ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 listopada 2020

"TETETKA"


Postanowiłem zrobić sobie przyjemność w dniu publikacji dwutysięcznego wpisu w kawiarence. Tak, tak, mija właśnie 2000 postów.

Uprzednio umyśliłem sobie, że napiszę parę osobistych tekstów dotyczących lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku - rozchodzi się o film, teatr, modę i całokształt, że się tak wyrażę infrastruktury kulturalno-obyczajowej. Oczywiście potrzeba mi na to trochę czasu. Dzisiaj zaprezentuję sylwetkę najpiękniejszej i jednej z najzdolniejszych polskich aktorek filmowych, której szczyt sławy przypadał na sama końcówkę lat pięćdziesiątych i pierwszą połowę lat sześćdziesiątych XX wieku. Mowa o Teresie Tuszyńskiej, aktorce, ale też modelce, prawdziwej osobliwości powojennej Polski, kobiecie, która mogła z powodzeniem zrobić światową karierę, ale, co czasami się zdarza, nałóg, którego była świadoma i z którym bezskutecznie walczyła, zaprzepaścił jej karierę, złamał życie, ale nie był w stanie wymazać jej z pamięci.

Nie będę długo rozwodził się nad karierą zawodową i życiem osobistym "Tetetki" - w tym celu zamieszczam poniżej film dokumentalny o Teresie Tuszyńskiej, a ponadto chciałbym pozostawić ją w swojej pamięci taką, jaką była na pomieszczonych zdjęciach


1. Przepiękny kadr z filmu  "Do widzenia, do jutra". Na dalszym planie Zbigniew Cybulski.



2. Tutaj Teresa Tuszyńska ("Tetetka")z Jerzym Jogałłą w "Tarpanach".


3. W niewątpliwie najlepszym jej filmie -  "Do widzenia, do jutra".



4. Zdjęcie m.in w "Kobiecie i życiu".


5. Wraz ze Zbigniewem Cybulskim stworzyli niezapomniane kreacje filmowe w "Do widzenia, do jutra". Teresa Tuszyńska zostanie zapamiętana jako młodziutka, rezolutna, ale troszkę niepoważna Francuzeczka - Margueritte.





6. Film dokumentalny w reżyserii: Andrzeja Ciecierskiego o pani Teresie Tuszyńskiej


[30.11.2020, Toruń]

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (92-94) NAPAŚĆ NA POSŁANKĘ. ODPOWIEDZIALNOŚĆ. ODEJDŹ BO ZABIJĘ.

 

92.

Pisałem, że tego się już nie poskleja. Mam na myśli oczywiście Polskę i Polaków. Nie ma już pola do kompromisu. Albo pis albo My, albo ci, którzy są z pisem, albo Ja, innej możliwości nie ma. I mówię to absolutnie serio w imieniu własnym i w stosunku do każdego, kto działa aktywnie po tamtej stronie, albo też, kto wyrażając swoją obojętność wobec polityki, kolokwialnie mówiąc, „rżnie głupa”. Powiem nawet, że taka „obojętna” postawa jest nawet gorsza, bo prędzej czy później ten bandyta, który potraktował posłankę Nowacką gazem zostanie ze swej napaści rozliczony, może nawet usunięty z policji, natomiast ci, którzy z obojętnością patrzą na tego rodzaju przestępstwa i wykroczenia przeprowadzane na zamówienie rządzących partii, ci którzy patrzą, a nie widzą, słuchają, a nie słyszą, mają otwarte usta, a nie mówią, są nie dość, że współwinni, ale i bezkarni, co się nie godzi.




*

zdjęcia - facebook


93.

Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że cała wina za pałowanie kobiet i traktowanie ich gazem to wyłączna wina kaczyńskiego i podległych mu sług, nie wykluczając dowódców policyjnych. To nie tak, że policjant musi wykonywać wszystkie, nawet najohydniejsze polecenia swoich przełożonych i wobec tego za nic nie odpowiada. Nie może stosować przemocy fizycznej wobec kogoś, kto takiej przemocy nie stosuje wobec niego. Nie ulega wątpliwości, że praca w policji jest trudna, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że nie każdy się do niej nadaje. Niestety do tej formacji mundurowej trafiają także ludzie, którzy sami przemoc akceptują, niejednokrotnie także w swoich rodzinnych domach. Jeżeli postawić takich ludzi naprzeciwko protestujących, zwłaszcza słabszych i nieuzbrojonych kobiet, stwarza się im okazję do uczynienia krzywdy innym osobom. Twierdzę, że takim ludziom nawet finansowy dodatek za rozpraszanie tłumu mniej nakręca aniżeli charakterologiczne umocowanie swego organizmu. Tacy ludzie nie myślą, nie przemawiają do nich argumenty drugiej strony, nie widzą niczego złego w atakowaniu pokojowych, bezbronnych manifestantek, w powalaniu ich na ziemię, w pluciu gazem świadomie, celowo, z najbliższej z możliwej odległości.

94.

Pojawił się w sieci, a jakże, film umieszczony przez stołeczną policję w sprawie napaści policjanta na panią posłankę Nowacką. Filmik ten prawdopodobnie pochodzi z kamerki, która rejestruje wydarzenia z punktu widzenia atakujących nieuzbrojony tłum kobiet policjantów. Kluczowym momentem tej policyjnej opowieści są słowa wypowiedziane przez jednego z policjantów (być może tego napastnika), który krzyczy” - Odejść! Odejdźcie!” Skutek jest taki. Pani posłanka nie posłuchała rozkazu szeregowego policjanta, nie odeszła i dostała za to gazem po oczach. Rozwijając myśl interpretacyjną stołecznej policji można powiedzieć, że pani poseł Nowacka, tak, tak, to ta sama posłanka, której matka zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem, to ta sama posłanka, której matka, pani Jaruga-Nowacka gdzieś tak przed trzema tygodniami została usunięta z obrad sejmu przez pana marszałka terleckiego, wracając jednak do zasadniczego wątku, pani Nowacka miała wiele szczęścia, że pan policjant widząc, że pani posłanka nie odchodzi, nie poderżnął jej gardła, nie wsadził jej pałki w oko, nie zastrzelił, nie skopał na śmierć… za to. że nie uciekła przed nim.

