CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

08 sierpnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (26)

1.

A bywają takie dni jak przedwczoraj, jak we wtorek, kiedy ma się życia serdecznie dość albo po dziurki w nosie i chciałoby się raz na zawsze z tym życiem sławnym a szpetnym pożegnać się raz na zawsze. A z drugiej strony moje wczorajsze nocne powiedzenie powiedziało mi, zapytało się mnie, przelękło... no dobrze, jak ci tam ty, co śmierci wychodzisz naprzeciw, witasz się z nią wedle schodkowego wejścia na werandę, jak ty sobie wyobrażasz świat bez ciebie? Czy wiesz, że już nigdy nie obaczysz nieba błękitu, zieleni pól i lasów, lazuru wód, żółci rzepaków, podczerwieni wschodzącego słońca, bieli mgieł i śniegów, szarości polnych dróg? A świat nie będzie się za tobą oglądał, przeżyje twoją śmierć i nie zapłacze nad tobą, a może i nie zauważy. No, chyba żeby poległ z tobą w tym samym dniu i godzinie. Ale ten problem odwieczny śmierci istnieje. Czy kto zastanawiał się nad nią podobnie jak ja to czynię i uczyniłem, gdy nocą zostałem wyrwany do odpowiedzi? 

Niepięknie się stało, że wraz z końcem życia umiera nasza świadomość, myśl nasza umiera, że nie możemy cofnąć czasu lub odejść, aby narodzić się ponownie jako to budzące się co dnia słońce o poranku. A może nie wszystko z nas umiera? Jestem pewien, że nie umiera pamięć, raz lepsza i trwała, raz gorsza i szukająca skonu, a czy myśl nasza, to co czuliśmy, co odczuwamy również z nami ginie? Nie jestem tego pewien, bo jakże to, kamieniarz pozostawia po sobie płytę nagrobną, murarz dom, poeta pieśń, piekarz chałkę, a policjant gagatka, co dziesięcioletni wyrok odsiaduje. A zatem coś fizycznego po nas zostaje, więc czemu to, co przez całe życie kłębiło się w mojej głowie miałoby tak po prostu przepaść? Chrześcijanie nazywają to coś, co chwycić w dłoń się nie potrafi duszą... niech będzie to dusza, albo jakakolwiek inna nazwa tego czegoś, o co dopominam się, aby po śmierci nie zginęło. A może w kosmosie, który zdaje się nie mieć końca krążą myśli niezliczonych zastępy? A może myśl taka, taka dusza-niedusza wstępuje w nowo narodzone ciało, a moja myśl już kiedyś istniała w innej postaci i zaistnieje w przyszłym wcieleniu? Może. Spekulacje. Wiara. Wszystko razem? Z racjonalnego punktu widzenia śmierć to tragedia. Przymykam oczy. Widzę siebie konającego. Niech będzie bez zbędnego bólu, we śnie... i co? Już nigdy oczy moje nie zobaczą, uszy nie usłyszą... nic już nie powiem... a ten cholerny świat istniał będzie dalej, jak gdyby nigdy nic?

Wracam do początku. Istotnie bywają takie dni, kiedy myśli o śmierci przychodzą same, i to bez pytania. Że życie nie poszło tak, jak sobie zażyczyłem? Że liczba problemów mnie przerosła? Że przestałem marzyć? Że ta moja chora noga? Że oddychać mi ciężko? Że prawdziwych przyjaciół coraz to mniej? Że skłóconym z rodziną, krajem, światem? Że sam pożegnałem niektórych przyjaciół? Te wszystkie znaki zapytania nie są bez znaczenia, naprawdę, i wcale nie jest tak łatwo je wykreślić. A najgorsze jest wtedy, gdy przytulając głowę do poduchy myślisz sobie: - obym spał jak najdłużej, obym nie musiał się obudzić.

