CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 lipca 2014

Ukraine Crisis: Death and destruction continues in Eastern Ukraine / Хун...

Jutro, pojutrze Frankfurt, potem Francja, może Belgia, Holandia. 

Pozostawiam ten film (dopóki ktoś nie powie panu You Tube, aby skasował go z sieci. Pozostawiam go dla tych, którzy zacierają ręce i kombinują o jakie to jeszcze świństwo oskarżyć Putina, którzy nie potrafią się przebić przez schemat własnych fobii.
Jedynym komentarzem do filmu, który warto obejrzeć, mimo swej drastyczności, niech będzie stwierdzenie: TO, CO DZIEJE SIĘ NA RUCHOMYCH OBRAZKACH, DZIEJE SIĘ Z PEŁNYM POPARCIEM NASZEGO RZĄDU, OPOZYCJI, WIĘKSZOŚCI PARTII POLITYCZNYCH I, NAD CZYM UBOLEWAM NAJBARDZIEJ, CZĘŚCI POLAKÓW. 




23 lipca 2014

System edukacji a propaganda i manipulacja

W wielkim skrócie postaram się omówić wpływ obowiązującego systemu edukacji na indoktrynację społeczeństwa w ramach panoszącej się propagandy. Oczywiście nie będzie to, broń Boże, opracowanie naukowe - jeszcze by tego brakowało, aby w kawiarence o tej porze do głosu dopuszczać naukowe dywagacje. Chodzi mi jedynie o podzielenie się z czytelnikami i samym sobą pewną refleksją, która uzasadnia, jak sądzę, podjęty temat.
Zatem do rzeczy.
Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że ta składowa systemu edukacyjnego funkcjonującego w naszym kraju, która odpowiada za sprawdzanie i ocenę przyswojonej wiedzy i umiejętności opiera się na ich weryfikacji metodą testową. W niej to poddany egzaminowi delikwent zdany jest na wybór jednej z, najczęściej czterech, słusznej odpowiedzi, która zaspokaja wymagania sprawdzającego. 
System testowy w nieco zmodyfikowanej formie istnieje również w humanistyce, znaczy się wiedzy o literaturze, czy, trywializując, w języku polskim. Każde zadanie do pisemnego wykonania, o czym wie egzaminator gimnazjalny czy maturalny, wymaga odpowiedzi, która musi zawierać określone sformułowania, potwierdzające, zdaniem systemu, opanowanie materiału programowego. Oczywiście od zaprogramowanej i oczekiwanej odpowiedzi istnieje pewien zakres dowolności sformułowań, z którego poddany egzaminowi może skorzystać, byleby odpowiedź mieściła się w przyjętym kanonie regulowanej programem poprawności. Dlatego też np. nie jest możliwe, aby zdający ośmielił się pochwalić w pisemnej wypowiedzi okres PRL-u, gdyż w założeniu słusznym jest negatywna ocena tego okresu czasu. Wprawdzie co ambitniejszy zdający może pokusić się o daleko posunięte uzasadnienie swojej wypowiedzi, za co uzyska "punkty dodatnie", nie mniej jednak całość wypowiedzi może być uznana za niezgodną z założeniami programowymi lub też będzie świadczyć o niezrozumieniu tematu przez delikwenta.
W efekcie takiego właśnie sprawdzania wiedzy i umiejętności absolwent polskiej szkoły, który pomyślnie przejdzie przez proces egzaminacyjny musi mieć świadomość tego, że jego wiedza i umiejętności zostały pozytywnie ocenione dlatego, że jego wypowiedź mieściła się w określonych, oczekiwanych przez egzaminatorów, autorów programów nauczania, ba, społeczeństwo i obowiązującą doktrynę polityczną ramach.
Kształtujemy w ten sposób osobę posłuszną, spolegliwą wobec oczekiwań "społeczeństwa" i podatną na informacje i sugestie płynące ze strony tych, którzy z uprzywilejowanej pozycji władzy rzeczywistej i medialnej mają nam coś do powiedzenia. 
