Zależy z jakiej perspektywy się patrzy. Wprawdzie kiedyś napisałem, że w moich żyłach nie płynie błękitna krew, już chyba bardziej zielona – chłopska, chociaż najbliżej mi do czerwonej – robotniczej. Ma się zatem perspektywę ograniczającą dalekosiężny widok ceglanym murem fabryki, właśnie – fabryki, a nie miasta, nie zamczyska. Owszem, wspiąwszy się na ten mur, dostrzegałem nie tylko wnętrze fabryki, ale też widziałem, może oczami wyobraźni, to, co istnieje poza ceglanym parkanem; z jednej strony marzyłem o tym, aby przeżyć w tej fabryce swoje dorosłe lata życia, z drugiej zaś, pragnąłem wydostać się stąd, odbić jakby od katapulty wyżej, nie zapominając wszakże o miejscu swego urodzenia. Podobnie zresztą było wtedy, gdy kończąc naukę w liceum, nie wyobrażałem sobie, aby po studiach nie powrócić do miasteczka. Jakaś postać kryjąca się pod swetrem lub koszulą krzyczała do mnie: - nie zapominaj o tym, że jesteś coś winien współobywatelom miasteczka, także robotnikom dużego zakładu przemysłowego, dzięki któremu miasto miało swoją wartość, a także tego położonego trzy kilometry na południowy wschód od kościoła świętych Piotra i Pawła, z którego szczyciło się miasteczko.
Najjaśniejszy szlag rozwalił w pył te marzenia, do tego stopnia, że przed snem biczuję się tymi wspomnieniami, próbując odkupić zawód, jaki uczyniłem nie tylko miejscom udręczonym, ale i sobie, sobie przede wszystkim.
Tęsknię za swoimi marzeniami, wysoki sądzie, przyznając, że niczego dobrego w swoim życiu nie zrobiłem i proszę o najwyższy wymiar kary.
[29.12.2025, Toruń]
Wyjście w świat i pielęgnowanie wspomnień jednocześnie, to już sukces!
OdpowiedzUsuń