ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 października 2023

KARTKA Z KALENDARZA - 31.10.2023

 

Kartka z kalendarza na dzień 31 października 2023 roku

Wtorek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Antonin, Augusta oraz Alfons, Bega, Godzimir, Krzysztof, Krzysztofa, Kwintyn, Lucyla, Lucyliusz, Łukasz, Narcyz, Saturnin, Saturnina, Tomasz, Urban, Wolfgang


Przysłowie na dziś:

Październik stoi u dwora, wykop ziemniaki pora


Słońce

Świt: 05:52

Wsch. Sł.: 06:28

Zenit: 11:19

Zach. Sł.: 16:11

Zmierzch: 16:46


Cytat dnia:

Im wyższy postawisz sobie cel, tym bardziej będziesz samotny”

Ryszard Kapuściński


W Delfcie przed 31 października 1632 roku, która to data jest dniem chrztu, urodził się Johannes Vermeer - Jan Vermeer van Delft holenderski malarz. [zm. przed 15 grudnia 1675 roku w Delfcie]

Autoportret

Poniżej obraz Vermeera – „Oficer i uśmiechnięta dziewczyna”.



[31.10.2023, Toruń]

JĘDRZEJ KITOWICZ - OPIS OBYCZAJÓW I ZWYCZAJÓW [...] ROZDZIAŁ 3 §. 3.

 

Ojciec Hieronim Ryba - kapucyn

§. 3.

[pisownia oryginalna]

O   K a p u c y n a c h

Kapucyni i Reformaci w exystymacyi publicznéj, po Missyonarzach pierwsze trzymali miejsce. Zakon kapucyński w początkach panowania Augusta III., ledwo miał trzy klasztory

formalne, w Warszawie, w Lublinie i w Uściługu na Wołyniu. Lecz ku końcowi panowania Augusta III., znacznie się powiększył. Ten zakon między wszystkiemi zakonami reguły

Śgo Franciszka najściślejszy, nie ma żadnych odmian, tak w stroju, jak w ustawach zakonnych. Chodzą z brodami, w sandałach na bosą nogę wzutych, w habicie tylko samym bez sukienki, który się różni od reformackiego i bernardyńskiego, kapturem dłuższym i śpiczastszym. W tym jednym obyczaju odmianę uczynili, że przedtem nie wysyłali na kwestę, ale tylko tem się żywili, co im szczodrobliwość dobrodziei przysłała do

klasztoru. Lecz gdy po wielu klasztorach zaniechano im dosyłać żywności, muszą teraz obyczajem innych zakonów żebrzących, wysyłać na kwestę do dobrodziei; przy wielkich atoli miastach, jako to: w Warszawie i Lublinie obywatele katolicy a nawet i dyssydenci, tyle im przysyłają żywności i rozmaitéj jałmużny pieniężnéj, iż się bez kwesty obywają. Kapucyni prócz nauk duchownemu stanowi przyzwoitych, jakiemi są: teologia, filozofia i retoryka, uczą się zaraz, wyszedłszy z nowicyatu, kucharstwa i ogrodnictwa, dlatego téż w ich ogrodach frukta, kwiaty najprzedniejsze i potrawy najsmaczniejsze, tym pokarmem wybornym posilając i krzepiąc ciała, ażeby pod ostrym habitem ostrość powietrza w zimie i upały letnie, łatwiéj wytrzymać mogło. Między potrawami stokfisz kapucyński był najsławniejszy, a to podobno dla tego, iż w innych kuchniach sprawić się z tą rybą tak dobrze jak kapucyni umieli, nie umiano. Królowa musiała go mieć zawsze na swym stole, ile razy był dla Kapucynów gotowany, i koniecznie nie w innym naczyniu, tylko w porcyi zakonnéj, co rozumiem czyniła dla dogodzenia smakowi, bo kuchnia Augusta III. w całéj Europie była najwykwintniejszą, ale jako pani wielce pobożna, chciała mieć jakowąś cząstkę zasługi duchownéj z porcyi zakonnéj nad królewski swój stół wyżéj szacowanéj.