Jeżeli więc młody człowiek nie ma w sobie krztyny buntu i niepokory, traktował będzie emitowaną do niego informacyjną papkę jako ten rodzaj wiedzy, która obowiązuje i tylko dlatego, że okres edukacyjny delikwenta uległ zakończeniu, nie będzie przez "wyższe czynniki" sprawdzana. 
Poglądy polityczne, jakie kształtują się z wiekiem u większości młodych ludzi (trzeba przyznać, że w bardzo różnym stopniu) nie mają większego znaczenia dla jakości odbioru informacji. Na przykład: zwolennik Platformy Obywatelskiej przyjmował będzie za pewnik informacje przekazywane z tamtej strony; adorator PIS-u będzie z kolei ślepo wierzył temu, co przekazują politycy i sympatyzujące z nimi media. 
W każdym przypadku wykształcony młody człowiek jest przekonany, że chcąc zdać egzamin życiowy (wszak całe życie uczymy się, nie brak nam ambicji i chcemy być pozytywnie postrzegani w środowisku, w jakim żyjemy) musi postępować w taki sposób, aby mieścił się w granicach oczekiwań, jakie ma wobec niego społeczeństwo, czy grupa społeczna, do której przynależy. Wyjście poza ustalone ramy zachowań oznacza porażkę. Z tego też powodu tak mało jesteśmy skłonni do zaakceptowania nawet obiektywnie pozytywnych działań osób, które działają poza naszym kręgiem. Jeżeli nawet prywatnie (u Sowy i przyjaciół !!!) myślimy inaczej, to oficjalnie trzymamy się wyuczonej ścieżki edukacyjnej.
System edukacyjny oparty na zawężonym polu manewru testowej odpowiedzi sprzyja manipulacji. Przekazywane nam medialne wiadomości z reguły posiadają tezę, z którą należy się zgodzić, gdyż próba podważenia tezy uznana będzie za zachowanie nieodpowiedzialne i sprzeczne z duchem czasu, racja stanu, itp. 
W obecnej sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej istnieje grupa tematów, których medialny przekaz nacechowany jest określoną tezą i przesłaniem. W systemie gospodarki rynkowej priorytetem jest zysk i przedsiębiorczość, klasa średnia i możliwość bogacenia się. Zanikają pojęcia sprawiedliwości społecznej, klasy robotniczej, nieuzasadnionego zysku i rozwarstwienia społecznego (tematy te, owszem, występują, lecz jedynie podczas kampanii wyborczej, gdy opozycja próbuje wymienić władzę). W polityce wielce nierozsądne jest głoszenie, że sojusz z USA niewiele nam daje, że UE tak, ale bez wyprzedania do cna majątku wypracowanego przez pokolenia, że z Rosją należy poprawić stosunki i wziąć się za porządny handel. Zagadnienia te nie mieszczą się w granicach uznanych za dobrą odpowiedź.
Osoba poddana i łatwo poddająca się manipulacji nie dostrzeże niczego szczególnego w informacji wskazującej na sprawców zamachu na samolot malezyjski, choć jeszcze nie przeprowadzono śledztwa w tej sprawie, przejdzie obok innej informacji, która każe nam się mieć na baczności, gdy separatyści strzelają, zabijają, niszczą i mordują a armia ukraińska jedynie prowadzi akcje antyterrorystyczną i odzyskuje kontrolę nad danym terenem, tak jakby czyniła to przeprowadzając akcje ulotkowe, nie zaś zbrojne. 
Tak oto w społeczeństwie informacyjnym XXI wieku odbywa się proces miękkiej manipulacji i propagandy, tym łatwiejszy, że pada na podatny grunt człowieka urobionego na zapotrzebowanie systemu, który, wdrażany za młodu, wytycza granicę lojalności wobec władzy, granicę, której przekroczenie oznacza klęskę.  

22 lipca 2014

Muzyka

Muzyka towarzyszem podróży.
Miałem szczęście. Akurat trwał Festival de Radio France et Montpellier, a w nim sporo muzyki dawnej, Bacha, także jego drugiego syna. Na przykład takie suity na wiolonczelę (szczególnie ta nr 2  D-mol, BWV 1008). Bach zawsze uspokaja jak przyjaciel i nie tylko w podróży.


