ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 listopada 2022

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (814)

 


811.

Ktoś obliczył, że aby porównać roczne zarobki Roberta Lewandowskiego z zarobkami osoby pracującej za średnią krajową w Polsce, to musiałby taki człowiek pracować około 2050 lat, czyli gdyby było to możliwe, to ta osoba mogłaby zacząć pracę jeszcze około 30 lat przed naszą erą.

Powtórzyłem swój niedawny wpis, w którym przytoczyłem informację pozyskaną w Internecie na temat różnic w zarobkach przeciętnego Polaka i Roberta Lewandowskiego. Istotnie ta różnica jest znaczna, chociaż gdyby tak zestawić zarobki przeciętnego Kowalskiego z tym, ile zarabia Messi, prawdopodobnie skala rozpiętości byłaby większa. 

Pamiętam, że Błaszczykowski, który swego czasu grał z Lewandowskim i Piszczkiem w Borussi Dortmund wyraził się wprost, że piłkarze zarabiają zbyt dużo, i naraził się swą wypowiedzią co niektórym.

Pisałem ten krótki tekst z intencją pokazania, że coś jest nie tak z tymi różnicami w zarobkach, choć ani mi przez myśl nie przeszło, aby wyrazić swoją zazdrość z tego powodu, że nie zarabiam / zarabiałem tyle ile kapitan reprezentacji narodowej w piłce nożnej. Ale od czego są trolle, zawistnicy, w dodatku niedouczeni, którzy przy każdej nadarzającej się okazji gotowi są "przywalić" komu popadnie lub osobie, którą wybrali, aby ją dręczyć. Mam ci ja taką osobę, która znajduje satysfakcję w wyśmiewaniu mnie i dręczeniu, w przypisywaniu mi złych intencji, komentowaniu czegoś, czego nie powiedziałem. Wielokroć zastanawiałem się nad tym, co kieruje takimi ludźmi jak ten "mój" kloszard, która upatrzyła sobie we mnie śmiertelnego wroga i wyżywa się na mnie nie przebierając w środkach. To aż nie do uwierzenia, że znajduje ta osoba czas na te wygłupy i zawsze, ale to zawsze poddaje moje słowa krytyce, i tak sobie myślę, że gdybym napisał "dzień dobry", spotkałby mnie z jej strony atak. Ja oczywiście nie boję się słów krytyk i jestem nawet gotów uznać się w jakim sporze pokonanym, ale, na Boga, niech będzie to zależne od ważkości przytaczanych argumentów. W przypadku kloszardówny nie chodzi przecież o argumenty - ona mnie po prostu nienawidzi za to, że jestem... bo ja wiem... mądrzejszy od niej. Chyba doszedłem do rozwiązania... otóż wydaje mi się, że owa prześladowczyni prawdopodobnie nie może znaleźć swojego miejsca w życiu, niewiele umie, jeszcze gorzej się zachowuje (brak wzorców?), z jakichś nieznanych mi powodów przenosi swoje życiowe niepowodzenia, żale do świata, niepowodzenia w życiu prywatnym czy zawodowym na innego człowieka, nienawidzi gdyż jest to właściwie jedyna szansa, aby się czymś wyróżnić, ba, aby zaistnieć. Może to depresja, a może jakiś głębszy problem psychiczny.

Właściwie to nie ma się nad czym zastanawiać. Myli się kloszardowa sądząc, że na poważnie biorę jej komentatorską krecią robotę. Większości jej plugawych wpisów w ogóle nie czytam i wyrzucam do kosza na śmieci. Bezbłędnie poznaję jej styl po kilku słowach. Z drugiej strony przecież nie mogę powiedzieć, że jest mi przyjemnie z powodu zadręczania mnie niechcianymi komentarzami. Komu byłoby przyjemnie, gdy nazywa się go pedofilem, prawda. Od tamtego czasu każdy, ale to każdy wpis tej pozbawionej elementarnych zasad dobrego zachowania był, jest i będzie usuwany, i żałuję, że na bloggerze nie ma możliwości blokowania cuchnących nienawiścią gości, jak to ma miejsce choćby na facebooku. A kasuję te wszystkie durne komentarze, aby nie zaśmiecać kawiarenki, aby ci, którzy przychodzą w to miejsce nie pomyśleli sobie, że toleruję nienawistne i głupawe wpisy.

Aby czytający powyższe słowa mógł się przekonać z , jakiego typu materią przychodzi mi się zmagać, zacytuję ostatni wpis tego babsztyla (pisownia i forma oryginalna). Przypominam, że kloszardowa pije do mojego wpisu 811.

"Gdyby Pan reprezentował sobą jakąś wartość może ktoś by zapłacił a tak zostaje zazdrość ,że są tacy , którzy za ciężką pracę i wyrzeczenia są uczciwie opłacani. Kloszard- Pozdrawiam zazdrośnika/"

Pozostawiam ten tekst do oceny kawiarenkowych gości, choć na koniec nie omieszkam odezwać się w sposób, który nie licuje wprawdzie z atmosferą kawiarenki, ale pasuje jak ulał do poetyki kloszardowej.