Kapucyni długo pod panowaniem Augusta III., najwięcéj byli Niemcy, jako z kraju niemieckiego do Polski sprowadzeni; dlatego oni téż najwięcéj dyssydentów do kościoła rzymskiego nawrócili. Ku końcowi panowania Augusta już mieli między sobą wielu Polaków, a nawet i prowincyałem obierali Polaka nie Niemca.

Kapucyni odprawiają kazania zwykle dwoiste, to jest: polskie i niemieckie. Do różnych benedykcyi chorych a mianówicie dzieci, wzywani bywają bardzo często; usługę zaś tę odbywając, nieraz z skutkiem cudownie pomyślnym, jednają sobie obfitą szczodrobliwość. Osobliwie takich cudów dokazywali: Felix kapucyn, kiedyś rozpustny dworak, potém człowiek pobożny.


[31.10.2023, Toruń]

30 października 2023

OKRUSZKI (6) BŁĄD ZANIECHANIA

 

OKRUSZKI (6) BŁĄD ZANIECHANIA


Siedziałem z Kacprem przy wódeczce, rozkosznych flaczkach, a potem golonce, rzecz oczywista z krągłymi ziemniaczkami, sosem chrzanowym i surówką z białej kapusty i rzepy. Ech, ślinka mi na to wspomnienie leci. Zajęliśmy miejsce w samym kąciku tego szynku sławnego właśnie z tych dań, jakie wymieniłem. Kacper przytaszczył z sobą „Święto przebiśniegu” Hrabala, taki zbiór przecudnych opowiadań, które zamierzał skonsumować w tym j e g o kąciku i pewnie by to zrobił, gdybyśmy się przypadkowo nie spotkali przed knajpą, gdyż i ja wpadłem tego dnia na pomysł, aby skonsumować najlepszą w mieście golonkę. I tak słowo po słowie, zostałem zaproszony do kącika przez Kacpra, który nowo nabytej książki nie czytał w mojej obecności, lecz przeglądnął ją wraz ze mną, i dał mi do odczytania parę kawałków tekstu. Kacper czytał już wcześniej te opowiadania, lecz tego dnia zrozumiał, że chce mieć Hrabala dla siebie – stąd ten zakup.

Kacpra bardzo dobrze znali w lokalu, do którego zaszliśmy, a ten kącik to był, prawdę mówiąc, właśnie dla niego przeznaczony – ustronny stolik na dwie osoby, jasny, bo tuż przy oknie, a że klientów, choć knajpka naprawdę warta polecenia, nie bywało zwykle w nadmiarze, to Kacper mógł się cieszyć z wolności, którą mu tutaj oferowano; przesiadywał nawet po sześć godzin, lecz nigdy nikt nie zwrócił mu uwagi na to, że spędza w tym miejscu zbyt wiele czasu.

Kacper zamawiał sobie te same dania, które tego dnia konsumowaliśmy z ogromną przyjemnością, ale że jak powszechnie wiadomo do flaczków i golonki najlepiej nadaje się wódeczka – jarzębiaczek lub czysta żytnia, tedy siedząc tutaj parę ładnych godzin (czytywał przy okazji książki lub korzystał z gazet przeznaczonych dla klientów knajpki) bywał pod koniec ucztowania w stanie dosyć osobliwym, lecz broń panie Boże, nie kwalifikował się na stanowisko pijaka.

Tym razem i ja mu towarzyszyłem w konsumpcji dań, tudzież zamówiwszy pięćset mililitrów czystej, nalewaliśmy sobie w rozsądnych przedziałach czasu po pięćdziesiątce, co pozwalało nam odbyć pięć kolejek. Z każdą kolejną robiło nam się cieplej, a i rozmowa nasza była intensywniejsza, ale kiedy Kacper poruszył sprawę Marka, jego stryjecznego brata, który stoczył się w otchłań życia na krawędzi rynsztokowej biedy spowodowanej alkoholizmem, obaj krzywo spojrzeliśmy na napełnione wódeczką w ostatnim rozlaniu kieliszki. Aż nas odepchnęło coś od wychylenia do dna tego napoju.

