CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 kwietnia 2024

ODKURZONE - CHCIAŁBYM, ABYŚ...

 [liczy sobie lat 13 bez trzech miesięcy]

   *       *       *

Chciałbym, abyś mogła się w nich

wykąpać przed snem,

i ugasić pragnienie,

aby były pod ręką

jak lustro niemodnej toaletki,

tabletka na migrenę,

filiżanka kawy o poranku.


Mógłbym owinąć nimi

twoją skaleczoną nogę,

natrzeć jak balsamem plecy i ramiona,

otulić nagie ciało kocem,

pomóc powiekom przytulić się do oczu,

nasycić pokój zapachem maciejki

i kazać im zamilknąć do świtu.


A kiedy bryzą nocną ukołysana

odbywasz wędrówkę senną,

one przybiegają do mnie tłumnie.

Wypełniam nimi kieszenie,

chowam do szuflady,

gromadzę zachłannie,

jedno po drugim,

rozsupłuję i sklejam,

szarpię nimi struny głosu,

upuszczam kleksy

na białej płaszczyźnie czerpanego papieru,

zamieniam je, przesiewam, przesypuję

z jednego miejsca w drugie,

rysuję nimi i rozsiewam,

rozpuszczam jak włosy,

a czasem milczę,

czasami milczę, kiedy mi ich zbraknie.

I wtedy już nie wiem, co powiedzieć,

gdy grzęzną w moim gardle

i przelewają się przez palce

....słowa.

[28.04.2024, Toruń]

BENIOWSKI (5) - PIEŚŃ I [cd.]

 


Widziałem — Ale stój, Muzo! bieg krzywy

Tu nie przystoi wcale. — Miesiąc świeci,

Na koniu wiedźma, gałęzią pokrzywy

Smaga po zadzie konia i tak leci

W srebrnej koronie jak anioł straszliwy!

O którym roją na pół senne dzieci,

Że ma koń⁸⁹ ze mgły, z wężów srebrnych bicze,

Skrzydła ogniste i niańki oblicze…


I coraz prędzej, jakby anioł zgonu

Pędził za naszym rycerzem i babą.

Dźwięk głuchy kopyt jak jęczenie dzwonu,

Jako tętnienia echo jęczał słabo,

A ręka wiedźmy jak liść wielki klonu,

Gdy sczerwienieje lub, jak mówi Strabo⁹⁰,

Łapa Ibisa⁹¹, czerwona, bez pierza:

Za lejc trzymała swój — i lejc⁹² rycerza.


W zawrocie głowy, rycerz wlepił oczy

W tę rękę z trzema czerwonemi żyły⁹³.

A więc rozmyślał, czy z konia zeskoczy?

Ale mu jego koń był bardzo miły —

Czy świśnie szablą, aż się łeb potoczy

I spadnie z karku wiedźmy do mogiły? —

Ale i ta myśl druga, i ta chętka

Zdawała mu się nie zła — lecz za prędka.


A tu bym wiedzieć chciał twe mądre zdanie,

j czytelniku, i twój sąd o rzeczy;

Gdyby cię takie spotkało porwanie?

I nie spodziewał się znikąd odsieczy?

I widział taką rękę, Mości Panie!

Czerwoną? — do miliona krwawych mieczy!

Taką ohydną rękę? pełną kości?

Co pozbawiła cię ludzkiej godności!


Zwłaszcza, jeżeli jesteś demokratą

I o swą godność indywidualną

Dbasz wielce. — Co byś więc powiedział na to?

Gdybyś przez babę tak suchą! fatalną!

I — nie wiem pewnie — lecz może wąsatą

Sę-Symonistkę⁹⁴ i nie idealną

Ale kościaną, był pozbawion woli

I tchu i czynił to, co godność boli?


Nie wiesz? — Więc sobie zamawiam twą łaskę

Nadal, na rzeczy ważniejszych sądzenie. —

Beniowski więc wpadł w szatańską zatrzaskę⁹⁵, —

Widzę w tem jego gwiazdę, przeznaczenie!