Lepiej by było, gdybyś, kloszardzie, zadbała o swoją dupę, mniej troszcząc się o moje wartości, do których nigdy nie dorośniesz.


[29.11.2022, Toruń]


27 listopada 2022

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (811 – 813) ZAROBKI. PIŁKA KOPANA. JAK TRZEBA TO TRZEBA.

 


811.

Ktoś obliczył, że aby porównać roczne zarobki Roberta Lewandowskiego z zarobkami osoby pracującej za średnią krajową w Polsce, to musiałby taki człowiek pracować około 2050 lat, czyli gdyby było to możliwe, to ta osoba mogłaby zacząć pracę jeszcze około 30 lat przed naszą erą.


812.

Mistrzostwa Świata w piłce nożnej oglądam tak w około 20-30 procentach. Piłka bawi mnie coraz mniej, głównie przez tę komercję, a może też na przekór tym, co wlepiają nosy w telewizyjne ekrany. Śmieszą mnie dwie rzeczy:

1) W rzeczywistości mecz trwa (bez przerwy) 90 minut plus parę, paręnaście minut doliczonego czasu. W telewizorni mecz trwa tyle samo plus jakieś 5 godzin dyskusji na temat jego przebiegu :-)

2) Niekończąca „Izaura”, „Dynastia”, „M jak miłość” czy takie tam o Robercie Lewandowskim. Oczekuję odcinka, w którym motywem przewodnim będzie historia o tym, na którym boku śpi piłkarz Barcelony, ewentualnie procentowy udział w jego śnie zajmowanych pozycji, czyli: na lewym boku, na prawym, na plecach, na brzuchu z konieczną informacją dodatkową: czy pan Robert chrapie, a jeżeli tak to w jakich sennych pozycjach.

3) Dyskusje na temat piłki kopanej prezentowane są tak, jakby występujący w nich fachowcy omawiali najistotniejsze problemy ludzkości.


813.

Nie lubię przeprowadzek, ale jak trzeba, to trzeba.


[27.11.2022, Toruń]

26 listopada 2022

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 66. ARTYSTYCZNIE

 



ROZDZIAŁ 66. ARTYSTYCZNIE


(w którym dowiemy się o kolejnym wrześniowym plenerze artystycznym oraz prześledzimy rozmowę, jaką przeprowadziły, na teatralne tematy, rzecz jasna, pani Zofia Koteńkowa i aktorka, pani Weronika Majewska)


Niemal krok cały rok czasu postawił i w miasteczku ponownie zabawiono się w plener. Raz jeszcze pan profesor zebrał swoich podopiecznych zaludniając dostojne uliczki starego miasta malarskimi studentami. Sam także z trójką przyjaciół, co to w nakładaniu farby na płótno się znają z ochotą przystąpili do malowania, aby młodocianym artystom towarzyszyć w ich pracy.

Tego roku inne zadanie przed studentami postawił pan akademik. Każdy artysta miał obowiązek wytworzyć trzy portrety w trzech odmiennych technikach oraz ująć oblicza przypadkowo napotkanych przechodniów w karykaturalnej formie piórkiem i węglem, choć nie tylko. Podczas gdy ukończone obrazy miały, podobnie jak przed rokiem, uhonorować domu kultury i kawiarenki ściany, a po zdjęciu ekspozycji zostać wykupione przez portretowanych (uzyskane w ten sposób środki miały być na cel charytatywny przeznaczone), o tyle karykatury wręczano ochotnikom na poczekaniu.

Rzecz jasna pan profesor odrywał się raz po raz od swojej sztalugi, aby belferskim okiem przypatrzeć się dokonaniom podopiecznych, boć przecież nakazane prace były formą ocenianego ćwiczenia, choć do rozpoczęcia akademickich zajęć na uczelni pozostawało jeszcze sporo czasu.

Studenci, niektórzy pomni swoich zeszłorocznych plenerowych doświadczeń; inni z kolei, młodsi, co znali imprezę jedynie z opowieści, przyciągnęli z sobą gromadkę swoich przyjaciół i „miłości”, od czego w szwach popękał miejski hotelik, a obywatele miasteczka, którzy kwaterowali pozostałych, z radości uzyskania dodatkowych dochodów zatarli ręce. Podobnież miejscy kupcy; ci cieszyli się niezmiernie z powodu rosnących z nastaniem września zysków. W kawiarence przez te sześć dni imprezy gościło to całe towarzystwo na obiadach, a i później aż do północy kawiarniane sale na wzmożoną frekwencję nie narzekały.

