CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (175 - 180) USTAWA. TĘSKNOTA. NASZA ZIMA ZŁA. DŁONIE. SUITA.

  

175.

Umieściłem w kawiarence link kierujący do ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. "o prawie autorskim i prawach pokrewnych", a chciałbym przy tej okazji uzmysłowić gościom kawiarenki, że jest w niej coś takiego jak "dozwolony użytek utworów chronionych", bez którego praktycznie niemożliwe byłoby cytowanie w blogosferze czyichś dzieł, utworów, bądź też ich fragmentów w celach edukacyjnych czy propagatorskich. Więcej w Oddziale 3 w/w ustawy.

176.

Mamy zimę, czy jej wciąż nie mamy. Może w górach, gdzieś na wschodzie kraju, a tu u mnie przed Sylwestrem z obostrzeniami, wyłączywszy zabawę sylwestrową z TVPIS, włączyła się lampka tęsknoty za śniegiem i mrozem. Złagodziłem tę tęsknotę zdjęciem Tadeusza Sakowskiego, który prezentuje nam zimę na Mazurach.


177.

Kolejna propozycja zimowa, tym razem dźwiękowa, z pewnością zaskoczy gości kawiarenki, tak jak i mnie samego zaskoczyła, lecz jakoś nie mogłem się powstrzymać...


178.

Ponieważ w dalszym ciągu eksperymentuję z tekstami, jeszcze w bieżącym roku przedstawiam urywek pod tytułem "Szezląg", urywek ten, dodajmy, nie ma nic wspólnego z tytułem.

SZEZLĄG

Poprosiłem o coś do jedzenia. Zaproponowała golonkę, bo to czyste mięso; skąd mają golonkę w tych czasach, kiedy mimo wszystko jest bieda, no mają, bo szef zaprzyjaźnił się z takim jednym kierownikiem chlewni, ale ciii, o tym nie powinna była mówić, nawet komuś, kto wydaje się być sympatyczny. Urosłem w oczach.

- A pan na długo?

To mówię, że:

- Przyjechałem na budowę, bo to i zarobić można, i potrzebują, i na czasie, choć była też praca w tartaku, tak że zastanawiałem się, bo tartak jakiś taki bliższy temu, co mi potrzeba.

- Ech!

- Bo, pani wie, ja jestem taki od budowania nowego. Lubię natychmiastowo widzieć, co zrobię. Buduje się osiedle, prawda? I tę szeregówkę sklepów – tam mnie właśnie rzucili.

- To pan już ma zajęcie? - zdziwiła się.

Pewnie, że mam. Przyjechałem w poniedziałek i zaraz do pracy. Zaciągnąłem się. Tamten nie usiedział przy biurku. Poprowadził mnie przed sobą. Idź tu, tam, w prawo, a pytał się, co potrafię; ja, że jestem silny i sprawny, choć humanista, ale z miłości do człowieka się nie wyżyje w dzisiejszych czasach, więc wolę wykorzystywać siłę swych ramion. Wreszcie doszliśmy. Przedstawił mnie brygadziście, a ten skierował do magazynu po ubranie robocze i narzędzia. Pracuję. Mieszkam w hotelu robotniczym. W pięciu w jednym pokoju.

Tak wyszło. Czy intencjonalnie odezwałem się w kwestii tego hotelu?

Podała mi do stolika tę golonkę z ziemniakami, surówka z pora i sporą ilością chrzanu. Właściwie to każdy sam podchodzi do okienka, gdzie wydają posiłki. Dla mnie zrobiła wyjątek. Obserwowała mnie.

(...) 

179.

Czy ktoś pamięta taką scenę z "Do widzenia, do jutra" - filmu w reżyserii Janusza Morgernszterna z niezapomnianymi: Teresą Tuszyńska i Zbigniewem Cybulskim, scenę, w której bohaterami są dłonie...?

Mnie się spodobała.


180.

I w końcu coś, co również mi się podoba. Może jest to muzyka dla koneserów, ale wydaje mi się, że należy do najpopularniejszych spośród utworów muzyki klasycznej. Oto suita nr 1 Peer Gynt norweskiego kompozytora Edvarda Griega w wykonaniu filharmoników berlińskich pod dyrekcją Herberta von Karajana


[30.12.2020, Toruń]

28 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (171 -174) CZEKAM NA ŚNIEG. DAWNE ŚWIĘTA. DOM RODZINNY. DO RUINY. POLICJA NIE BĘDZIE STRZELAŁA.

 

171.

I wyjątkowo czekam na śnieg, który jak dotąd się nie pojawia, a czekam, bo nie jeżdżę autem, więc stresować się nie muszę, co innego było w Alpach, austriackich, włoskich czy francuskich, ale i wtedy jakoś sobie radziłem, miałem szczęście, bo tylko raz zakładałem łańcuchy jadą z Włoch na Briancon we Francji i dalej na Gap i Grenoble. Miałem szczęście, choć wielokroć ślizgałem się, jak na przykład jadąc od Brennero pod Cortina d’Ampezzo we Włoszech, ech to była jazda, na samym wzgórzu jakieś 40 centymetrów śniegu na środku drogi, bo na poboczu blisko metr, dowlokłem się jakoś, a potem zjazd na dwójce i sarna wyskakująca tuż przez maską, a temperatura o północy minus dziesięć, więc musiałem zjechać, aby nie utknąć do poniedziałku.

A teraz jak dziecko czekam na śnieg, na parę centymetrów, żeby tylko się zabieliło.

172.

