Kartka z kalendarza na dzień 11 listopada 2024 roku
poniedziałek
Imieniny dzisiaj obchodzą: Anastazja, Marcin oraz Alicja, Bartłomiej, Jan, Jozafat, Maciej, Maryna, Menas, Pafnucy, Prot, Sobieżyr, Spycisław, Teodor
Przysłowia na dziś:
„Gdy mróz na świętego Marcina, będzie tęga zima”
„Jeśli na Marcina sucho, to Gody (25.12) z pluchą”
„Na dzień świętego Marcina lepsza gęś, niźli zwierzyna”
„Od świętego Marcina zima się zaczyna”
„Chmurny Marcin chętnie przyprowadza łagodną zimę, mrozy straszne zgładza”
„Gdy liście przed Marcinem nie opadają, to mroźną zimę przepowiadają”
„Gdy Marcin w śniegu przybieżał, całą zimę będzie w nim leżał”
„Gdy Marcinowa gęś po lodzie, będzie Boże Narodzenie po wodzie”
„Jak Marcin na białym koniu przyjedzie, to ostrą zimę przywiedzie”
„Jak pierś z Marcinowej gęsi sina, to będzie sroga zima, a jak biała - to nie będzie statkowała”
„Jaki dzień na świętego Marcina, taka będzie cała zima”
„Jak Marcin z chmurami niestateczna zima przed nami”
„Jeśli mglisto na Marcina, będzie lekka zima, Marcinowa zaś pogoda, mrozów zimie doda”
„Jeśli na Marcina wiatr z południa wieje, lekkiej zimy daje nadzieje”
„Jeśli śnieg spadnie na świętego Marcina, to będzie wielka zima”
„Na świętego Marcina najlepsza gęsina: patrz na piersi, patrz na kości, jaka zima nam zagości”
„Zazwyczaj tak bywało, że święty Marcin okrywa swego płaszcza połą oziminę gołą”
Słońce
Świt: 06:11
Wsch. Sł.: 06:48
Zenit: 11:20
Zach. Sł.: 15:51
Zmierzch: 16:28
Cytat dnia:
„Życie ma tyle kolorów, ile potrafisz w nim dostrzec.” - Małgorzata Stolarska
11 listopada 1821 w Moskwie urodził się Fiodor Dostojewski, rosyjski pisarz. [zm. 9 lutego 1881 roku w Petersburgu].
Poniżej początkowy fragment książki „Wspomnienia z martwego domu”, rozdział 1 „Martwy Dom”.
[pisownia tłumaczenia Józefa Tretiaka oryginalna]
Nasz dom więzienny stał na krawędzi fortecy, tuż pod wałem fortecznym. Popatrzysz, bywało, przez szczeliny ostrokołu na świat Boży, czy nie zobaczysz tam czegokolwiek? i widzisz tylko skrawek nieba i wysoki wał ziemny, porosły burzanem, a po tym wale tam i napowrót, dniem i nocą, chodzi straż wojskowa, i zaraz pomyślisz, że przejdą całe lata, a ty tak samo będziesz podchodził do częstokołu i zobaczysz ten sam wał, taką samą straż na, wale i ten sam maleńki skrawek nieba, nie tego nieba, które nad więzieniem, ale innego, dalekiego, wolnego nieba, wyobraźcie sobie wielki dziedziniec, dwieście kroków długi, a półtorasta szeroki, dziedziniec w kształcie nieregularnego sześciokąta, cały otoczony częstokołem z wysokich pali, mocno i głęboko w ziemię wbitych, szczelnie przystających do siebie krawędziami, utwierdzonych poprzecznemi belkami i z góry zaostrzonych: oto zewnętrzna rama więzienia. W jednej ze stron tej zagrody jest mocna brama, zawsze zamknięta, dniem i nocą strzeżona: otwierano ją tylko, aby puścić więźniów na roboty. Za tą bramą był jasny, wolny świat, tam żyli ludzie, jak wszędzie. Ale po tej stronie ostrokołu ów świat wydawał się marzeniem fantastycznem. Tutaj był świat osobny, do żadnego innego niepodobny, tu były swoje odrębne prawa, swoje stroje, zwyczaje, obyczaje: dom żywcem pogrzebanych, życie — jakiego nigdzie nie znaleźć i ludzie szczególni. Ten to osobliwy zakątek zamierzam opisać.
