CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 kwietnia 2024

ZAPISKI (1035) ZMIANA POŻĄDANA. MARQUEZ. KAŚKA I POZOSTAŁE.

 

1035.

Znacznie skróciłem szyld „zapisków”, a to z tej racji, że postaram się mniej pisać o polityce i dzielić okres współczesności na dwa podokresy: dyktatury pisowskiej i ten koalicyjny postpisowski. Dochodzę bowiem do wniosku, że w październiku upadło „hard-dziadostwo” i nastało „dziadostwo-light”, a dochodzę do wniosku po tym, jak gromadnie koalicyjne siły rzuciły się na kasę unijną, rzucając przy okazji posady poselskie i rządowe. Nie będę się powtarzał – pisałem już o tym, a że nie jestem odosobniony w swoich poglądach, przeto podsyłam link do jednego z tekstów:

https://natemat.pl/553427,apel-do-politykow-darujcie-sobie-europarlament-bo-wybralismy-was-do-sejmu

Zresztą… przecież tematem numer jeden jest Ukraina – polegnie czy nie plus straszenie wojną z Rosją, więc przynajmniej na tę chwilę od polityki odpocznę, choć nie wiem, czy się uda.


1036.

Czytając „Jesień patriarchy” Marqueza jeszcze raz przekonuję się do tej przepięknej w czytaniu prozy tego kolumbijskiego laureata Nagrody Nobla. Zaprawdę, czyta się Marqueza z ogromną przyjemnością. Pomijając już nawet treść, problematykę i fabułę, czytelnik obcuje z tekstem rozbudowanym, czasami trudniejszym w odbiorze, gdy wielokrotnie złożone zdania należy czytać cierpliwie, „wsłuchując” się w specyficzną dla tego autora metaforykę, czasami baśniową, mitologizującą warstwę językową jego utworów, ale satysfakcja z tego bonusa pozostaje na długo w naszej świadomości. Ciekaw jestem, jaki procent w tym stylu pisarskim ma tłumacz wielu utworów Marqueza, znakomity Carlos Marrodán Casas.


1037.

Moim ptakom, do których zaliczam oprócz gołębi kawki, sroki, a także ostatnio wronę, moim ptakom pogoda dopisuje, jak i też to czym je karmię. Co ciekawe, naturalnego pokarmu na wiosnę jest dla ptaków pod dostatkiem, co obserwuję wychodząc z mieszkania i udając się na trawnik przed cmentarzem, a mimo to ptaszki do mnie przylatują. Spostrzegłem, że pojawiają się nie o określonych godzinach; bardziej reagują na czas słoneczny, a skoro słońce porządnie świeci już po siódmej rano, pojawiają się o tej skrajnie dla mnie wczesnej porze. Najwcześniej pojawia się Kaśka z jej narzeczonym. Myślę, że ten związek zaowocuje posiadaniem młodych. Chyba już niektóre samiczki wysiadują, co mnie cieszy, a chyba martwi tych z banku naprzeciwko mojego mieszkania, którzy rozłożyli na skraju dachu takie „kolczatki” przeciwko ptakom… a moje mądre gołębie siadają po prostu nieco dalej na tym dachu i tak obserwują moje okno, czy im przypadkiem czego nie rzucę na parapet.


[30.04.2024, Toruń]

KARTKA Z KALENDARZA - 30.04.2024

 

Kartka z kalendarza na dzień 30 kwietnia 2024 roku

Wtorek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Jakub, Katarzyna, Maria oraz Afrodyzja, Afrodyzjusz, Afrodyzy, Andrea, Bartłomiej, Benedykt, Chwalisława, Donat, Eutropiusz, Józef, Kwiryn, Lilla, Ludwik, Maksym, Marian, Piotr, Pius, Pomponiusz, Rozamunda, Wawrzyniec


Przysłowie na dziś:

W kwietniu po brzegach wody niosą jęczmienia urody

Słońce

Świt: 04:25

Wsch. Sł.: 05:04

Zenit: 12:33

Zach. Sł.: 20:01

Zmierzch: 20:40

Cytat dnia:

Strach boi się odważnych” - Józef Bułatowicz


28 czerwca 1878 roku w Maziarni urodził się Stanisław Brzozowski - filozof, pisarz, publicysta i krytyk literacki. [zm. 30 kwietnia lub 30 maja 1911 roku we Florencji]



Poniżej fragment III części <Polska zdziecinniała> „Legendy Młodej PolskiStanisława Brzozowskiego.