Rozmowa jaką prowadziliśmy wiodła od biednego Marka po problematykę związaną z nadużywaniem alkoholu i stopniowo nasz radosny nastrój dostał zakwasów.

Kacper w pewnej chwili dotknął mojej pamięci:

- Pamiętasz, że kiedyśmy byli smarkaczami, Marek zawsze przyjeżdżał do mnie, koniecznie w wakacje, a nawet w ferie zimowe czy świąteczne?

- Dobrze pamiętam, lecz nie przywiązywałem do tego faktu większego znaczenia. Cieszyłem się, że mogliśmy w trójkę, zwłaszcza podczas wakacji, wspólnie spędzać czas, a zawsze mieliśmy pomysły nie z tej ziemi – odparłem pobudzony wspomnieniami, po czy zapytałem:

- A co z nim się dzieje teraz?

Kacper postanowił właśnie w tym momencie zachęcić mnie do wypicia ostatniej pięćdziesiątki. Jego spojrzenie jakim mnie ugodził, zwiastowało jakąś nieprzyjemność.

- Marek od miesiąca nie żyje, przy czym dowiedziałem się od jego śmierci przed dwoma dniami.

- Coś podobnego! Nie mogę uwierzyć! - szczerze skomentowałem tę smutną nowinę.

- Ja tymczasem wcale nie jestem zdziwiony. Parę miesięcy temu rozmawialiśmy telefonicznie. Narzekał na serce, a mimo to nie zrezygnował z picia. Poruszyło mnie to, bo wydawało się, jakby sam chciał skrócić swoje, jak się wyraził, niepotrzebne, życie. Chciałem nawet do niego pojechać, ale gdzie mieszkał, z kim, tego nie mogłem się dowiedzieć, bo straciłem z nim łączność. Przedwczoraj zadzwonił do mnie któryś z jego dawnych kumpli (jak udało mu się dostać mój numer – nie wiem). Powiedział mi, że Marek gdzieś przepadł, znalazł się w jakiejś grupie bezdomnych. Po kilku dniach strażnicy miejscy znaleźli jego ciało. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Pochowano go jako NN. Potem jeden z bezdomnych, którego czasami widywałem w parku niedaleko marketu, opowiedział mu o ostatnich chwilach życia nieszczęśnika, zaprowadził go na jego grób.

- Serce mi się kraje – westchnąłem.

- Pamiętasz… on był z nas najzdolniejszy, najweselszy… ot, to nasze przeklęte życie – zasmucił się Kacper. - Gdybym mógł przewidzieć, jaki będzie los Marka, wziąłbym go przed laty do siebie… przekonałbym Monikę… może pomoglibyśmy mu wyjść z nałogu.

W pewnej chwili chciałem zamówić jeszcze po pięćdziesiątce, ale w porę się zreflektowałem. Kiedy podszedł kelner, zamówiłem dla nas dwie kawy.

- Czy wiesz, dlaczego Marek w czasach szkolnych tak często przyjeżdżał do mnie?

Nie odpowiedziałem.

- Stryj, to znaczy jego ojciec był wojskowym. Wprowadził w swym domu straszliwy rygor. Marek, jego rodzony brat, matka i przyrodnia siostra żyli jak w obozie pracy, na rozkaz. Marek uciekał z domu, zawsze kiedy zbliżały się dni wolne od szkoły. Kiedy była szkoła, musiał się codziennie meldować i zdawać raport z każdego dnia nauki. W wakacje uciekał. Ojca nie było stać na to, aby choćby spróbować dowiedzieć się, dokąd pojechał. Stryj wiedział że tak czy tak, syn jego wróci, musi wrócić, bo jak nie to…

- Był z nas najweselszy, naprawdę – stwierdziłem ze smutkiem.

Kacper potaknął głową.

- Powinienem coś zrobić… jeszcze wtedy, gdy przyjeżdżał do mnie.

- Każdy ma w swoim życiu błąd zaniechania.

Wyszliśmy z knajpy w nastroju bez porównania gorszym od tego, kiedy to wspinaliśmy się po schodkach, aby wejść do restauracyjki.

Tak bywa.