I leciał jak wiatr, patrząc w bladą maskę,

Którą słoneczne wkładają promienie

Na twarz księżyca; a w tym prędkim biegu

Świat mu się cały zdawał kłębem śniegu.


Nagle — zwolniła kroku przewodniczka,

Roześmiała się, zeskoczyła z siodła.

Beniowski siedział na koniu jak świéczka,

Patrząc, gdzie go ta wędrówka zawiodła.

Ujrzał, że chwastem zarosła uliczka, Miłość niespełniona

Międza skałami — co mogą za godła

Służyć dwóm sercom, rozdartym na wieki, —

Wiodła go prosto — prosto — do pasieki.

-------------------------------------------------------------------

⁸⁹koń — dziś popr. forma B. lp: konia.

⁹⁰Strabon — geograf gr. żyjący na początku n.e.; zajmował się również historią naturalną.

¹ibis — ptak brodzący, czczony w starożytnym Egipcie.

²lejc — dziś popr. lejce; być może Słowacki zmienił formę, by zachować rytmikę wiersza.

³z żyły — dziś popr. forma N. lm: z żyłami.

⁹⁴Sę-Symonistka (właśc. saintsimonistka) — wyznawczyni doktryny Henri de Saint-Simona (1760 – 1825), socjalisty utopijnego, głoszącego ideały braterstwa i równości (najważniejsze dzieła: Système industriel; Catéchisme industriel; Nouveau Christianisme); tu przen. oznacza żartobliwie tyle, co: rewolucjonistka, feministka.

⁹⁵zatrzaska — pułapka.

------------------------------------------------------------------------

Pasiekę tę znał dobrze i te skały,

I tę ścieżeczkę pełną rudej glinki.

Tutaj pasterskie roił ideały⁹⁶ —

Z których czytelnik może robić drwinki. —

Starosta córce dał ten gaik mały

I od niej nazwał miejsce — Anielinki.

A zaś ta wiedźma, na pozór straszliwa,

Była to niańka panny, stara Diwa⁹⁷


Poznał ją rycerz i za tę czerwoną,

Za tę Ibisa rękę wnet uścisnął.

Więc ty Irydą⁹⁸ jesteś, a Junoną

Jest twoja Pani? Teraz obłok prysnął!

Ach widzę, jaką miałem myśl szaloną!

I co bym zrobił, gdybym szablą świsnął

I odciął ci tę rękę, Diwo stara.

Drugi raz nie graj w diabła i w Tatara.”


Tak mówiąc, za swą Diwą szedł z pośpiechem,

I ze skał wyszli na łąkę zieloną;

Na którą księżyc spoglądał z uśmiechem,

Widząc tysiącznych róż otwarte łono.

Chata nakryta prostej słomy wiechem,

Ścieniona lipy ogromnej koroną,

Stała na łące w najciemniejszej głębi,

Z girlandą śpiących wokoło gołębi.


Z drżeniem za Diwą szedł Beniowski młody,

Prowadząc konia, co się wyrwał z dłoni

I poszedł z wolna, parskając, do wody. —

Ta wyglądała spod białych jabłoni,

Szarfą księżyca, błękitem pogody. —

Za nim koń drugi poszedł rżąc — a oni,

To jest nie konie, lecz nasz rycerz z Diwą

Weszli w lepiankę pochyłą i krzywą.


Staruszek, Diwy mąż, poświecił w sieni,

I drzwi otworzył od panny pokoju.

Na progu stała, jakby smętna ksieni⁹⁹,

Panna Aniela cała w białym stroju;

Z dyjamentowych zaś miesiąc pierścieni

Podobny do gwiazd migających roju,

Błyskał na kruczych włosach rozwiniętych,

Właśnie jakoby złote światło świętych.

---------------------------------------------------------------------------

⁹⁶pasterskie roił ideały — nawiązanie do mody na sielanki, panującej na przełomie XVIII i XIX w.

⁹⁷Diwa — w mit. słowiańskiej bożyszcze wróżące klęskę; wiara w nią rozpowszechniona była na Ukrainie, Podlasiu i Mazowszu. Tutaj jest imieniem własnym starej kobiety.

⁹⁸Iryda a. Iris (mit. rzym. i gr.) — bogini tęczy, wysłanniczka bogów, służka Junony (w mit. gr. Hery).

⁹⁹ksieni — przeorysza, przełożona klasztoru.

----------------------------------------------------------------------------

Beniowski myślał, że anioł i witał

Jak bóstwo, długiem, przeciągłem westchnieniem,

Potem się zmięszał¹⁰⁰ i o zdrowie spytał; —

Co dziś byłoby wielkim uchybieniem!

Nieświatowością! znakiem, że nie czytał

Pani Sand¹⁰¹, że się bajronicznym cieniem¹⁰²

Nie okrył, że jest niezgrabny w rozmowie,

Że nie wie, jak to mówić romansowie¹⁰³.


Ja sam się dziwię, że za bohatera

Wziąłem takiego prostego szlachcica!

Oto pierwszy raz swe usta otwiera

Przed swą kochanką, która w nów księżyca

Swe włosy czarno-błękitne ubiera,

Jakby sawantka¹⁰⁴ albo czarownica:

I słyszy — że nie jak wieszcz lub astronom,

Kochanek wita ją — lecz jak ekonom.


Na niezgrabnego już masz patent — a ja,

Rycerzu, wyprę się twoich grubijaństw —

I cała moich poematów zgraja

Lęka się dalszych twoich swarów, pijaństw,

Anhelli¹⁰⁵ cię ma biały za lokaja,

I Balladyna skora do zabijaństw

Wolałaby się w trupów ukryć gęstwie,

Niż przyznać, że jest z tobą w pokrewieństwie.


Co jest niejaką prawdą, bo te mary

Jedne się rodzą z serca, drugie z głowy,

A trzecie tylko z dziwnej, twardej wiary

W przyszłość, a czwarte obłok piorunowy,

A piąte mi koń w stepach przyniósł kary. —

Lecz ten poemat będzie narodowy,

Poetów wszystkich mi uczyni braćmi,

Wszystkich — oprócz tych tylko — których zaćmi.


Lecz do powieści. — Więc na progu stała

Panna Aniela prosta, dumna, czysta,

Dla zalotników zwyczajnych jak skała;

Z czego kochanek wybrany korzysta,

Albowiem nigdy nie kokietowała

Dlatego tylko, aby mieć ze trzysta

Kornych kochanków pod wachlarza trzonkiem,

Z których by żaden nie chciał być małżonkiem.


Lecz u Polaków tak! — Ciągną jak słomki

Za oczkiem jakiej Marysi lub Wandy,

Która im różne rozdaje przydomki,

A wiosną listkiem cyprysu, lewandy¹⁰⁶

Z niemi w zielone gra lub wiąże słomki,

Lub wędkę rzuca w te rybek girlandy,

Które za każdym wody pluskiem płyną,

Skosztują — haczek obaczą — i miną.

[…]

-----------------------------------------------------

¹⁰⁰zmięszać — dziś popr.: zmieszać.

¹⁰¹Sand, George (1804 - 1876) — właśc. Aurora Dudevant, powieściopisarka ; jej powieści były w latach 1840 - 1860 powszechnie czytane. Najgłośniejsze z nich to „Spiridion” (1839) i Lelia (1833).

¹⁰²bajronicznym cieniem — mowa o typie romantycznego bohatera z powieści poetyckich George’a Byrona (1788 - 1824).

¹⁰³romansowie — dziś popr.: romansowo, tj. poetycznie, stylowo.

¹⁰⁴sawantka (savante: uczona; daw.) — kobieta wykształcona, erudytka.

¹⁰⁵Anhelli — bohater poematu Juliusza Słowackiego, podróżuje po Syberii i spotyka polskich zesłańców.

¹⁰⁶lewanda — lawenda.


[28.04,2024, Toruń]

26 kwietnia 2024

ZAPISKI Z CZASÓW PO OBALENIU PISOWSKIEJ DYKTATURY (47 / 1034) DLA KASY ZROBIĄ WSZYSTKO.

