CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

10 kwietnia 2024

ZAPISKI Z CZASÓW PO OBALENIU PISOWSKIEJ DYKTATURY (45 / 1032) I JUŻ PO.

 

45 / 1032

Od bardzo wielu lat nie stawiam się przy urnie wyborczej, co teoretycznie mogłoby się spotkać z następującymi reakcjami:

1) nie wypełniam swego obowiązku jako obywatel RP (chociaż na szczęście Konstytucja nie przewiduje obowiązku głosowania w wyborach),

2) pozwalam, aby inni decydowali za mnie,

3) nie głosując, nie mam prawa do opiniowania kandydatów, którzy zostali wybrani, a zatem, upraszczając – sam sobie jestem winien.

Nadszedł więc czas na to, że muszę się pokajać i ogłosić samokrytykę.

A zatem… zaczynamy… .

Wszelakie wybory nie pasjonują mnie, gdyż nie zamierzałem i nie zamierzam być pracodawcą dla osób, które ubiegają się o mandaty, chcąc w przypadku zwycięstwa (zakwalifikowania się jako radny radna, etc.) odbierać przez cztery-pięć lat co miesiąc sporą „kasiorę”. Jestem po prostu egoistą i skąpcem, który nie chce inwestować w materialną przyszłość innych. Gdybym nim nie był, musiałbym bowiem oczekiwać, że za oddany głos na tego czy innego kandydata jakichś specjalnych prowizji. A zatem sprawa jest, moim zdaniem czytelna – mój głos nikogo na wspomoże i ja nie oczekuje z tytułu niegłosowanie żadnych profitów.

Uważam, a sądzę z pewnych dawniejszych doświadczeń, że wiem, co mówię, że każde wybory we współczesnej Polsce są po to, aby pewna grupa ludzi zainteresowana zdobyciem władzy i pieniędzy, mogła zdobyć jedno i drugie. Nie o programy tu idzie, nie o projekty czy wizje – w wyborach chodzi o pieniądze, o dążenie do władzy lub o jej odebranie komuś. Sorki, ale jeśli trzeba w pewnym mieście położyć nowy asfalt na drodze, to zostanie to zrobione niezależnie od tego, czy decyzję podejmie burmistrz X czy też jego oponent burmistrz Y, gdyby temu drugiemu przyszło rządzić w mieście. Chodzi tylko o to, aby burmistrz X powiedział do kamery, że to dzięki niemu położono ten asfalt. To samo zresztą zrobiły burmistrz Y, gdyby nim był.

W wyborach parlamentarnych i samorządowych chodzi o to, aby zwycięskie ugrupowanie mogło obdarzyć „swoich” profitami w postaci stanowisk w urzędach czy spółkach lub też aby znalazły się skądś dodatkowe pieniądze na danie większej wypłaty wspomnianym swoim. Oczywiście niektóre ugrupowania w określonej sytuacji okazują się mniejszą lub większą hojnością. W przypadku pisu ta hojność sięgała Mont Everestu, choć wcale niewykluczone, gdyby inna opcja polityczna znalazła się w położeniu pisu, nie weszłaby też na szczyt Czomolungmy.

Jesteśmy już po samorządowych wyborach i, jak to zwykle w takich okolicznościach przyrody bywa, trwają spekulacje: kto wygrał, a kto zwyciężył, kto przegrał ale okazał się zwycięzcą. Pis niby wygrał, ale przegrał wybory do sejmików wojewódzkich, przegrał też w większych miastach, ale z kolei wygrał znakomicie na wsi, bo widocznie rolnikom bardzo spodobał się zielony ład i pan pisowski komisarz unijny, który sprawił, że rolnicy muszą teraz przeciwko temu ładowi występować i od czci i wiary odsądzać Tuska, którego i tak jest wina, więc jedna więcej, czy mniej, nie ważne.

KO nie wykorzystała swojej szansy, nie poszła za ciosem sukcesu wyborczego z października ubiegłego roku, a przecież prawem toczącej się śnieżnej kuli, miała na to szansę. Dlaczego tak się stało? KO nie uczyniła w zasadzie nic, co mogłoby pomóc ludziom mierzącym się z drożyzną (babcine wprowadzone zostanie po wyborach). Ludziom (niektórym, a jest ich większość) nie żyje się dobrze. Fakt, że zbito inflację, ale idzie za tym ograniczenie podwyżek dla emerytów i rencistów, a tu podniesiono VAT na żywność, a w perspektywie „urealnienie” cen prądu. Fascynujemy się wprowadzaniem bocznymi drzwiami pastylki „po”, ale czy cena jakikolwiek leku została zmniejszona? Tu dopiero jest wolna amerykanka. Zmieniono władze TVP, ale czy oprócz wymiany dziennikarzy i wprowadzenie obiektywizmu do mediów publicznych coś zmieniło się w publicznych środkach masowego przekazu? Jakiś nowy program? Nowa koncepcja? Dominuje stare badziewie w nowych okładkach. Poszedł naprzód Bodnar – chyba najjaśniejsza postać rządu, ok, ale popróbujmy ocenić członków specjalnych komisji. Płakać się chce, jak źle są przygotowani, jak dają się wpuszczać w malin, jak przekonujemy się o tym, że naprawdę kaczyński nic sobie nie robi z członków komisji. Nie macie październikowa koalicjo lepszych ludzi do zadawania pytań? Wstyd! Tam może dwie, trzy osoby z tych trzech komisji nadają się do pracy. Niewiele to. Jaka była i jest narracja rządu wobec problemów rolnictwa? Żadna! Nie dziwmy się więc, że wieś zagłosowała na pis, nawet nie na PSL.

A tak w ogóle… nie ma to jak bicie się w cudze piersi. Trzecia Droga wskazuje winnego niezbyt imponujących jej wyników. Kosiniak-Kamysz uderza w piersi Nowej „Lewicy”, Hołownia uderza jak zwykle w PO (obserwujemy powrót Hołowni do przeszłości) wstrząśnięty wynikami Trzaskowskiego (wizja prezydentury Hołowni oddala się coraz bardziej). Nowa „Lewica” uderza głównie w piersi Hołowni, niby słusznie po tych przepychankach w kwestii aborcji, ale z drugiej strony, jak tu popierać „Lewicę”, której twarzą jest pospolita chamicha Żukowska, która nie zamierza nikogo przepraszać za wulgaryzmy, do których, jak się wydaje, jest przyzwyczajona. Czy październikowa koalicja przetrwa do nowych wyborów prezydenckich? Trudno orzec. Będzie trudno, ale to nie moja sprawa. Nie zatrudnię nowego prezydenta. Niech zrobią to inni, nie za mnie, tylko inni. Nie dam się zagonić do bagna, nikomu nie pomogę, bo gdybym znalazł się w tarapatach, żaden prezydent naszego okrutnie doświadczonego przez kumoterstwo kraju, nie wyciągnie do mnie przyjacielskiej dłoni… zatem vice versa.


[10.04.2024, Toruń]

2 komentarze:

  1. To nasza chyba cecha narodowa, a może nie, szukanie winy u innych, a nie u siebie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze.... ale masz racje w kazdym slowie.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń