1.
- Proszę
przenieść tego pana do pokoju i koniecznie dać mu coś na uspokojenie.
Pielęgniarka będzie wiedziała.
Stara
kobieta, właścicielka pensjonatu, usłyszawszy nagły wybuch płaczu i histerii
Nowaka, zeszła na dół, potrząsnęła nim, kiedy klęczał przed recepcjonistką
zalany łzami, z drżącym ciałem, nieskoordynowanymi ruchami dłoni obejmującymi
twarz. Poprosiła o pomoc dwóch mężczyzn, którzy znajdowali się akurat na hallu
i bezskutecznie próbowali uspokoić nieszczęśnika.
- No już
dobrze – powiedział do niego – teraz tylko spokój może ci pomóc. Uspokój się,
kochanie.
Miała ten
szczególny dar leczenia krwawiących ran. Mężczyzna wstał z kolan, spojrzał na
nią wzrokiem zwierzęcia, któremu uchyla się wrota klatki, gdzie go zamknięto,
postąpił kilka kroków w stronę mężczyzn i pozwolił się wziąć pod ramię,
odprowadzić na górę, do pokoju w jakim mieszkał i bardzo rzadko go opuszczał.
Recepcjonistka
stała za ladą biurka w osłupieniu, trzymając w ręku słuchawkę telefonu.
- Już
dobrze, widzi pani przecież, że się uspokoił i nie trzeba wykonywać żadnych
telefonów – powiedziała do zastygłej w stuporze niskiej czarnulki o niezwykle
ciemnych, brunatnych oczach.
- Pani
jest niesamowita – wyrwało się dziewczynie – myślałam, że albo on albo oszaleję.
-
Dziecko, musisz przywyknąć do takich sytuacji. Weź się w garść i powiedz, czy
dzwonił nasz przyszły lokator. Wydaje mi się, że się spóźnia.
- Wiem
tylko tyle, że spóźnił się pociąg i kierowca jeszcze czeka.
-
Pamiętaj, aby ulokować go w dziewiątce i każ mu natychmiast przyjść do mnie,
albo nie, zadzwoń do mnie. Sama pójdę do niego. No, już po wszystkim, opanuj
się dziewczyno.
Poszła do
siebie, zostawiając pustkę, tak ogromna pustkę. Marta dopiła kawę, usiadła na
krześle i próbowała wpłynąć na organizm, aby przestał wywoływać kołatanie
serca.
„Jak
można w minutę tak bardzo się zmienić, swoje zachowanie” – myślała odnosząc tę
myśl do tego zdarzenia, którego była świadkiem. Na jej oczach spokojny, miły a
nawet szarmancki mężczyzna w wieku dobiegającym pięćdziesiątki, zamienił się w
szaleńca. Tym dziwniejsze to było zachowanie, że Nowak nie został sprowokowany
ani przez nią, ani przez nikogo innego. W pewnym momencie rozmowy, jaką z nią
toczył,
pozwalając sobie na uśmiech, żarty i niewinne kpinki pod jej adresem, wrzasnął,
że chce się uwolnić i nie pozwoli na te powolne umieranie, jakiego doświadcza
każdego dnia. „- Ile jeszcze przyjdzie mi przeżyć podobnych zdarzeń?” –
zamyśliła się.
Nokturn
f-moll op.55 nr 1
Stukanie
do drzwi zgasiło muzykę, wystarczyło naciśnięcie klawisza „Stop”.
Proszę spocząć, drogi panie, jak też się pan
nazywa? Karski, a tak Karski. Nie lubię spóźniających się, ale rozumiem, że to
nie od pana zależy. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak niewiele od
nas zależy na początku. Powtarzam, n a p
o c z ą t k u. Przejdźmy jednak do rzeczy. Nie przesłał nam pan referencji.
Szkoda, ale kolejny raz rozumiem pana. Co to pan napisał? Nie chciałby pan
opowiadać o swoim poprzednim pracodawcy, bo musiałby pan przedstawić go w
niekorzystnym świetle. Cenne stanowisko, choć w pewnych sytuacjach tłumienie
przykrych uczuć nie pozwala na pozbycie się ich z podświadomości, a
podświadomość, jak ta hydra, może w każdej chwili się odnowić, ten jej łeb,
rozumie pan. Ale dajmy spokój przeszłości. Widzę w tym miejscu wielką misję dla
pana. No proszę bez fałszywej skromności – jest pan tutaj potrzebny nam
wszystkim: wykształcony, ale bez pretensji do wynoszenia ponad wszystko inne
własnych umiejętności, a z drugiej strony poszarpany przez życie, trochę taki
wędrowiec, pielgrzym, asceta, idealista przy tym i pesymista w jednym. Ten dom
z t y m i ludźmi jest dla pana. Dom
szaleńców, utracjuszy, bezideowców i przesiąkniętych ideami, skazanych na
samotność i zapomnienie; i jest pan, którego zadaniem jest tchnięcie w to
wszystko życia. Wykłady, ćwiczenia, dyskusje. Stwórzmy tym ludziom alternatywę.
Niech pan poczuje, ze znalazł się z nimi w pierwszym kręgu, taki czyściec, jak
w Boskiej Komedii. Przeprowadź pan ich, wskaż drogę. Cóż to, pan nie pije?
Proszę skorzystać. Prawdziwa kawa kolumbijka po turecku. Kawa przed snem nie
robi na mnie wrażenia. Mój sen nie jest tak ważny w życiu, które odchodzi.
No tak, pan zapewne zastanawia się nad tym,
dlaczego stara, zamożna kobieta (o, tak, zamożna dzięki mężowi, Panie świeć nad
jego duszą!) wpadła na tak nierozważny pomysł, aby rozpuścić swój majątek na pensjonat. Powiedzmy, że mam zamiar
przetrwonić cały swój majątek, bo nie mam komu go zostawić. W naszej rodzinie
inwestowało się w dzieła sztuki, w książki, stare książki, rękopisy i
inkunabuły. Kiedyś zrobiłam odkrycie, że całe poddasze tego domu zawalone jest
starociami. Niech pan się nie temu nie dziwi. Ostatnie sześćdziesiąt lat to
okres czasu, w którym lepiej było nie pokazywać bogactwa. Zresztą nieważne.
Doszłam do wniosku, że nie ma sensu gromadzić niepotrzebnych nikomu rzeczy,
skoro nie ma się potomka, ba, nie ma się nikogo, komu można by przekazać
rodzinnych pamiątek. Dlatego też zaczęłam wyprzedawać wszystko, co miałam.
Odnowiłam dom, dokupiłam ziemi, posadziłam drzewa i stworzyłam pensjonat, do
którego dokładam z oszczędności, ale że nie spodziewam się żyć nazbyt długo,
myślę, że przetrwa jakieś dziesięć lat, co mnie zadowoli.
A teraz proszę się udać do swojego pokoju i proszę
wziąć kawę. Poczułam się zmęczona. O siódmej pobudka, niech pan pamięta.
Wyszedł.
Kolejny nokturn za naciśnięciem klawisza. Wystarczyło przymknąć oczy i sen
pochwycił w ramiona jej wychudzone, pokryte zmarszczkami ciało.