CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 października 2012

Pod mostem


Plik:DiegoVelazquez Viejafriendohuevos.jpg

Diego Velázquez - "Stara kucharka" 

Ociekający deszczem przypadli do drzwi, nacisnęli klamkę i już po chwili znaleźli się we wnętrzu sali. Nauczycielka w stanie przedgorączkowym posiliła się herbatą z rumem; redaktor Pokorski, raczej odwrotne wybrał proporcje i nieco odmienny trunek, żołądkowy, gorzki, bo, o czym poinformował kobietę, sen mu się sprawdził, jakaś śmierć niepotrzebna. W istocie wracał z nieprzyjemnego wydarzenia, które opisać musiał. Pod mostem znaleziono martwego bezdomnego. Przejeżdżał akurat autobusem, wysiadł na "swoim" przystanku. Już zbierał się tłumek ciekawskich oczu. Pomyślał, że chociaż nie do niego należą wypadki losowe publikowane w mediach, nie może uciec od tej przykrej okoliczności.
Jakoś nie kleiła się rozmowa dzisiaj i kawiarennik spróbował zagłuszyć niepokój Jordi Savallem.


25 października 2012

Światłocień




Rembrandt van Rijn - "Philosopher in meditation"

Okno i schody. okno na świat i schody prowadzące do nieba, a może piekło na ich skraju... Pomiędzy jednym a drugim człowiek myślący w swojej samotni. Choć nie, w prawym dolnym rogu kobieta podtrzymująca ogień w kominku, piecu (?). Kobieta przy domowym ognisku jako symbol doczesności i realności. Mężczyzna zamyślony i skupiony na myśli, która ma go doprowadzić do rozumienia świata. Myśl wpełza światłem przez okno, ale światło dobiega również z ogniska domowego kobiety. Pomieszczeniem jest tajemnicza ciemna komora o dwu kamiennych poziomach, a może jednym, bo perspektywa w światłocieniu umyka precyzyjnej uwadze obserwatora.
Być może za oknem muzyka ledwie słyszalna dla obojga.
Czy zawsze mężczyzna jest tym, który unosi się w przestworzach wyobraźnia a kobieta jest tą, która toczy walkę z codziennością? Nie wiem.
A za oknem, może tak się zdarzyć, brzmi koncert na 4 skrzypce  i wiolonczelę b-moll Vivaldiego  (RV 580)...

24 października 2012

Fikcja


Wojciech Weiss - "Strachy"

Radca Krach powiedział, że czytając Gombrowicza, dostrzega w nim swojego zmarłego dziadka. Podobne prowadzenie narracji w opowiadaniu, specyficzny humor i osobliwy stosunek do arystokracji. Nawet poszczególne słowa wydarte Gombrowiczowi są słowami zasłyszanymi od dziadka.
Radca Krach sączył jedną kawę za drugą, utopiony w tej kawie, utopiony w "Transatlantyku", potem w zaczętych "Opętanych" i nieobecnością swą wręcz niepokoił Kawiarennika, który podczas nieobecności Marii po raz kolejny przecierał suche szklanice do piwa.
Widać było, że radca skupiony nad literackim tworzywem, czytając, powracał do zaprzeszłych czasów, do tego postawnego, przystojnego, łysiejącego buchaltera, znanego i cenionego w mieście, ożenionego z pobożną niewiastą ze sławnego w powiecie rodu.
Czasem tak bywa, myślał właściciel kawiarni, że cudze słowa potrafią tak bardzo omotać pamięć o czasach, które nie powrócą, że fikcja miesza się z rzeczywistością i wiele jeszcze kaw upłynąć musi, zanim zwrócona nam będzie równowaga i harmonia

23 października 2012

Polifonia jesienna


Na chłodne, dżdżyste noce, na mgłę o poranku i zaćmę wieczorną i krótkie, ledwo widoczne południowe słońce, w parkowej muzycznej muszli polifoniczna muzyka mistrza baroku. Dla uspokojenia myśli.


koncert D-Moll na dwoje skrzypiec [BWV 1043 Part 1]


Jan Wildens - „Krajobraz parkowy z zamkiem na wodzie”

15 października 2012

Zamyślenie



Sandro Botticelli - San Barnaba Altarpiece


Gospodarz kawiarni jakiś dzisiaj zamyślony. W kąciku sali, pustej już i ciemnej, przez zimne tafle szyb spoglądał na miejski plac, wyludniony i oświetlony wątłym żółtawym światłem latarni.
Zamyślił się nad światem, w którym przyjaźń ważną i wielką jest, kiedy wisi nad nią szyld powodzenia. Kiedy dostajesz po łapach i zsuwasz się po pochylni w dół, wycierając spodnie w miejscu, gdzie warto czasami mieć twarde pośladki, wtedy przyjaciół jakby mniej.
Pytanie tylko, czy to rzeczywiście przyjaźń.
Mniejsza jednak o to słowo i jego wartość.
Gospodarz kawiarni pogodził się z nieobecnością przy sobie ludzi, którzy niedawno byli przy nim. Będą inni.
Jutro znów otworzy na oścież drzwi, w których pojawi się radca Krach i doktor Koteńko, który każdy ostatnio dzień rozpoczyna od kawy z kardemonem.

14 października 2012

Co w trawie piszczy



Henryk IV przed papieżem Grzegorzem VII 

W zwiędniętej trawie coś piszczy. Przełom, czy co? Platformie spadać zaczęło jeszcze jesienią, nie w przyszłą wiosnę, na co się zanosiło. Już nawet w pro platformianym "Szkle kontaktowym" pojawiają się telefony, aby pan dyrektor Miecugow przestał popierać PIS (sic!). A pan premier marzy o miliardach. Nagle, z głupia frant, zapowiada reorientację poczynań rządu w stronę zwiększenia wydatków publicznych, w celu przezwyciężenia stagnacji. Bagatelka, siedemset miliardów do 2020 roku. Marzenie. Kiedy się słucha pana "mam wrażenie" premiera, podświadomość uruchamia wizję harcerza lub wręcz zucha, żyjącego w jakimś nadrealnym świecie dziecięco-młodzieńczych pomysłów i marzeń. 
Pan premier tak daleko zabrnął w zaklinanie rzeczywistości, że w końcu ta się zeźliła i wymierzyła kopa w postaci spadających słupków popularności.
Coś mi się wydaje, że ten spadek poparcia więcej w kość panu premierowi daje, aniżeli rzeczywisty kryzys i spadek produkcji. Zahamowanie rozwoju, wzrost bezrobocia można stosunkowo łatwo wytłumaczyć sobie europejskim kryzysem. Czym jednak wytłumaczyć tak znaczący i przekraczający ostatnio platformiane słupki wzrost poparcia dla PIS? Trudno zdzierżyć te wyniki, zwłaszcza że cała polityka PO opiera się na socjotechnicznych chwytach, wykorzystujących sondaże i właściwą na nie reakcję. Jeśli więc bezrobocie wzrasta i ludziom żyje się gorzej, i tak będzie w najbliższym czasie, to nie ma tym razem takiej siły, która pozwoliłaby specom od public relation przekonać społeczeństwo, że będzie inaczej. Swoją drogą zachodzę w głowę, jak naszym statystykom wyszło, że wzrost bezrobocia we wrześniu w porównaniu z sierpniem, wyniósł marne 0,1 procenta. Takich kolejek do rejestracji w urzędzie pracy nowych, szczęśliwych bezrobotnych, dawno już nie widziałem. No chyba, że mam przyjemność mieszkać w rejonie zupełne odmiennym od średniej kraju. 
Paradoksalnie, im gorzej w kraju, im gorsze wyniki gospodarcze, im więcej rozgoryczenia, tym lepsze widoki dla koalicji. Ta obecna pamięta dobrze co się stało z AWS-em i SLD. Każdy dzień rządzenia jest szczególnie ważny.
W trawie piszczy też o tym, jak to odszczepieńcy PIS-u, ci dla których Polska jest najważniejsza, i ci, spod znaku solidarnej, mają tęgi orzech do zgryzienia: działać w pojedynkę po te dwa punkty procentowe, czy też odziać się w się w worek pokutny i podążyć na kolana do Canossy.

12 października 2012

Anton Czechow



    Anton Czechow z prawdziwie lekarską dociekliwością i aptekarską precyzją obserwował ludzi, zauważając najdrobniejszą cechę wyróżniającą bohatera swoich obserwacji od innych.
Zmysł obserwacji, ale też umiejętność opowiadania o tym zjawisku, jakim jest człowiek, to ewidentne symptomy geniuszu, zwłaszcza wtedy, gdy język obserwacji człowieka jakim posługuje się autor "Wujaszka Wani" dostosowany jest do charakteru i osobowości przedstawianej postaci.
Jeżeli jeszcze dodać do tego ów specyficzny klimat prozy Czechowa, stonowany nawet wtedy, gdy opisywane wydarzenie, postać głęboko porusza czytelnika, kiedy humor i ironia nie ośmieszają, a głupota nie rujnuje, kiedy niemal każdy tekst pochodzącego z Taganrogu autora krótkich opowiadań i perlistych w ważne słowa sztuk teatralnych kończy się w miejscu, w którym czytelnik zmuszony jest dopowiedzieć jej dalszy ciąg, nie ma w tym nic dziwnego, że spuścizna Czechowa dotarła pod strzechy i do komnat na całym świecie.
Nie będę ukrywał, że cenię sobie Czechowa za kunsztowne mistrzostwo w organizacji opowieści oraz tego lekkiego dystansu, jaki ma do swoich bohaterów. Ten dystans nie pozwala na przykład na nadmierną ckliwość wobec cierpiących, a jednocześnie autor zawsze po stronie cierpiących się wypowiada.
Udowadnia to tezę, że nie zawsze lepszy efekt dydaktyczny osiąga autor wtedy, gdy przyłącza się do cierpienia lub współczucia, roniąc łzy i upuszczając je na zapisywane karty papieru. To właśnie świadczy o wielkości pisarza: mówić o sprawach ważnych, komicznych lub tragicznych w taki sposób, aby  nie "przyklejać" się do postaci, lecz patrząc na nią rozumnie, zawsze próbować zrozumieć jej postępowanie. 
Poniżej fragment opowiadania "Wańka".

