CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 maja 2024

HISTORIA LITERATURY, TEORIA I KRYTYKA LITERACKA [2] - BOLESŁAW LEŚMIAN - NEOLOGIZMY…

 

Stanisław Kajetan Papierkowski - Słowotwórcze neologizmy Bolesława Leśmiana

[fragmenty w: Pamiętnik Literacki, 1962]


[…] „Materiał językowy Bolesława Leśmiana nie nasuwa żadnych wątpliwości oo do tego, że poeta stosował różne sposoby tworzenia neologizmów, przy czym chodziło mu zawsze o to samo: o tak przez niego rozumiane bogacenie polskiego języka artystycznego, równocześnie zaś o zaspokajanie w zakresie słownej ekspresji potrzeb wyłącznie osobistych, jak własne jakieś tendencje, swoiste i coraz to inne widzenie świata, swoista psychika i kultura, swoisty wreszcie stosunek do języka jako środka artystycznej wypowiedzi. Rolę jednak chyba najbardziej zasadniczą odgrywała potrzeba wyrażania własnego poglądu na świat, swoista filozofia poety. Temu przede wszystkim czynnikowi przypisać należy fakt, że wśród neologizmów Leśmiana przeważają rzeczowniki odrzeczownikowe jako nazwy przedmiotów i zjawisk; dopiero po nich idą rzeczowniki odczasownikowe, odprzymiotnikowe, utworzone od wyrażeń syntaktycznych i wreszcie rzeczowniki złożone. [...}

Rzeczowniki

1. F o r m a c j e p r e f i k s a l n e

A. Z formantami niszczącymi: bez-, nie-, przeciw-

B e z b r z a s k (ciemność, czas bez brzasku — „w taki bezbrzask głuchy”, Topielec),

b e z b y t (nieistnienie — ,,w obłoków wybujałych bezbyt”, Topielec),

b e z с e l (droga bez celu — „śni, że idę nie wiedząc, ni dokąd, ni za czym — ku bezcelom zapadłym w nieprzebytą ciczę”, Godzina),

b e z с z a s (nieograniczoność w czasie — „nieznający pór roku, zamarły w bezczasie”, Prolog),

b e z g w a r (chwila między ciszą a gwarem — ,,i nim odgłos siekiery osobno dolata, całe niebo przeżywam i zwiedzam pół świata! W tych przerwach między echem a ciosów bezgwarem dusza moja, z niczego zrodzona nad jarem, szuka wolnej umieszczki”, Południe),

b e z n a m y s ł (brak namysłu — „beznamysłem świegotu ptasiego”, Godzina),

b e z o k o l e (miejsce nie objęte kołem — „tkwił w słów bezokolu”, Wół),

b e z p o l e (przestrzeń pozbawiona pola — „mijały dnie i noce, którym mijać chce się, i mijało bezpole, bezkrzewie, bezlesie”, Żołnierz),

b e z p o ż y t e k (coś niepożytecznego — „i snu podziemnego smutny bezpożytek”, Zielony dzban),

b e z p r z e s z k o d a (coś nie stawiającego przeszkody — „aż oto strażnik bramny otrąbił po grodzie, że wierzba uzdrowiona w cudnej bezprzeszkodzie przyszła, by odtąd szumieć”, Asoka)

b e z p r z y c z y n a (coś, oo nie jest przyczyną — „niosąc jej nagłą śmierci bezprzyczynę”, Sindbad),

b e z r o b o t a (stan bez pracy — „przewieś mi poprzez ramię w rzewną bezrobotę, bym twarzą prężnej szyi wyczuwał ciągotę”, Koń),

b e z r o z ł ą k a (nierozłączenie, związek — „śnił bezrozłąkę swej duszy z błękitem”, Sindbad),

b e z s z u m (cisza w powietrzu — „gdy słońce roztopione w południa bezszumy cisnęło na pierś ziemi cały żar wszechświata”, Sidi),