Cieszyli się też portretowani, myśląc pewnie o tym, że posiadłszy własny wizerunek, czy to pastelowy, olejny, w akwareli czy w gwaszu uczyniony, miłą pamiątka dla nich będzie, a jeśli los przewrotny sprawi, że twórca dzieła sławnym się stanie, to wtedy i wartość takiego żartobliwie przedstawionego pójdzie w cenę.

Tak jak i roku poprzedniego, także i dzisiaj na staromiejskim rynku i w okolicach wystawili się ze swoimi stoiskami twórcy ludowi i rękodzielnicy, a sam pan burmistrz, który, a jakże, też dał się sportretować młodziutkiej damie o kasztanowo-rudych włosach, zaczął przemyśliwać nad tym, że powinno się stworzyć tym amatorskim artystom jakieś stałe miejsce w miasteczku, gdzie mogliby na bieżąco swoje prace pokazywać i sprzedawać.

Główną pieczę nad plenerem tym razem objął pan Korfanty, dyrektor domu kultury, albowiem pani Zofia Koteńko umilała sobie czas z panią Majewską, aktorką, zakwaterowaną tymczasowo w miasteczku i z nią jakoweś teatralne materie omawiały, mając na uwadze nade wszystko stworzenie w domu kultury miejsca dla aktorskiej trupy. Sala kinowo-teatralna w tym ośrodku przecież istniała, więc chodziło głównie o pozyskanie do pracy tych, którzy do ról komedianckich, tudzież dramatycznych najlepiej się nadawali, a pani Zofia miała w tym względzie najlepsze rozpoznanie.

W kawiarence właśnie, późną porą, gdy młodociane towarzystwo flirtowało sobie przy kawie, winku i ciasteczkach, a dobrze już znana miejska piosenkarka wyśpiewywała subtelne bossanowy i rumby przy akompaniamencie jeszcze innej, młodziutkiej niewiasty, panie Weronika i Zofia zajęte były rzeczową rozmową.

- Ja znam kilka dziewcząt i chłopców, co już ukończyli szkołę, z którymi bawiliśmy się w teatr, także tutaj, w kawiarence. Przedstawialiśmy wtedy czwartą część „Dziadów”. Ale i w szkole robiliśmy różne przedstawienia. Nie wszyscy porozjeżdżali się po świecie, a przecież są i młodsi.

- To bardzo dobrze - zareagowała na słowa pani Zofii Koteńko pani Majewska. - Dla takiego miasteczka zobaczyć kogoś ze środowiska w obsadzie znanej teatralnej roli to sprawa bardzo ważna. Powinnyśmy właśnie od takich małych kroczków zacząć. Wiele już lat przeżyłam w teatrze i pani powiem, że nie brak prawdziwych talentów wśród amatorów, jednakowoż pracować nad nimi trzeba, zanim się ich puści na głęboką wodę przedstawień.

- Ma pani rację - potwierdziła pani Zofia - a też i najważniejsze w tej pracy są chęci, zapał do pracy… no i porządne, profesjonalne poprowadzenie takiego nieopierzonego aktora. A kto lepiej mógłby ich poprowadzić jak nie pani.

- W każdym razie na pewno z pani pomocą, bo któż zna lepiej zna to środowisko, do którego drzwi ja zaledwie pukam. Ja też myślałam o tych młodych absolwentach szkoły teatralnej, którzy za nic nie mogą się przedostać do prawdziwego teatru, choć wcale nie są gorsi od innych… po prostu mniej szczęścia mają. I wie pani, marnują się oni jako kelnerzy, sprzedawczynie w butikach… no cóż, imają się różnych zajęć, aby związać koniec z końcem i… powoli tracą nadzieję, a ich talent niszczeje, porasta kurzem. Dać takiemu rolę, której się nie spodziewa, to stanie na głowie, aby wypaść jak najlepiej i, powiem pani, że lepiej zagra niż niejeden dobry aktor o znanym nazwisku na powiatowej chałturze. 

- Też tak myślę, choć nie ukrywam, że magnesem przyciągającą widownię będzie pani osoba.

- No cóż, nie chcę kokietować… z przyjemnością bym zagrała - odparła pani Weronika, lecz natychmiast przeszła do innej sprawy. - Pani Zofio, ale aktorzy to nie wszystko. Owszem, można sobie wyobrazić sztukę, że tak powiem, nowoczesną, w której słowo wystarczy i przysłowiowe krzesło za rekwizyt posłuży, ale chyba chcemy od naszego teatru czegoś więcej, prawda. Dekoracje, charakteryzacja, stroje, muzyka… to wszystko się liczy i kosztuje. Ja oczywiście spróbuję wydobyć z własnego teatru jakieś rekwizyty, to na początek, ale w dalszej perspektywie należałoby pomyśleć o własnym zapleczu.