Czasami pora na zmianę i wtedy warto posłuchać jednej z najpiękniejszych, wzruszających i bardzo tanecznych piosenek Dolores O'Riordan 
(The Cranberries)



20 lipca 2014

Zamknięte świątynie

Od razu zaznaczam, że w poniższej notce nie jest moim zamiarem ani walka z religią czy klerem, ani też zgoła coś wręcz odmiennego. Chodzi mi raczej o przedstawienie pewnego problemu społecznego spostrzeżonego (nie tylko w związku z moim ostatnim wojażem) we Francji.
Podnoszę kwestię pustych i na klucz zamkniętych setek kościołów nie tylko na głuchej prowincji, lecz również w całkiem sporych miasteczkach.
Jeżdżąc po Francji trudno nie zauważyć, że chyba w co drugiej wiosce poczesne miejsce obok merostwa zajmuje kościół. Częstokroć są to budowle, jak na nasze rodzime warunki, wręcz starożytne, gdyż pochodzące z XIV, XII a nawet XI wieku. Gotyckie lub późnoromańskie miejsca kultu górują nad miasteczkiem lub wioską wysokimi, spadzistymi wieżami, zwieńczonymi krzyżem. Budowane głównie z kamienia wypełniają centralną przestrzeń miejscowości. Niejednokrotnie poniżej kościelnej wież późniejsi budowniczowie i restauratorzy umieszczali zegary, odmierzające czas. Do dzisiejszego dnia zegary te, a w innych miejscach kościelne dzwony wybijają godziny zmierzchu i porannego świtania.
Budowle te utrzymane są zwykle w nienagannym stanie, jedynie drzwi i wrota kościelne, klamki, zdradzają swym stanem nieobecność osób wchodzących i wychodzących z kościoła.
Francuzi zamknęli Boga we wnętrzu świątyni. Msze zdarzają się tutaj raz na tydzień albo rzadziej. Księża objeżdżają autami parafie. Kto zresztą wie, przy jakiej funkcjonują na stałe.
Odwrót od religii i kleru zaczął się w czasie rewolucji, choć wtedy zmiany dotyczyły głównie klasztorów, a raczej ich wielkich posiadłości ziemskich. Dzisiejsza świeckość obyczajów eliminująca kult religijny to kwestia ostatnich 50-60 lat. Tematy religijne właściwie nie są poruszane publicznie. Religia stała się prywatnością i przedostaje się do przestrzeni publicznej jedynie podczas świąt związanych z patronem kościoła czy wioski. Zamknięte drzwi nie pozwalają na poznanie wnętrza starych świątyni, chyba że kościoły znajdują się w bezpośredniej bliskości zamków i zameczków przejętych przez państwo/władze lokalne szczególnie dbające o turystów.
Architektoniczne piękno tych budowli kłóci się z ich obecnym przeznaczeniem. Kościoły umierają tak jak umarły świątynie greckie i rzymskie. Dotyczy to również zamkniętych na kłódkę przykościelnych cmentarzy, świetnie utrzymanych, lecz cichych i niedostępnych. To przykry widok, zgoła nieobecny w Polsce, gdzie z kolei, czy nam się to podoba, czy nie, kościół wciąż żyje.

Kościół w La Flèche (strzelista wieża... zegar)
To w La Flèche David Hume napisał "Traktat o naturze ludzkiej". Tutaj też w szkole jezuickiej wychowywał się René Descartes (Kartezjusz). Na placu pomnik króla Henryka IV Burbona