b e z ś m i e c h (coś, co nie jest śmiechem — „ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem”, Topielec),

b e z ś w i a t (nicość — „i z wozu garnącego w bezświat się wychylił”, Eliasz),

b e z ś w i t (ciemność przed świtem — „w taki bezświt zarośli, w taki bezbrzask głuchy”, Topielec),

b e z t ę s k n o t a (stan wolny od tęsknoty — „wejść w to srebro na wskroś złote, w niezawiły śmierci cud i w zawiłą beztęsknotę”, Wiersz księżycowy),

b e z w i e ś ć (nieświadomość — „i muszę, co kołując z starannym pośpiechem, zbacza nagle do nikąd i mknie na bezwieści”, Do śpiewaka)

b e z w i n a (niezawinienie — „za twojego obłędu bez winę”, Do śpiewaka)

b e z w y r a z (rzecz nie nazwana — „po martwych bezwyrazach”, Dziejba),

b e z z a c i s z e (miejsce pełne hałasu — „unosi w szału bezzacicze”, W locie),

b e z z a d u m a (stan wolny od zadumy — „w sennej bezzadumie”, Chruśniak). […]


[20.05.2024, Toruń]

18 maja 2024

FILMY (46) PEJZAŻ HORYZONTALNY - JANUSZ KIDAWA

 

Mieczysław Hryniewicz - "Student"
Bożena Miller - Kasia


https://youtu.be/2tRXlBdHjkU?si=Z6r_uEy4vyL4TfGO

Mieczysław Hryniewicz - "Student"
Tadeusz Madeja - kierownik Kołecki
Bożena Miller - Kasia


Rok produkcji: 1978

Lokacje: Dąbrowa Górnicza, Bełchatów (kopalnia).

Tadeusz Madeja - kierownik Kołecki


Zrealizowana metodą dokumentalną społeczno - obyczajowa opowieść o przeobrażeniach ludzi przybywających z różnych stron kraju do pracy na wielkiej budowie. Budowa wielkiego zakładu. Trzej nowi robotnicy - Student, Tytus i Chrypulec - mieszkają razem na prywatnej kwaterze. Ich kierownikiem jest inżynier Kołecki, odpowiedzialny nie tylko za przebieg robót, ale także za nadużycia i marnotrawstwo. Kołecki zostaje w końcu zwolniony, a trzej przyjaciele, po wielu perypetiach i wahaniach, zdecydują się zostać w zakładzie, który budowali od podstaw.

Film jest swego rodzaju balladą opowiadającą o pracy przy wielkiej budowie, ballady prawdziwej, nie zmyślonej, która nie jest li tylko pochwałą pracy ludzi zaangażowanych w tworzenie ważnego dla kraju kombinatu, ale też w tym filmie przedstawione są niedociągnięcia czy wręcz przestępstwa rzucające cień na tworzące się publiczne dobro. Dzisiaj tego rodzaju temat jest właściwie nieobecny w kinematografii fabularnej, gdyż zanikł motyw człowieka pracy reprezentującego pewną ogólnoludzką ideę prospołeczną.

Halina Buyno-Łoza - babunia, gospodyni chłopaków

Reżyseria - Janusz Kidawa

Scenariusz - Janusz Kidawa

Zdjęcia - Władysław Nagy



Obsada aktorska

Mieczysław Hryniewicz - "Student"

Jarosław Kopaczewski - Tytus Juzek

Wiesław Wójcik - Kędziorek "Kędzior"

Tadeusz Madeja - kierownik Kołecki

Halina Buyno-Łoza - babunia, gospodyni chłopaków

Anna Jaraczówna - "kwiaciarka"

Maria Kaniewska - "molestowana" kobieta

Bożena Miller - Kasia

Halina Wyrodek - żona "Kędziora"