Pamiętam jedną z wypraw z tatą po choinkę, tę najdalszą, bo zwykle chodziło się na targowicę, gdzie można było wybrać porządną, a ojciec zawsze kupował taką pod sam sufit, rozłożystą, nie byle drapaka. Tym razem miało być jeszcze lepiej, bo ruszyliśmy z sankami miedzami pól i łąkami do samej szkółki, gdzie były najdorodniejsze świerczki. Śniegu ze trzydzieści centymetrów najmniej, więc musiały to być śnieżne święta. Zmachaliśmy się przy tym, że hej, z powrotem oczywiście bardziej, bo wieźliśmy piękniutkie drzewko, a do tego jeszcze padał śnieg. Czerwoni na twarzach, przepoceni ale szczęśliwi dopadliśmy do domu jak głodomór do jedzenie. Kiedy człowiek się tak zmacha, wejdzie do ciepłego, oświetlonego elektrycznym światłem pomieszczenia, to oczy widzą te światło inaczej, tak jakby patrzyło się przez różowe szkiełko. To potem przechodzi, byle się napić czego ciepłego, posiedzieć przy kuchni, gdzie pieką się serniki lub makowce.

Ojciec oprawił tę choinkę, a bywały choinki tak wielkie, że czasami trzeba było przybić krzyżak z drzewkiem porządnym gwoździem do podłogi. No i zaczęło się ubieranie świerku, a mieliśmy bombek sporo; uzupełniało się je każdego roku, ale pamiętaliśmy o starych, kto wie, czy też nie przedwojennych. Oprócz tego inne ozdoby: jakieś gwiazdeczki, sznury, łańcuchy, aniołki, widoczki świąteczne, ręczne robótki do zawieszania na gałązkach, orzechy i słodycze, no i oczywiście światełka. A na samym szczycie ojciec zawieszał dużą gwiazdę; nigdy nie mieliśmy szpica. Oczywiście osobiście też stroiłem bożonarodzeniowe drzewko, od wysokości, na którą mogłem sięgnąć ręką.

Ciekawostką było to, że choinka nie była u nas ubierana w samą wigilię, ale dwa, trzy dni wcześniej, pewnie dlatego, że ojciec angażował się w inne prace przedświąteczne, a i trzeba dodać to, że zwykle trwała jeszcze kampania cukrownicza i ojciec pracował na trzy zmiany – bywało, że wigilia zaczynała się po 22-iej, kiedy tato wrócił z zakładu.

Specjalnością taty było przyrządzanie karpi, okoni (rzadziej szczupaków - zdarzało się, że sam łowił rybki przed świętami), śledzi, a także zająca, który sobie kruszał na mrozie za oknem. Nikt tak oprawił ryb jak mój tata, nikt tak nie oprawiał zajęcy czy królików jak tata i dziadek. Można śmiało powiedzieć, że czas Świąt Bożego Narodzenia oraz okresu poświątecznego był najszczęśliwszym etapem życia mojego dzieciństwa – słowo honoru, że można było go mi pozazdrościć.


173.

Z sentymentem wracam nie tylko do dawnych, dobrych czasów dzieciństwa wplecionego w czas świąteczny, ale też do miejsca, gdzie się wychowałem. Niestety chyba jedyną fotografią jaką posiadam w elektronicznych zbiorach jest mój dom (kamienica) widziany ze strony zachodniej. Moje mieszkanie znajdowało się po przeciwnej stronie na pierwszym piętrze. Zdjęcie pochodzi z czasów, kiedy już nie mieszkałem w Dobrzelinie – kamienica nieco podupadła na zdrowiu, ale i tak wspominam ją z rozrzewnienie. Za nią znajduje się magazyn cukrowniczy. Jak widać mój rodzinny dom niemal dotykał terenu cukrowni. Aha, miejsce, gdzie mieszkałem, nazywało się potocznie "Mizerki".


174.

Najbardziej interesującą i zabytkową budowlą w Dobrzelinie jest klasycystyczny dwór. Za moich szczenięcych czasów mieściła się w nim biblioteka, jakieś biura i spora sala przystosowana do tańca. Poniżej z wielka przykrością wklejam ów pałacyk, który można zobaczyć wraz z ktrótka notką historyczną na stronie http://www.polskaniezwykla.pl/

Pałac klasycystyczny w Dobrzelinie popada w ruinę. Wybudowany w pierwszej połowie XIX wieku według projektu wielkiego polskiego architekta Henryka Marconiego (jego dziełem między innymi jest Hotel Europejski w Warszawie/). Pałac parterowy z ryzalitami był własnością Władysława Orsettiego, założyciela cukrowni. Podczas II wojny św. w pałacu urządzono szpital, po wojnie był siedzibą Urzędu Gminy, a teraz stanowi własność prywatną i niszczeje.

Dodam od siebie, że niszczeje tak od niemal 40 lat!!!

175.

I znów nasz pan premier zaskakuje. Miała być godzina policyjna – nie będzie. Po co było mówić, że się wprowadzi? Monty Python może odpowie. Pan premier mówi, że za dwa, trzy tygodnie wzrośnie liczba zakażonych na koronawirusa. To po co były te obostrzenia, aby wśród gości wigilijnych mogło być jedynie 5 osób, bo szósta zarażała? No, chyba że chodzi o te gromadne pasterki. W przypadku religijnych celebracji i tak nie będzie przecież kar – to dzieci z przedszkola już wiedzą, ale organizatorom spacerów protestujących w maseczkach grozi osiem lat więzienia jak pospolitym przestępcom. Innymi słowy protestujące kobiety, choć w maseczkach, ale nie zachowujące dystansu będą karane, a policjanci w maseczkach, którzy właściwie wszyscy bez wyjątku nie zachowują dystansu, jeżeli już, to będą nagradzani, nie karani. Paradoksy czasów pandemii w Polsce.