 

    Jeśli kto myśli, że w wyborach parlamentarnych wybieramy posłanki posłów, senatorki i senatorów, aby działali w naszym, wyborców imieniu o dobro Polski, to jest w błędzie. Niektórzy parlamentarzyści - wypowiem się może niegrzecznie ale dosadnie – robią sobie z elektoratu jaja albo też mają nas w takim głębokim poważaniu, w miejscu, gdzie nie dochodzą promienie słońca. Skąd ta pewność z mojej strony? Otóż zbliża się kampania wyborcza do parlamentu europejskiego i partie polityczne wybierają kandydatów, którzy w Strasburgu i Brukseli mają walczyć o dobro Unii Europejskiej i Polski – czytaj: walczą o kasiorę dla siebie, albowiem w przysłowiowej Brukseli więcej się zarabia, a zatem czytam w „Rzeczpospolitej” i podaję informację z „Faktów”.

Swoją gotowość do startu w wyborach potwierdził wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek. Startować zamierza także przewodnicząca klubu Lewicy Anna Maria Żukowska
W wyborach do Parlamentu Europejskiego wystartuje m.in. szef MSWiA
Marcin Kierwiński, minister aktywów państwowych Borys Budka i minister kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz.

    Co łączy tych patriotów? Wszyscy wyżej wymienieni uzyskali mandat poselski w ostatnich, październikowych wyborach. Czterech z nich oprócz tego że są posłami, zasiadają w rządzie, a łącznie z panią Anną Marią cała piątka wypięła pośladki na swoich wyborców, albowiem praca w parlamencie, jak się okazało, nie spełnia ich ambicji. Ten skandal trwa od wielu lat. Jeśli na ten przykład termin wyborów samorządowych poprzedza wybory parlamentarne, to jeśli jakiś polityk, który zostaje, dajmy na to, radnym wojewódzkim, to bardzo możliwe, że wystartuje następnie w wyborach ogólnopolskich, a potem, dlaczego nie, w wyborach do unijnego parlamentu. Gdybyśmy zapytali wymienioną piątkę, dlaczego zrzekają się miejsc w parlamencie, plując tym samym w oczy tych, którzy ich wybrali, to daję sobie uciąć głowę poniżej brody, że każdy nich powie, że robią to dla Polski i chcą ciężko pracować na najwyższym parlamentarnym szczeblu Europy, a nadto, że są gotowi sprostać daleko rozleglejszym zadaniom, które postawi przed nimi naród (szkoda, że nie Bóg).

    To jest chore, o czym piszę. Wydaje mi się, że nie ma potrzeby tłumaczyć, dlaczego. Ta pazerność szczurów do europejskiego koryta i towarzysząca temu hipokryzja, to kolejny dowód na to, że polityka śmierdzi na odległość i dotyczy to każdego ugrupowania politycznego w naszym kraju.

    Niestety nie ma innej rady, jak pozostać w domu i w te wybory – nie można przykładać ręki do tej podłej hipokryzji, jaką obserwujemy w „nowej, niby demokratycznej” Polsce.

    Nie chcę i nie będę pracodawcą dla tych ludzi.


[25.04.2024, Toruń]

21 kwietnia 2024

LOT

 

LOT

Wiesz, budzę się parokrotnie podczas nocy, a szczególnie nad ranem; wtedy może wizyta w toalecie, a bardzo rzadko telewizor włączony po cichu, bo oczywiście po takim nagłym przebudzeniu się, wstawaniu z konieczności, zasypiać trudno, czasami niemożliwie, więc ślęczę na pół siedząc, leżąc lub wręcz jak na obrazach Chagalla unoszę się w powietrzu nad miastem, nad wysoką wieżą kościoła, neogotycką lub z późnego średniowiecza, nie wiem… w końcu moje oczy zostają przyprószone piaskiem powodującym sen.