Ekonomiczne porównania

Na zachodzie średnio zarabia się cztery razy więcej niż w naszym kraju. Sprzątaczka biurowa, osoba zajmująca się pakowaniem w magazynach oraz podobne mało skomplikowane prace dają zarobek około 1400 euro, co przy 1 euro = 4 złote daje kwotę 5.600 złotych. Z pewnością polska sprzątaczka z pocałowaniem ręki zgodziłaby się na takie warunki pracy i, w szczególności, wynagrodzenie.
Sama kwota 1400 euro nie daje jednak wystarczającej odpowiedzi na to, jak poziom życia w takiej Holandii, Francji, Belgii czy Luksemburgu rożni się od tego, jakim dysponuje pracownik w Polsce, gdyż interesować powinno nas to porównanie cen w kontekście zarobków.
Generalnie pogląd dotyczący cen na zachód od naszych granic opiera się na przekonaniu, że za naszą zachodnia granicą jest drożej. Czy jednak na pewno?
Przyjmijmy, że porównujemy właśnie takie niewysoko opłacane zawody, jakim jest zawód sprzątaczki: polska pani sprząta w biurze za 1400 złotych (co, niejednokrotnie jest kwotą zawyżoną, gdyż z reguły panie pracują za najniższą krajową, co daje niecałe 1300 złotych netto miesięcznie); jej francuska/holenderska odpowiedniczka zarabia 1400 euro. Przyjmijmy, że obie panie dysponują samochodem z silnikiem diesla i dojeżdżają nim do pracy. Za te uśrednione pieniądze polska sprzątaczka kupi sobie olej napędowy w cenie 5,50 za jeden litr a jej francuska odpowiedniczka za 1,35 - 1,40. 
Kilka innych przykładów (na pierwszym miejscu ceny w Polsce):
kilo cukru: 2,50 - 1,10
najtańsze piwo: 1,40 - 0,50
średnio tanie wino: 9,00-12.00  -  1,50-4,00
papierosy: 12,00 - 6,50 - 7,00 (Francja, gdzie papierosy są bodajże najdroższe w Europie - nie wiem jakie ceny są w Skandynawii) - 4,00 - dotyczy Luksemburga
chleb: 2,00 - 1,10 (przyjmuję ceny do: 1 chleb polski = 2 bagietki francuskie
skorzystanie z toalety: 1,00-2,00  -  0,50 (dotyczy Niemiec)
mięso i wędliny - w tym asortymencie (dotyczy Francja i Belgia występuje równowaga, np. 28,00  -  28,00
woda mineralna: 0,59 - 1,80  -  0,70 - 1,60
najtańsza filiżanka kawy: 2,00 - 0,50
hamburger na stacji benzynowej: 5,00 - 6,00  -  4,00
mleko: 2,00 - 2,60  -   1,20 -1,40
Powyższe wybiórcze zestawienia wskazują jednoznacznie na to, że za określoną kwotę zarobionych pieniędzy, koszty konsumpcji podstawowych dóbr (głównie spożywczych) są na tzw. Zachodzie niższe od tych, które występują w Polsce. W wielu przypadkach jest to znaczna różnica na niekorzyść Polski; w innych mniej znacząca (także w asortymencie serów, paczkowanej kawy, ryb, nabiału, etc.)
Jeszcze jedna kwestia. Jest w takiej Francji bardzo wiele sklepów oraz urzędów pocztowych, gdzie rozkład godzin pracy wynosi: 9.00 - 12.00, przerwa na lancz: 12.00-14.00 i później od 14.00 do 17.00.
Jak by nie liczyć część Francuzów pracuje krócej od nas za czterokrotnie wyższą pensję.
Oto dlaczego tak wielu ludzi wyjeżdża z kraju. 
Aby nie denerwować czytelników nie będę przytaczać opinii na temat polskiej ekonomii spotkanych głównie we Francji i Holandii Polaków, których spotkałem na swojej drodze. Jest miażdżąca, tyle.