Jerzy Cnota - "Cyferblat", robotnik z cyframi

Jacek Maziarski - inżynier Żarnecki

Jerzy Staszewski - kierowca

Bernard Krawczyk - sekretarz partii

Tadeusz Teodorczyk - dyrektor

Bogusław Marczak - członek egzekutywy

Stefan Paska - robotnik

Jerzy Troszczyński - szuler

Czesław Magnowski - murarz Boliwski, mistrz karate

Bogusz Bilewski - chuligan

Wiesław Dymny - członek komisji dyscyplinarnej



[18.05.2024, Toruń]

17 maja 2024

BAJECZKI (15) LA FONTAINE - DRWAL I ŚMIERĆ.

 

Rycina: Gustave  Doré


DRWAL I ŚMIERĆ

Obarczony starości i chrustu brzemieniem,

Drwal ubogi stękając wlókł się do swej chaty.

Ustał wreszcie od trudu i z gorzkiem westchnieniem,

Ciężar z ramion zrzuciwszy, narzekać zaczyna:

«Kiedyż za swą niedolę doczekam zapłaty?

Kiedyż biedy ostatnia nadejdzie godzina?

Jak długo żyję na świecie,

Jeszczem nie zaznał nic, okrom zgryzoty:

Za mało chleba, za wiele roboty;

To żona chora, to wierzyciel gniecie,

To grad, to pożar, lub oboje razem,

Gnębią podatki, czynsze, kwaterunek...»

Zapłakał; i znękany swych nieszczęść obrazem,

Śmierci wzywa na ratunek.

Śmierć, posłuszna, nadchodzi. «Czego chcesz, człowiecze?

Ot... zmęczyłem się troszkę, drwal zmieszany rzecze,

I chrustu dźwignąć nie mogę...

Pomóż, jeżeli łaska, bo mi pilno w drogę.»


[17.05.2024, Toruń]


DOKUMENT (12) JANUSZ KIDAWA - PIERWSZA ZMIANA

 https://35mm.online/vod/dokument/pierwsza-zmiana


Dokumentalny zapis pierwszej zmiany w kopalni Wujek na Śląsku w 1962 roku. Obserwujemy przebieg wydarzeń z perspektywy dyspozytora kopalni przy nowoczesnym pulpicie, w telefonicznej łączności ze wszystkimi załogami elektrowozów. Podgląd pracy całej kopalni możliwy jest dzięki telewizji przemysłowej. Widzimy jednego człowieka, ale wielogłos dowodzi kolektywnej pracy całej załogi. Dyspozytor notuje wydobycia i monitoruje zastoje w szybach. Obrazy odpowiedzialnej i wymagającej pracy zestawione są z rozrywkową muzyką i telewizją z tamtych lat. Rozrywka daje chwilę odprężenia ludziom pracy, ale stanowi też kontrast w nastroju w stosunku do surowych warunków codzienności. Dynamika montażu obrazu i dźwięku oddaje rytm nowoczesności. Reżyser filmu, Janusz Kidawa, pracownik katowickiego oddziału TVP, był związany z WFDiF w latach 1962-77. Ma w dorobku kilka filmów poświęconych polskiemu górnictwu: Polski węgiel (1963), reklamę Węgiel (1966), reportaż 150 lat później (1966) i Śląskowi: Inny Śląsk (1963), Karlik Loska i inni (1971), Anna i wampir (1981). Jego dokument Pierwsza zmiana zdobył Złotego Lajkonika, Grand Prix na Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie w 1963 r.