Przyznam szczerze, że zawsze opowiadałem się za zniesieniem jakichkolwiek przywilejów dla ludzi zajmujących eksponowane stanowiska, w tym immunitetu nietykalności dla parlamentarzystów. Nie mniej jednak za czasów pisowskiej dyktatury immunitet stał się ostatnią chyba deską ratunku dla oskarżanych przez władzę, nieposłusznych jej zgodnie z prawem ludzi.

Uważam, że w tej konkretnej sytuacji, tj. bandycką napaścią na panią posłankę Nowacką, okazanie przez nią legitymacji poselskiej to swego rodzaju egzemplifikacja immunitetu poselskiego, który daje parlamentarzystce nie tylko prawo ale i obowiązek oddzielenia nieuzbrojonej grupy kobiet od agresywnego oddziału uzbrojonej po zęby policji. Obecność pani posłanki winna wyhamować emocje obu stron, winna przerwać atak strony uzbrojonej na nieuzbrojoną. Nadto pani posłanka jest KOBIETĄ, co powinno tym bardziej skłonić przeważającą przez mężczyzn stronę sporu do myślenia i o to, czy w demokratycznym państwie wolno protestować, do czego upoważnia Konstytucja RP, czy też nie… czy można siłą tłumić pokojowe demonstracje, czy też nie wolno wyprowadzać policji na ulice, o czym przed pięcioma laty w kampanii wyborczej mówiła pani szydło z pisu, czy też nie wolno.

Okazuje się, że w dyktaturze wprowadzonej przez kaczyńskiego nie ma szans na zastosowanie bezpieczników demokracji. Przecież to ten wicepremier czuwający obecnie nad bezpieczeństwem kraju oświadczył, że będzie posłów z lewej strony sceny politycznej wsadzał za kratki, to cóż dla niego znaczy jakaś tam posłanka Nowacka; cóż znaczy ona dla skorumpowanego politycznie, odartego z elementarnych ludzkich uczuć policjanta.

[30.11.2020, Toruń]

29 listopada 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (88-91) ROLA WSPOMNIEŃ. MOJE ANIOŁY. PRIORYTETY SĄ WAŻNE.

 

88.

Wspomnienia wiecznie żywe związane są prawdopodobnie z głębokimi przeżyciami, z wydarzeniami, które, jak to się mówi, odcisnęły trwałe piętno na życiu, w tym moim, a zatem to, co napisałem powyżej jest banałem, ale to nic, bo życie składa się z takich banalnych opowieści. Kończę akurat opowiadanko „Dnie i noce do innych niepodobne” które utkałem ze zmyśleń, chociaż wspartych o garść wspomnień, co w sumie przynosi fikcję niemalże absolutną. Ale chyba gdyby nie moje osobiste doświadczenia z pobytu w norweskiej klinice, pewnie nie napisałbym tego, co napisałem. W tym miejscu jednak zauważalny będzie brak fikcji, co postaram się zrównoważyć wspomnieniami.

89.

Nie wiem czemu, ale w akademickim szpitalu Ullevål pod Oslo panowała moda na pytania o zdrowie, samopoczucie czy ból, na które to pytania odpowiedzi stopniowane były w skali od 1 do 10. Czyli podchodzi do ciebie lekarz czy pielęgniarka, wskazuje na kolano, delikatnie je dotyka i każe sprecyzować istniejący ból w podanej powyżej skali. Podobnie sprawy się mają, kiedy pytanie dotyczy bólu w klatce piersiowej, gdy ulega zagojeniu złamany mostek, albo gdy w ogóle chodzi samopoczucie pozabiegowe, czy też po wybudzeniu ze śpiączki. Moje odpowiedzi oscylowały w granicach pomiędzy trzy a dziesięć, trzy wtedy, gdy chciałem uprosić o medykament przeciwbólowy, aby wyspać się należycie, dziesiątka wchodziła w rachubę wtedy, gdy chciałem sprawić przyjemność personelowi medycznemu. Oszukiwałem? Troszeczkę, ale bez przesady. Myślę, że nie da się oszukać mocnego bólu, jak i też spowodować, że doświadczona pielęgniarka nabierze się na mój nieistniejący ból. Z całą pewnością lepiej nieco zawyżyć punktację, aniżeli deprecjonować ją niskimi wynikami. W końcu ci wszyscy ludzie w białych kitlach, którzy się wokół mnie gromadzili – opiekę miałem wzorową – zasługują na pozytywną odpowiedź ze strony pacjenta, a mnie w dodatku prześladowała myśl, że lekarze i pielęgniarki dokładają nazbyt wielkich starań, aby uprzyjemnić mi życie... że ja wręcz nie zasłużyłem na tak dobre traktowanie.

90.

Linę i jeszcze jedną pielęgniarkę, której imienia nie pamiętam (dosyć trudne do wymówienia – nazwijmy ją dla potrzeb tego tekstu Kjersti) zapamiętałem najbardziej. Dorzuciłbym jeszcze do tego ciemną i smukłą pielęgniarkę rodem z Erytrei, bardzo wymagającą ale i fachową.

Line i Kjersti (chyba 22 lata i 28) były przy mnie przez cały czas po powrocie z OIOM-u, przy czym Kjersti miała potem urlop i widziałem ją po powrocie z niego. Można było z dziewczynami porozmawiać i rozmawiało się o różnych sprawach. Zadziwiające, że w Norwegii znajomość angielskiego przez cały personel szpitalny to coś absolutnie normalnego. Gorzej z pielęgniarkami i pielęgniarzami pochodzącymi z Azji, Afryki i Ameryki Południowej, a było ich sporo. Ale te osoby pracowały w szpitalu jednocześnie studiując i ich angielski był w fazie stałej poprawy. Z Line rozmawiałem sporo o sporcie (narty – była zaskoczona, że tak wiele wiem o narciarstwie biegowym kobiet i mężczyzn), pokazała mi zdjęcie swojego chłopaka, owszem, pochwaliłem, ale ograniczałem się do wysłuchania informacji o jej życiu w takim stopniu, który nie sugerowałby wścibstwa z mojej strony. Doszło nawet do tego, że dokonaliśmy wspólnego występu wokalnego aranżując dla szpitalnych potrzeb piosenkę Beatlesów „Michelle”, a to w związku z tym, że Line zapoznała mnie pewnego dnia z koleżanką – też pielęgniarką o tym subtelnym imieniu. To Line jako jedyna z pielęgniarek robiąc nocne obchody po pokojach pacjentów zakładała na głowę, czy może czoło ledową latarkę, której światło kierowała w stronę tych, do których z różnych względów przychodziła częściej.