[28.12.2020, Toruń]

27 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (168-170) PUSTE PUSTE MIEJSCE. BEZ KOMENTARZA. PRZEDŚWIĄTECZNIE DRZEWIEJ.

 

168.

Czasami oglądam sobie „Brzoza TV” - filmiki prankera, który przedstawia różne zachowania ludzi filmowanych ukrytą kamerą. „Brzoza” aranżuje pewne sytuacje, „wchodzi” w nie, chcąc uzyskać odpowiedź, jacy właściwie jesteśmy, w jaki sposób reagujemy na pewne humorystyczne zdarzenia, ale i na te poważniejsze. Akurat filmik (ubiegłoroczny) podsunięty gościom kawiarenki poniżej, należy do tych poważniejszych, gdyż autor zechciał w nim pokazać, czy świąteczny zwyczaj polegający na zostawieniu przy wigilijnym stole wolnego miejsca dla osoby samotnej a zbłąkanej ma rację bytu wśród ludzi – chrześcijan i katolików, których w naszym kraju jest najwięcej. „Brzoza” na zeszłoroczną wigilię odwiedza polską wieś, gdzie akcenty religijne są deklarowane wysoko. „Brzoza” jako bezdomny, a w każdym bądź razie samotny próbował dostać się na to wolne miejsce przy stole. Jakie były tego efekty? Nie odpowiem. Proszę obejrzeć przynajmniej kilka pierwszych scen. Uszczknę, co najwyżej, rąbka tajemnicy – stosunek wyniósł 1 do 10.



169.

Pisowska telewizja odwiedziła w te dni jeden ze sklepów w Waszyngtonie, sklep, którego właścicielką jest pani Krystyna Arhens, Polka, która na nieszczęście na bluzeczce / sukience nad fartuszkiem umieściła była serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Na nieszczęście, bo jakiś pismontażysta postarał się, aby widownia pistelewizji nie zauważyła tegoż serduszka, które po prostu zamazano. Około 3 lata temu telewizja pisowska zamazała serduszko jednego z posłów Koalicji Obywatelskiej. Wtedy to pan prezes kurski z rozbawieniem stwierdził, że „Tajemnicze zniknięcie (serduszka WOŚP) z kurtki pana posła musiało być robotą Belzebuba".

Te dwie scenki właściwie nie nadają się do komentowania.

170.

Trudno powiedzieć, czy w czasie mojego dzieciństwa okresowi Bożego Narodzenia towarzyszyła śnieżna zima. Pewnie częściej padał śnieg, ale czy zawsze? Obowiązywała zasada: „jak Barbara po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie”, no i rzeczywiście ślizgało się jeszcze przed wigilią albo była chlapa i dopiero w drugi dzień świąt przymroziło i spadło białe szaleństwo. Generalnie więcej było zimy w święta, więcej śniegu i mrozu, co sprawiało, że te dawne święta wspomina się z sentymentem nie tylko dlatego, że było się dzieckiem, ale także z powodu niezwykłych okoliczności przyrody.

Jak przez sen pamiętam te czasy, gdy byłem bąblem nie chodzącym jeszcze do szkoły, ale jak tu nie pamiętać, skoro przed każdymi świętami odbywały się rytuały:

malowanie podłóg w kuchni i przedpokoju mahoniową farbą (ojciec, dziadek, trochę ja)

- nadzwyczajne pranie uwieńczone wycieczką do magla (mama z babcią; do magla ja z babcią)

- nadzwyczajne porządki, których jednym z kulminacyjnych punktów było trzepanie dywanów (w tym miejscu ważna uwaga: jeśli przed wigilią spadł śnieg takie trzepanie odbywało się najpierw w taki sposób, że rzucało się taki dywan wierzchnią stroną na śnieg i tak potraktowany kobierzec bito wiklinową trzepaczką, po czym dopiero zawieszano go na podwórkowy trzepak) – ojciec.

- wstawianie drugich okien, uszczelnianie ich, mycie (ojciec z mamą) – takie podwójne okna to prawdziwy skarb na srogą zimę; w 3 pokojach najczęściej wietrzyło się za pomocą lufcików, w kuchni otwierało się całe podwójne okno,

- wypieki (babcia)

- mięsa, sałatki, ryby, wędliny i tym podobne (babcia, mama, ojciec)

- choinka – pozyskanie i ubranie – ojciec, mama i ja

- zaopatrzenie w wodę (głównie ojciec). Kiedy byłem brzdącem nie mieliśmy bieżącej wody (wodę podłączono mniej więcej w tym samym czasie kiedy zakupiliśmy telewizor marki Aladyn). Po naszą kamienicę przyjeżdżał beczkowóz, nie wiadomo czemu nazywany przez nas „oksetem”. Wody właściwie zawsze starczało, lecz trzeba ją było przetransportować na pierwsze piętro My gromadziliśmy wodę w prostokątnym metalowym pojemniku (120x100x50) stojącym przy drzwiach na korytarzu oraz w wiadrach. Ubikacja była na zewnątrz mieszkania, a podczas zimy do prania używaliśmy wody ze stopionego śniegu. W lecie obowiązkowo stosowało się np. deszczówkę do mycia głowy, dodajmy z wielkim sukcesem jeśli chodzi o stan włosów po umyciu.

I można było przystępować do wigilii, do świąt, ale wcześniej pospacerować sobie po śniegu...


