradycja nie była dla niej pamiątkową. Dzieje Akademii Krakowskiej z czterech wieków streścił Piotr Chmielowski.


[23.04.2022, Toruń]