- Pani Weroniko, i na to recepta się znajdzie. Nawet pani nie przypuszcza, jak ambitnym człowiekiem jest nasz dyrektor domu kultury. Przysiądziemy z nim, porozmawiamy, przedstawimy swoje pomysły, a on skrobnie jakiś projekt. Na coś nowego, oryginalnego jakieś środki dostaniemy. Albo… niech pani spojrzy na tych młodych malarzy. Chce pani mieć dekoracje? Zwrócimy się z prośbą do pana profesora. Młodzi portretowali najpierw miasto, teraz ludzi… a czy stworzenie takich dekoracji nie byłoby kolejnym fascynującym dla nich zadaniem? Mamy też w mieście i wioskach panie, które zajmują się szyciem, haftowaniem, Bóg sam wie czym tam jeszcze. A muzyka? Ha, samemu mężowi bym przykazała zasiąść do fortepianu, gdyby zaszła taka potrzeba… bo musi pani wiedzieć, że mój mąż to ma dwa niezależne od siebie powołania: być lekarzem - z czego ma pieniądze - i muzykiem-wykonawcą, za co grosza nie bierze. A daję pani słowo, ze gdyby tak rozejrzeć się po mieście i okolicy, przynajmniej na jakiś kwartet smyczkowy byłoby na stać.

- Tak, wiem, wiele już słyszałem o tych artystycznych dokonaniach w mieście.

- Owszem - kontynuowała pani Koteńko - to nie może być tak, że wszystko uda się załatwić bez kosztów. Ludziom trzeba będzie zapłacić, a i same materiały kosztują, i tak dalej.

- Widzę, że każdy aspekt sprawy bierze pani pod uwagę. Więc co, spotkamy się jutro u pana dyrektora. Jak się pani o nim wypowiedziała… ten ambitny człowiek. Może i on coś pożytecznego nam dopowie.

- A pewnie. Po dwunastej wpadnijmy do niego, wtedy mniej jest zajęty. 

- Jak najbardziej. To może, pani Zofio, zamówimy sobie jeszcze po lampeczce schłodzonego, czerwonego wina i… może byśmy przeszły na ty. Co pani na to?

- Z wielką przyjemnością, pani… - poprawiła się pani Koteńko - z wielką przyjemnością, Weroniko.

- I mnie będzie bardzo miło, Zosiu, a insulinę… insulinę wezmę sobie zaraz po tej lampce.


[Napisano po raz pierwszy dnia 10.09.2016 roku w Sabadell pod Barceloną, Katalonia, w Hiszpanii


[26.11.2022, Toruń]


24 listopada 2022

FILMY (22) ANDRZEJ BARAŃSKI - DWA KSIĘŻYCE

 


DWA KSIĘŻYCE

Rok produkcji - 1993

Lokacje - Kazimierz nad Wisłą.


Film jest adaptacją zbiorku opowiadań Marii Kuncewiczowej „Dwa księżyce”. Przełożenia tekstu na język filmowy dokonał znakomity reżyser znany ze swych fascynacji rzeczywistością małomiasteczkową – Andrzej Barański, autor takich filmów jak: „W domu”, „Kramarz”, „Nad rzeką, której nie ma czy „Braciszek”. Barański jest także reżyserem licznych filmów dokumentalnych, scenarzystą i reżyserem spektakli telewizyjnych.

Ten trwający ponad dwie godziny film, zbudowany z 17 epizodów jest wiernym odtworzeniem pierwowzoru literackiego i przy okazji kunsztownym opisem Kazimierza nad Wisłą, ulubionego miasta artystów, a nade wszystko miasta Kuncewiczów, choć to niewielkie miasto nad Wisłą do dzisiaj cieszy się zasłużoną uwagą i sentymentem współcześnie żyjących Polaków.

A oto co Andrzej Barański powiedział na temat filmu, do którego zresztą sam napisał scenariusz: „Chciałbym ocalić od zapomnienia stworzone przez Kuncewiczową obrazy. W zbiorze jej nowel znalazłem to co ogromnie cenię. Zmysł obserwacyjny, wyczulony na językowe niuanse słuch, wyjątkową znajomość opisywanego środowiska i doskonale nakreślone portrety psychologiczne”. Można śmiało powiedzieć, że reżyserowi udało się przekazać „duszę” miasta; także ze względu na świetnie dobraną i tak liczną obsadę aktorską (bardzo wielu aktorów gra w filmie) oraz oczywiście znakomite zdjęcia, które przybliżają widzom atmosferę tego pięknego miasta lat trzydziestych ubiegłego wieku.