[27.12.2020, Toruń]

26 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (164-167) ZWĄTPIENIE. WYWIAD. VANITAS VANITATUM. MARNOŚĆ W POEZJI.

 


164.

Zwątpienie nie ustąpiło nawet wtedy, gdy w TVN 24 w programie „Fakty po Faktach” usłyszałem ciekawą dyskusję pomiędzy panią doktor Ewą Woydyłło-Osiatyńską, siostrą Małgorzatą Chmielewską i Jurkiem Owsiakiem. Wymienione wyżej osoby, które szanuję i nie wątpię w ich kompetencje, wskazują na to, że koronawirus oprócz spustoszeń w naszym zdrowiu, zdrowiu naszych najbliższych i znajomych, pomimo tego, że wtargnął do naszych domów i zakładów pracy, i stopniowo kruszy naszą nadzieję na lepsze jutro, wirus który zamyka nas w domach i każe słuchać niewiarygodnie nielogicznych restrykcji jakie wprowadza nieradzący sobie z pandemią od samego początku rząd, ten wirus mimo wszystko mobilizuje ludzi do stania się lepszymi, obywatelskimi, bardziej odpowiedzialnymi. Nie będzie lepiej, będzie co najwyżej tak samo; lepsi, demokratyczni, obywatelscy, odpowiedzialni za siebie i innych, kierujący się wiedzą i rozumem takimi właśnie pozostaną, zaś inni pozostaną przy swojej wierze w słowa premiera, że można już iść do wyborów, bo właśnie rząd wygonił był wirusa i że polska gospodarka ma się najlepiej na świecie, a Niemcy zazdroszczą nam dróg; pan prezydent z kolei wykrzyczy, że nikt mu w obcych językach nie będzie mówił, co ma robić i że to LGBT to żadni ludzie; pan ziobro nie spocznie w działaniach, aż podporządkuje sobie każdego sędziego, a wódz narodu bez żadnego trybu zruga wszystkie elementy animalne i schowa się do swego domu pilnowanego przez policjantów. Nie będzie lepiej, bo ten hejt w internecie i w życiu pozostanie, i nikogo za nienawiść do ludzi nie skażą, bo musieliby zacząć od kaczyńskiego poprzez hierarchów kościoła katolickiego, więc nie zdarzy się to nigdy.

A my wszyscy myślący inaczej niż pisowski naród będziemy wierzyć w to, że ludzi dobrej woli jest więcej.


165.

Aby nie pozostać gołosłownym, co dzieje się z nami, społeczeństwem czy narodem, jak kto woli, o tym, że ja nie widzę zmian na lepsze, niech będzie to przekierowania do wywiadu z panią Ewą Hołuszko urodzoną jako Marek Cyryl Hołuszko (wiemy o co chodzi), działaczką opozycyjną, także rzeczniczką osób transpłciowych. Naprawdę warto przeczytać ten wywiad, który dobitnie świadczy o tym, jak mała jest w naszym kraju wiedza na temat ludzi LGBT i jaką negatywną rolę (to moje spostrzeżenie) odegrał w kultywowaniu tej niewiedzy pan prezydent, który nigdy nie powinien sprawować tej funkcji.


https://natemat.pl/317407,transseksualizm-opozycjonistka-w-prl-ewa-holuszko-opowiada-o-korekcie-plci?fbclid=IwAR3r2S_lI1YV1fPj9oRoAhHHb13XlWqE45Gl1fifmJ1Ag2cqexkQzsfBVm0


166.

Właściwie to powinniśmy się radować, każdy chrześcijanin powinien w tych dniach, a że ja wzrastałem w tym kręgu kulturowym, choć wstąpiłem już mentalnie w ewangelicyzm, też się raduję, ale raduję się dzisiaj, mając jednakowoż w sercu sceptycyzm, ten wielki sceptycyzm wywołany nie przez Boga, a ludzi, którzy każą pamiętać o słowach Koheleta, kaznodziei, który mógł wyglądać tak, jak przedstawia go na portrecie hiszpański malarz Pedro Berruguete żyjący w latach 1450 – 1504.



Inna sprawa, że „Księga Salomona Kaznodziei” to jedne z najpiękniejszych wersetów „Starego Testamentu” , Oto początkowe wersety.

Słowa kaznodziei, syna Dawidowego, króla w Jeruzalemie.

1:2

Marność nad marnościami, powiedział kaznodzieja; marność nad marnościami, i wszystko marność.

1:3

Cóż za pożytek ma człowiek ze wszystkiej pracy swej, którą prowadzi pod słońcem?

1:4

Jeden rodzaj przemija, a drugi rodzaj nastaje; lecz ziemia na wieki stoi.

1:5

Słońce wschodzi i słońce zachodzi, a spieszy się do miejsca swego, kędy wschodzi;

1:6

Idzie na południe, a obraca się na północy; wiatr ustawicznie krążąc idzie, a po okręgach swoich wraca się wiatr.

1:7

Wszystkie rzeki idą do morza, wszakże morze nie wylewa; do miejsca, z którego rzeki płyną, wracają się, aby zaś stamtąd wychodziły.

[wg Biblii Gdańskiej]


167.

Motyw pojawiający się w Księdze Koheleta, a mianowicie „vanitas vanitatum, et omnia vanitas" - „marność nad marnościami i wszystko marność" spożytkowany został między innymi przez poetów polskiego renesansu i baroku - Jana Kochanowskiego, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego czy Daniela Naborowskiego. Trzej poeci, a jakże podobne skojarzenia, jakże prawdziwe i ponadczasowe.