I wtedy… wtedy wybudza mnie metaliczny dźwięk dzwonu kościoła, nad którym fruwałem; i wiesz co, leciałem tam z tobą, trzymaliśmy się za ręce, byłaś w czerwonej sukience, Małgorzato, a ja byłem Wolandem. Tak, tak, wszystko to mi się przyśniło, co wcale nie oznacza, że nie chciałbym tak z tobą, no wiesz… tymczasem słucham sześciu czy może siedmiu uderzeń dzwonu. Szczerze? Uwielbiam dźwięk dzwonów. Czuję wtedy, jakby ktoś mnie przywoływał do siebie, niekoniecznie do świątyni, bo te od dawna zawładnięte są przez złe moce i boję się do nich wchodzić; nie chcę się kolegować z tymi obleśnymi staruchami, nie chcę na nich patrzeć, wstrętni oszuści…

Tak, że lecę sobie z tobą o szóstej lub o siódmej rano nad strzelistą wieżą neogotyckiego kościoła, krążymy sobie ponad miastem, jego najstarszą częścią i w końcu docieramy do okienka naszej wiekowej kamieniczki oddalonej o dwie przecznice od głównego placu starego miasta; okienko otwarte, wlatujemy przez nie jak para gołębi, przysiadamy na bielutkich krzesełkach (sama takie wybrałaś) naszej kuchni, odpoczywamy chwilę, ja stawiam czajnik z wodą na blat elektrycznej kuchni, ty wydobywasz z górnych półek białego (sama wybrałaś taki kolor) kredensu ciastka, pamiętasz, takie robione przez maszynkę, znaczy się słodka, maślana, mleczna, jajeczno-mączna masa przekręcana przez foremkę założoną na maszynkę do mięsa; potem jemy te ciasteczka, popijamy herbatą, a czy ty wiesz, że moja babcia maczała w herbacie te ciasteczka i tak zmiękczone wsuwała do ust, a szklanka z herbatą wyglądała wtedy nieestetycznie, ale to nic, skoro tej starej kobiecie to smakowało. W końcu idziemy do łóżka, bo dla nas te okolice szóstej lub siódmej rano to straszny czas i musimy się zanurzyć w siebie i w pościel, bo jeśli tego nie zrobimy, przez cały dzień będziemy chodzić jak otumanieni, senni i niezdatni do robienia czegokolwiek. Później, jeszcze przed południem wstanę sam, bo przecież ciebie nie ma.

Kiedy naprawdę się obudziłem, to pomyślałem sobie, jakie figle wyczynia ze mną sen. Jak bardzo on przekłamuje rzeczywistość. Choćby ten lot nad miastem – przecież go nie było; fizyczna niemożliwością było n a s z e wpłynięcie przez uchylone okienko do n a s z e g o mieszkanka.

Powód jest prosty - c i e b i e nie ma, przestałaś być dla świata, dla świata, lecz nie dla mnie; dla mnie cały czas istniejesz i jeszcze dzisiaj się z tobą zobaczę, nie, nie zobaczę, nie mam dla ciebie swoich oczu, jedynie wezmę z sobą ten list, który napisałem wczoraj, przedwczoraj, może wcześniej, i wsadzę go pod tą doniczkę, w której zaczynają rozkwitać kwiaty nasturcji, drobniutkie, kremowe i lekko pomarańczowe… zatem idę, mijam bramę, kieruję się w prawo, alejką tuż przy murku, doliczyłem się dwunastu grobów, teraz w prawo, grób twój jest w drugim rzędzie… zatrzymuję się nagle!

- Ty? Przyszedłem jak listonosz, mam list do ciebie – spoglądam w stronę grobu, nasturcje kwitną - Chcę włożyć ten list – mówię – po to tu przyszedłem – skąd tu się wzięłaś? - pytam.

Konsternacja, pełna konsternacja.

- Bierzesz mnie za kogoś innego – słyszę – za moją matkę… tak bardzo jestem podobna? Pokaż ten list.

Zabiera mi z ręki, rozkłada, zaczyna nieśmiało czytać.

- Tak bardzo jestem podobna do mojej matki? - powtarza.

- Bardzo… nawet wydaje mi się, że ty jesteś… nią…

- Może tak, może nie, zgadnij.