Dzisiaj takich filmów albo nie ma, albo ich się nie wyświetla, bo po co. Praca nie jest atrakcyjnym tematem filmów dokumentalnych. Owszem, jeśli w kopalni czy gdziekolwiek indziej dojdzie do wypadku, redakcje gazet, portali, telewizyjnych programów informacyjnych wysyłają reporterów, bo śmierć, ludzkie nieszczęście, zniszczenie, katastrofa sprzedają się lepiej niż tona węgla z najgłębszego kopalnianego pokładu. Praca w dzisiejszych konsumpcyjnych czasach nie jest wartością, a jedynie sprawiedliwym lub nie przelicznikiem, ile się za jej wykonanie należy. Nie ma obecnie mody na dawniej formułowane hasła, że dzięki, trywializuję, mojej, twojej, naszej pracy, ktoś inny stawia dom, buduje drogę, piecze chleb albo kupuje nowe buty czy sukienkę na weselną zabawę.



Właściwie jedynie panie „siedzące na kasie” w supermarkecie sumują liczby wyrażające ceny poszczególnych towarów, a producenci są anonimowi. Czasami tylko pojawia się ustalenie producenta: polskie ziemniaki z Rumunii. O pracy, tej prawdziwej, w którą angażujemy w różnych proporcjach swój mózg i ręce, mówić nie wypada, podobnie jak o pieniądzach.




[17.05.2024, Toruń]

16 maja 2024

SŁOWNICZEK (416 - 430)

 

416) aczkolwiek

spójnik łączący wyrażenia przeciwstawne, nieoczekiwane w tym zestawieniu


417) aćarja

mistrz, nauczyciel w hinduizmie; aczaria


418) aćpan

dawniej: tytuł grzecznościowy, skrót od wyrażenia "waszmość pan", zwykle jako zwrot kierowany wprost do rozmówcy, odpowiadający dzisiejszemu "pan", "wy" (zwykle z odcieniem lekceważenia); acpan, aspan, waćpan, wacpan, waspan, asan, acan


419) aćpani

staropolski tytuł grzecznościowy kierowany do kobiety, skrót zwrotu: waszmość pani; acpani


420) AD

skrót od: łac. Anno Domini - w roku Pańskim (czytany jako całe, odmienne wyrażenie); A.D.


421) ad.

skrót od: adiunkt


422) a maiore ad minus

[czytaj: a majore ad minus] z łaciny: z większego o mniejszym (wnioskować)


423) ad absurdum

z łaciny: do absurdu, do niedorzeczności


424) ad acta

[czytaj: ad akta] z łaciny: (odłożyć) do akt (uznając za zakończone pomyślnie lub niewymagające rozpatrywania)


425) ad astra

z łaciny: do gwiazd, wysoko


426) ad augusta per angusta

z łaciny: do wzniosłych (osiągnięć) trudną, ciasną dróżką


427) ad captandum vulgus

[czytaj: ad kaptandum wulgus] z łaciny: dla przypodobania się pospólstwu, dla zdobycia poklasku tłumu (zwykle o demagogicznych wypowiedziach)


428) ad deliberandum

z łaciny: do przemyślenia, do namysłu, do zastanowienia się


429) ad depositum

[czytaj: ad depoz-itum] z łaciny: do przechowania, na przechowanie


430) ad exemplum

[czytaj: ad egzemplum] z łaciny: na przykład, dla przykładu



[16.05.2024, Toruń]

KARTKA Z KALENDARZA - 16.05.2024

 

Kartka z kalendarza na dzień 16 maja 2024 roku

Czwartek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Szymon oraz Adam, Adamina, Andrzej, Brendan, Fidol, Germeriusz, Honorat, Jan Nepomucen, Jędrzej, Peregryn, Trzebiemysł, Ubald, Wiktorian, Wiktoriana, Wiktorianna


Przysłowia na dziś:

Kiedy w maju wiatr z północy, ma się u nas zimno w nocy”

Grzmot w maju nie szkodzi, sad dobrze obrodzi”

Widzisz bociana w wodzie, nie myśl o pogodzie”


Słońce

Świt: 03:53

Wsch. Sł.: 04:36

Zenit: 12:32

Zach. Sł.: 20:27

Zmierzch: 21:10


Cytat dnia:

Większość ludzi prędzej umrze niż pomyśli”

Bertrand Russell


16 maja 1898 roku w Warszawie urodziła się Tamara Łempicka, poza Polską znana jako Tamara de Lempickapolska malarka epoki art déco pochodzenia żydowskiego. [zm. 18 marca 1980 roku w Cuernavace (Meksyk)]



Poniżej obraz malarki „Adam i Ewa”.