Kjersti pamiętam z tego powodu, że akurat podczas jej dwóch dyżurów byłem w fatalnej psychicznej kondycji na poziomie jedynki. Musiałem być wtedy po wybudzeniu ze śpiączki i wszystko mnie denerwowało. Rozmowy i „hugi” - przytulenia – z Kjersti bardzo mi wtedy pomogły. Tak jak wspomniałem wcześniej po tych pierwszych „dyżurowych” spotkaniach Kjersti wzięła urlop i chyba przez dwa tygodnie jej nie widziałem, a ponieważ naprawdę tuż po wybudzeniu ze śpiączki czułem się źle, sądziłem, że nie przypomnę sobie tej dziewczyny. Los chciał inaczej. Zapamiętałem ją.

Kiedy drzwi do mojego pokoju były otwarte, widziałem co i rusz przechodzące korytarzem pielęgniarki. Bardzo często powtarzały się takie sceny: Line lub Kjersti kończą dyżur, pojawiają się w otwartych drzwiach mego pokoju, zachodzą do mnie i robimy żółwika. Miłe.

91.

Tam w Norwegii na jedną pielęgniarkę przypada mniej pacjentów niż u nas w Polsce. Nie przypominam sobie w tej chwili danych, ale przebywając w norweskim szpitalu znałem je; znałem też średnie zarobki naszych pielęgniarek. Uwzględniając te dwa czynniki, zapytałem się przekornie Liny, czy przypadkiem nie chciałaby popracować w Polsce jako pielęgniarka. Odpowiedź mogła być tylko jedna. Mniejsza liczba pacjentów do opieki zwiększa szansę na to, że wspomniana opieka nie będzie się ograniczała do przynoszenia choremu na czas tabletek i zapisywaniu temperatury jego ciała. Większe zarobki to niemal pewność, że norweskie pielęgniarki nie wyemigrują zarabiać do Polski. To prawda, że poziom życia w Norwegii i w Polsce jest inny, znacznie na korzyść tej pierwszej. Ale Norwegia, choć to kraj niepięknie na mapie położony, mniej zwarty od Polski, nie potrzebuje aż tylu szturmowych myśliwców F – ileś tam, więcej wydobywa gazu aniżeli „strzela” nimi w demonstrujące kobiety, rozlicza się z liczby zakupionych respiratorów, za kradzież 70 milionów norweskich koron wsadza do więzienia, nie płaci za utrzymanie lotniska, którego nie ma i na piłkarskim stadionie narodowym Ullevaal Stadion nie instaluje kosztownego cyrku.

Jakość opieki zdrowotnej nie zależy jedynie od jakości życia mieszkańców danego kraju; zależy od określenia przez rządzących właściwych priorytetów.

[29.11.2020, Toruń]

28 listopada 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (85-87) TABLETKI. IMIENINY. MISIA CIUŁAŁA.

 85.

Dopiero tabletki, także antybiotyk, bo zbierało mi się na przeziębienie czy coś w tym rodzaju i cztery godziny snu pomogły. Nareszcie poczułem się lepiej i mogę elegancko funkcjonować.

86.

Zbliżają się te najgorsze dla mnie dni – imieniny, a później święta. W moim rodzinnym domu nigdy nie obchodziło się urodzin, co uważam, za całkiem niezły pomysł, bo chyba raczej nie powinniśmy lubić tego, co wiąże się ze starzeniem z roku na rok. Co innego imieniny. Po pierwsze, najczęściej człowiek może sobie wybrać datę ich obchodzenia, a po drugie nie musi być na nich tortów z tymi głupimi zapalonymi świeczkami, którego płonące ogniki należy za jednym chuchem zdmuchnąć. Moja pamięć nie kojarzy dokładnie i szczegółowo imienin babć i dziadków, ale z rodzicami to co innego – kalendarz rodzinny został zdominowany przez październikową Jadwigę oraz typowo – kończące listopad Andrzejki (akurat Andrzejów w najbliższej rodzinie było trzech: ojciec, piszący te słowa i brat rodzony matki – generalnie te imieniny obchodziło się w naszym domu). Pamiętam, że moi rodzice mieli jeszcze dwie-trzy pary przyjaciół, które przybywały do nas z życzeniami. Nie zawsze stawiano się w komplecie, albowiem przyjaciele moich rodziców pracowali również w cukrowni, w której kampania ruszała w październiku i trwała niejednokrotnie do końca stycznia. Podczas takiej kampanii pracowało się na 3 zmiany, więc jeśli komuś wypadała druga zmiana, nie przychodził, jeśli trzecia – wpadał na krótko, bo o 22-iej trzeba było stawić się w fabryce. Ale bywało i tak, że uczestnicy biesiady imieninowej brali jakieś zastępstwa, aby tylko spotkać się o umówionej porze w umówionym miejscu.

Gdy byłem kajtkiem, zdarzało mi się bywać na imieninach przyjaciół moich rodziców w ramach rewizyty. Później zostawałem w domu i zaliczałem tylko imieniny swoich rodziców, a przy okazji i moje, ale od pewnego czasu, a już koniecznie po stracie rodziców imieniny przestały istnieć. Przestałem obchodzić swoje. Przestałem celebrować jakiekolwiek święta. Te nadchodzące będą dla mnie zwykłym dniem, bez względu na pandemię.

87.


Masza po obcięciu nie wygląda już na zaczepnego psa obronnego. Owszem, wciąż nie podoba jej się, że w oknie sąsiedniego bloku na drugim piętrze pojawiło się bez jej wiedzy światło, albo w mieszkaniu innego bloku dwie dziewczynki odbijają do siebie balonika, albo – to chyba najgorsze – jakaś pani z bloku naprzeciwko wywiesza akurat na balkon pranie. To wszystko nie umknie uwadze Maszy, marszczy nos i zaczyna obszczekiwać tych niegrzecznych ludzi, którzy ośmielili się zakłócić spokojny acz zajęczy sen suczki. Ale nikt, przynajmniej na tę chwilę, nie boi się Maszy, bo po zbyt krótkim obcięciu wygląda teraz jak Miśka Ciułała.