Anna Polony


Reżyseria - Andrzej Barański

Scenariusz - Andrzej Barański

Zdjęcia - Ryszard Lenczewski

Artur Barciś  i  Jan Frycz


Obsada aktorska

Bożena Adamek - Ludwisiowa

Artur Barciś - Michał

Henryk Bista - kupiec Mistig

Jerzy Bończak - bagażowy Moszek Ruchlinger

Stanisława Celińska - piekarzowa

Bożena Dykiel - Malwina

Jan Frycz - malarz Jeremi

Maria Gładkowska - Krystyna, żona Jerzego

Jerzy Kamas - Bohdan, brat Malwiny

Roman Kłosowski - Wojtalik, stróż w ogrodzie Malwiny

Krzysztof Kolberger - pisarz Jerzy

Ryszard Kotys - policjant Kubik

Anna Majcher - śpiewaczka Marta "Sylwia"

Zofia Merle - praczka Franciszkowa

Cezary Pazura - malarz Paweł, siostrzeniec Walentyny

Franciszek Pieczka - Szulim

Anna Polony - krawcowa Walentyna Krajewska

Dorota Pomykała - poetka Klara, siostra Marty

Agnieszka Suchora - Iza

Joanna Szczepkowska - Flora

Karl Tessler - malarz Szymon Goldman; rola dubbingowana przez Andrzeja Mastalerza

Grażyna Trela - malarka Mena

Beata Tyszkiewicz - ministrowa

Marek Walczewski - mecenas

Bogdan Baer - burmistrz Stanisław Niedzielski

Michał Breitenwald - Staszek Wojtalik

Jerzy Cnota - Żyd Zośka

Małgorzata Drozd - Karolina, służąca ministrowej

Krystyna Feldman - żebraczka Agata

Teresa Filarska - gospodyni sprzedająca "gałganiarza"

Ireneusz Kaskiewicz - komendant policji

Magdalena Komornicka - aktorka Madzia

Edward Kusztal - Ludwiś

Mariola Kukuła - Zośka

Katarzyna Łaniewska - Wojtalikowa

Jan Mayzel - urzędnik z magistratu

Paweł Nowisz - Franciszek

Iwona Katarzyna Pawlak - pani Rośnicka

Dorota Piasecka - Kowaliczka

Barbara Połomska - burmistrzowa

Jerzy Rogalski - zakrystian Antoni

Jan Tadeusz Stanisławski - aptekarz

Małgorzata Sadowska - mecenasowa Stefania

Witold Skaruch - komornik

Bogusław Sochnacki - ojciec Michała

Leszek Teleszyński - przyjaciel Flory

Krystyna Tkacz - Sara Ruchlinger

Halina Wyrodek - Kubikowa

Marta Ajzelt - Rachela

Agnieszka Buczek - szwaczka w firmie Walentyny

Ewa Konstancja Bułhak - Kasia, służąca Flory

Irena Burawska - sąsiadka Franciszka

Włodzimierz Dembowski - starszy syn Franciszka

Marianna Grodzka-Marziano - córka Mistiga

Marek Kępiński - ksiądz

Artur Kocięcki - Rośnicki

Barbara Korczarowska - urzędniczka na poczcie

Leopold Kozłowski - Żyd w bożnicy

Zuzanna Lipiec - szwaczka w firmie Walentyny

Tomasz Owczarek - Piotruś, syn Klary

Zofia Plewińska - kobieta wiejska

Włodzimierz Stein - Żyd w bożnicy

Grażyna Suchocka - dziewczyna przy studni

Etl Szyc - Żydówka w bożnicy

Marcel Szytenchelm - bagażowy

Anna Świetlicka - aptekarzowa

Dorota Wasilewska - Gienia, szwaczka

Bartosz Żukowski - syn Ludwisia

Jerzy Bończak  i  Joanna Szczepkowska


[24.11.2022, Toruń]

23 listopada 2022

W CAŁOŚCI - KLEMENS SZANIAWSKI / JUNOSZA - TALMUDZIŚCI

 

Jeśli kogo zapytać o Klemensa Szaniawskiego (Junoszę), to raczej nie uzyska się odpowiedzi, kim był ten, o kogo się pyta. Tak to jest, że nazwiska niektórych, co przed nami żyli, ulatują z pamięci. Ale jedną z cech kawiarenki jest przywoływanie z otchłani pamięci niektóre nazwiska. Wspomniany powyżej człowiek to całkiem płodny powieściopisarz i nowelista polski, z wykształcenia lekarz, żyjący w latach 1849 - 1898,  a że urodził się akurat 23 listopada, to na dzień ten przypada rocznica urodzin autora Poniższy tekst pochodzi z 28 numeru pisma „Biesiada Literacka” z roku 1891. Pisownia zachowana oryginalna.



TALMUDZIŚCI

PRZEZ

Klemensa Junoszę


Nie wiem, czy jest na świecie kraj, który mógłby się pochwalić jak my, tak wielką liczbą ludzi uczonych i wyłącznie tylko nauce oddanych. Pyszniący się z wielkich swoich ludzi niemcy, zaledwie kilkadziesiąt nazwisk zapisali dotychczas w złotéj księdze narodowéj filozofii, a u nas w najmarniejszéj mieścinie, w lichéj osadzie liczącéj dziesięć szynków i pięćdziesiąt chałup są akademie; w nich to od rana do nocy przesiadują myśliciele pochyleni nad foliantami ksiąg mądrych, prowadzą między sobą dysputy, tworzą komentarze do tekstów, komentarze do komentarzy i jeszcze do tych komentarzy komentarze — bez końca...