Wchodząc do ogrodzenia, widzicie w jego wnętrzu kilka budynków. Po obu stronach wewnętrznego dziedzińca ciągną się dwa długie domy; to są „kazarmy“ czyli koszary. Tu mieszkają aresztanci, rozmieszczeni według tego, do jakiego rzędu przestępców należą. Dalej w głębi dziedzińca jeszcze jeden budynek drewniany: to kuchnia podzielona na dwa oddziały. Dalej jeszcze budynek, gdzie pod wspólnym dachem mieszczą się piwnice, spichrze i szopy. Środek dziedzińca niezabudowany, tworzy równy i dość wielki plac. Tu szykują się aresztanci, tu następuje ich wywoływanie i sprawdzanie rano, w południe i wieczór, a niekiedy i częściej, co zależy od podejrzliwości strażników i ich umiejętności prędkiego liczenia. W koło, pomiędzy budynkami a ostrokołem, zostaje jeszcze dość wolnej przestrzeni. Tutaj pod tylnemi ścianami budynków niektórzy więźniowie, posępniejsi i więcej stroniący od ludzi, lubią chodzić w czas nieroboczy, zakryci od oczu ludzkich i dumać swoje dumy. Spotykając się z nimi podczas takich przechadzek, lubiłem wpatrywać się w ich ponure, piętnowane twarze i zgadywać, o czem oni tak dumają? Był jeden z zesłanych, którego ulubionem zajęciem w czasie wolnym było liczenie palów. Wszystkich palów było półtora tysiąca, wszystkie on liczył i miał na uwadze. Każdy pal w jego rachunku oznaczał dzień; każdy dzień odliczał po jednym palu i tym sposobem po ilości niedoliczonych pali mógł wiedzieć, jak długo mu jeszcze potrzeba zostawać w katordze. Wiele lat wypadało mu jeszcze czekać, ale w więzieniu było dość czasu na nauczenie się cierpliwości. Widziałem raz, jak się żegnał z towarzyszami aresztant, który przebył dwadzieścia lat w katordze i nakoniec wychodził na wolność. Byli tacy. którzy pamiętali, jak wchodził do więzienia młody, o nic się nie troszczący, nie myślący ani o swojej zbrodni, ani o karze. Wychodził siwy starzec, z twarzą ponurą i smutną. Milcząc obchodził wszystkie nasze kazarmy, modlił się przed obrazami, a potem nizko, wpół zginając się, kłaniał się swoim towarzyszom i prosił, aby go źle nie wspominali. Pamiętam także, jak pewnego aresztanta, który był przedtem zamożnym właścicielem sybirskim, wezwano raz pod wieczór do bramy. Pół roku przedtem otrzymał on wiadomość, że jego żona wyszła zamąż i mocno to odczuł. Teraz ta żona właśnie podjechała do bramy, wywołała go i dała mu jałmużnę. Pomówili z sobą ze dwie minuty, zapłakali i pożegnali się na wieki. Widziałem twarz jego, kiedy wracał do kazarmy.... Tak, tutaj można było nauczyć się cierpliwości.
Gdy zmierzch zapadał wprowadzano wszystkich nas do kazarmów i zamykano na całą noc. Ciężko mi było zawsze wracać z dziedzińca do naszej kazarmy. Była to długa, niska, duszna sala, mdło oświetlona łojówkami, z ciężkim, zabijającym zapachem. Nie pojmuję teraz, jak w niej przeżyłem lat dziesięć. Do spania na tak zwanych „narach“ miałem tylko trzy deski; to było całe moje miejsce. Na tych „narach“ w naszej tylko izbie mieściło się trzydziestu ludzi. W zimie zamykano nas wcześnie; trzeba było ze cztery godziny czekać, dopóki wszyscy zasną. A do tego gwar, hałas, śmiechy, przekleństwa, dźwięk łańcuchów, swąd i kopcenie, golone głowy, piętnowane twarze, łatane ubiory — wszystko napiętnowane, zbezczeszczone. Tak, człowiek dużo wytrzymać może. Człowiek jest istotą do wszystkiego przywykającą, i myślę, że to najlepsze jego określenie.
[11.11.2024. Toruń]
Cytat dnia świetny, tak staram się robić i jest łatwiej!
OdpowiedzUsuńOwszem, mnie też się podoba
UsuńŻadnej z powieści Dostojewskiego nie mogłam doczytać do końca. Lubię literaturę rosyjską, ale wolę Tołstojów.
OdpowiedzUsuńA szkoda, bo "Zbrodnia i kara" uważana jest powszechnie za najlepszą powieść wszechczasów.
Usuń