Ale kiedy włoski odrosną… strzeżcie się ludzie! Znów trzeba będzie umieścić na drzwiach informację: „Uwaga zły pies. Dobiegnie do drzwi zanim zdążysz pomyśleć.”

[28.11.2020, Toruń]

26 listopada 2020

DNIE I NOCE DO INNYCH NIEPODOBNE (5) - PRZEDOSTATNI :-)

 5.

Raz pić chciało mi się strasznie, a potem znów poczułem zadaną mi gąbczastą wilgoć na wargach, oblizałem je, wessałem, ale pragnienie nie ustawało i wtedy postanawiałem zasnąć, i nie budzić się prędko, bo chciałem przespać to pragnienie okropne. I spałem, ech, jak ja spałem, a śnił mi się taki zmyślny dźwig taszczący moje nagie ciało pod same niebo, a potem spadałem, a spadać można tylko w dół, i leżałem znów, i rozsierdziło się nade mną światło, wjeżdżałem do tunelu i wyjeżdżałem, podróżowałem po całym bożym świecie, a jak dziwili się mną i nade mną, po cóż ty, biedaku, podróżujesz sobie tam i nazad, kiedy ty jak ten balonik, lekki i na każdy dotyk wiatru podatny, a jak już dojechałem, to mnie przykryli pod samą szyję, abym się nie przeziębił podczas tych podróży. I śpię ja sobie po próżnicy; chciałbym coś porządnego wokół siebie i nad sobą zrobić, a nie robię nic, czasami nawet nie myślę i nie wiem czy jestem czy mnie nie ma. A kiedy mnie nie ma, to jest mi trochę przykro, bo te odloty w nieznane mnie przygnębiają, lecz kiedy zaczynam być, uchylam powieki niepostrzeżenie, wracam myślami do Weroniki, do tych dzieci i pensjonatu, tyle że akurat wtedy śnieg topniał, i te dzieciaki rzucają się mokrymi śnieżkami, a potem wraz z wieczorem nadchodzi mróz i ten, co ma konie, robi nam kulig, że aż się dziwię, skąd tyle sań i saneczek, i co drugi dorosły trzyma podczas ślizgu płonącą pochodnię; tak było na jednym z filmów, nie pamiętam na jakim, i akurat nad nami pełnia, więc dziwię się, że wielkiego mrozu jednak nie ma, co niezwyczajne jest przy odkrytym nocnym niebie, ledwie przymrozek, pewnie jakiś ciepły front z południowego zachodu wtargnął, w każdym razie jest ciepło, w każdym razie jasność oczy kole, radość rozlewa się po czołach, wiatr smaga policzki i nagle… piękna katastrofa, sanki w zaspie, konie przystają, gwar i śmiech….

Cóż to świeci mi po oczach? Pochyla się nade mną jednooka świecąca głowa cyklopa wystająca ponad zapięty na drugi guziczek kołnierzyk fartuszka. Przestraszyłem się tej jasności pośród burej czerni pokoju upstrzonej migającymi światełkami monitorowego ekranu.

Przyszła. Miejsce przestrachu zajął uśmiech. Uśmiecham się, ale zaraz pytam:

- A cóż to takiego? Żarty sobie stroisz, albo jest to owo zdominowane przez pieśń gminną światełko w tunelu?

Teraz z kolei ona o mojej rozległej wyobraźni, o fantazji niewyobrażalnej, gdy tymczasem – tłumaczy – ona zapala to ledowe światełko na czole, aby nie oświetlać całego pokoju…

- Bo, widzisz, ty masz przyjemność posiadać pokój jedynie dla siebie, a ja kiedy wchodzę do innych, trójek czy czwórek, wolałabym ogólnym światłem nie wybudzać wszystkich pacjentów… a tak podchodzę do każdego z nich, patrzę jak się ułożyli na swym łożu, jak oddychają, a czasami… czasami, tak jak ma to miejsce w twoim przypadku, podglądam sny….

Ciekawe czy dostrzegła teraz moje zakłopotanie w niedomkniętych oczach.

- Wiesz co mi się śniło?

- Podróżowałeś we śnie, było ci chłodno, nos masz taki zimny, jakby ci go kto natarł śniegiem, a teraz całe twoje ciało paruje… zmienię ci pościel… pomożesz mi?

Istotnie nie zwróciłem uwagi na to, że pośród tych wywróconych saneczek były i moje; wydostałem się z zaspy trzymając w ręku pochodnię, no, wstawać, wstawać, żebyście mi się tylko nie pogubiły, to do dzieciaków, których buźki wcale uśmiechnięte, radosne jak nigdy, a teraz otrzepują sobierączętami z paltek lekko zmrożony śnieg.

- Spadłeś na wadze – mówi – zaraz po przebudzeniu powinieneś wziąć się za porządne jedzenie, aby nabrać sił. I co, lepiej teraz?

Zmieniła w okamgnieniu. Nie czułem już chłodu. Właściwie to przy niej zawsze czułem ciepło i lubiłem, gdy, tak jak teraz, chwyta mnie za dłoń i przemawia do mnie, mówi, że to ważne, co powie, kto wie czy nie najważniejsze, więc żebym słuchał, nie tylko słyszał jak mówi, ale abym ją słuchał i robił, co mi każe, i wtedy pomyślałem sobie, że jest dal mnie takim dobrym aniołkiem, któremu na mnie zależy, ba, nawet podejrzewałem, że za chwilę mi się przedstawi jak w tej piosence i powie mi wprost, że ma tylko jedno skrzydło, to prawie tak jak anioł… ale czy ja mam skrzydło drugie? Dla niej?

- W ogromnym skrócie opowiem ci, w jaki sposób będziesz jutro wybudzany – zaczęła. - Po prostu przestaną ci podawać te środki, którymi cię uśpiono, powoli, stopniowo, nie od razu… rozumiesz?

- To już jutro?

- Tak. Wszyscy którzy się wokół ciebie tu kręcą powiedzieli, że jest już pora.

- Ty też?

- Muszę cię ostrzec, że zaraz po przebudzeniu możesz być poirytowany. Możesz się zachowywać agresywnie, możesz krzyczeć, będziesz chciał wstać, uciec stąd… bywa tak, że pacjenci są przywiązywani do łóżka, aby nie zrobili sobie krzywdy, rozumiesz? Proszę cię, miej tego świadomość i nie dziw się, że możesz się tak nielogicznie zachowywać. To będzie przechodziło… dzień za dniem, noc za nocą będzie lepiej… no i ja będę cię wspierać.