[16.05.2024, Toruń]

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 109 MILKA, MŁODA LEKARKA

 

ROZDZIAŁ 109 MILKA, MŁODA LEKARKA

Wyjątkowo pan doktor Koteńko pojawił się w pewien piątek w kawiarence jako absolutnie pierwszy gość (w piątki, niedziele i poniedziałki kawiarenkę otwierano o 13-tej). Wyjątkowo też zaszedł tutaj nie sam, nie w towarzystwie małżonki, pani Zofii, ale przyprowadził z sobą panią Emilię (kazała na siebie mówić Milka), której wyznaczono staż w różanowskim szpitalu oraz przyszpitalnym ośrodku zdrowia. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że szpital w Różanowie nie należy do największych (oddział wewnętrzy, ginekologiczno-położniczy, chirurgia ogólna i okulistyka), choć wyposażony jest w nowoczesny sprzęt i aparaturę, jednakowoż ci i owi dziwili się, że w ogóle istnieje, że nie podległ prywatyzacji, ale dyrektor szpitala ma dotąd (i miejmy nadzieję, że to się nie zmieni) głowę na karku i nie pozwolił szpitalowi popaść w takie zadłużenie, z którego by się nie wykaraskał. Ważną kwestią był personel różanowskiej kliniki - z pewnością mniej opłacany niż w innych, o wiele większych placówkach, cieszył się jednak zasłużonym zaufaniem wśród pacjentów. Bywa bowiem tak, że nie zawsze bogactwo możliwości leczenia decyduje o jakości usług, a w dodatku Różanów z dawien dawna miał szczęście do lekarzy, którzy jeśli odchodzili to raczej na zasłużoną emeryturę, aniżeli do innych ośrodków. Właściwie jedyną niedogodnością był fakt, iż głównie lekarski personel urastał w lata, a młodych i chętnych do pracy w prowincjonalnym ośrodku nie przybywało, stąd też ucieszyła dyrektora szpitala, a najmocniej chyba doktora Koteńkę, wieść o tym, że pani Emilia, młoda i ambitna absolwentka szkoły medycznej, pochodząca z drugiego końca kraju, zdecydowała właśnie w Różnanowie odbyć staż, a potem specjalizować się w chirurgii. Zadaniem jakie postawił przed sobą pan doktor było nie tylko wesprzeć młodą lekarkę w jej nowej i pierwszej w szpitalu pracy, ale i zadbać o to, aby po zakończeniu stażu nie ośmieliła się z Różanowa dokądkolwiek wyjechać.

Od samego piątkowego rana pan dyrektor szpitala po dokonaniu niezbędnych formalności związanych z zatrudnieniem pani Milki, sam osobiście zaprowadził ją do mieszkania, które odtąd zyskało nową właścicielkę. Pani Milka była wręcz zachwycona - to pierwsze jej mieszkanie, niezbyt wprawdzie ekskluzywne, dwupokojowe, co w przypadku samotnej kobiety całkowicie jej wystarczało. Problemem były meble - jedynie kuchnia w całości posiadała niezbędne wyposażenie, zaś w sumie oba pokoje mieściły w swojej powierzchni tapczanik, dwa krzesła, szafę na ubrania i stolik. Ale, niech tam, od czegoś trzeba zacząć.

Kiedy więc zbliżała się obiadowa pora pan doktor Koteńko, a był akurat po dyżurze, zaprosił panią Milkę do kawiarenki, aby odczekawszy chwilę, którą zamierzał spędzić z młodą lekarką na rozmowie, popróbowała tamtejszych dań głównych, albowiem przypomnijmy sobie, że podawano tutaj nie tylko słodkości, lecz również sytne a smaczne obiady.