Umyka mi jej obraz. Widzę, jak lipcowy, silny, taki jaki zwykle występuje przed burzą, porywa kartkę papieru, przechwyconą najpierw przez nią, a potem… potem powstaje wir, słychać pierwszy grzmot, pierwsze błyskawice rozdzierają zamaszyste brunatne, ciemne grząskie chmury.

- To jesteś t y - mówię – jak mogłem tego nie wiedzieć. Błagam cię wróć… jutro znów polecimy, daleko, wysoko, wprost do nieba.

Obudziłem się.


[21.04.2024, Toruń]

ZAPISKI Z CZASÓW PO OBALENIU PISOWSKIEJ DYKTATURY (46 / 1033) ŚCIEMA

 

46 / 1033

W związku z kolejną falą ocieplania się klimatu, nikt w mediach nie zauważa tego zjawiska. Spece od klimatu są zapewne rozczarowani. - Jak to się stało? Czy obecny kwiecień nie będzie kolejnym setnym lub dwusetnym miesiącem cieplejszym od momenty, kiedy prowadzone są operacje meteorologiczne? No, tragedia… widać, że kwiecień anno domini 2024 popsuje plany straszenia ludności, że za chwilę nasza planeta się zagotuje. A, tak przy okazji. Faktem jest, że ocieplenia następuje. Na przykład końcowe lata XX wieku były chłodniejsze od obecnych, ale może ktoś odpowie mi na pytanie: dlaczego uznajemy, że klimat panujący w XX wieku należy traktować jako normę? A może dopiero teraz zmiana klimatyczna jaką obserwujemy, zbliżą nas do normy i za dziesięć, dwadzieścia lat czy za pół wieku temperatura podniesie się o te trzy – cztery stopnie i dopiero wtedy zaistnieje prawdziwa normalność? Może normą będzie to, że poziom wód się podniesie, że anomalie pogodowe będą częstsze, a śnieg zacznie padać dopiero od pewnej wysokości ponad poziom morza. Dlaczego za normalne uważamy to, że Sahara jest pustynią, a nienormalna ma być pustynia, która może powstać po drugiej stronie Morza Śródziemnego?

To, co jest normą, a co nią nie jest zależy przecież od naszego stanowiska w tej kwestii, stanowiska zajętego tu i teraz.

Z globalnym ociepleniem wiążą się liczne, ja to tak nazywam, „ściemy”, które produkuje się na naszych oczach i wciska w nasze uszy. Każą nam nie pozostawiać śladu węglowego Unii Europejskiej, podczas gdy ponad 90 procent świata – takie Stany Zjednoczone, Chiny i Indie na ten przykład pozostawiają tego śladu mnóstwo. Się pytam, czy ekologiczna Europa zajmująca nie więcej, a pewnie mniej niż 10 procent powierzchni świata uratuje naszą planetę przed ociepleniem, skoro w innych częściach globu następuje i postępuje „grzanie” na potęgę?

Niektóre działania ekologiczne mnie rozśmieszają. W tym miejscu zaznaczę, że nie wypowiadam się przeciwko ekologicznemu sposobowi życia; jestem za oszczędnością energii wszędzie tam, gdzie można to zrobić, nie pogarszając warunków życia ludzi. Zapewne wielu z nasz zna pannę Greta Thunberg, młodą Szwedkę – ikonę walki o przyjazny człowiekowi, ba, całej planecie klimat, kobiety, która zachęca ludzkość do korzystania z rowerów zamiast przemieszczania się po świecie paliwożernymi pojazdami. Ostatnio pannę Gretę widziano na protestach w Holandii, gdzie protestowała przeciwko wykorzystaniu paliw kopalnych do produkcji energii. Tu należy zauważyć, że Greta jest Szwedką, a w tym kraju, a jakże, działają reaktory atomowe, zaś paliwem jest jak najbardziej kopalina zwana uranem i jeśli panna Thunberg chce sobie zrobić poranną kawę, to właśnie przy pomocy energii pochodzącej z paliwa kopalnego to uczyni. Nie uwierzę w to, że panna aktywistka przyjechała do Holandii kłaść się na ulicy (można złapać „wilka”, co dla zdrowia korzystne nie jest) rowerem, choć w sumie powinna dawać przykład, prawda? Prawdopodobnie zjawiła się w kraju polderów i tulipanów wsiadając do paliwożerczego samolotu lub też przedostała się ze Szwecji promem posiadającym silnik diesla. Wręcz ubóstwiam tę pannę, podobnie jak kocham wszelkiej maści fanatyków, którzy kompletnie nie liczą się ze skutkami swych działań.

Naszą fanatyczkę, panią Annę Marię Żukowską, też kocham za to, co prawi jej pogłębiony umysł, a prawi to, że powinniśmy sobie kupić już teraz samochody elektryczne, gdyż nie zostawiają one wspomnianego wyżej węglowego śladu (rzeczywiście, w Warszawie właśnie spłonął amerykańskiej produkcji samochód - Lucid Air – wartość określa się na 1 milion złotych <mam nadzieję, że pani Żukowska nie opowiada się za tym autkiem dla mas>. Strażacy mieli przy okazji uciechę, bo aby doszczętnie ugasić takie autko, potrzeba kilku godzin). Lucid Air naprawdę śladu węglowego dużo nie zostawił – widziałem zdjęcia z pożaru.

Przed snem jeszcze raz zastanowię się nad tym, co ja – jednostka ludzka zbliżająca się do kresu swych dni, mam zrobić, aby tego śladu węglowego po sobie nie pozostawić.

Tymczasem w przyszły wtorek kolejna tomografia.


[21.04.2024, Toruń]

20 kwietnia 2024

FILMY (45) PIER PAOLO PASOLINI - ACCATTONE

 


Świetny film należący do stylu powojennego neorealizmu włoskiego przedstawiający trudne i pozbawione perspektyw życie ubogich robotników i bezrobotnych żyjących w nędznych warunkach na przedmieściach Rzymu.

Autorem „Włóczykija” jest legendarny, znakomity reżyser, scenarzysta i pisarz Pier Paolo Pasolini, twórca takich filmów jak: "Mamma Roma", "Król Edyp" czy "Medea".

Vittorio, znany jako „Accattone”, prowadzi stosunkowo spokojne życie jako alfons na obrzeżach Rzymu. Jednak jego świat zostaje zakłócony, gdy rywalizujący gang rani jego prostytutkę Maddalenę, która trafia do więzienia z powodu fałszywych zeznań. Po utracie dochodów i niewielkim zainteresowaniu stałą pracą Accattone początkowo próbuje pogodzić się z matką swojego dziecka, z którą był w separacji, ale spotyka się z odrzuceniem ze strony krewnych. Zwracając się do prostej, pracującej dziewczyny o imieniu Stella, stara się namówić ją do prostytucji. Accattone na krótko próbuje pracować będąc ładowaczem metali na ciężarówkę, ale rezygnuje z tego wysiłku już po jednym dniu. Dręczony snami o własnej śmierci, wraz z kilkoma przyjaciółmi zaczyna prowadzić życie pełne kradzieży, co ostatecznie kończy się tragicznie w wypadku drogowym podczas próby uniknięcia policji na skradzionym motocyklu.

Accattone

Tytuł oryginalny: Accattone

Kraj produkcji: Włochy

Rok: 1961

Reżyseria: Pier Paolo Pasolini

Scenariusz: Pier Paolo Pasolini (we współpracy z Sergio Citti )

Zdjęcia: Tonino Delli Colli


Obsada

  • Franco Citti - Accattone

  • Franca Pasut - Stella

  • Silvana Corsini - Maddalena

  • Paola Guidi - Ascenza

  • Adriana Asti - Amore

  • Luciano Conti - Il Moicano

  • Luciano Gonini - Piede d'oro

  • Renato Capogna - Il Capogna


Poniżej recenzja – rozważania autorstwa Mateusza Górniaka na temat filmu opublikowane na portalu FILM/ORG/PL w roku 2014


[…] Pierwszy film Pasoliniego odbił się na Półwyspie Apenińskim głośnym echem. Dyskutowano przede wszystkim o precyzyjnej analizie społecznej środowiska lumpenproletariatu, w której autor popisał się niebywałym wyczuciem neorealisty – ukazał bowiem jednostki w świecie szerszej społeczności i przewrotne zależności między dwoma obliczami Rzymu. „Włóczykij” stanowił dla ówczesnych Włochów przenikliwy reportaż z przedmieść stolicy, które wtedy znaczyły tyle samo, co trzeci świat zamieszkiwany przez drobnych złodziejaszków, wałkoni i alfonsów. Gdzie mało kto odważyłby się zaglądać, tam właśnie Pasolini szukał swojego człowieka. Pełnego życia i nieposkromionego romantyzmu.