Kredka do oczu

Oczy miały swoją głębię i ten szczególny błysk, w którego lustrzanym odbiciu postać tego, kto w te oczy zagląda, zdaje się być szlachetniejsza niż w rzeczywistości.
W jej oczach odbijały się proste, u końców lekko wygięte w morską falę szatynowe włosy i smagła cera pociągłej choć nie chudej, z delikatnie wypukłymi policzkami twarzy. 
Oczy mówiły prostym, nieco dziewczęcym językiem, pozbawionym lubieżności, nie frywolnym i zalotnym, lecz stonowanym, niewinnym i cokolwiek sprawiającym wrażenie zaskoczenia. Patrząc w nie, docierałeś do samej głębi uczuć, jakie płonęły pod powłoką aksamitnego ciała.
Jakkolwiek cała postać dziewczyny stanowiła kwintesencję młodzieńczo-dojrzałej  kobiecości, to tylko widok tych oczu wystarczał, aby przekonać się, że istnieje ktoś, kogo natura umyśliła sobie uczynić wzorcem piękna.
- Złamał mi pan kredkę, którą zaznaczałam kąciki oczu, aby sprawiały wrażenie, że moje oczy nie są tak okrągłe jak księżyc w pełni - powiedziała.
- Co też pani mówi? Pani oczy mają doskonały kształt.
- Mimo wszystko chciałam mieć zarysowaną tę cieniutką linię uwypuklającą krawędź dolnej powieki, lecz nie mogę tego zrobić, gdyż rysik kredki po złamaniu jest zbyt gruby. Dlaczego pan ją złamał?
Była niepocieszona.
- Pewnie zrobiłem to niechcący. Musiała mi upaść. Jestem tak niezdarny. Przepraszam.
- Ja nie potrafię jej naostrzyć. Mam nożyk i próbowałam nim zatemperować kredkę, lecz cały czas łamię rysik. Może pan potrafi?
- Chętnie spróbuję. Bardzo chciałbym pani w czymś pomóc.
- Dziękuję. Tylko niech pan nie myśli, że jestem taka malowana lala, która nadmierną uwagę przywiązuje do swojego wyglądu. Chodzi mi jedynie o tę kreskę.
- Doskonale panią rozumiem. Niech ta kreska będzie uwieńczeniem piękna pani oczu, choć nawet bez niej nie znajduję słów, aby opisać to, co czuję, patrząc pani w oczy. 
- Jest w nich coś szczególnego?
- Jest w nich cała pani. Kiedy w nie patrzę, dostrzegam w nich oprócz piękna również urodę duszy. Może to zaskakujące wyznanie, lecz jestem bliski oświadczenia się pani.
- Chce pan powiedzieć, że się mu spodobałam? - nie ukrywała zaskoczenia.
- To mało. Chciałbym, abyśmy byli razem. W pani oczach zapisane jest, że będziemy szczęśliwi. 
- Czy to także można odczytać z moich oczu?
- Z pani oczu jak najbardziej.
- Proszę więc mi pomóc z tą kredką.
Podaje mi kredkę i nożyk. Biorę kredkę w lewą rękę, w w prawą chwytam nożyk, którego ostrzem próbuję delikatnymi posunięciami zeskrobać nadmiar tłustego grafitu . Obserwuję powolne, acz widoczne postępy.
- Swoją drogą, dlaczego nie używa pani tuszu i takiego cieniutkiego pędzelka? - pytam doprowadzając temperowanie kredki do końca.
- Nie wiem, czy potrafiłabym zmienić swoich przyzwyczajeń.
Podaję jej kredkę. Ponownie widzę błysk w jej oczach zdradzający zadowolenie.
- Czy pani kogoś ma? - zadaję to banalne pytanie, nie mogąc się powstrzymać?
- W jakim sensie? - odpowiada pytaniem.
Trudno mi uwierzyć w to, że nie zrozumiała logicznego sensu mojego zapytania. Mimo wszystko doprecyzowuje szczegóły.
- Czy ma pani chłopaka, mężczyznę, z którym chciałaby pani  spędzić swoje życie?
- Choćby takiego, który potrafi ostrzyć kredki do oczu?
- Choćby takiego...
- Rozczaruję pana, lecz nie mam - odpowiada naiwnie.
- Wręcz przeciwnie. Nie czuję się rozczarowany. Odczuwam teraz większą śmiałość w zaproponowaniu wspólnego z panią życia.
- I wszystko przez te moje oczy?
- Przez nie. 
Przez chwilę zastanawiam się, czy w głosie dziewczyny nie pobrzmiewa ironia. Ale nie. Pierwszy raz w jej oczach odnajduję zadowolenie, które nie wynika z faktu naprawy przeze ze mnie narzędzie do podkreślania piękna kobiecych oczu.
- Moglibyśmy się spotkać jutro w kawiarni w centrum miasta na rynku, abym mógł tam się pani oświadczyć? Rozumie pani: kwiaty, świece, pierścionek zaręczynowy. Chciałbym uroczyście...