- Ty też uważasz, że nadeszła pora, abym się obudził? - rozwinąłem pytanie. - Chcesz, abym się jutro wybudził?

Nie usłyszałem jej odpowiedzi. Światełko na jej czole zgasło. Po chwili usłyszałem najdelikatniejszy z delikatnych trzask zamykanych drzwi.


[26.11.2020, Toruń]

25 listopada 2020

DNIE I NOCE DO INNYCH NIEPODOBNE (4)

 4.

Nareszcie widzę panią ponownie. Przez te ostatnie dnie i noce spałem chyba w tej śpiączce, przynajmniej tak mi się wydaje, że wreszcie spałem. Nie byli z tego powodu zadowoleni. Wszyscy wokół mnie, co się nade mną zebrali, zadowoleni nie byli, bo podobno moje powieki były mocniej ściśnięte, ale, proszę pani, czy ja to nie mam prawa do snu? Przecież nie mogę przez cały czas słuchać tego, co się nade mną mówi, tym bardziej, że ci ludzie się nie hamują; a to, że ciężko to widzę, a to, że polepszenia na widać, ot, roślinką pozostanie, trzeba mieć wiarę, nadzieja ginie ostatnia, wciąż nie kontaktuje, i tak dalej. Nie mogłem tego znieść i zasnąłem. Była pani przez ten czas ze mną, czy panią przeoczyłem?

Widzę, że uśmiecha się do mnie, tak jakby odczytywała słowa spod moich niedomkniętych oczu. Uśmiecha się, ale nagle poważnieje, ściska drobnymi paluszkami moją dłoń i mówi:

- Próbowali pana wybudzić. Wcześniej odbyli konsylium: chirurdzy, anestezjolodzy, psychiatra, personel pielęgniarski wraz ze mną. Generalnie zaistniały dwie opcje: zacząć wybudzanie lub zaczekać. Mniej więcej po równo się rozłożyło, ale naczelny głos miał pan profesor anestezjolog, europejska sława; zaczęli pana rozbudzać, a pan się nie dawał, pan był przeciwny. Profesor przełknął pigułkę porażki, ale że jest to facet z klasą, przyznał potem, że nie miał racji, że mimo wszystko trzeba będzie zaczekać, a mnie, proszę pana, tak nieprzyjemnie się zrobiło, bo akurat przy tej próbie wybudzenia nie byłam. Gdybym była, tak myślę, że pan… że pan nie kazałby na siebie czekać, prawda?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo i też nie znałem tych cwanych sposobów na przebudzenie, takie prawdziwe przebudzenie, nie to, co teraz. Chciałem się tylko zapytać, czy to lepiej, że wybudzą mnie później, czy powinienem wraz z nimi dążyć do wcześniejszego wybudzenia.

Kiedy tak siedziała zwrócona do mnie lewym profilem, pomyślałem, że jest naprawdę ładna, choć może nie tak młoda, jak to sobie wyobrażałem wcześniej. No i co? Więc jak?

- Wprowadziliśmy pana w śpiączkę, aby w ten sposób ograniczyć dostęp większości bodźców do pańskiego mózgu, aby nie czuł pan bólu podczas operacji i później, aby gojenie ran przebiegało w możliwie najdogodniejszych dla pana organizmu warunkach, a co do długości czasu bycia w tego rodzaju hibernacji… to ma pan jeszcze czas i to nie jest najważniejsze… - jej głos stopniowo załamywał się.

- Co jest najważniejsze? - zapytałem.

- Najważniejsze jest to, aby pan się w ogóle obudził… dlatego przeczytam coś panu.

Dlaczego nie, lubię jak ktoś mi czyta. Ma wyraźny, mocny, ale taki aksamitny głos, coś pomiędzy altem a sopranem. Założę się, że w szkole recytowała wiersze, to się poznaje. No i czytała, czytała coś, co prawdopodobnie zaczęła czytać dnia poprzedniego lub ubiegłej nocy, ale nie wiedziałem , co czyta. Wtedy pomyślałem sobie, że czyta coś takiego, co musi mi się podobać i że jest to piękniejsze od czegokolwiek, co sam napisałem. Muszę powiedzieć, że podobało mi się jak czyta, robi to wystarczająco wolno, abym mógł wszystko zrozumieć, bo pewnie myślała, że skoro nie potrafię się ruszać na tym łóżku i trzeba manewrować moim ciałem, kiedy się tego wymaga, to pewnie mój mózg jest także bardzo spowolniony, co wcale nie jest niedorzecznością. Nie wiedziałem, powtarzam się, co czyta, ale domyślałem się, że wodzi spokojnie oczami po kartkach książki, którą nie tylko dobrze znam, ale i lubię, bo niby czemu miałaby czytać coś, czego nie znoszę, albo to, co tylko ją interesuje. W pewnym momencie spróbowałem wspiąć się w górę i stamtąd, z wysokości odczytać samemu choćby jeden akapit. Nie wiem, czy mi się to udało; w każdym razie zapamiętałem to:

Kiedy obudziłem się, rano było. Jasny dzień. Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Co powiedziałem? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Tak powiedziałem. Ech, Gałązko Jabłoni, co ja widzę? Co ja tu widzę wprost olśniewająco? Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Przecież to jest jedno z najpiękniejszych zdań świata, to jest olśniewające, to jest snop światła w same oczy, w same usta. Jak mogłem tego przedtem nie zauważyć?

- Proszę pani, czy ja naprawdę mogę się już nie obudzić? - zapytałem w pewnym momencie.

Wtedy zamknęła książkę, umieszczając w miejscu, gdzie zakończyła czytać białą tekturową zakładkę, po czym chwyciła mocno moją dłoń.

- Dopóki jestem tutaj, nie zagraża panu wieczny sen.

Poczułem niezwyczajne pragnienie.

[25.11.2020, Toruń]

24 listopada 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (79-84) BEHAWIORYZM, FTALNE SAMOPOCZUCIE. KIEDY GŁUPCOM DAJE SIĘ PAŁKI.

 79.