Akurat Maria, żona Kawiarennika przyjmowała zamówienia (ten wraz z dwójką dzieci przebywał na wywczasach od paru dni u swojej matki) i mile była zaskoczona nowym gościem, który zdawał się być od pierwszego wrażenia na tyle sympatycznym, że w oczekiwaniu na posiłek wdała się z nim - to znaczy z panią Milką - w długą a interesującą rozmowę, pozostawiając pana doktora w dyskretnym cieniu. Ten zaś nie chcąc zbytnio wchodzić w zawiłości kobiecych intymności, jakie pojawiały się w rozmowie, po odczekaniu stosownej chwili, aby nie być poczytanym za ignoranta nieszanującego kobiecych wyznań (to doprawdy dziwne, jak te dwie zbliżone do siebie wiekiem niewieście fizjonomie przylgnęły do siebie, widząc się po raz pierwszy w życiu) zaszedł do pianina i zagrał ambitnie któreś scherzo Chopina. I wtedy stała się rzecz wprost nie do uwierzenia. Pani Milka z miejsca, które zajmowała, niemal na głos wykrzyknęła:

- To pan gra, panie doktorze? Pan gra i to jak!

Pan doktor Koteńko zmieszał się do tego stopnia, że z g-moll przeszedł niespodziewanie na a-dur czy odwrotnie, nareszcie wstrzymał palce, pozwalając im na zakończenie niskiego brzmienia, po czym odrzekł spokojnie.

- Jak pani słyszała, gram, ale czy wybitnie - pewnie jak na lekarza, co najwyżej ambitnie. W każdym bądź razie staram się grać zgodnie z zapisami na partyturze.

- Nasz kochany pan doktor oczywiście przesadza - wtrąciła Maria. - Pan doktor gra świetnie, a do tego z duszą i gdyby nie profesja, której bez reszty się poświęca, byłby dzisiaj sławnym pianistą, na całym świecie oklaskiwanym.

- Pani Maria jak zwykle prześlicznie przesadza, ale prawdą jest to, że uwielbiam muzykę.

- Pani Milko, pan doktor grzeszy nadmiarem skromności. Musi pani wiedzieć, że w naszej lokalnej rozgłośni radiowej nasz pan doktor prowadzi muzyczną audycję, a płyt ma tyle, że wydawać by się mogło, że to co zarobi, wszystko przeznacza na zakup płyt, nie tylko zresztą z muzyką klasyczną - kontynuowała Maria. - Powiem pani jeszcze, że w naszym miasteczku nie ma większego autorytetu jeśli chodzi o muzykę klasyczną nad pana doktora.

Młoda lekarka z nieukrywanym podziwem słuchała wypowiedzi Marii, a jej oczy błyszczały z ciekawości. Jeszcze przez chwilę milczała, lecz w końcu musiała rzec to, na wypowiedzenie czego pewnie nigdy by się nie zdecydowała, gdyby nie ten odruch pana doktora, który zaprowadził go przed pianino.

- Panie doktorze, tak się składa, że ja gram na skrzypcach, od maleńkości. Zarzuciłam muzykę na rzecz medycyny, co jednak nie oznacza, że gra na skrzypcach nie sprawia mi już przyjemności.

- Co pani powie? Co pani powie? Czy to oznacza, że możemy…

- Tak, panie doktorze, możemy popróbować muzyki razem, jeśli będzie pan tak łaskawy, zagramy coś miłego dla ucha.

- No niech pani powie, pani Mario, czy nie miałem szczęśliwego nosa, wiodąc z sobą panią Milkę właśnie do kawiarenki?