[pisownia oryginalna]

[…]

Jesteśmy katolikami i zagadnienia, które świat cały szarpią, załatwione są dla nas w symbolu wiary.

Katolicyzm jest dziwną budową.

Kto nie usiłował wżyć się weń, nie zna jego tajemnic, jego czarów. Przeciętny Polak-katolik mało lub wcale nic nie wie o tem, jak głębokim umie być katolicyzm, gdy się w nim szuka, głębokości. Pierwszym pozorem, rzucającym się w oczy, jest subordynacya, brak krążenia krwi ducha, — martwota. Posłuszeństwo hierachiczne, podporządkowanie laików duchowieństwu, są to najbardziej uderzające rysy kościelnej budowy. Ale w granicach tego posłuszeństwa kościół posiada swoje kaplice dla samotników, krypty dla myślicieli, baszty dla rycerzy: to, co orle, i to, co podziemne w ludzkiej duszy, znajduje tu schronienie. Istnieją całe systematy głębokich filozoficznych, artystycznych koncepcyi świata, które uzasadniają to posłuszeństwo kościołowi, ale jednocześnie pozostawiają myśli indywidualnej bezgraniczny niemal przestwór dla spekulatywnych dociekań, intensywnej kultury ducha.

Nigdzie chyba na całym świecie stosunki pomiędzy katolicyzmem, jako religią ludową, a katolicyzmem jako głęboką dyscypliną moralną, obejmującą całe życie człowieka, pomiędzy katolicyzmem maluczkich i katolicyzmem doktorów, nie ułożyły się w sposób tak straszliwie demoralizujący, jak u nas. Nie wątpię, że pośród naszego duchowieństwa mogą istnieć jednostki o wybitnej wiedzy teologicznej, to pewna, że w życia umysłowem oświeconych laików katolicyzm nie odgrywa niemal żadnej roli. Francuska literatura XIX stulecia posiada szereg pierwszorzędnych myślicieli i twórców, którzy pracowali istotnie dla pogłębienia katolicyzmu lub też przynajmniej tworzyli pod jego natchnieniem i kierownictwem. Pomimo wszystkich drwin na temat katolicyzmu Balzaka, Barbeya d’Aurévilly, Baudelaire’a, Villiers de l'Isle Adam’a było w ich stosunku do kościoła wiele szczere1“ i głębokiej powagi. Wydaje mi się, że nie można sobie wyobrazić ich życia duchowego bez katolicyzmu. Polscy postępowcy posługują się niezmiernie uproszczoną metodą, gdy chodzi o tego rodzaju sprawy. Kiedy napotykają fakt katolicyzmu u wybitnego człowieka, — wietrzą w tem obłudę, udanie, w ostateczności zaćmienie umysłowe. Przysłowiowa wprost ignorancya oddaje im tu niepospolite usługi. Dość zbadać, jak wielkie zainteresowanie wywołują w kołach najbardziej wykształconej europejskiej inteligencyi dyskusye i polemiki na temat modernizmu, aby przekonać się, jak wiele jeszcze życia pozostało w wielkiem starem ciele. W literaturze polskiej istnieją bardzo głębokie i ciekawe próby pogłębienia lub ugruntowania katolickiego światopoglądu. Wydaje mi się wielkiem nieporozumieniem, gdy słyszę o panteizmie Cypryana Norwida. Dla mnie jest Norwid jednym z najbardziej i najgłębiej katolickich umysłów stulecia, najniezaprzeczalniej katolickim z pośród wszystkich naszych poetów. W związku z katolicyzmem snuł swoje koncepcye Hoene-Wroński, nie zrywał z nim co najmniej Cieszkowski. Koncepcye religijne Mickiewicza zostaną może i u nas dokładniej poznane, gdy zajmie się niemi jaki francuski lub włoski modernista. […]



[30.04.2024, Toruń]

28 kwietnia 2024

ODKURZONE - CHCIAŁBYM, ABYŚ...