Jan Kochanowski (1530 - 1584)

O żywocie ludzkim

Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,

Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;

Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,

Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.

Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,

Wszystko to minie jako polna trawa;

Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,

Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom



Mikołaj Sęp Szarzyński (1550 - 1581)

Sonet I

O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego


Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki

I Tytan prętki lotne czasy pędzą!

A chciwa może odciąć rozkosz nędzą

Śmierć — tuż za nami spore czyni kroki!

A ja, co dalej, lepiej cień głęboki

Błędów mych widzę, które gęsto jędzą

Strwożone serce ustawiczną nędzą,

I z płaczem ganię młodości mej skoki.

O moc, o rozkosz, o skarby pilności,

Choćby nie darmo były, przedsie szkodzą:

Bo naszę chciwość od swej szczęśliwości

Własnej (co Bogiem zowiemy) odwodzą.

Niestałe dobra. O, stokroć szczęśliwy,

Który tych cieniów wczas zna kształt prawdziwy!



Daniel Naborowski (1573 – 1640)

Marność

Świat hołduje marności

I wszytkie ziemskie włości;

To na wieki nie minie,

Że marna marność słynie.

Miłujmy i żartujmy,

Żartujmy i miłujmy,

Lecz pobożnie, uczciwie,

A co czyste właściwie.

Nad wszytko bać się Boga —

Tak fraszką śmierć i trwoga.


Pozwoliłem sobie i ja przed laty czterdziestu prawie skontatować, iż mogę wypowiedzieć się w temacie „vanitas vanitatum”, jednakowoż zaopatrzyłem swoje wierszydło w nieco odbiegające od głównego motywu zakończenie. Przy zachowaniu odpowiedniej proporcji pomiędzy cytowanymi powyżej poetami a moim płochym dziełkiem, upuszczę w kawiarence moją fraszkę.

Fraszka

Ja … już nie wiem nic o tobie…

Fraszkę na pożarcie rzucam

pod nogi

Roześmiejesz się przez chwilę,

podrzesz kartkę,

w ogień rzucisz….

fraszka – moje serce.


Tyle miejsca na fraszki …

A my … fraszęta, pisklęta, jagnięta, cielęta…

wszędzie nas pełen tłum.

Razem za ręce się brać,

do dzieła, do ognia, nieba, do walki…

że my, że ja ….

wyżej i więcej …

a wszystko – fraszka.


A w miłości to jak?


Gdyby nie ta miłość,

byłbym fraszką.


[26.12.2020, Toruń]

25 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (160-163) NOC ŚWIĄTECZNA. KOSZMAR Z ŻYCZENIAMI. TEMATY EPOKOWE. PISZCZY W POLITYCE.

160.

Tak to wygląda z okna toruńskiego mieszkania. Choinka po lewej i wyraźniejsza po prawej przy bloku bardziej oddalonym. Jest noc, już Boże Narodzenie, już po tych wszystkich telefonicznych i messengerowych życzeniach, po wigilijnej kolacji.

Wygląda na to, że uwiązany jestem do robienia zapisków, to silniejsze ode mnie i po obejrzeniu świetnych „Szyfrów” Wojciecha Jerzego Hasa naszło mnie na pisanie, więc piszę, a że muszę dać odpocząć nodze, posmarowawszy maścią o przyjemnym zapachu, złożyłem ją na sąsiednim krześle, żeby krew dopływała z mniejszym trudem.

Tymczasem Adelka znów ściągnęła na kanapę jeden ze smaczków – ryjek i będzie go teraz pół godziny międlić w pysku. Co za stworzenie! Parę godzin temu sprzątnąłem te smaczki i zabawki z kanapy, znów je przyniosła.


161.

To po prostu koszmar czytać życzenia świąteczne od wodza, który skłócił Polaków, od prezydenta zachowującego się jak pajac. Nawet nie kończę czytania, nie oglądam, nie interesują mnie ci ludzie.


162.

Czytając wyjątki prozy Różewicza mam świadomość tego, do jakiego stopnia wojna światowa wpłynęła na twórczość pana Tadeusza. Zresztą wojna obecna jest w twórczości wielu „Kolumbów” i im podobnych, ale zwracam uwagę na autora „Kartoteki”, bo jego narracja, nie tylko poetycka odpowiada mi najbardziej. Mniemam, że każde ważne wydarzenie historyczne, przeżywane tu i teraz, znajdzie po latach swe miejsce w literaturze, odciśnie swój własny ale i też generalizujący ślad. Tak było przecież z okresem powojennym – odbudowy kraju ze zniszczeń, tworzeniem się nowego systemu władzy i towarzyszących mu sukcesów i porażek. Następnie okres małej stabilizacji wykorzystany został w kulturze, potem Gierkowski boom, smuta po stanie wojennym, zmiana systemu z upadkiem dotychczasowych wartości, później powolne stąpanie do przodu, rozwarstwienie społeczne i w końcu pisowska negacja wszystkiego - rzeczpospolita dojnej zmiany, a teraz dochodzi do tego starcie z pandemią z przekrętami na wielką skalę.

Każda epoka ma swoje tematy do poruszenia albo natychmiast, albo po latach. Czy ja zdążę, zależeć będzie od długości trwania dzisiejszej wielkiej smuty.


163.