[30.10.2023, Toruń]

POEZJA (47) FRANCISZEK KARPIŃSKI - DO JUSTYNY

Józef  Chełmoński  -  "Sielanka"


Franciszek Karpiński  -  Do Justyny


Drzewa! Wyście małe były,

Gdym się rozkochał w Justynie;

Dzisiajście się rozkrzewiły,

Gałąź wasza chłodem słynie.


Insze mi już owoc dały,

Com je w drobnym ziarku sadził

Na szczęście mojej zuchwałej.

Drzewa, jakżem ja się zdradził!


Ona mię dotąd nie kocha,

Choć jej wzgardy znoszę skromnie.

Trzyma mię, że jest niepłocha,

Martwi, że nie dba i o mnie.


Justyno moja! Justyno!

Patrz, jak mam usta spieczone,

jak z oczu moich łzy płyną -

Ach, ty nie patrzysz w tę stronę!


Przystąp jeno ku mnie bliżej,

Bo wy czasem i leczycie:

Ta się choroba choć szerzy.

jej zaraza jest na życie.


Nie wiesz, co miłość kosztuje?

jak ogień wnętrzności trawi,

jak rdza żelazo zmocuje

I raz głęboki zostawi.


Skłonność twoja do litości

Głośna w okolicy całej;

Samej nie znając miłości

Ranisz mię, chociem zbolały.


Kiedyś tak w uporze trwała,

Otóż ja cię odstępuję.

Ach, tyś łaskawie spojrzała!

Nie wierz mi: ja to żartuję.


[30.10.2023 - Toruń]

SŁOWNICZEK (131 - 145)

 

José Vergara Gimeno - "Kain i Abel"

131) abderyta

1. mieszkaniec Abdery (starożytnego miasta greckiego w Azji Mniejszej);

2. przenośnie: głupek, prostak, nieuk.


132) Abdiasz

prorok biblijny; także: Obadiasz


133) abditorium

skrzynia na relikwie w kościołach rzymsko-katolickich


134) abdomen

1. w anatomii: brzuch;

2. w zoologii: odwłok


135) abdominalny

1. brzuszny;

2. odwłokowy


136) abdominoplastyka

operacyjna korekcja nadmiaru i wiotkości skóry brzucha


137) abdukcja

1. w fizjologii: odchylenie kończyny od osi ciała; odwodzenie;

2. u Arystotelesa: rozumowanie oparte na sylogizmie


138) abduktor

w anatomii: mięsień odciągający kończynę od osi ciała; odwodziciel


139) abdul

1. w gwarze uczniowskiej: osoba głupia, nierozgarnięta; tuman, bezmózgowiec, przygłup;

2. w gwarze przestępczej: Arab


140) Abdullah

popularne imię muzułmańskie


141) abdykacja

zrzeczenie się władzy przez panującego


142) abdykacyjny

przymiotnik od: abdykacja (np. akt abdykacyjny, pisma abdykacyjne)


143) abecadło

1. przestarzałe: zestaw liter, czyli symboli graficznych dźwięków danego języka, ułożony w porządku tradycyjnym; alfabet;

2. podstawowe, najważniejsze zasady, informacje dotyczące jakiejś dziedziny; abc, ABC


144) Abel

postać biblijna; syn Adama i Ewy, zamordowany przez swego brata Kaina; także imię męskie


145) abelia

ozdobna roślina z rodziny przewiertniowatych, np. abelia wielokwiatowa, abelia koreańska


[30.10.2023, Toruń]

29 października 2023

KARTKA Z KALENDARZA - 29.10.2023

 

Kartka z kalendarza na dzień 28 października 2023 roku

Sobota


Imieniny obchodzą: Szymon, Tadeusz oraz Anastazja, Cyryl, Cyryla, Domabor, Faro, Fidelis, Honorat, Juda Tadeusz, Ksymena, Wielimir, Wincenty, Wszeciech


Przysłowie:

Jak przyjdzie Szymon i Judy, zagoń bydło z pola do budy”

Słońce

Świt: 06:47

Wsch. Sł.: 07:22

Zenit: 12:19

Zach. Sł.: 17:17

Zmierzch: 17:52


Cytat dnia:

Najbardziej straconym dla człowieka jest dzień, w którym się nie śmiał”

- Nicolas de Chamfort


29 października 1858 roku w Pskowie lub Wilnie urodziła się Maria Weryho-Radziwiłłowiczowa - pedagożka i pisarka. [zm. 8 listopada 1944 roku w Krakowie]



Poniżej opowiadanie autorki „Dobre dzieci” wchodzące w skład opowiadań zamieszczonych w książce przeznaczone dla dzieci od lat sześciu do dziesięciu - „Las”.