 [liczy sobie lat 13 bez trzech miesięcy]

   *       *       *

Chciałbym, abyś mogła się w nich

wykąpać przed snem,

i ugasić pragnienie,

aby były pod ręką

jak lustro niemodnej toaletki,

tabletka na migrenę,

filiżanka kawy o poranku.


Mógłbym owinąć nimi

twoją skaleczoną nogę,

natrzeć jak balsamem plecy i ramiona,

otulić nagie ciało kocem,

pomóc powiekom przytulić się do oczu,

nasycić pokój zapachem maciejki

i kazać im zamilknąć do świtu.


A kiedy bryzą nocną ukołysana

odbywasz wędrówkę senną,

one przybiegają do mnie tłumnie.

Wypełniam nimi kieszenie,

chowam do szuflady,

gromadzę zachłannie,

jedno po drugim,

rozsupłuję i sklejam,

szarpię nimi struny głosu,

upuszczam kleksy

na białej płaszczyźnie czerpanego papieru,

zamieniam je, przesiewam, przesypuję

z jednego miejsca w drugie,

rysuję nimi i rozsiewam,

rozpuszczam jak włosy,

a czasem milczę,

czasami milczę, kiedy mi ich zbraknie.

I wtedy już nie wiem, co powiedzieć,

gdy grzęzną w moim gardle

i przelewają się przez palce

....słowa.

[28.04.2024, Toruń]

BENIOWSKI (5) - PIEŚŃ I [cd.]

 


Widziałem — Ale stój, Muzo! bieg krzywy

Tu nie przystoi wcale. — Miesiąc świeci,

Na koniu wiedźma, gałęzią pokrzywy

Smaga po zadzie konia i tak leci

W srebrnej koronie jak anioł straszliwy!

O którym roją na pół senne dzieci,

Że ma koń⁸⁹ ze mgły, z wężów srebrnych bicze,

Skrzydła ogniste i niańki oblicze…


I coraz prędzej, jakby anioł zgonu

Pędził za naszym rycerzem i babą.

Dźwięk głuchy kopyt jak jęczenie dzwonu,

Jako tętnienia echo jęczał słabo,

A ręka wiedźmy jak liść wielki klonu,

Gdy sczerwienieje lub, jak mówi Strabo⁹⁰,

Łapa Ibisa⁹¹, czerwona, bez pierza:

Za lejc trzymała swój — i lejc⁹² rycerza.


W zawrocie głowy, rycerz wlepił oczy

W tę rękę z trzema czerwonemi żyły⁹³.

A więc rozmyślał, czy z konia zeskoczy?

Ale mu jego koń był bardzo miły —

Czy świśnie szablą, aż się łeb potoczy

I spadnie z karku wiedźmy do mogiły? —

Ale i ta myśl druga, i ta chętka

Zdawała mu się nie zła — lecz za prędka.


A tu bym wiedzieć chciał twe mądre zdanie,

j czytelniku, i twój sąd o rzeczy;

Gdyby cię takie spotkało porwanie?

I nie spodziewał się znikąd odsieczy?

I widział taką rękę, Mości Panie!

Czerwoną? — do miliona krwawych mieczy!

Taką ohydną rękę? pełną kości?

Co pozbawiła cię ludzkiej godności!


Zwłaszcza, jeżeli jesteś demokratą

I o swą godność indywidualną

Dbasz wielce. — Co byś więc powiedział na to?

Gdybyś przez babę tak suchą! fatalną!

I — nie wiem pewnie — lecz może wąsatą

Sę-Symonistkę⁹⁴ i nie idealną

Ale kościaną, był pozbawion woli

I tchu i czynił to, co godność boli?


Nie wiesz? — Więc sobie zamawiam twą łaskę

Nadal, na rzeczy ważniejszych sądzenie. —

Beniowski więc wpadł w szatańską zatrzaskę⁹⁵, —

Widzę w tem jego gwiazdę, przeznaczenie!

I leciał jak wiatr, patrząc w bladą maskę,

Którą słoneczne wkładają promienie

Na twarz księżyca; a w tym prędkim biegu

Świat mu się cały zdawał kłębem śniegu.


Nagle — zwolniła kroku przewodniczka,

Roześmiała się, zeskoczyła z siodła.

Beniowski siedział na koniu jak świéczka,

Patrząc, gdzie go ta wędrówka zawiodła.

Ujrzał, że chwastem zarosła uliczka, Miłość niespełniona

Międza skałami — co mogą za godła

Służyć dwóm sercom, rozdartym na wieki, —

Wiodła go prosto — prosto — do pasieki.

-------------------------------------------------------------------

⁸⁹koń — dziś popr. forma B. lp: konia.

⁹⁰Strabon — geograf gr. żyjący na początku n.e.; zajmował się również historią naturalną.

¹ibis — ptak brodzący, czczony w starożytnym Egipcie.

²lejc — dziś popr. lejce; być może Słowacki zmienił formę, by zachować rytmikę wiersza.

³z żyły — dziś popr. forma N. lm: z żyłami.

⁹⁴Sę-Symonistka (właśc. saintsimonistka) — wyznawczyni doktryny Henri de Saint-Simona (1760 – 1825), socjalisty utopijnego, głoszącego ideały braterstwa i równości (najważniejsze dzieła: Système industriel; Catéchisme industriel; Nouveau Christianisme); tu przen. oznacza żartobliwie tyle, co: rewolucjonistka, feministka.

⁹⁵zatrzaska — pułapka.

------------------------------------------------------------------------

Pasiekę tę znał dobrze i te skały,

I tę ścieżeczkę pełną rudej glinki.

Tutaj pasterskie roił ideały⁹⁶ —

Z których czytelnik może robić drwinki. —

Starosta córce dał ten gaik mały

I od niej nazwał miejsce — Anielinki.

A zaś ta wiedźma, na pozór straszliwa,

Była to niańka panny, stara Diwa⁹⁷


Poznał ją rycerz i za tę czerwoną,

Za tę Ibisa rękę wnet uścisnął.

Więc ty Irydą⁹⁸ jesteś, a Junoną

Jest twoja Pani? Teraz obłok prysnął!

Ach widzę, jaką miałem myśl szaloną!

I co bym zrobił, gdybym szablą świsnął

I odciął ci tę rękę, Diwo stara.

Drugi raz nie graj w diabła i w Tatara.”


Tak mówiąc, za swą Diwą szedł z pośpiechem,

I ze skał wyszli na łąkę zieloną;

Na którą księżyc spoglądał z uśmiechem,

Widząc tysiącznych róż otwarte łono.

Chata nakryta prostej słomy wiechem,

Ścieniona lipy ogromnej koroną,

Stała na łące w najciemniejszej głębi,

Z girlandą śpiących wokoło gołębi.


Z drżeniem za Diwą szedł Beniowski młody,

Prowadząc konia, co się wyrwał z dłoni

I poszedł z wolna, parskając, do wody. —

Ta wyglądała spod białych jabłoni,

Szarfą księżyca, błękitem pogody. —

Za nim koń drugi poszedł rżąc — a oni,

To jest nie konie, lecz nasz rycerz z Diwą

Weszli w lepiankę pochyłą i krzywą.


Staruszek, Diwy mąż, poświecił w sieni,

I drzwi otworzył od panny pokoju.

Na progu stała, jakby smętna ksieni⁹⁹,

Panna Aniela cała w białym stroju;

Z dyjamentowych zaś miesiąc pierścieni

Podobny do gwiazd migających roju,

Błyskał na kruczych włosach rozwiniętych,

Właśnie jakoby złote światło świętych.

---------------------------------------------------------------------------

⁹⁶pasterskie roił ideały — nawiązanie do mody na sielanki, panującej na przełomie XVIII i XIX w.

⁹⁷Diwa — w mit. słowiańskiej bożyszcze wróżące klęskę; wiara w nią rozpowszechniona była na Ukrainie, Podlasiu i Mazowszu. Tutaj jest imieniem własnym starej kobiety.

⁹⁸Iryda a. Iris (mit. rzym. i gr.) — bogini tęczy, wysłanniczka bogów, służka Junony (w mit. gr. Hery).