Nie przyszła ani jutro, ani nigdy potem. W zajeździe "Pod zerwanym kapturem", gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy i ostatni także jej nie widziano, choć przed rozmową ze mną miała zawieszony na szyi skórzany rzemień z kluczem od pokoju numer osiem. Portier nie potwierdził obecności smukłej szatynki o pięknych, głębokich oczach w zajeździe.
- Widzi pan, mamy jedynie siedem numerowanych pokoi, wszystkie na piętrze. Nie mógł więc pan widzieć klucza z tabliczką z numerem ósmym na szyi dziewczyny.
- Ale ja naprawdę widziałem ten klucz z takim właśnie numerem - sięgnąłem do kieszeni marynarki i wyjąłem z niej niewielki nożyk z ostrym ostrzem, którego zapomniałem oddać dziewczynie. 
- Widzi pan, ten dostałem ten nożyk od niej. Ostrzyłem nim jej kredkę do oczu...
- Kredkę do oczu? Żartuje pan? Dzisiaj dziewczyny używają tuszu, pędzelków, ewentualnie takich spiralek, którymi zaczerniają, unoszą i wydłużają rzęsy...
Moja dziewczyna używała jednak kredki do oczu.
Mam nadzieję, że kiedyś upuści ją i złamie się rysik, a wtedy znów będę mógł jej pomóc.

19 lipca 2014

Okolice George Sand

Trasa Châteauroux - Lille liczy około 560 km. 
Jadę blisko posiadłości George Sand. Uroczy region. W ogóle wydaje się, że im bardziej na południe, prowincjonalna Francja jest piękniejsza. Nohant-Vic położone jest w rozległej dolinie otoczonej niewysokimi nieznacznie zalesionymi wzgórzami. Klimat specyficzny, ciepły. Wyraźnie zaznaczona trasa turystyczna związana z nazwiskiem tej bliskiej Szopenowi pisarki.
Nie dla kierowcy jest Nohant i pamiątki po tej ekscentrycznej artystce-feministce. Przejeżdżam ugodzony historią.
Poniżej posiadłość George Sand w Nohant-Vic.