Dobre Dzieci

W pewnym domku mieszkała praczka z dwojgiem małych dzieci. Była ona bardzo uboga, a pilnie pracowała. Cały dzień od rana do nocy prała, czasem ręce miała nabrzmiałe, ale nie mogła odpoczywać: któżby jej dzieci karmił i przyodziewał? Dobre były jej dzieci: nie nudziły matki, kiedy była zajęta, a bawiły się same na ganku domu, albo w ogródku, który znajdował się tuż przy domku.

W tym to ogródku dzieci bardzo lubiły bawić się, biegały, budowały fortece, domki z kamieni i wiele innych rzeczy.

Raz kiedy się dzieci tak bawiły w ogródku, usłyszały jak matka zawołała na Wacusia. Wacuś miał już lat siedm, był starszy o rok od swego braciszka; zerwał się i prędko pobiegł do matki.

Po chwili wraca z głową na dół spuszczoną.

 — Co ci to? — pyta Stach, jego brat — czy się mama na ciebie za co gniewała?

 — Nie Stachu — odpowiada Wacuś po cichu — nie łajała mnie, ale żebyś ty wiedział, jaka nasza matka biedna!

 — Dla czego? — pyta braciszek.

 — Jaka biedna — mówił ze łzami w oczach Wacuś. — Zawołała mnie, ażebym rozwiązał supełek sznureczka, bo ją ręce bolą. Spojrzałem na jej ręce, były na nich tak wielkie pęcherze, jak gdyby się poparzyła. Pytam tedy, dla czego mama tak pokaleczone ma ręce?

 — Z pracy to, synku — odpowiedziała — od świtu piorę, teraz spieszyć się muszę z prasowaniem.

 — Prosiłem mamy, ażeby wypoczęła, ale ona powiada, że jakby teraz wypoczywała, to nie będzie mogła kupić chleba na podwieczorek.

 — Biedna matka — westchnął po cichu Stach — żebyśmy to jej w czem pomódz mogli?

I zamyślili się obaj chłopcy.

 — Ach wykrzyknął Wacuś — wiem, co zrobię! Tam za naszą osadą jest duży budynek. Mieszka w nim bardzo dużo ludzi, widziałem raz, gdy bieliznę z mamą nosiłem. Pójdę i poproszę, żeby mi dali jaką robotę, jestem silny, potrafię pracować.

 — I ja — zawołał Stach.

 — No, to chodźmy!

I chłopcy nie myśląc długo, przeszli przez parkan i pobiegli wprost przed siebie, gdzie zdaleka wznosił się duży budynek z ogromnym kominem!

Biegli długo, wreszcie zatrzymali się przy czerwonym gmachu.

 — Co to za dziwny dom? — mówi Stach — nigdy nie widziałem takich domów; na co taki duży komin? A jaki turkot w tym domu, jakby tysiąc koni po moście stąpało.

Była to fabryka papieru.

 — A wy co tu robicie? — zapytał pewien pan, przechodząc koło dzieci.

Przestraszeni chłopcy wybąknęli nieśmiało, że szukają pracy.

 — Jakto! wy chcecie pracować, tacy mali? Skądże wam się wzięła ta ochota?

Wtedy chłopcy opowiedzieli, że mają ubogą matkę i że chcą zapracować, ażeby jej choć trochę przynieść ulgi. Bardzo spodobała się panu mowa chłopczyków i powiedział do nich:

 — Kiedy tak, to się znajdzie i dla was robota. Weźcie te worki co tam leżą, chodźcie po wsi od chaty do chaty i zbierajcie rozmaite szmaty, nowe, stare, czyste czy brudne, a zapłacę wam tak jak innym.