Próbuję, naprawdę próbuję racjonalizować te pytania: życie nie poszło inaczej, ale nie narzekam - w końcu jakoś je przeżyłem na trójkę z minusem, z problemami - faktycznie jest źle, nawet bardzo, ale rezygnacja z marzeń mnie nie dołuje - miałem kilka spełnionych, moja noga prędzej czy później dojdzie do siebie, albo i nie dojdzie, ale jak nawet nie dojdzie, to żył sobie nie podetnę z tego powodu, kwestię oddychania skoordynowałbym z uszczupleniem stresu (nie zanosi się na to, ale starać zawsze się można), z przyjaciółmi, rodziną, krajem - tu będzie najgorzej, z tej strony, jak sądzę, nic lepszego mnie nie czeka.

Dość wymądrzania się! Tak naprawdę to jest mi bardzo ciężko, kiedy napadają mnie takie dni, a na podorędziu albo nie mam nikogo do pogadania, albo jeśli nawet mam, to zaczynam wątpić w sens nie tylko życia, ale i o nim rozmowy.

2.

I jeszcze taki fragment "Siekierezady albo zimy leśnych ludzi"

"Posłyszałem kroki za mną, i zerwałem się na nogi, już z toporkiem w ręku. Cofnąłem się w mrok, poza koło bijącego od ogniska blasku.

— Co jest? Co ty tak zerwał się jak zając spod krzaka?

— A to ty, Peresada.

— Ja, ja. Ty myślał, że kto?

— Nie. Nic. Nie usłyszałem, jak idziesz, i przestraszyłem się trochę.

— Bo ja tak cicho szedł, żeby przestraszyć ciebie.

— Lepiej nie rób tego, Peresada, bo ja strachliwy jestem. A w strachu, to wiesz, jak jest, człowiek nie patrzy, tylko rzuca toporkiem.

— No dobra, dobra. Teraz to ty nie strasz mnie. Zaszumiał wiatr w lesie. Poszedł taki wiew po drzewach, taka ponurość wiewna.

— A z kim ty gadał, Pradera? Bo ja tu nie widzę, żeby kto był. Ze sobą ty gadał czy jak?

Weszliśmy z dwu przeciwnych stron w koło blasku bijące od ognia. Peresada usiadł na pniu, a ja przykucnąłem przy ognisku i zacząłem patykiem odgrzebywać kartofle.

— Z Bogiem ja rozmawiałem, Peresada, ale nie mogłem się dogadać.

— Ze samym Panem Bogiem ty gadał?

— Chciałem. Ale nie chciał ze mną gadać. Ani słuchać chciał. Obrócił mi język w gębie, że słowa nie mogłem wydukać, tylko same ble–ble."

No właśnie, też chciałem pogadać, i też obrócił mi język w gębie.

3.

Napiszę jeszcze o tym, o czym ostatnim razem zapomniałem.

Bezwarunkowo nawiązuję z Duśką rozmowę, gdy tylko wskoczy do mnie na tapczanik z samego rana, da mi całuska na dzień dobry, zakręci się za Hipkiem lub Żółwikiem, każe sobie nimi rzucić na balkon, w podskokach, koniecznie galopem pędzi za pluszakami, przynosi je, podaje niemal w dłoń i znów oczekuje na rzut. A zatem kiedy się już podmęczy i przypadnie głową do podusi rozmawiam z nią na głos:

- Zrobimy pieski to lubię (drapię ją po głowie), teraz zrobimy ti tit (to już było - ti tit to pociśnięcie noska), o jakie uszko, ładne, mięciutkie... a teraz sprawdzimy brzuszek (masuję go dłonią), o nie jest duży, nie jest twardy, to dobrze... a teraz sprawdzimy czy nasza Adelka żyje, sprawdzimy serducho (dotykam, nasłuchuję) puk pukpuk, puk pukpuk... o, widzę, że serducho w porządku, Duśka żyje.


[08.08.2020, Toruń]

4 komentarze:

  1. Jakoś nie umiem uwierzyć w dusze, duchy i życia po życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry w kawiarence. Mnie też jest trudno uwierzyć, zwłaszcza w tych ostatnich czasach, kiedy Bogowi, jeśli jest, wszystko się poplątało. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Tak, rozmowy z bogiem nie każdemu wychodzą, a może nikomu, tylko nie każdy się przyznaje?
    Dlatego z ludźmi wolę pogadać...mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń