Paul Cezanne - "Montagne Sainte-Victoire"
Sportowiec sportowcowi nierówny. Można mieć ciężkie pięści, okładać nimi przeciwników i mieć doktorat jak Witalij Kliczko, można też łapać piłkę, zatrzymać Anglię na Wembley i zachowywać się jak idiota, jak pan obecny poseł Tomaszewski.
Daleko mi do euforii spowodowanej Euro w naszym i sąsiednim kraju - cóż, minęły już czasy, gdzie pieniądz w piłce nożnej nie był czynnikiem decydującym o sukcesach, lecz zawsze wtedy, gdy grany jest polski hymn, gdzie orzeł na koszulce, gdzie biel i czerwień, lubiąc mniej lub bardziej sportową rywalizację, coś tam w duszy gra i za serce ściska.
Tymczasem pan bramkarz, znany z rynsztokowego, dosadnego języka, świętszym od papieża się staje i za pomalowanymi Polakami kciuków trzymał nie będzie, podobnie jak za trenera, prezesa, wszystkie polskie kluby, wszystkich trenerów, działaczy i nie działaczy, słowem nie będzie mu się podobało nic do końca świata i o rok dłużej.
Można i tak, choć w gruncie rzeczy może czepiam się bez sensu, bo wystąpienia pana bramkarza i jego słownictwo tak spowszedniało, że niczym podłym zaskoczyć mnie nie może.
Z tym Euro to w ogóle zawirowania nie z tej ziemi. Najpierw bez sensu premier ogłasza, że autostrady będą gotowe na piłkarskie święto (tak jakby miały służyć tylko temu celowi), potem wywołane przez tę wypowiedź problemy z budową, bo przecież czasu nie da się poddać kompresji. Przy okazji wyszły na jaw inne kłopoty ze stadionami, koleją, zapewnieniem bezpieczeństwa, co w końcu można było przewidzieć, bo pierwszy raz mamy do czynienia z tak logistycznie zaawansowaną imprezą. Był też czas wpadek naszej ministry od piłki nożnej i hokeja, która jak coś powie, to holenderski trener Rosjan aż prostować musi.
Oprócz ministry pani Kazimiera feministka Szczuka mająca sport w najdalszym poważaniu z uwagi, że jest to rozrywka samców i nic więcej, chciałaby więcej kultury zamiast stadionów i dróg, a najlepiej, aby wybudować żłobki i przedszkola. A przecież żłobki i kultura nie są niedofinansowane należycie z powodu Euro i nie widzą przeszkód, aby jedno i drugie finansować. Podążając tokiem myślenia pani Kazimiery można by znaleźć czterdzieści i cztery takie dziedziny życia/gospodarki/kultury, które z radością powitałyby dodatkowe finansowe wsparcie, a tu wszystkiemu winne Euro.
Jak by nie patrzeć zbliżającym się mistrzostwom Europy w piłce nożnej towarzyszy znaczny cywilizacyjny przeskok w przód i pewnie też temu między innymi zawdzięczamy to, że pomimo kryzysu gospodarka jest na plusie. Gdybyż jeszcze w naszych portfelach było to odczuwalne... .
Euro 2012 w Polsce i Ukrainie też jakoś nie w smak za granicą. Najpierw groźby bojkotu z powodu pani Tymoszenko (ciekawe, że jakoś przy okazji igrzysk w Pekinie, nie dostrzeżono powodów do ignorancji zawodów, choćby w związku z łamaniem praw człowieka w Tybecie), teraz z kolei nawet BBC ostrzega Brytyjczyków przed przyjazdem do Polski i Ukrainy, bo u nas to prawdziwa Sodoma i Gomora z tym antysemityzmem, ksenofobią i faszyzmem, natomiast w Anglii to od czasów Henryka VIII nigdy nie dochodziło do łamania praw a na stadionie Heysel w Brukseli tych 39 ofiar to zapewne robota połączonych sił kiboli polsko-ukraińskich a nie Anglików, którzy zachowują się na stadionach tak jak kibice tenisa w Wimbledonie.
No cóż. Musimy przełknąć te nasze mistrzostwa, choć kosztują nas sporo, ale też mogą więcej, jeśli nie uda się porządnie zagospodarować i wykorzystać obiektów, które bez Euro by nie powstały.
W każdym bądź razie wolę Euro od sukcesów w Afganistanie.