Pani Milka z kolei wyrzekła, że to ją właśnie spotkało to szczęście, bo nie przypuszczała nawet, że w Różanowie, w pierwszej swojej pracy napotka duszę muzyczną podobną do swojej, jak i też przyjdzie jej poznać tak uroczą istotę jak pani Maria.

Wtedy to z kuchni posłyszano głos kucharki, pani Rybotyckiej, że obiadek już gotowy, więc Maria ruszyła ku zapleczu, zaś pani Milka nie wiedzieć czemu, podążyła za nią, aby odebrać z kuchni tacę z obiadem dla pana doktora.

Pan doktor Koteńko tymczasem pomyślał sobie, że w ten niespodziewany sposób niepomiernie wzrosły szanse na to, aby pani Milka w Różanowie została na stałe.

A obiadek, doprawdy, był wyborny.


[Pomysł rozdział 27.05.2018, Lannemezan, Hautes Pyrenees, we Francji]


[16.05.2024, Toruń]

PROZĘ CZYTAM... (5) BRUNO SCHULZ - SKLEPY CYNAMONOWE - SIERPIEŃ

 

I DZIELĘ SIĘ


BRUNO SCHULZ - SKLEPY CYNAMONOWE - SIERPIEŃ *


    W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek.

    Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona¹ z ognia dnia rozżagwionego², wysypując z koszyka barwną urodę słońca — lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni; a obok tej czystej poezji owoców wyładowywała nabrzmiałe siłą i pożywnością płaty mięsa z klawiaturą żeber cielęcych, wodorosty jarzyn, niby zabite głowonogi i meduzy — surowy materiał obiadu o smaku jeszcze nie uformowanym i jałowym, wegetatywne³ i, telluryczne⁴ ingrediencje⁵ obiadu o zapachu dzikim i polnym.

    Przez ciemne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy w rynku przechodziło co dzień na wskroś całe wielkie lato: cisza drgających słojów powietrznych, kwadraty blasku, śniące żarliwy swój sen na podłodze; melodia katarynki, dobyta z najgłębszej złotej żyły dnia; dwa, trzy takty reenu, granego gdzieś na fortepianie wciąż na nowo, mdlejące w słońcu na białych trotuarach⁶, zagubione w ogniu dnia głębokiego. Po sprzątaniu Adela zapuszczała cień na pokoje, zasuwając płócienne story. Wtedy barwy schodziły o oktawę głębiej, pokój napełniał się cieniem, jakby pogrążony w światło głębi morskiej, jeszcze mętniej odbity w zielonych zwierciadłach, a cały upał dnia oddychał na storach, lekko falujących od marzeń południowej godziny.

    W sobotnie popołudnia wychodziłem z matką na spacer. Z półmroku sieni wstępowało się od razu w słoneczną kąpiel dnia. Przechodnie, brodząc w złocie, mieli oczy zmrużone od żaru, jakby zalepione miodem, a podciągnięta górna warga odsłaniała im dziąsła i zęby. I wszyscy brodzący w tym dniu złocistym mieli ów grymas skwaru, jak gdyby słońce nałożyło swym wyznawcom jedną i tę samą maskę — złotą maskę bractwa słonecznego; i wszyscy, którzy szli dziś ulicami, spotykali się, mijali, starcy i młodzi, dzieci i kobiety, pozdrawiali się w przejściu tą maską, namalowaną grubą, złotą farbą na twarzy, szczerzyli do siebie ten grymas bakchiczny⁷ — barbarzyńską maskę kultu pogańskiego.