Tymczasem co czytamy na popularnych i w miarę odpowiedzialnych za słowa portalach? A to że skarbówka zablokowała konta dziennikarzy obywatelskich – kolejny efekt mrożący mający na celu spacyfikowanie niezależnej myśli. Morawiecki snujący wizję nowego gospodarczego ładu po pandemii – (jeśli) rząd dostanie kasę, będzie sobie mógł pan premier za radą wodza rządzić i dzielić funduszami unijnymi, dając „swoim”, wzbraniając dostępu pozostałym. Oczywiście o tym, że będzie pan premier reaktywował upadającą gospodarkę z pieniędzy unijnych nie będzie słowa, albo zostaną one wypowiedziane i zapisane małym druczkiem. A tak przy okazji jakoś nie wierzę, że Unia wstrzyma część środków za łamanie praworządności. Nie wierzę, bo wymagałoby to szybkich i jednoznacznych decyzji, choć oczywiście chciałbym się mylić.

Cały czas mówi się o przejęciu przez pisowski Orlen Rzeczpospolitej, a moją uwagę zwrócił fakt zatrzymania przez pispolicję na komisariacie 19-latka z autyzmem i ukaranie go pomimo tego, że takie osoby są zwolnione z zakładania maseczek. Widocznie wśród pispolicjanów dokonujących zatrzymania nie było tego odpowiedzialnego za czytanie.

Kolejny fakt medialny w formie cytatu: „Były ksiądz, Jacek Międlar, został uniewinniony wyrokiem sądu II instancji, który nie dopatrzył się mowy nienawiści w uznaniu, że zamachowiec z Christchurch "miał troszeczkę prawo" do swoich działań oraz przyznaniu "moralnego prawa do odrąbywania łbów muzułmanom". Już nie wszyscy sędziowie są niezależni.


[25.12.2020, Toruń]

24 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (152-159) HIPOKRYTA. NIGDY Z NIMI. KŁAMCA Z AWANSU. DOVER I IDIOTYCZNY KOMENTARZ. I STACHURA.

 


152.

Jak się nie denerwować? Mój imiennik zwany prezydentem nie wszystkich Polaków odnośnie liberalizacji w sprawie aborcji ma zdanie przeciwne, anty, konserwatywne, bo uważa, że aborcja to egzekucja, to śmierć, a że jest hipokrytą, tego nie zauważa, nie zauważa tego, że interesuje się dzieckiem od poczęcia do narodzin, a później już nie. Gdyby się interesował, nie dopuściłby do tego, aby dzieci umierały nie otrzymawszy pomocy lekarskiej z tego powodu, że rodziców nie stać na lekarstwa, na operacje i jeżeli nie zbiorą od ludzi koniecznych funduszy, to dziecko umrze, i prezydenta to nie obchodzi, bo gdyby obchodziło, to w wywiadzie dla Polsatu zaapelowałby do pana premiera, aby znalazły się środki finansowe na leczenie dzieci od momentu narodzin, i żeby dzieci nie musiały umierać. Gdyby prezydentowi zależało na życiu dzieci narodzonych, powiedziałby, że nie podpisze tych dwu miliardów złotych na ogłupiającą nas telewizję, w której śpiewa zenek i cleo, a zmusiłby cały pis do tego, aby pieniądze te przeznaczyć na leczenie dzieci.

Gdyby prezydent nie był ułomny, to jako zwierzchnik sił zbrojnych zlikwidowałby armię, nie dopuściłby do zakupu broni, która zabija dzieci, bo każdy zabity na wojnie, w konflikcie zbrojnym jest dzieckiem. Nie łudźmy się, że jakiekolwiek wojsko broni kraju. Wojsko istnieje po to, aby zabijać dzieci. Podobnie policja nie jest po to aby chronić obywateli. Policja jest po to aby chronić obywatela i puszczać gaz dzieciom w oczy, i aby lać po głowach dzieci teleskopowymi pałkami, bo każdy z nas, i te na ulicach także, są dziećmi.

153.

Korzystam z okazji, aby przedzielić własne myśli spostrzeżeniami Edwarda Stachury.

14/15 IX 1970

"Pamiętaj chłopcze, zapisz to sobie mocno w pamięci, scyzorykiem narysuj to sobie na dłoni i zamknij pięść mocno, ściśnij mocno, mocno pięść i nigdy jej nie otwieraj i pamiętaj to, co tam wyryłeś: ten świat nie jest wart ciebie. Nie jest wart tego, żebyś przezeń miał odebrać sobie życie. Twoje życie."

154.

Gdyby mnie kto pytał, dlaczego jestem z kościołem katolickim w te święta i w ogóle, nawet przy założeniu, że szanuję niektórych katolików, to odpowiem, że jazda z rydzykiem, jędraszewskim, gądeckim i im podobnymi byłaby dla mnie obelgą, byłaby zaprzeczeniem moich chrześcijańskich korzeni. Pytałem się w tej sprawie samego Boga, to jest, czy mam z nimi jechać czy nie i odpowiedział jednoznacznie, że nie ma takiej potrzeby, i że już za tymi panami w bieli i w purpurze wysłano listy gończe, a że Młyny Pańskie mielą powoli, to już całkiem inna sprawa.

155.

17 X 1970

"Kiedyś, kiedy spała, kiedy patrzyłem, jak śpi, było tak cudownie, tak przytulnie jakoś, cudownie ciepło, gościnnie, serdeczna nić i tak dalej. Tak jak kiedy zaśnie dziecko powierzone twojej opiece i ono śpi i nie boi się, i nie boi się niczego, ten, który nie śpi, a czuwa nad czyimś snem, żeby spokojny był i łagodny. A teraz, kiedy ona zasypia, to tak jakby się oddalała strasznie daleko i taki jestem samotny straszliwie, jeszcze więcej, niż wtedy, kiedy sam jestem gdzieś i nie ma jej ani blisko, ani trochę dalej."

156.