Uszczęśliwieni chłopcy skłonili się panu i pobiegli do domu. Nic nikomu o tem nie powiedzieli, ale nazajutrz wstali bardzo wcześnie, pobrali kijki i poczęli zbierać różne kawałki płócienne lub bawełniane po podwórkach i przed domami. Kiedy worek był już pełen, odnieśli go do fabryki. Pan przyjął szmaty i zachęcił ich, żeby jeszcze więcej zbierali i przynieśli.

Chłopcy po raz drugi ruszyli na poszukiwanie szmat, a kiedy przynieśli drugi worek, ten sam pan, którego spotkali dawniej przy fabryce, zważył na wadze szmaty i zapłacił za nie.

Wacek i Stach nie wiedzieli, ile im zapłacono, bo nigdy nie mieli pieniędzy i dla tego ich nie znali. Pobiegli więc do domu, pocałowali matkę w rękę, położyli na stole pierwszy swój zarobek, opowiedzieli, jak się to stało i prosili, ażeby matka choć dzień jeden wypoczęła.

 — Dziękuję wam dziatki kochane.

Matka była bardzo szczęśliwa, że ją tak dzieci kochają i żałują, a drugiego dnia nie wzięła się do prania, lecz poszła ze swymi synkami do ogródka.

Jakaż to była radość dla chłopców; nigdy jeszcze nie było im tak wesoło. Zdawało się, że i słonko tego dnia jaśniej świeciło i kwiatki ładniej kwitły, a wietrzyk przyjemniej powiewał.

 — Matulu — pytał Stach — myślę i myślę, a nie mogę się domyśleć, na co temu panu te gałgany? czy on z nich szyje ubranie?

 — Nie, bierze je do fabryki i przerabia na papier.

 — Jakto! z tych gałganów robi się papier? To rzecz ciekawa. Chciałbym to zobaczyć.

 — Jak kiedy pójdę do fabryki — rzekła matka — to poproszę wuja, który tam pracuje, żeby ci pokazał jak to się robi.


[29.10.2023, Toruń]

O, TÉMPORA. O MORES! 31. (1776 - 1820) SÍMIA SÍMIA EST, ÉTIAM SI ÁUREA GEST AT INSÍGNIA

 


1776. SIC TÉNEROS ÁNIMOS ALIENA OPPRÓBRIA SAEPE ABSTERRENT VÍTIIS — Cudze potępienie często odstrasza wrażliwe umysły od grzechu (Horátius)

1777. SIC TRANSIT GLÓRIA MUNDI — Tak mija sława świata

SIC VOLO, SIC IÚBEO, STET PRO RATIONE VOLUNTAS — Tak chcę, tak rozkazuję, niechaj wola moja będzie rozkazem (Iuvenalis Sdlirae VI, 223)

1778. SIC VOS NON VOBIS FERTIS ARATRA, BOVES — Tak wy, woły, dźwigacie jarzmo, ale nie dla siebie (orzecie dla innych) (Vergílius Georgica)

