1.
Wiedzieli aby móc pozostać dłużej w tej restauracji usytuowanej na skraju zdrojowego parku (oni przebywali akurat na zewnątrz pod pióropuszami parasoli - był w końcu lipiec, upalny, lecz na tyle wietrzny, aby chłodna bryza ciągnąca od solanek, poruszająca listowiem klonów i kasztanów, uprzyjemniała im czas bezlitośnie szczerej rozmowy), wiedzieli, że muszą coś zamawiać, aby nie kusić krzywo kierowanego na nich wzroku właściciela restauracji. Co innego ta młoda kobieta, najprawdopodobniej studentka dorabiająca sobie do czesnego, ona... jej ich obecność nie wadziła w niczym, a gdyby jeszcze znalazła odrobinę wolnego czasu w tym bezustannym przemieszczaniu się pomiędzy kuchnią a częścią restauracji znajdującą się pod gołym niebem (był to, jak zdążyli zauważyć, jej rewir) pewnie by się do nich przysiadła, wpraszając się do słuchania ich rozmowy. Należała bowiem do tych istot, które znajdują ukontentowanie w przebywaniu w towarzystwie innych osób, widywanych wcześniej i tych widzianych po raz 9pierwszy. Zwykłe zamówienie jakie przyjmowała stawało się dla niej pretekstem do rozpoczęcia konwersacji lub udzielania infornacji na jakikolwiek temat. Potrafiła również podejść do stolika, przy którym konsumowano posiłek, aby dyskretnie sprawdzić, czy spożywający, dajmy na to, sznycel po wiedeńsku z kapustą kiszoną, marchewką i groszkiem zadowoleni są z jakości dania, jakim ich uraczono... ot, bywają tacy ludzie, których bezsłowny dzień pracy uwiera.
Adam z Pawłem uprzedzili swoje panie, że ten dzień będzie należeć do nich i tylko do nich. Niespodziewane spotkanie po latach było wystarczającym powodem do tego, aby próbować odzyskać utracony czas, a ich żony, choć w przeszłości mniej trwała więź ich łączyła, będą miały sposobność wygadać się po swojemu, do czego mężowie nie zawsze są potrzebni. Zapewne wybrały się teraz na spacer po zdrojowym parku, popijają z dzbanuszków tę okropnie słoną wodę, zamawiają sobie akurat kawę, grzeszą jakimś ptysiem czy karpatka albo wylegują się na leżakach w przyhotelowym ogródeczku z twarzami zwróconymi ku słońcu.
Panowie z kolei, choć pora nie po temu, zamówili po lampce koniaczku na apetyt przed obiadem, na który jeszcze pomysłu nie mieli. Sączą ten koniak na poły z dobrze schłodzoną lemoniadą; sączy się też napoczęta przed godziną rozmowa, po wielokroć urywana - bieżące tenaty w cenie - czy ciekawe? Co może być interesującego w życiu mężczyzn, których sześćdziesiątka wcale nie pogłaskała po karku, a trzepnęła porządnie otwartą dłonią. Potem rozmowa przybrała postać wspomnień bliskim im obu, a w pewnym momencie Adam z filozoficznym zacięciem sformułował myśl, po której ich rozmowa nabrała rumieńców.
- Jeśli kto szczęśliwy, zadowolony z życia, to znaczy, że na drugim biegunie znajduje się ktoś, komu ze szczęściem nie po d
rodze. Przyroda ceni poczucie równości, a i też jest prawdą, że nic w niej nie ginie.
- Tak sądzisz? Uważasz się za tego drugiego?
- Nie inaczej. Zresztą przepowiedziałem sobie ten stan; nazwijmy go stanem rozczarowania.
Roman może i nie nazwałby swego życia rozczarowującym, jednakowoż nie oprotestował sądu wygłoszonego przez Adama. Próbował jednak doszukać się w życiu przyjaciela takich znanych o nim elementów, które choćby w części podważyłyby zapodaną przez przyjaciela tezę.
- Nie widzę ciebie niezdrowym, żona, dwoje dorosłych dzieci, których niańczyć nie musisz, wnuczka, pracujesz, no powiedzmy, że twoje obecne zajęcie nie jest wymarzoną pracą, ale jednak ją masz, i w końcu twoje życie jest stabilne, ba pewnym poziomie, do którego nie wszyscy w naszym wieku dosięgają... i ty mówisz o rozczarowaniu?
Ale zanim skończył, począł powątpiewać w słuszność swoich argumentów, bo też i sam czuł w sobie niejaką nostalgię za czasami, które gdyby nie przepadły bezpowrotnie, storzyłyby mu szansę dla pełniejszego i niezawodnie szczęśliwszego życia nad te, jakie obecnie prowadzi.
- To wszystko prawda - kontynuował Adam. - Toż nie mówię, że wszystko com osiągnął, uległo rozkładowi, ale można było inaczej pokierować swoim życiem.
- Każdy zmieniłby własną drogę życia, gdyby tylko przewidział wszystkie występujące na niej zakręty.
- A najgorsze w tym wszystkim jest to, że czasami patrząc w krótkiej perspektywie czasu, nie dostrzegasz nie tylko tych zakrętów, ale też bagatelizujesz rzucane ci pod nogi kamienie czy uszykowane na twojej drodze objazdy.
- Zdaje mi się, że pijesz teraz do naszej wspólnej pracy - zauważył Roman.
- To nie tylko była praca... to marzenie... idea - westchnął Adam. - Prawda, że nie od samego początku byłem tak pozytywnie nastawiony do naszego wspólnego, jak się później okazało, projektu... ale z biegiem czasu...
(...)
[22.09.2019, Sigtuna, Region Sztokholm - lotnisko]