⁹⁹ksieni — przeorysza, przełożona klasztoru.

----------------------------------------------------------------------------

Beniowski myślał, że anioł i witał

Jak bóstwo, długiem, przeciągłem westchnieniem,

Potem się zmięszał¹⁰⁰ i o zdrowie spytał; —

Co dziś byłoby wielkim uchybieniem!

Nieświatowością! znakiem, że nie czytał

Pani Sand¹⁰¹, że się bajronicznym cieniem¹⁰²

Nie okrył, że jest niezgrabny w rozmowie,

Że nie wie, jak to mówić romansowie¹⁰³.


Ja sam się dziwię, że za bohatera

Wziąłem takiego prostego szlachcica!

Oto pierwszy raz swe usta otwiera

Przed swą kochanką, która w nów księżyca

Swe włosy czarno-błękitne ubiera,

Jakby sawantka¹⁰⁴ albo czarownica:

I słyszy — że nie jak wieszcz lub astronom,

Kochanek wita ją — lecz jak ekonom.


Na niezgrabnego już masz patent — a ja,

Rycerzu, wyprę się twoich grubijaństw —

I cała moich poematów zgraja

Lęka się dalszych twoich swarów, pijaństw,

Anhelli¹⁰⁵ cię ma biały za lokaja,

I Balladyna skora do zabijaństw

Wolałaby się w trupów ukryć gęstwie,

Niż przyznać, że jest z tobą w pokrewieństwie.


Co jest niejaką prawdą, bo te mary

Jedne się rodzą z serca, drugie z głowy,

A trzecie tylko z dziwnej, twardej wiary

W przyszłość, a czwarte obłok piorunowy,

A piąte mi koń w stepach przyniósł kary. —

Lecz ten poemat będzie narodowy,

Poetów wszystkich mi uczyni braćmi,

Wszystkich — oprócz tych tylko — których zaćmi.


Lecz do powieści. — Więc na progu stała

Panna Aniela prosta, dumna, czysta,

Dla zalotników zwyczajnych jak skała;

Z czego kochanek wybrany korzysta,

Albowiem nigdy nie kokietowała

Dlatego tylko, aby mieć ze trzysta

Kornych kochanków pod wachlarza trzonkiem,

Z których by żaden nie chciał być małżonkiem.


Lecz u Polaków tak! — Ciągną jak słomki

Za oczkiem jakiej Marysi lub Wandy,

Która im różne rozdaje przydomki,

A wiosną listkiem cyprysu, lewandy¹⁰⁶

Z niemi w zielone gra lub wiąże słomki,

Lub wędkę rzuca w te rybek girlandy,

Które za każdym wody pluskiem płyną,

Skosztują — haczek obaczą — i miną.

[…]

-----------------------------------------------------

¹⁰⁰zmięszać — dziś popr.: zmieszać.

¹⁰¹Sand, George (1804 - 1876) — właśc. Aurora Dudevant, powieściopisarka ; jej powieści były w latach 1840 - 1860 powszechnie czytane. Najgłośniejsze z nich to „Spiridion” (1839) i Lelia (1833).

¹⁰²bajronicznym cieniem — mowa o typie romantycznego bohatera z powieści poetyckich George’a Byrona (1788 - 1824).

¹⁰³romansowie — dziś popr.: romansowo, tj. poetycznie, stylowo.

¹⁰⁴sawantka (savante: uczona; daw.) — kobieta wykształcona, erudytka.

¹⁰⁵Anhelli — bohater poematu Juliusza Słowackiego, podróżuje po Syberii i spotyka polskich zesłańców.

¹⁰⁶lewanda — lawenda.


[28.04,2024, Toruń]

26 kwietnia 2024

ZAPISKI Z CZASÓW PO OBALENIU PISOWSKIEJ DYKTATURY (47 / 1034) DLA KASY ZROBIĄ WSZYSTKO.