1779. SIC VOS NON VOBIS MELLIFICATIS, APES — Tak wy, pszczoły, dajecie miód, ale nie sobie (Vergílius Georgica)

1780. SIC VOS NON VOBIS NIDIFICATIS, AVES — Tak wy, ptaki, wijecie gniazda, a!e nie dla siebie (Vergílius Georgica)

1781. SIC VOS NON VOBIS VÉLLERA FERTIS, OVES — Tak wy, owce, dajecie wełnę, ale nie sobie

1782. SIC VOS, SED NON VOBIS — Pracujecie, ale nie dla siebie

1783. SIDERA FÉRIAM VÉRTICE — Głową sięgnę gwiazd (Vergílius)

1784. SIGILLUM — Pieczęć

1785. SIGNUM MALI — Zły znak

1786. SILENDO NEMO PECCAT — Milczeniem nikt nie grzeszy — Milczenie złotem

1787. SILENT LEGES — Prawa milczą

1788. SÍMIA PURPURATA — Małpa w purpurze

1789. SÍMIA SÍMIA EST, ÉTIAM SI ÁUREA GEST AT INSÍGNIA — Małpa zostanie małpą, nawet jeśli nosi królewskie insygnia

1790. SÍMÍLIA SIMÍLUBUS COGNOSCUNTUR — Rzeczy podobne poznaje się po podobnych

1791. SÍMÍLIA SIMÍLIBUS CURANTUR — Podobne leczy się podobnym (Zasada homeopatii)

1792. SÍMILIS SÍIMILI GÁUDET — Podobni cieszą się sobą — Swój swego znajdzie

1793. SIMPLEX SERVUS DEI — Prosty sługa boży — Naiwny prostaczek

1794. SIMPLICÍSSIMUS — Prostaczek

1795. SÍMULAC DURÁVERIT AETAS MEMBRA ANIMUMQUE TUUM, NABIS SINE CÓRTICE — Gdy wiek wzmocni twoje ciało i ducha, będziesz pływał bez korka (Horátius)

1796. SÍMULACRA MILLE HÓMINUM, SED RARUS UBIQUE VERUS — Istot podobnych do ludzi na świecie moc, ale prawdziwy człowiek wszędzie rzadki

1797. SIMULAC VIDERUNT, PROBAVERUNT — Skoro tylko zobaczyli, uznali za świętego (A. Mickiewicz)

1798. SINE AMICIS VITA TRISTIS ESSET — życie bez przyjaciół byłoby smutne

1799. S. A. = SINE ANNO — Bez oznaczenia roku

1800. SINE ARBITRIS — Bez świadków

1801. SINE CÉRERE ET BACCHO FRIGET VENUS — Bez Cerery i Bachusa marznie Wenus — Zła miłość o głodzie i chłodzie

1802. SINE DIE — Bez ustalenia dnia — Na święty nigdy

1803. SINE DÚBIO — Bez wątpienia

1804. SINE EFFECTU — Bez skutku, wpływu

1805. SINE IRA ET STUDIO — Bez gniewu i stronniczości — Bezstronnie — Obiektywnie (Tácitus Annales I, I)

1806. SINE LABORE NON ERIT PANIS IN ORE — Kto nie pracuje, nie będzie miał chleba w ustach — Bez pracy nie ma kołaczy

1807. SINE LOCO — Bez oznaczenia miejsca

1808. SINE ME DE ME — Beze mnie o mnie

1809. SINE MORA — Bez zwłoki

1810. S. M. P. = SINE MASCULA PROLE — Bez męskiego potomka

1811. SINE PROLE — Bezpotomnie

1812. S. P. S. = SINE PROLE SUPERSTITE — Bez pozostałego przy życiu potomka

1813. SINE NÓMINE VULGUS — Bezimienny tłum

1814. SINE QUA NON = CONDÍTIO SINE QUA NON INE SPE — Bez nadziei

1815. SINE VARIETATE COLORUM LICEBAT VÍVERE BEATE, SINE NOTIONE RERUM 1816. NON LICEBAT — Moża było żyć bez rozmaitości barw, ale bez znajomości rzeczy — nie (Cícero Tusc. disp. V, 114–115)

1817. SINITE PÁRVULOS VENIRE AD ME — Pozwólcie maluczkim przyjść do mnie (Ewangelia wg Mateusza XIX, 14)

1818. SINT QUIDAM HOMINES NON RE, SED NOMINE — Niektórzy są ludźmi nie z istoty, lecz z imienia (Cícero De officiis I, 105)

1819. SINT, UT SUNT, AUT NON SINT! — Niechaj będą takie, jakie są (postanowienia), albo niech ich w ogóle nie będzie

1820. SIT FELIX CONVÍVIUM! — Niech żyje towarzystwo! — Dobrego apetytu!


[29.10.2023, Toruń]

SZTUKA - FRENANDO BOTERO - SZTUKA NAIWNA I FIGURATYWIZM

 

Fernando Botero - "Człowiek na koniu"