Behawioryzm nie jest może najdoskonalszą teorią psychologiczną tłumaczącą zachowanie się człowieka, ale w żadnym wypadku nie można jej lekceważyć, tak jak nie można twierdzić, że nie istnieje zależność pomiędzy przyczyną a skutkiem. Przeciwnicy behawiorystów niejednokrotnie zwracają uwagę na nadrzędność genetyki, także chemii w ludzkich zachowaniach, jednocześnie umniejszają, rzecz jasna nie w stu procentach, rolę środowiska. Behawioryści nie tylko uwzględniają środowisko, ale też przywiązują dużą wagę do tak zwanych wzmocnień, które, jeśli są to wzmocnienia pozytywne, wpływają dodatnio na całokształt zachowań/działań człowieka.

Teoria behawioralna sprawdza się, gdy analizujemy konkretne działania ludzkie. Bywa, że niektórzy pobieżni obserwatorzy sceny, na której porusza się człowiek i grupy ludzkie nie potrafią wyjaśnić przebiegu danego zjawiska i w rezultacie jego konsekwencji. Tak na przykład niektórym, wydaje się, że niezrozumiałym jest strajk kobiet w czasie pandemii, jak i też niezrozumiałe jest to, że bezpośrednią odpowiedzialną za zaistnieniu strajku jest motywowana politycznie pani przyłębska, która pewnego dnia nie przygotowała obiadu, albo na obiad przygotowała danie, którego nie da się zjeść bez obrzydzenia.

80.

Skoro jesteśmy przy behawioryzmie, nie sposób nie docenić tego, jaki wpły miał on na literaturę XX wieku. Borowski, Nałkowska, Różewicz, Hłasko, Jan Józef Szczepański, po części Dygat w literaturze polskiej, ale nade wszystko Hemingway, Steinbeck, którzy tę technikę pisarską zaproponowali czytelnikom. Prawdę powiedziawszy w mniejszym lub większym stopniu elementy behawiorystycznej narracji można spotkać u bardzo wielu twórców. Na czym więc polega owo behawiorystyczne pisanie? Na tym, że narrator, ten w pierwszej osobie opisujący rzeczywistość, ale i ten trzecioosobowy, „wszechwiedzący” nie dokonują oceny stanu psychicznego swoich postaci, a opisują ich zachowania, w tym zachowania względem siebie. W inny sposób rzecz ujmując, to z zachowań, z poszczególnych wypowiedzi czytelnik ma wnioskować o stanie mentalnym poszczególnej postaci: czy jest podniecona, leniwa, cierpiąca, kochająca, czy nienawidzi, czy pragnie zemsty i tym podobne. Behawioryzm w literaturze stwarza znacznie więcej możliwości poznawczych w samym czytelniku. To czytelnik w ostateczności ma ocenić postępowanie występującej w świecie przedstawionym postaci, odpowiedzieć na pytanie, kim jest i niejako dokończyć za pisarza fabułę, którą niejednokrotnie autor zawiesza w próżni domyśleń.

81.

Od paru dni czuję się fatalnie, działam jedynie w nocy, w dzień śpię, co budzi zrozumiałe uwagi moich domowników. Czy nie funkcjonuję w dzień dlatego, że przeznaczam na to noc, czy dlatego działam nocami, bo w dzień jestem do niczego? Nie potrafię sobie wytłumaczyć tej wątpliwości. Pewnie gdybym miał jakieś płatne zajęcie, moje główne czynności życiowe dotyczyłyby pory wykonywania powierzonych mi zajęć, a tak jak jest….

82.

Nie da się jednak uniknąć tematów związanych ze strajkiem kobiet. Wczoraj ziobro zaapelował do prokuratury, aby ścigała osoby, które ujawniają dane pispolicyjnych przestępców tłukących kobiety.

83.

Pod MEN na Szucha zatrzymano dziennikarkę Gazety Wyborczej. Jest taka trelacja z tego wydarzenia. W trakcie zatrzymania pani Agaty Grzybowskiej padają dobrze słyszalne głosy z tłumu: - To dziennikarka, zostawcie ją, puśćcie ją, etc. Dziennikarka GW wyjmuje legitymację prasową i pokazuje ją pispolicjantowi stojącemu najbliżej. Mimo wszystko pani Agata zostaje zatrzymana i wciągnięta do pispolicyjnej „suki”. W którejś z telewizji rzecznik pispolicji ciarka utrzymuje, że pispolicjanci nie wiedzieli, że zatrzymana kobieta jest dziennikarką. Obawiam się, że pispolicjantów rekrutuje się z ludzi głuchych i nie potrafiących czytać, a wydawałoby się, że analfabetyzm zlikwidowano w Polsce bardzo dawno temu – przeczy temu występowanie pispolicjantów zaangażowanych w zatrzymanie dziennikarki oraz pana ciarki, który oprócz tego nie posiada w domu lustra, przed którym stojąc od czasu do czasu, mógłby zapoznać się z kanalią z tamtej strony zwierciadła.

84.

O tym kim są pispolicjanci można się przekonać z filmiku poniżej. Wprawdzie zapis filmowy pochodzi z zeszłego miesiąca z Łodzi, ale chyba warto przyjrzeć się temu prowokatorowi, któremu raczej powinno się kazać kury szczać prowadzać, a nie nosić mundur i czapkę z orzełkiem.

[24.11.2020, Toruń]


22 listopada 2020

ZAPISKI MUZYCZNE Z CZASÓW DYKTATURY - ABY OCHŁONĄĆ CZYLI ABSOLUTNIE NIE DLA ŚWIERZYŃSKIEGO

Skoro udało nam się wydostać z kordonu policyjnego, skoro udało się wyjść bez szwanku z pałowania jakie urządzili panowie antyterroryści (swoją drogą ciekawe, czy także ich kobiety wpieprz od nich dostają na dzień dobry), skoro z mandatem lub bez udajemy się do swych domów, legowisk smaotnych lub niekoniecznie, może trzeba ochłonąć przy muzyce. Pan Świerzyński, ten od "ło hohoho" następca Szopena, no ten co narzeka na niską emeryturę z ZUS-u za te najniższe swoje wpłaty na ZUS w wysokości 18 groszy, no ten pan w majteczkach w kropki zapewne nie zna Cliffa Richara ludzi z zespołu, który mu akompaniował, innymi słowy Świerzyński nie zna...