Dla nich obojętny jest cały świat zewnętrzny, nie troszczą się o kawałek chleba dla rodziny, żony na nich pracują; oni wybrali sobie cząstkę najpiękniejszą, bo „nauka jest to najlepszy towar”, nauka daje zaszczyty, sławę i udział w życiu przyszłém; człowiek uzdolniony studyowaniem ksiąg mądrości wyższym jest nad tych wszystkich, co w ciężkiéj pracy, w pocie czoła zdobywają chleb dla żony i dzieci...

Sława takich mędrców rozchodzi się szeroko: od Komarówki do Międzyrzecza, od Kocka do Lubartowa, od Pińczowa za Chmielnik...

Nad czémże tak pracują ci myśliciele głodni, obdarci, nieumyci a hardzi, mający się za wybranych, za lepszych od wszystkich zwykłych śmiertelników na świecie; któż oni są?

To „talmudziści!”

Słyszymy o Talmudzie najsprzeczniejsze zdania; jedni powiadają, że jest to zbiór wszelakiéj przewrotności, fałszu, księga nienawiści i zawziętości przeciw wszystkim, co w jéj powagę nie wierzą; drudzy utrzymują, że to szacowna arka napełniona najpiękniejszemi klejnotami myśli ludzkiéj, proroczych natchnień i kwiatem wiedzy najgłębszéj.

Dzięki badaniom lingwistów i teologów, dzięki przekładom najważniejszych części téj księgi, wiemy co o niéj trzymać. Ani to potworna, tajemnicza księga czarnéj magii i czarów, ani skarbnica klejnotów mądrości w dzisiejszém rozumieniu rzeczy, ani kwiat natchnień proroczych, ani studnia brzydkim jadem zatruta: to tylko pamiątka, zabytek myśli wielu minionych pokoleń, gmach, do którego w ciągu tysięcy lat cegiełkę po cegiełce pokolenia dorzucały; to tylko archiwum, szacowne bo starsze niż wszelkie zabytki, jakie cywilizacya nasza posiada. Do dziesięciorga przykazań, do pięciu ksiąg Mojżesza to komentarz przez długie wieki, przez różnych mędrców tworzony; to tradycya z Egiptu, z tułaczki po puszczy, z Ziemi Obiecanéj, z babilońskiéj niewoli, z rozproszenia, ślady różnych szkół, świetności i upadku. Tam jest i teologia i filozofia i prawo i astronomia i matematyka i wszystko nad czém myśl ludzka pracowała — i morze fantazyi, legendy, bajki i alegorye subtelne, i przepisy życia i obyczajów drobiazgowe, ścisłe, z rygorami nieubłaganemi.

I nad starożytną nauką tą, która się w znacznéj części przeżyła, przebrzmiała i najmniejszego już w życiu praktyczném zastosowania nie ma, wysila się tysiące umysłów, do zmęczenia, do wyczerpania zupełnego — poświęca jéj tysiące ludzi całe życie...

Dlaczego? Czy nie dość im komentarzy już zrobionych, uznanych, potwierdzonych przez cały uczony świat żydowski... Odpowiemy wyjątkiem z Talmudu:

 „Rabi Aba bar bar Chone, który dużo podróżował i liczne morza przepłynął, znajdując się na oceanie w łodzi, ujrzał ptaka, któremu sięgała woda zaledwie po kostki, a głowa jego dotykała obłoków. Ucieszony Rabi, że woda w tém miejscu tak płytka jest, chciał wysiąść z łodzi i rozprostować zmęczone członki, aż nagle z wysokości dał się słyszeć głos: „Stój Rabi, nie wysiadaj, tu głębia, budowniczy rzucił tu niegdyś siekierę i oto siedm lat ona już tonie a jeszcze do dna nie doszła!”

Cóż to znaczy? Morze jest mądrością, budowniczy uczonym, a ptak głupcem i pysznym. Zagłębił się w mądrość po kostki i już z wielkiéj pychy głowę aż do nieba zadziera, tymczasem gdy prawdziwie uczony widzi, że nauka niezgłębioną jest. Więc też żydowscy uczeni zgłębiają nie naukę lecz to starożytne archiwum, które się Talmudem nazywa. Toną w kazuistyce praw nieobowiązujących, w filozofii umarłéj, w astronomii zburzonéj do gruntu, wreszcie w drobiazgach do śmieszności małych i nic nie znaczących. Studyują księgę mądrości aby się dowiedzieć, z któréj nogi wpierw but zdejmować należy, którą rękę myć pierwéj; zastanawiają się nad marnemi kwestyami, jak naprzykład, kiedy człowiek właściwie rozpoczyna jeść: czy, jak chce jedna szkoła, z chwilą odmawiania modlitwy przed jedzeniem — czy, jak twierdzi druga, z chwilą rozwiązania pasa...