 

    Jeśli kto myśli, że w wyborach parlamentarnych wybieramy posłanki posłów, senatorki i senatorów, aby działali w naszym, wyborców imieniu o dobro Polski, to jest w błędzie. Niektórzy parlamentarzyści - wypowiem się może niegrzecznie ale dosadnie – robią sobie z elektoratu jaja albo też mają nas w takim głębokim poważaniu, w miejscu, gdzie nie dochodzą promienie słońca. Skąd ta pewność z mojej strony? Otóż zbliża się kampania wyborcza do parlamentu europejskiego i partie polityczne wybierają kandydatów, którzy w Strasburgu i Brukseli mają walczyć o dobro Unii Europejskiej i Polski – czytaj: walczą o kasiorę dla siebie, albowiem w przysłowiowej Brukseli więcej się zarabia, a zatem czytam w „Rzeczpospolitej” i podaję informację z „Faktów”.

Swoją gotowość do startu w wyborach potwierdził wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek. Startować zamierza także przewodnicząca klubu Lewicy Anna Maria Żukowska
W wyborach do Parlamentu Europejskiego wystartuje m.in. szef MSWiA
Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Borys Budka i minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz.

    Co łączy tych patriotów? Wszyscy wyżej wymienieni uzyskali mandat poselski w ostatnich, październikowych wyborach. Czterech z nich oprócz tego że są posłami, zasiadają w rządzie, a łącznie z panią Anną Marią cała piątka wypięła pośladki na swoich wyborców, albowiem praca w parlamencie, jak się okazało, nie spełnia ich ambicji. Ten skandal trwa od wielu lat. Jeśli na ten przykład termin wyborów samorządowych poprzedza wybory parlamentarne, to jeśli jakiś polityk, który zostaje, dajmy na to, radnym wojewódzkim, to bardzo możliwe, że wystartuje następnie w wyborach ogólnopolskich, a potem, dlaczego nie, w wyborach do unijnego parlamentu. Gdybyśmy zapytali wymienioną piątkę, dlaczego zrzekają się miejsc w parlamencie, plując tym samym w oczy tych, którzy ich wybrali, to daję sobie uciąć głowę poniżej brody, że każdy nich powie, że robią to dla Polski i chcą ciężko pracować na najwyższym parlamentarnym szczeblu Europy, a nadto, że są gotowi sprostać daleko rozleglejszym zadaniom, które postawi przed nimi naród (szkoda, że nie Bóg).

    To jest chore, o czym piszę. Wydaje mi się, że nie ma potrzeby tłumaczyć, dlaczego. Ta pazerność szczurów do europejskiego koryta i towarzysząca temu hipokryzja, to kolejny dowód na to, że polityka śmierdzi na odległość i dotyczy to każdego ugrupowania politycznego w naszym kraju.

    Niestety nie ma innej rady, jak pozostać w domu i w te wybory – nie można przykładać ręki do tej podłej hipokryzji, jaką obserwujemy w „nowej, niby demokratycznej” Polsce.

    Nie chcę i nie będę pracodawcą dla tych ludzi.


[25.04.2024, Toruń]

21 kwietnia 2024

LOT

 

LOT

Wiesz, budzę się parokrotnie podczas nocy, a szczególnie nad ranem; wtedy może wizyta w toalecie, a bardzo rzadko telewizor włączony po cichu, bo oczywiście po takim nagłym przebudzeniu się, wstawaniu z konieczności, zasypiać trudno, czasami niemożliwie, więc ślęczę na pół siedząc, leżąc lub wręcz jak na obrazach Chagalla unoszę się w powietrzu nad miastem, nad wysoką wieżą kościoła, neogotycką lub z późnego średniowiecza, nie wiem… w końcu moje oczy zostają przyprószone piaskiem powodującym sen.

I wtedy… wtedy wybudza mnie metaliczny dźwięk dzwonu kościoła, nad którym fruwałem; i wiesz co, leciałem tam z tobą, trzymaliśmy się za ręce, byłaś w czerwonej sukience, Małgorzato, a ja byłem Wolandem. Tak, tak, wszystko to mi się przyśniło, co wcale nie oznacza, że nie chciałbym tak z tobą, no wiesz… tymczasem słucham sześciu czy może siedmiu uderzeń dzwonu. Szczerze? Uwielbiam dźwięk dzwonów. Czuję wtedy, jakby ktoś mnie przywoływał do siebie, niekoniecznie do świątyni, bo te od dawna zawładnięte są przez złe moce i boję się do nich wchodzić; nie chcę się kolegować z tymi obleśnymi staruchami, nie chcę na nich patrzeć, wstrętni oszuści…