Za łamanie, nie po raz pierwszy, Konstytucji RP, człowiek zwany premierem ma zamiar karać obywateli. Po pierwsze ten zakaz przebywania w święta gości w liczbie większej niż 5 to kuriozum, jeżeli jednocześnie w kościele ma że przebywać znacznie więcej osób. Po drugie wprowadzenie godziny policyjnej w kraju, w którym nie wprowadzono stanu wojennego czy wyjątkowego to kolejne kuriozum. Kłania się Orwell z Kafką w jednym. Ja rozumiem, że morawiecki pasuje wodzowi narodu na premiera, bo w myśl zasady kto gorszy ten bardziej nadający się do niszczenia państwa ten pan spełnia podstawowe kryterium awansu społecznego określone przez krzykacza z Żoliborza. Nie rozumiem jednak, jak to się stało, że pan morawiecki został szefem komercyjnego banku. Czy tam również obowiązuje zasada „gorszy pieniądz wypiera lepszy”?

157.

Między Łowiczem a Kutnem byłem akurat ja.

10 II 1971

610 W-wa-Aleksandrów Kuj.

"Między Łowiczem a Kutnem – mgła, gęsta mgła. Widoczność do 50 metrów. Przy torach stada kruków. Kutno, peron II, przyjechał pociąg osobowy z Łodzi, który tu w Kutnie kończy bieg. Przesiadka na nasz pociąg dla tych, którzy jadą w kierunku Bydgoszczy. Pociąg ekspresowy „Warta” do Poznania wjeżdża na tor przy peronie 3. Z Warszawy ma odjazd 12 minut po tym do Bydgoszczy o 622.

W „Trybunie” przemówienie E. Gierka do aktywu partyjnego Stolicy. Za Kutnem dalej mgła. Między Kutnem a Włocławkiem spotkałem znajomego chłopaka z bufetu. Tego z 1 stycznia, kiedy jechałem rano 622 do Poznania.

– Piwo – mówię.

– Ile? – spytał – skrzynkę?"

158.

Gdybym pozostał transportowcem, mogłoby się tak stać, że czekałbym w Dover na przejazd na kontynent. Współczuję kierowcom, bo wiem, co to znaczy czekać na powrót do kraju, w dodatku przed świętami. A przecież to, że w przeddzień wigilii pierwsze towarowe auta zostały już odprawione, wcale nie oznacza, że problemów z powrotem na święta nie będzie, bo towar trzeba jeszcze rozładować, przestrzegając przy tym czasu pracy kierowców.

Podejrzałem na fejsbuku komentarz małego człowieka, który na wieść o horrendalnych kolejkach na Wyspach i niemożnością przeprawy promowej czy kolejowej, napisał coś w tym stylu, że „a dobrze im, po co pracują za granicą”. Zerknąłem na profil tego towarzysza. Proszę mi uwierzyć, że jest tak w 99 procentach – tego typu komentarze zamieszczają zwolennicy pisu… i miałem rację. Trudno mi to komentować. Myślę, że przed polską psychiatrią otwierają się całkiem szerokie obszary badań.

159.

Boże Narodzenie.

Sobota. 25 XII [19]71

"Obudziłem się z bólem głowy, cały mokry od potu i z kaszlem straszliwym. Kaszlałem z godzinę i cały trząsłem się z zimna. Poszukałem w chlebaku i znalazłem calcypirynę i tabletki przeciwko grypie. Wziąłem po jednej, popiłem wodą i nakryłem się pod brodę, cały drżąc. Zimno było. Nie chciałem dzwonić po drugi koc, rzuciłem na łóżko jeszcze marynarkę i kurtkę i położyłem się znów. Obudziłem się cudownie ozdrowiony. Zadzwoniłem do recepcji, która godzina. Za 10 min. 1500. Szybko zerwałem się z łóżka, umyłem się, raz raz, ubrałem i zjechałem windą do recepcji, żeby zdążyć na lunch, który do 1500. Zjadłem lunch i wyszedłem na miasto. W Damaszek. Żadnych znaków, dekoracji, ozdób, że jest Boże Narodzenie.

Pierwszy dzień świąt. 90 procent i więcej nawet ludności Syrii to muzułmanie, wyznawcy islamu. A poza tym niedziela – zwykły dzień. Dla nich niedziela to nasz piątek."

Sted - Edward Stachura przed własnym domem.


[cytaty: fragmenty Dzienników. Zeszytów Podróżnych Tom I Edwarda Stachury]

[24.12.2020, Toruń]

23 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (148-151) TEMATYKA WIGILIJNA. GEORGES DE LA TOUR. POEZJA. MUZYKA.

 

148.

W kawiarence nieodzowna zmiana tematyki, przynajmniej w przeddzień święta, które zawsze odkąd sięgam pamięcią, było świętem najważniejszym dla każdego Polaka i to bez względu na wyznawaną wiarę lub jej brak. Wprawdzie obecnie hierarchowie kościoła katolickiego w naszym kraju robią wszystko, aby obrzydzić nam religię, tradycję i podstawowe założenia chrześcijaństwa i zamiast miłością lub przynajmniej przyjaźnią do drugiego człowieka, akceptacją go karmią nas nienawiścią, to odsuńmy na bok nienawistników w koloratkach i komżach, i cieszmy się ze święta, i niech nie przeszkodzi nam w tym hierarchów pycha, dwulicowość i umiłowanie mamony.

W przeddzień wigilii zajmę uwagę sztuką, poezją i muzyką związaną z dniem Bożego Narodzenia.

149.