Mucha

Mucha bezdźwięcznie i niepozornie dostała się przez otwarte okno kabiny. Skusiło ją jej ciepłe wnętrze i ruszyła na rekonesans. Oswajała się, latając to tu, to tam, pełna energii i nieprzyzwoitych zamiarów dotarcia do resztek pokarmu.
Dla much taka resztka pokarmu bywa niezauważalna dla człowieka. Wystarczy okruch chleba albo kropla soku upuszczona podczas otwierania kartonowego pojemnika, aby czułe zmysły owada wyczuły obecność pożywienia.
Najwidoczniej nasza mucha wleciała fałszywym śladem, gdyż nie mogła trafić na pokarm. Być może jedynie ciepło było powodem jej wizyty i kiedy już pozostała w środku auta skupiła uwagę na moich nogach, a zwłaszcza stopach pozbawionych sandałów, świeżo umytych i jeszcze cieplejszych od otocznia.  
Mucha sądziła, że jej łaskocząca obecność na moim częściowo nagim ciele jest w jej mniemaniu oznaką chęci zaprzyjaźnienia się ze mną..
Widziałem, jak jej czarne, szkliste ślepia gapią się na mnie i gotów byłem przysiąc, że robi do mnie tak zwane oko, bawi się w chowanego, cały czas zmieniając miejsce pobytu na moich nogach, rękach i szyi. Widać było, że ta zabawa sprawia jej przyjemność. Co chwila próbowałem ją odpędzić i skłonić do opuszczenia pomieszczenia tą samą drogą, którą się do niego dostała. Mucha była jednak zawsze szybsza o ten ułamek sekundy, który decydował o tym, czy znajdzie się w przymkniętej garści dłoni, czy też zostanie uderzona jak piłeczka tenisową rakietą i znajdzie się poza oknem.
Wyglądało na to, że ignorując grożące jej niebezpieczeństwo, mucha chciała się koniecznie ze mną zaprzyjaźnić, błędnie sądząc , że możliwa jest przyjaźń pomiędzy muszym stanem a gatunkiem ludzkim.
W moim kraju muchy traktowane są jako stworzenia, jeżeli nie wrogie, to z pewnością nie pożądane. Nie znam przypadku, w którym człowiek obdarzałby te owady szczególnym poważaniem, więcej, człowiek wymyślił rozmaitą broń do walki z muchami. Śmiercionośna broń chemiczna nie daje muchom szans na przeżycie kilku minut, w zależności od stężenia środka i   odległości aplikowania rażenia. Potraktowane trującym środkiem stworzenia w kontakcie z silnym strumieniem środka doznają natychmiastowego szoku i paraliżu, tracą orientację, względnie od razu padają trafione mocną szprycą, uderzając o podłoże kręcą się, wirują wrzeszcząc wniebogłosy i wreszcie konają, nieruchomiejąc częstokroć w pozycji nóżkami do góry.
Innym sposobem walki człowieka z muchami jest rozwijanie papierowego lub foliowego paska nasączonego mazistą, lepką substancją, której zapach ma ponoć właściwości zapachowe nęcące muchy. Stworzenia, które ulegną pokusie tego zapachu przysiadają na takim "lepie" swymi odnóżami i najzwyczajniej w świecie, przyklejają się. Próbując za wszelką cenę wydostać się z matni, przyklejają się również odwłokiem lub skrzydełkami. Trudno jednoznacznie określić ile czasu zabiera musze przywartej do kleistej mazi konanie. prawdopodobnie przed śmiercią  opada kompletnie z sił i jeśli nawet porusza nóżkami, aby się wyswobodzić, to dzieje się to wskutek tego, że unerwienie organizmu muchy umiera ostatnie.
Najszybszym i, być może, najmniej sprawiającym ból cierpień owadowi jest użycie przeciwko niemu klapki do zabijania much, rozwiniętej dłoni,zwiniętego w rulon papieru, ot choćby gazety, lub też jakiegokolwiek innego, w miarę płaskiego przedmiotu, którym daną muchę można zdzielić raz a porządnie po grzbiecie, doprowadzając ją do natychmiastowej śmierci. Swego czasu używałem też innej metody polowania na muchy, polegającej na strzelaniu w zdobycz napiętą gumką. W przypadku "dobrego oka" myśliwego ugodzenie popuszczonego końca gumki korpusu muchy kończy się jej całkowitą destrukcją, oznaczającą ni mniej, ni więcej zgonem.
Nie wiem, czy moja mucha znała te wszystkie metody walki człowieka z jej gatunkiem. Pewnie nie, bo gdyby znała, nigdy nie próbowałaby się ze mną zaprzyjaźnić, wlatując przez otwarte okno auta. Moja mucha, jak przytłaczająca większość członków jej rodziny, nie kończyła szkół i nie mogła wiedzieć, że choćby nie wiem jak się starała, nie znajdzie wśród ludzi przyjaciół, a jej los praktycznie jest był i jest przesądzony.
Jej zalotny taniec sprawiał mi coraz mniej przyjemności i w końcu podczas któregoś tam machnięcia moja dłoń odnalazła drogę do precyzyjnego uderzenia i nieszczęsne stworzenie  szukające mojej przyjaźni poległo od skutecznie wymierzonego mu ciosu.
Mucha zginęła, nie wiedząc, czemu spotkał ją tak niezasłużony, bolesny i okrutny los.
Mogłem teraz zamknąć okno i pogrążyć się w lekturze.

Powrót

I już po podróży, przeciągniętej o tydzień. Ponad 10 tysięcy kilometrów na kołach. Głównie Francja. Nie było tylko gradobicia, śnieżyc i gołoledzi. Temperatura w dzień od 11 do 36. 
Lekkie zmęczenie i chandra