Choć włoski reżyser operował w świecie wręcz paradokumentalnym, pozostał poetą. Jego wczesne kino to uderzająca malowniczość i wybitny słuch na symbol. Na początku lat 60’ chyba tylko Bunuel potrafił tak sprawnie przejść z codziennego porządku realizmu na pole symboli i wielkich uogólnień (inscenizujący ostatnią wieczerzę bezdomni pijacy w „Viridianie”). Tylko o ile Bunuel był raczej w „Virdianie” świętokradcą i burzycielem wygodnych, katolickich mitów, Pasolini religijnych odniesień używał do opisania współczesnych mu ludzi, do pochylenia się nad nimi i znalezienia w nich istoty swojego humanizmu.

Accattone, bohater Pasoliniego to alfons i nierób. Wykorzystuje kobiety, kradnie i kombinuje. Jest w nim jednak pewna cecha, która włoskiego reżysera interesuje mimo wszystko. Coś, co wynosi go ponad sprawiedliwy i rzetelny opis rzeczywistości. Kiedy w tytułowym Włóczykiju eksplodują emocje, kiedy po raz kolejny ucieka, czy łapie strzępki swojego życia… słowem – gdy znowu bierze się za bary z niedogodnościami świata zastanego, Pasolini widzi w nim wielką chęć życia i witalność, która każe wierzyć, że mimo wszelkich skaz, upadków i upośledzeń – zasługuje na bezgraniczną miłość. Eksponuje ją poeta kina swoim, jak wyraził się w jednej z wypowiedzi, posępnym estetyzmem. W filmie mnóstwo liryzmu, reżyser nie stara się ukryć swojej fascynacji światem ludzi upadłych, ale chcących oddychać pełną piersią. Błądzących, ale chcących żyć i szukać w swoim otoczeniu uniesień i godności.

Kiedy kilkanaście lat po premierze „Włóczykija” film Pasoliniego ukazał się w telewizji, świat wyglądał już inaczej. Według włoskiego poety i reżysera wyglądał wręcz całkowicie inaczej – w eseju „Mój Włóczykij w telewizji po ludobójstwie” Pasolini zauważył, że w jego debiucie zarejestrowana została rzeczywistość ludzi zgładzonych przez nowy system. Przez ludobójstwo burżuazji, która narzucając jedyny styl życia, przemieniła dziarskich lumpenproletariuszy w istoty bez życia, pozbawione osobowości, umęczone swoim stanem materialnym. Praca publicystyczna Pasoliniego dopełniła więc tragizmu Włóczykija. Kiedy ginął jako lumpenproletariacki romantyk, wiadomo było, że przegrał ze złym światem. Z jakąś siłą ponad nim, być może i egzystencjalną, albo po prostu – ze złymi ludźmi. Pasolini dopowiedział, że zginął Accattone w konfrontacji z burżujami. I w ten sposób komunistyczna ideologia reżysera połączyła się z chrześcijańskim umiłowaniem człowieka, stworzyła pełną całość tak sprawnie ubraną w dwa, przenikające się style neorealizmu i kina poetyckiego. Odtąd bohaterowie pierwszych filmów Włocha są nie tylko obiektem głębokiego, bezinteresownego humanizmu, ale także społecznej pretensji do ludzi, którzy odpowiadają za zagładę lokalnych kultur i nieskrępowanych jednostek. Ecce homo – zdaje się mówić Pasolini. Jego Włóczykij to męczennik z koroną cierniową nałożoną przez bezduszną burżuazję. [...]


[20.04.2024, Toruń]