    Fernando Botero Angulo (urodzony w Medellin 19 kwietnia 1932, zm. 15 września 2023) to kolumbijski artysta prymitywista i figuratywny oraz rzeźbiarz. Jego prace mają charakterystyczny styl, znany również jako „Boterismo”, przedstawia ludzi i postacie w dużych, przesadzonych objętościach, co może reprezentować krytykę polityczną lub humor, w zależności od dzieła. Uważany jest za najbardziej rozpoznawalnego i cytowanego żyjącego artystę z Ameryki Łacińskiej, a jego prace można oglądać w bardzo widocznych miejscach na całym świecie, takich jak Park Avenue w Nowym Jorku i Pola Elizejskie w Paryżu.

    Nazywany „najbardziej kolumbijskim artystą kolumbijskim” wcześnie zyskał rozgłos w całym kraju, zdobywając pierwszą nagrodę w Salón de Artistas Colombianos w 1958 r. Przez większą część roku pracując w Paryżu, w ciągu ostatnich trzech dekad osiągnął międzynarodowe uznanie dla jego malarstwa, rysunku i rzeźby, z wystawami na całym świecie. Jego dzieła znajdują się w zbiorach wielu znaczących międzynarodowych muzeów, korporacji i prywatnych kolekcjonerów. W 2012 roku otrzymał nagrodę Międzynarodowego Centrum Rzeźby za całokształt twórczości w dziedzinie rzeźby współczesnej.

    Fernando Botero urodził się jako drugi z trzech synów Davida Botero (1895–1936) i Flory Angulo (1898–1972) w 1932 r. David Botero, sprzedawca podróżujący konno, zmarł na atak serca, gdy Fernando miał cztery lata. Jego matka pracowała jako krawcowa. Wujek odegrał ważną rolę w jego życiu. Choć Botero był odizolowany od sztuki prezentowanej w muzeach i innych instytutach kulturalnych, pozostawał pod wpływem barokowego stylu kościołów kolonialnych i życia miejskiego Medellín w okresie dorastania.

    Edukację podstawową otrzymał w Antioquia Ateneo, a dzięki stypendium kontynuował naukę w szkole średniej w jezuickiej szkole w Bolívar. W 1944 roku wujek Botero wysłał go na dwa lata do szkoły dla matadorów. W 1948 roku Botero w wieku 16 lat opublikował swoje pierwsze ilustracje w niedzielnym dodatku do El Colombiano, jednej z najważniejszych gazet w Medellín. Zarobione pieniądze przeznaczał na naukę w szkole średniej w Liceo de Marinilla de Antioquia.

    Prace Botero zostały po raz pierwszy wystawione w 1948 roku na wystawie zbiorowej wraz z innymi artystami z regionu.

    Od 1949 do 1950 Botero pracował jako scenograf, zanim przeniósł się do Bogoty w 1951. Jego pierwsza indywidualna wystawa odbyła się w Galería Leo Matiz w Bogocie, kilka miesięcy po jego przybyciu. W 1952 roku Botero udał się z grupą artystów do Barcelony, gdzie zatrzymał się na krótko, zanim przeniósł się do Madrytu. W Madrycie Botero studiował na Akademii San Fernando.

    W 1953 Botero przeniósł się do Paryża, gdzie większość czasu spędzał w Luwrze, studiując tam dzieła. W latach 1953-1954 mieszkał we Florencji we Włoszech, studiując dzieła mistrzów renesansu. W ostatnich dziesięcioleciach większość czasu mieszkał w Paryżu, ale jeden miesiąc w roku spędza w swoim rodzinnym mieście Medellín. Miał ponad 50 wystaw w największych miastach na całym świecie, a jego prace osiągają ceny sprzedaży liczone w milionach dolarów.

1. PORTRET MŁODEJ INDIANKI


2. MADONNA Z DZIECIĄTKIEM




3. RUBENS I JEGO ŻONA



4. GOSPOSIA



5. TOALETA O PORANKU



6. OFICJALNY PORTRET JUNTY WOJSKOWEJ,



7. DZIEWCZYNA NA OSIOŁKU



8. MONA LISA


[29.10.2023, Toruń]