„(…)Przyjeżdżaj, miły dziaduniu” — pisał dalej Wańka. — Błagam cię na Pana Jezusa, weź mnie stąd. Zlituj się nade mną, sierotą nieszczęśliwym, bo tu mnie wszyscy biją i jeść mi się strasznie chce, a nudno tak, że wypowiedzieć nie umiem, ciągle tylko płaczę. A niedawno majster kopytem mnie po głowie uderzył tak, że upadłem i ledwom wstał… A jeszcze kłaniam się Alenie, ślepemu Jegorce i furmanowi, a harmonii mojej nikomu nie dawaj. Zostaję twój wnuk Iwan Żuków, miły dziaduniu, przyjeżdżaj.”
Wańka złożył we czworo zapisany arkusz i włożył go do koperty, kupionej wczoraj za kopiejkę. Pomyślawszy trochę, umoczył pióro i napisał adres:
Na wieś do dziadunia.
Potem podrapał się w głowę i dodał: „Konstantemu Makaryczowi”. Zadowolony, że mu nikt nie przeszkodził w pisaniu, włożył czapkę i nie narzucając na siebie kożuszka, w koszulinie tylko wybiegł na ulię(...)"

07 października 2012

Ten sam schemat


Parę dni temu spotkałem pewnego dyrektora niedawnej konkurencyjnej szkoły. Teraz, kiedy szkoła stała się dla mnie prehistorią, kiedy "łykam tabletki" na oduzależnienie się od tego, com robił przed grubo ponad 20 lat, starszy ode mnie pan, jak zwyczaj uśmiechnięty, wydał mi się wielce sympatycznym dinozaurem z czasów przedpotopowych. 
Broń Boże, żadnych negatywnych emocji nie wywołało to spotkanie w ... hurtowni. Porozmawialiśmy sobie, raz po raz umykając zasięgowi wózka widłowego i "chłop" pożałował mnie, dodając, że M. taką ma specyfikę, że dyrektorzy często się zmieniają, a on sam przeżył czterech, w tym mnie. 
O nie, u niego też nie jest łatwo, bo mu szkołę chcą zamknąć, do której uczęszcza 400 uczniów. Powód: się młodzież przeniesie do szkół w mieście powiatowym, aby powiatowi nauczyciele mieli miejsce pracy. Wymyślili.
Zatem mój kolega po dawnym fachu, znając moje uprzednie "wojaże a projekta" z francuskimi szkołami, tudzież inne do Programu Młodzież aplikacje, poprosił mnie, abym cokolwiek pomógł mu w przyciągnięciu do jego szkoły obcojęzycznych uczniów ... i tak dalej.
Potem ciut poplotkowaliśmy na temat naszej koleżanki po fachu, która dyrektorowała podobną szkołą do naszych. Tu wtręt należy włożyć: geograficznie rzecz ujmując te trzy szkoły, nie więcej niż 30 kilometrów od siebie oddalone, tworzą trójkąt rozwarty o wierzchołkach: M,Z i P. Moja dawna, czyli M. i Z, którą zawiadowała pani dyrektor, weszły pod skrzydła ministerstwa; szkoła w P. przy samorządzie ostała.
Plotki zeszły więc na naszą koleżankę, która podobnie jak ja została spuszczona z bieżącą wodą. Nie dość, że spuszczona, to w dodatku, w identyczny sposób. Pośmialiśmy się trochę, bo chyba ministerstwu inwencji nie starcza, skoro powiela schematy.
Zarówno ona jak i ja zremisowaliśmy konkursy po to, aby powierzyć to stanowisko osobie trzeciej, która dostaje p.o., aby w następnym konkursie, zgodnie z oczekiwaniami, wygrać (jaskółki mówią, że ostatnimi czasy 7 na 10 obiektywnych konkursów organizowanych przez ministerstwo miało podobny przebieg.
Sęk, drodzy państwo, jest w tym, że kobieta miała naprawdę same sukcesy, na co obaj zwróciliśmy uwagę. Jak to mówią, postawiła szkołę na nogi; szkoła była bardzo wysoko w rankingach ze względu na wyniki nauczania (na czterdzieści parę ministerialnych szkół była w trójce najlepszych, jeśli nie najlepsza), wielu laureatów olimpiad. No i, że się tak brzydko wyrażę, pani dyrektor przed konkursową komisją dała ciała.
Znów do głosu doszły jakieś zakulisowe względy. Znów kogoś chciano nagrodzić krzesełkiem. Może, tak jak w moim przypadku, stał za tym jakiś poseł, może inna znacząca politycznie figura maczała swe brudne łapska we wpływaniu na losy ludzkie.
Pożegnaliśmy. Obiecałem, że pomyślę coś w jego sprawie.