Stanisław Wyspiański - "Macierzyństwo"
Dzisiaj
wiersz z okazji Dnia Matki
KONSTANTY
ILDEFONS GAŁCZYŃSKI - SPOTKANIE Z MATKĄ
Ona
mi pierwsza pokazała księżyc
i
pierwszy śnieg na świerkach,
i
pierwszy deszcz.
Byłem
wtedy mały jak muszelka,
a
czarna suknia matki szumiała jak Morze
Czarne.
Noc.
Dopala
się nafta w lampce.
Lamentuje
nad uchem komar.
Może
to ty, matko, na niebie
jesteś
tymi gwiazdami kilkoma?
Albo
na jeziorze żaglem białym?
Albo
falą w brzegi pochyłe?
Może
twoje dłonie posypały
mój
manuskrypt gwiaździstym pyłem?
A
możeś jest południową godziną,
mazur
pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj
szpilkę znalazłem w trzcinach —
od
włosów. Czy to nie twoja?
*
Ciemne
olchy stoją na moczarze,
rozsypuje
się w mokradłach próchno
Ej,
rozświstał się wiatr na fujarze,
małe
gwiazdki nad olchami zdmuchnął
Mała
myszka przez ścieżkę przebiegła
Drogę
Mleczna nietoperz wymierzył
I
wiatr ucichł nagle. I zza węgla
z
fajka srebrną w zębach wyszedł księżyc.
Rozświeciły
się świeceniem wielkim
chmury,
dziuple, żołędzie i sęki —
jakby
cały świat był srebrnym świerkiem,
srebrnym
bąkiem grającym piosenki.
*
Listki
drżeć zaczynają,
ptaki
w ton uderzają,
słońce
wschodzi nad knieję,
słońce
jak śnieg topnieje.
Listkom
roznąć, opadać,
ptakom
też wiecznie nie żyć,
słońcu
wschodzić, zachodzić,
sercu
gwiazdy i skrzypce.
*
Jak
pudełko świeczek choinkowych,
nagle,
w ręku, gdzieś od dna kredensu,
myśli
nagle tak wchodzą do głowy,
serce
trącą, i sercem zatrzęsą.
Świeczki
takie kupowała mama,
One
drzemią. W nich śpi piękny zamiar.
Tylko
rozwiń je i tylko zapal,
a
zobaczysz, co z tego wyniknie:
w
świeczkach błyśnie drogiej twarzy owal.
Matka
palec wzniesie. Wiatr ucichnie.
Matkę
w ręce ucałuj i włosy,
potem
śniegu po uliczkach rozsyp,
żeby
błyskał się i żeby chrzęścił
Potem
wszystkie światła, co migocą,
do
walizki zamknij. Otwórz nocą,
jeśli
w drodze spotka cię nieszczęście
*
Lato
w lesie. Ciemność zielona w świerkach
Szałwia.
Zajęczy szczaw.
Niebo
obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele
brzęczą wśród traw.
Motyle
żółte i białe, jak latające listy.
Cisza
i światło
A
tam dalej i dalej, za tym pagórkiem
piaszczystym,
też
jest lato.
Niebo
to jest małe miasteczko w niedzielę,
gwiazdy
gapią się na ziemię z okien,
a
wiadomo, ze gwiazd jest wiele
i
że wszystkie są niebieskookie.
A
tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w
jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a
to drugie okno z drugim kwiatem…
tam
ty mieszkasz. I pogrzebaczem
fajerki
przesuwasz. I płaczesz
Bo
tak długo czekasz na mnie z obiadem.
*
Idę
do ciebie. W twoją zieleń,
I
w twoje śniegi. I w twój wiatr.
W
twój niezmierzony idę świat,
gdzie
pory roku na twej dłoni
trojaka
jak Ślązaczki tańczą
i
kurz się wzbija, skrzypi wóz,
odyniec
biegnie przez mokradła
i
jeleń rośnie pośród światła,
co,
dzwoniąc, bębniąc, tarabaniąc,
zaspane
gwiazdy strząsa z brzóz
Jesień
to skrzypce potłuczone,
bezradna
myśl nad ćwiercią smyczka,
zima
to plecy twoje białe,
lato
— jak złota rękawiczka,
która
porzucił w sadzie Jan,
ten
Kochanowski, co mu łyżką
wystarczy
stuknąć, a już wszystko
tańcuje,
niebo się otwiera,
niebo
niebieskich pełne piór,
truchleje
wilk, basuje bór,
głosem
Szekspira i Homera.
Ze
srebrnych, księżycowych jezior
delfin
wysuwa ucho, jesiotr
słuchaniem
skraca sobie pobyt.
A
z lasu truchcik sarnich kopyt.
Z
rybackich ognisk bucha dym,
skwierczy
na sadle plotka żółta —
to
w wierszach Jana tak. I w nim
zakotwiczona
moja nuta;
i
wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,
bemole
wszystkie, rytm i rym,
i
księżyc, mój ubogi kuzyn,
co
na telegraficznych drutach
nocą
nabija sobie guzy.
But
zgubił. Choć jest cały światłem,
we
łbie rozumu ani szczypty.
I
nieskończonym sznurowadłem
wplątał
się w moje manuskrypty.
[26.05.2023, Toruń]