Zastanawiałem się, jakim obrazem sprawić sobie i gościom kawiarenki przyjemność w Dniu Narodzenia Pańskiego. Wybrałem prostotę, kameralność i barokowe piękno obrazu mistrza światłocienia, francuskiego malarza Georgesa de la Tour. Według mojej opinii "Nowo narodzony" to jeden z piękniejszych obrazów, jakie znam.


150.

Wigilia i święta Bożego Narodzenia są częstym motywem literackim, szczególnie w poezji. Poniżej kilka wybranych przeze mnie wigilijno-bożonarodzeniowych wierszy różnych poetów i epok literackich.

Kazimierz Wierzyński, "Kolęda"

Dwudziesty drugi. Dzień najkrótszy.

Noc tajemnicza się przybliża.

Zmarznięty cieślo w koźlim futrze,

Zdejmij siekierę i w drewutni

Niech się zawczasu ludzie smutni

Zakrzątną koło krzyża.

Zjawi się, zjawi niezwyczajnie.

Nawiedzi znowu świętą stajnię

Miłość w malutkim niemowlątku,

Podniesie swą wszechwładną rękę,

Dwutysiącletnią zacznie mękę

Powtarzać od początku.

Nadciągną króle z ciężkim złotem

I palić będą mu kadzidła,

By z Nazaretu na Golgotę

Szedł cuda czyniąc i by o tem

Szeptały pieśni, malowidła.

Wyjdzie pouczać między ucznie

Że prawda sponad jest zagłady,

Aż po ostatniej z nimi uczcie

Otoczą go żandarmskie włócznie

I pocałunek sprzeda zdrady.

Ojcze stolarzu, noc się zbliża,

Nad świętą stajnią gwiazda krzyża

I blask nad światem staje wielki.

Pośród wesela i okrzyków

Ty nie zapomnij czeladników

Przydatnych do ciesielki.

I gdy nadbiegnie pierwszy pasterz,

Przed stajnię wyjdź, zawołaj nas też,

Bo my o wszystkim dobrze wiemy.

Przy niemowlątku w nędznym żłobie

Klęczymy płacząc i przy Tobie

Pod blask, pod krzyż kolędujemy.


Ks. Jan Twardowski, "Dawna Wigilia"

Przyszła mi na wigilię zziębnięta głuchociemna

z gwiazdą jak z jasną twarzą – wigilia przedwojenna

z domem co został jeszcze na cienkiej fotografii

z sercem co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi

z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu

z przedpotopowym świętym z Piłsudskim w kalendarzu

z mamusią co od nieszczęść zasłonić chciała łzami

podając barszcz czerwony co śmieszył nas uszkami

z lampką z czajnikiem starym wydartym chyba niebu

z całą rodziną jeszcze to znaczy sprzed pogrzebów

Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę

Nad wszystkie figi z makiem – dziś już posoborowe

Przyszła usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała

Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała


Andrzej Sikorowski, "Pastorałka dla córki"

Pobielał świat córko czy wiesz

za oknem spadł w Twoim życiu pierwszy śnieg

patrz wróble dwa na zimnie drżą

dziś pierwszy raz życzę Ci Wesołych Świąt

Przybył nam córko talerz na stół

z szopki się gapi wół jak to wół

Garnek na piecu kolędę gra

do barszczu wpada twa pierwsza łza

Już pod choinką prezentów sto

kto je tu przyniósł no zgadnij kto

kto z Tobą siądzie do wielkiej gry

ktoś komu bardzo zależy by

By dobra noc co wszystko wie

otarła Twą pierwszą i ostatnią łzę


Tadeusz Różewicz, "Bajka"

ścierpły mi nogi

obudziłem się

z długiego

niewygodnego

snu

w świecie czystym

świetle

nowo narodzonym

w Betlejem a może

w innym "podłym" mieście

gdzie nikt nie mordował

dzieci

ani kotów

ani żydów ani palestyńczyków

ani wody ani drzew

ani powietrza

nie było przeszłości

ani przyszłości

trzymałem za ręce

tatę i mamę

czyli Pana Boga

i było mi tak dobrze

jakby

mnie nie było.


Jan Kasprowicz, "Przy wigilijnym stole"

Przy wigilijnym stole,

Łamiąc opłatek święty,

Pomnijcie, że dzień ten radosny

W miłości jest poczęty;

Że, jako mówi nam wszystkim

Dawne, odwieczne orędzie,

Z pierwszą na niebie gwiazdą

Bóg w naszym domu zasiędzie.

Sercem Go przyjąć gorącym,

Na ścieżaj otworzyć wrota –

Oto co czynić wam każe

Miłość, największa cnota.


Tadeusz Kubiak, "Wieczór wigilijny"

Biały obrus lśni na stole,

pod obrusem siano.

Płoną świeczki na choince,

co tu przyszła na noc.

Na talerzach kluski z makiem,

karp jak księżyc srebrny.

Zasiadają wokół stołu,

dziadek z babcią, krewni.

Już się z sobą podzielili

opłatkiem rodzice,

już złożyli wszyscy wszystkim

moc serdecznych życzeń. 


151.

Muzykę wigilijno-bożonarodzeniową potraktuję dwojako. Najpierw zaproponuję "Stabat Mater" przedwcześnie zmarłego (1710-1736) kompozytora włoskiego Giovanni Battistę Pergolesiego, autora głównie oper i muzyki religijnej.


A na koniec, nieodłączna z Bożym Narodzeniem kolęda, a że akurat odpowiada mi góralski charakter kolęd i pastorałek, niech pokażą swą moc "Baciary" w ich "Góralskiej kolędzie".



[23.12.2020, Toruń]