1. The Shadows, a już broń Panie Boże, jego światowej klasy przeboju (zaraz po "Majteczkach w kropeczki") - Apache. Ja z przyjemnością posłucham i innych do posłuchania zaproszę. Skąd znam ten i dziesiątki innych utworów "Cieni"? Z nieistniejącego już trzeciego programu polskiego radia.


2. The Highwaymen - "Riders in the sky".

Skąd Świerzyński ma wiedzieć, co to The Highwaymen znaczy, skoro on onego czasu nakładał na się porcięta i poszukiwał po polach majteczek w kropeczki.

The Highwaymen to "superzespół" muzyków country, którzy postanowili w pewnym momencie połączyć swoje siły w promowaniu tej muzyki w Stanach i na całym świecie. Tworzyli tę grupę Willie Nelson, Johny Cash, Kris Kristofferson i Waylon Jennings. W wykonaniu tej akurat piosenki solistami byli Nelson i Cash - co za niepowtarzalne głosy!!! Piszący te słowa od bardzo dawna lubił słuchać wykonawców muzyki country (pewnie działo się to w tych czasach, gdy Świerzyński uczył się pierwszego akordu na gitarze, a w wolnym czasie stroił organki), ba należał do założonego przez Korneliusza Pacudę Stowarzyszenia Muzyki Ludowej Country.



3. Dochodzimy do kolejnego wykonawcy prezentującego muzykę, o której pan Świerzyński nie ma zielonego pojęcia. Chodzi mi o Jeana-Michela Jarre, francuskiego multiinstrumentalisty tzw. muzyki elektronicznej. Wyprałem utwór „Équinoxe IV” czyli "Równonoc" z jego płyty pod tym samym (bez rzymskich cyfr) tytułem. Przyznaję, utwór ten gościł już w kawiarence, ale po pierwsze - warto go posłuchać jeszcze raz, a po drugie - wspominam go ze szczególnym rozrzewnieniem, bo fascynował mnie w czasie odbywania służby wojskowej.

Aha, specjalnie dla wybitnego muzyka, pana Świerzyńskiego, mam informację zaczerpniętą z Wikipedii na jakich to urządzeniach  elektronicznych zagrał pan Jarre wykonując cykl "Équinoxe". Są to:
"ARP 2600 Synthesizer, EMS Synthi AKS, VCS 3 Synthesizer, Yamaha Polyphonic Synthesizer, Oberheim Polyphonic Synthesizer, RMI Harmonic Synthesizer, RMI Keyboard Computer, ELKA 707, Korg Polyphonic Ensemble, Eminent 310 Unique, Mellotron, ARP Sequenzer, Oberheim Digital Sequencer, Matrisequencer 250, Rhythmicomputer, Korg KR55, Vocoder E.M.S.1000"....... no, przepraszam pana.


4. Przed kolejnym nagraniem zacytuję pewien wiersz, nie tekst a wiersz, czym zrobię zapewne wielką przykrość panu Świerzyńskiemu, który takiej poezji nie uznaje, a obraca się w kręgach majteczek w kropeczki.

"Ta noc do innych niepodobna"

Kiedyś tyle miałam w głowie

Na tak, na nie zawsze odpowiedź 

Uśmiech nowy, twarz wciąż nową 

Na każdy głupi gest gotową 

Kiedyś tyle miałam w głowie 

Uciekałam i płakałam 

Brałam wszystko na poważnie 

To co dzisiaj jest nieważne 

Teraz mówię sercu, aby sercem było 

Ta noc do innych jest niepodobna 

I leżę cicho, cicho przy twym boku 

Godzina mija za godziną 

I już wiem, że spadnie deszcz 

Drzewo znów się zazieleni 

Choć milknie głos co krzyczy we mnie 

Nie daje mi wytchnienia 

I nie pytaj mnie jak żyć 

Czy długo będę z ciebie kpić 

Trawa wciąż jeszcze zielona 

Moja miłość jest szalona 

Teraz mówię sercu, aby sercem było 

Ta noc do innych jest niepodobna 

I leżę cicho, cicho przy twym boku 

Godzina mija za godziną 

Teraz mówię sercu, aby sercem było 

Ta noc do innych jest niepodobna 

I leżę cicho, cicho przy twym boku 

... czyli Kora, jej wiersz, muzyka pana Jackowskiego, wykonanie z zespołem Maanam czym zrobię zapewne wielką przykrość panu Świerzyńskiemu, który takiej poezji nie uznaje, a obraca się w kręgach majteczek w kropeczki.


5. Kolejny utwór też nie ma nic wspólnego ze światowymi dokonaniami artystycznymi pana Świerzyńskiego. Wyjątkowo, z uwagi na wszechpotężne emocje, tak dotkliwie nieobecne w strukturach osobowości pana Świerzyńskiego; emocje, które każdorazowo słuchając ten utwór pojawiają się w tak zwanym wnętrzu kawiarennika, te emocje powodują, że pozostawię tę pieśń bez komentarza.



6. "Objazdowe nieme kino" z muzyką pana Hołdysa, tekstem pana Olewicza, w wykonaniu pana Markowskiego z zespołem Perfect to kolejny mój obszar zainteresowań muzycznych i próżno w nim doszukiwać się jakichś więzów z twórczością pana od majteczek w kropeczki. Wiem, ta ostatnia pozycja pojawia się w kawiarence chyba trzeci już raz, mało tego, zamieszczam poniżej tekst... wprawdzie do poetyki majteczek mu daleko... ale w sumie to rzecz gustu, co kto lubi, prawda... byle nie była to chałtura


Nie pytaj mnie

Wiem tyle co i ty

Poganiam dzień i nie śni mi się nic

Już siebie znam

Znam z bliska słowo lęk

Wiem, że ja sam chcę dać oszukać się

Piekący ból rozwierca każdą myśl

Ja będę zdrów

Z pewnoscią, lecz nie dziś

Skurczony świat

Nie większy niż ta pięsć

Na piersiach siadł

I oddech mi się rwie

Zamykam strach na niewidzialny klucz

I moja twarz jest niewidzialna już

Gdy wchodzę w tłum

Pułapka szczerzy kły

I z ust do ust nie frunie żaden krzyk

Smiertelny mur skutecznie dzieli nas

Ja mam swój mózg

Ty też swój rozum masz

Nie pytaj mnie

Wiem tyle co i ty

Poganiam dzień i nie śni mi się nic

Zostańmy tak

Ja tutaj - a ty tam

Tak długo jak to nieme kino trwa

Nie proście nas by wam do tańca grać

Już czas, już czas

Myć zęby i iść spać.