OBRAZ K. ZEWY.


Rysunek nasz przedstawia właśnie trzech takich talmudzistów.

Zebrali się oni w domu modlitwy, zasiedli nad foliantami wielkiemi i dyskutują z zapałem. Jeden jest za, drugi przeciw, a trzeci, najmądrzejszy, waży w myśli słowa dyskutujących i milczy, wierny zasadzie, że mowa srebrem jest a milczenie złotem. Zachodzi kwestya: czy wolno jest w szabas mieć przy sobie chustkę do nosa?

Surowy konserwatysta powiada:

 — Nie. Nie wolno jest nosić żadnego przedmiotu. Dziś weźmiesz chustkę, kiedyindziéj sztukę płótna, a przyjdzie czas, że w dzień szabasowy ośmielisz się dźwigać na plecach kloc drzewa.

Liberalniejszych pojęć filozof uśmiecha się dobrodusznie:

 — Masz racyą — rzecze — nie wolno jest nosić żadnych przedmiotów, ale ubranie nosić wolno... Czy zaprzeczysz?

 — Nie mam czemu przeczyć, wszak bez ubrania chodzić nie wolno, a w święto należy się ubierać piękniéj niż zwykle.

 — W takim razie ja przepaszę biodra moje chustką, i to nie będzie chustka lecz pas...

 — Istotnie, to będzie pas.

 — Dobrze — a teraz powiedz mi, gdzie napisano, że prawowiernemu żydowi nie wolno ucierać nosa pasem?

Konserwatysta przekonany nie ma odpowiedzi, milczący filozof uśmiecha się, kiwa głową i mówi do siebie:

 — Są jeszcze między nami mądre głowy!

Ważne kwestye! poświęca się ich badaniu całe życie, pracuje nad niemi tyle umysłów wiedzy chciwych.

Biedni ludzie!


[23.11.2022, Toruń]


21 listopada 2022

PISMO OBRAZKOWE (1)


    Jako że lubię dzielić się nowymi pomysłami, postanowiłem zamieszczać w kawiarence zdjęcia, na które natrafiłem w Internecie, najczęściej pochodzące z fejsbukowych grup, do których mam przyjemność należeć. Nie ma zatem wspólnej tematyki udostępnianej grafiki.

1. PRAGA – MOST KAROLA

To obrazek sprzed paru dni, a jednocześnie będący wspomnieniem z pobytu w tym przepięknym mieście.


2. JARMARK BOŻONARODZENIOWY W LISTOPADZIE

Pisałem ostatnio o jarmarkach i w takim Gdańsku za porcję zwykłej grochówki trzeba tam zapłacić aż 28 zł, a za zapiekankę – 22 zł. O ból portfela przyprawić może również porcja bigosu (25 zł za 300 g), jak również szaszłyk z kurczaka za 42 zł. Smacznego!


3. OPACTWO BENEDYKTYNÓW W TYŃCU

Tyniec to o jeden z celów moich wojaży po Krakowie i okolicach w czasach, gdy byłem licealistą. Tutaj w przedzimowej szacie.


4. ŻEROMSKI

A czy kto wie, że Stefan Żeromski był czterokrotnie nominowany do Literackiej Nagrody Nobla, ale w końcu jej nie otrzymał, choć był jednym z najwybitniejszych pisarzy polskich?


5. NIEDAWNA JUBILATKA, UROCZA PANI ANNA SENIUK

Czas jest jednym z naszych wrogów. Dotyczy to również artystów - aktorów i aktorek. Wydaje się jednak, że pani Anny Seniuk udało się pokonać tego wroga.


6. DWAJ SATYRZY

Przeskakujemy do jednego z najsławniejszych obrazów Rubensa.


7. SATURATOR MOJA MIŁOŚĆ

Dawniejsze czasy - pierwszym obowiązkowym zadaniem mojego pobytu w Łodzi było skorzystanie z saturatora i wypicie szklaneczki wody gazowanej z sokiem malinowym. Takich chwil się nie zapomina.


8. DAWNEJ KUCHNI CZAR

Kolejne wspomnienie. Wprawdzie kafle były białe, lecz mosiężny uchwyt taki sam. Smacznie było i ciepło.


9. POMAGAJMY IM ZIMĄ

Nasi mniejsi skrzydlaci bracia są w potrzebie - nie zapominajmy o nich.


10. THE CHÂTEAU DE SULLY-SUR-LOIRE

Śliczny, bajecznie wyglądający zamek jakich wiele na Loarą. Wielokrotnie przejeżdżałem obok nie na wolnym biegu - wspaniały!