Tak, że lecę sobie z tobą o szóstej lub o siódmej rano nad strzelistą wieżą neogotyckiego kościoła, krążymy sobie ponad miastem, jego najstarszą częścią i w końcu docieramy do okienka naszej wiekowej kamieniczki oddalonej o dwie przecznice od głównego placu starego miasta; okienko otwarte, wlatujemy przez nie jak para gołębi, przysiadamy na bielutkich krzesełkach (sama takie wybrałaś) naszej kuchni, odpoczywamy chwilę, ja stawiam czajnik z wodą na blat elektrycznej kuchni, ty wydobywasz z górnych półek białego (sama wybrałaś taki kolor) kredensu ciastka, pamiętasz, takie robione przez maszynkę, znaczy się słodka, maślana, mleczna, jajeczno-mączna masa przekręcana przez foremkę założoną na maszynkę do mięsa; potem jemy te ciasteczka, popijamy herbatą, a czy ty wiesz, że moja babcia maczała w herbacie te ciasteczka i tak zmiękczone wsuwała do ust, a szklanka z herbatą wyglądała wtedy nieestetycznie, ale to nic, skoro tej starej kobiecie to smakowało. W końcu idziemy do łóżka, bo dla nas te okolice szóstej lub siódmej rano to straszny czas i musimy się zanurzyć w siebie i w pościel, bo jeśli tego nie zrobimy, przez cały dzień będziemy chodzić jak otumanieni, senni i niezdatni do robienia czegokolwiek. Później, jeszcze przed południem wstanę sam, bo przecież ciebie nie ma.

Kiedy naprawdę się obudziłem, to pomyślałem sobie, jakie figle wyczynia ze mną sen. Jak bardzo on przekłamuje rzeczywistość. Choćby ten lot nad miastem – przecież go nie było; fizyczna niemożliwością było n a s z e wpłynięcie przez uchylone okienko do n a s z e g o mieszkanka.

Powód jest prosty - c i e b i e nie ma, przestałaś być dla świata, dla świata, lecz nie dla mnie; dla mnie cały czas istniejesz i jeszcze dzisiaj się z tobą zobaczę, nie, nie zobaczę, nie mam dla ciebie swoich oczu, jedynie wezmę z sobą ten list, który napisałem wczoraj, przedwczoraj, może wcześniej, i wsadzę go pod tą doniczkę, w której zaczynają rozkwitać kwiaty nasturcji, drobniutkie, kremowe i lekko pomarańczowe… zatem idę, mijam bramę, kieruję się w prawo, alejką tuż przy murku, doliczyłem się dwunastu grobów, teraz w prawo, grób twój jest w drugim rzędzie… zatrzymuję się nagle!

- Ty? Przyszedłem jak listonosz, mam list do ciebie – spoglądam w stronę grobu, nasturcje kwitną - Chcę włożyć ten list – mówię – po to tu przyszedłem – skąd tu się wzięłaś? - pytam.

Konsternacja, pełna konsternacja.

- Bierzesz mnie za kogoś innego – słyszę – za moją matkę… tak bardzo jestem podobna? Pokaż ten list.

Zabiera mi z ręki, rozkłada, zaczyna nieśmiało czytać.

- Tak bardzo jestem podobna do mojej matki? - powtarza.

- Bardzo… nawet wydaje mi się, że ty jesteś… nią…

- Może tak, może nie, zgadnij.

Umyka mi jej obraz. Widzę, jak lipcowy, silny, taki jaki zwykle występuje przed burzą, porywa kartkę papieru, przechwyconą najpierw przez nią, a potem… potem powstaje wir, słychać pierwszy grzmot, pierwsze błyskawice rozdzierają zamaszyste brunatne, ciemne grząskie chmury.

- To jesteś t y - mówię – jak mogłem tego nie wiedzieć. Błagam cię wróć… jutro znów polecimy, daleko, wysoko, wprost do nieba.

Obudziłem się.


[21.04.2024, Toruń]