[22.11.2020, Toruń]



21 listopada 2020

DNIE I NOCE DO INNYCH NIEPODOBNE (3)

3.

Wyzdrowiała, mówię pani, ślad po tej żołądkowej zgadze, czy czymś tam, ja się na medycynie nie wyznaję… ślad został przysypany śniegiem, że się tak wyrażę, albo dziecięcymi oddechami, tymi rączętami, co potrafią tak mocno chwycić, że aż boli, tymi głosami, że ciociu do mnie, weź mnie i tylko mnie, przytul, mogę zostać, i z tych słów maszynowej broni Weronice pociekły łzy, ale przecież radosne, a mnie to w gardle stanęła jaka ość i wolałem się już nie odzywać, i tylko na słowa gospodarza, czy u nas w pokoju w porządku, odkrzyknąłem, że tak.

Nie wierzy mi pani? Dlaczego? Aha, więc ten pensjonat taki nierealny, ten śnieg również, a już niby czemu przypisać pojawienie się dzieci z sierocińca, do tego o takiej porze, że oko wykol, a psu wrót nie otwieraj. Nie takie rzeczy mi się przydarzają, nie takie… co pani? Łezka w oku? Niech no mi się pani wytłumaczy. Byłbym wyciągnął do pani rękę, ale oboje wiemy, że to niemożliwe; ja w śpiączce, a pani, nie wiedzieć czemu, po dyżurze, a ze mną. Ktoś wynagrodził panią, że jest pani ze mną na noc, bo to chyba noc, domyślam się. No, już dobrze, niech się pani nie gniewa, ale naprawdę nie widzę powodu, aby ktokolwiek miał się wstydzić za to, że zostaje przy chorym za pieniądze, tym bardziej, że ledwie zszedł z dyżuru. No, już dobrze. Przepraszam panią, ale chciałbym się dowiedzieć, skąd pani łzy. Do tej pory wydawało mi się, że moja opowieść panią nie porusza. Skoro nie teraz… później… może być.

Naprawdę sypnęło potężnie – kolejna stuletnia zima i jak tu wierzyć w ocieplenie klimatu. Już na zaokiennym parapecie śnieg po szybie się wspina – ależ styczniowa zima. Tę małą, tę najmniejszą musieliśmy wziąć między nas, bo zasnąć nie mogła. Weronika zresztą też nie mogła, bo raz że troszkę wyspana, a dwa – w tą mała zapatrzona jak w jaki święty obrazek. A skoro Weronika nie śpi, to czemu ja miałbym spać? I tak sobie nie śpimy, na siebie zerkamy, na tę małą i tych dwoje starszych na polówkach, i tak nam jakoś dziwnie, tak dobrze, i w końcu ona do mnie szeptem:

- Czy ty myślisz to samo co ja?

- Podejrzewam, że myślimy o tym samym – odpowiadam i zaraz niepotrzebnie dodaję: - Które?

Skarciła mnie, miała rację. Nie powinienem. Nie powinniśmy wybierać. Wie pani, że zawstydziłem się tego co powiedziałem? Widzi pani, dotąd nie wygraliśmy z naturą, stres stał się tak jakby odkopniętą na podłogę kołdrą, towarzyszył nam jak wstyd, jak szyderstwo z ciał naszych, z których gorącej bliskości nic nie wynikałoa teraz taka szansa, taka okazja, manna z nieba, już nie wiem jak to nazwać.

Wciąż u pani te słone perełki w oczach… ja nie mogę pani dotknąć, to jasne, ale może pani chwyci moją dłoń, o tak właśnie, spróbuję pomóc… no niechże pani wyleje z siebie… no, nikt nas nie słyszy, i nie usłyszy, ech… .

Słucham więc. Pani tak jakby jedną z tych...? Coś podobnego! Przypomniałem pani dom pełen dziecięcych uśmiechów i łez, kłótni i zabaw, tęsknot i zawodów, nocy bezsennych, o których nikt nie wie, że takie są, księżyców w pełni i latarek pod kołdrą z Kubusiem Puchatkiem, a potem… . Niezwykłe. Pani widocznie nie miała okazji przejść się z opiekunką do pensjonatu pewnej styczniowej, zaśnieżonej i zmrożonej do szpiku kości nocy. Pomieszkała pani w sierocińcu, choć nie była pani sierotą, nie za długo pani zabawiła w tym domu, bo tak się stało, źle i dobrze zarazem, że dopiero i aż po roku odnalazła panią babcia; nie mogła odnaleźć przez ten szpital, przez te trzy miesiące czekania na śmierć, która jednak nie nastąpiła… widzi pani, nie tylko moja opowieść wałęsa się na pograniczu rzeczywistości i fantazji, pani również raczy mnie cudem wyzdrowienia tej starszej kobiety i cudem zabrania pani - dziecka z sierocińca. No, już dobrze, przytuliłbym panią, pani wie, najważniejsze w tym wszystkim, że wyszła pani na człowieka, a ten zawód, który pani wykonuje to prawdziwe powołanie, jeśli się go wykonuje tak jak pani. Po babci to pani ma? Ten stosunek do drugiego człowieka, obiecała sobie pani, że ma być właśnie taka. Szczęściara. Szczęśliwa pani jest.

Co się z nami stało, z nami i z tymi dziećmi? Styczeń był srogi, choć po trzech dniach przestało już padać, a w międzyczasie nasi goście zjawili się nareszcie. Co za radość. A co w takim razie zrobić z tymi dziećmi? Odeszły z opiekunką z wyjątkiem tych dwoje, które u nas przespały noc najcięższą, bo to chłopiec z dziewczynką to rodzeństwo. Ta druga płakała, bardzo płakała, ale po dwóch miesiącach ktoś i ją przyjął do siebie, więc przestała płakać i poszła do tej cioci; wujek był przerażony, ale się nie sprzeciwił, podobno też pokochał małą.

A ci moi… nasi, gdzie oni są? Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, gdzie oni są? Przymknąłem oczy.

[21.11.2020, Toruń]