[21.11.2022, Toruń]

20 listopada 2022

SOWIZRZAŁ KROTOCHWILNY I ŚMIESZNY (9)

 

9

Historyja, jako Sowiźrzał, podpiwszy sobie,

wlazł do ula pszczelnego, a jako dwa chłopi w nocy przyszli,

ul ukraść chcieli i uczynił, że się oni dwa społem rwali,

a ula na drodze odbieżeli


Ilustracja edycji strasburskiej z 1539 r. do 9. historii

Czasu jednego trafiło się, że Sowiźrzał z swoją matką namilszą na odpust szedł, a tam sobie podchmielił i szukał sobie miejsca, na którym by się dobrze a spokojnie wyspał. I naszedł w jednym dworze gromadę pszczełnych ulów, przy nich niemało było próżnych. Wlazł w jeden, a tak w nim usnął od południa aż skoro do północy. Spodziewał się, żeby matka jego już dawno doma była, bo go była jeszcze za dnia straciła.

Tejże nocy przyszli byli dwa złodzieje, chcąc ul jeden ukraść i gadali z sobą około tego. Rzecze jeden ku drugiemu:

Dawnom to słyszał, iże im cięższa która rzecz jest, tym lepsza bywa.

I patrzyli, podnaszając, który by był cięższy tak długo, aż na ul trafili, w którym Sowiźrzał odpoczywał i mówili ku sobie:

To jest nalepszy miedzy wszytkimi.

I włożyli go na swoje ramiona, a tak przecię z nim poszli. Zatym Sowiźrzał po dobrym przespaniu ocknął, pilno słuchał, co oni złodzieje z sobą mówią. A była barzo ciemna noc, że jeden drugiego nie widział. A powstawszy, przedniego za włosy uchwycił i dobrze mu łba wstrząsnął. Natychmiast się na swego towarzysza rozgniewał, na którego się takowego rwania domyślał, a tak uskoczył. Ten pośledni rzecze:

Cóż ci się dzieje, aboć się o tym śni? Jakoż ja ciebie mam targać, gdy sam ledwie za tobą łażę, a ledwie ten ul na sobie strzymam.

I dali tej rzeczy pokój. A Sowiźrzał, siedząc w ulu, śmiał się i myślił im tej krotochwile poprawić.

Idąc dalej, onego też pośledniego za łeb popadł, że się z ulem mało nie powalił. Ten tyle dwoje się był rozgniewał niż on pierwszy. Rzecze do towarzysza:

Ja za tobą idę i dosyć ciężko na sobie niosę, nie dziw by było, żeby się kości we mnie połamały, a ty wżdy powiedasz na mię, żebym ja ciebie zarwał. Tyś sam mnie teraz okrutnie za łeb popadł, małoś mi szyje nie urwał.

Ten zaś przedni rzecze:

Łżesz jako pies! A jakoż ja ciebie, idąc wprzód, mogę dosiąc? Drogi nie mogę dobrze poznać, jako to sam możesz obaczyć.

A ja powiedam, aczkolwiek ty na mię to składasz, iżeś ty sam mnie teraz popadł a urwał.

I przed się idąc, swarzyli się około tego rwania, jeden drugiemu łając, i mało za gęby nie szli. Sowiźrzałowi to było miło słuchać. Chcąc jeszcze onego pierwszego tym więcej rozdraźnić przeciw drugiemu, powtóre go za łeb tak popadł, że głową o ul uderzył. Tak się niewymownie rozgniewał i przed wielkim gniewem ul na ziemię porzucił, a pięścią na pośledniego uderzył. Pośledni, bacząc, że nie żartował, puścił ul na ziemię, a na drugiego się rzucił i dobrą chwilę za gęby chodzili, aż oba ustali. Potym się rozbiegli, aż jeden o drugim nie wiedział, a ul na drodze zostawili. A Sowiźrzał z niego wyjźrzał. Widząc, że jeszcze noc była, zasię się położył, a w ulu sobie odpoczywał aż świtało. Gdyż na dzień z niego wylazł a o sobie nic nie wiedział, a wszakże drogą szedł aż ku jednemu zamkowi. Na tymże dworską służbą służył.

Ilustracja edycji erfurckiej z 1532 r. do 9. historii


Tłumaczone wyrazy:

się oni dwa społem rwaliowi dwaj się razem szarpali.

sobie podchmielił – upił się piwem

próżnychpustych

pośledni ostatni, będący na końcu

popadł chwycił

tyle dwojedwakroć tyle

Łżesz jako piesporównanie przysłowiowe

na mię to składasz obwiniasz mnie o to

swarzyli się około tego rwaniakłócili się o to szarpanie

ustalizmęczyli się

Potym się rozbiegli, aż jeden o drugim nie wiedział złodzieje się w ciemności pogubili i nie mogli się odnaleźć


[20.11.2022, Toruń]