    Rynek był pusty i żółty od żaru, wymieciony z kurzu gorącymi wiatrami, jak biblijna pustynia. Cierniste akacje, wyrosłe z pustki żółtego placu, kipiały na nim jasnym listowiem, bukietami szlachetnie uczłonkowanych filigranów⁸ zielonych, jak drzewa na starych gobelinach⁹. Zdawało się, że te drzewa afektują wicher, wzburzając teatralnie swe korony, ażeby w patetycznych przegięciach ukazać wytworność wachlarzy ustnych o srebrzystym podbrzuszu, jak lustra szlachetnych lisic. Stare domy, polerowane wiatrami wielu dni, zabarwiały się refleksami wielkiej atmosfery, echami, wspomnieniami barw, rozproszonymi w głębi kolorowej pogody.     Zdawało się, że całe generacje dni letnich (jak cierpliwi sztukatorzy10, obijający stare fasady z pleśni tynku) obtłukiwały kłamliwą glazurę ¹¹, wydobywając z dnia na dzień wyraźniej prawdziwe oblicze domów, fizjonomię losu i życia, które formowało je od wewnątrz. Teraz okna, oślepione blaskiem pustego placu, spały; balkony wyznawały niebu swą pustkę; otwarte sienie pachniały chłodem i winem.


¹Pomona (mit. rzym.) — bogini urodzaju.

²rozżagwiony — płonący; od żagiew — kawał płonącego drewna.

³wegetatywny — tu: roślinny.

telluryczny — odnoszący się do Ziemi.

ingrediencja (z łac.) — składnik.

trotuar — chodnik.

bakchiczny (mit. rzym.) — związany z Bachusem, bogiem wina.

⁸filigran — ornament z cienkich drucików.

gobelin — tkanina dekoracyjna przedstawiająca jakąś scenę na podobieństwo obrazu.

¹⁰sztukator — rzemieślnik wyrabiający sztukaterie, zdobienia ścian i sklepień wykonane z gipsu lub stiuku.

¹¹glazura — typ szkliwa służącego do pokrywania wyrobów ceramicznych.


* Rzadko zdarza się proza tak uplastyczniona, tak barwna i obdarzona metaforami, które same w sobie tworzą tę niezwykłą fabułę, jaką stanowią opowiadania Brunona Schulza z tomiku „Sklepy cynamonowe”. Schulz jest autorem wymagającym; nie pozwala na beztroskie ominięcie fragmentu tekstu – czytelnik musi być obdarzony wyobraźnią poetycką, lecz nade wszystko malarską – wtedy treści przekazywane przez pisarza zostaną z łatwością anektowane przez odbiorców jego dzieła. W pierwszym akapicie pozwoliłem sobie na podkreślenie szczególnie interesujących metafor.


[16.05.2024, Toruń]

15 maja 2024

ZAPISKI (1047) ZASKAKUJĄCE? NIE SĄDZĘ.

 

1047.

Na facebooku pojawił się filmik, coś w rodzaju trailera zachęcającego do szkolenia na temat: „Jak wystrzegać się niefortunności językowych? O niebezpieczeństwach i pożytkach z <pypciów na języku>”. Tym kto szkoli jest znany profesor Michał Rusinek – literaturoznawca, tłumacz i pisarz oraz w przeszłości sekretarz naszej noblistki Wisławy Szymborskiej. Niezwykle atrakcyjnym elementem tejże zachęty był fakt, iż szkolenie jest bezpłatne, a aby wziąć w nim udział należy się zapisać on-line i wtedy podany zostanie na wskazany przez chętnego uczestnika szkolenia adres mailowy stosowny link.

I w ten sposób zostałem widzem / słuchaczem szkolenia.

Pierwsza rzecz, która rzucił mi się w oczy i na uszy to ów „pypeć na języku”, wyrażenie, którym pan profesor UJ posługuje się nader często. Wydaje mi się, że pan profesor mógłby się posłużyć bardziej eleganckim sformułowaniem, które dla mnie przynajmniej, nie brzmi zachęcająco. Ale to szczegół – być może jestem jakimś „ewenementem” wśród słuchaczy szkolenia, którym „pypeć” się jednak spodobał, a mnie niekoniecznie.

Owóż po przydługim i bardzo ogólnym, nie do końca à propos, jak mi się wydaje wstępie, pan profesor przytaczał nam całe szeregi frazeologizmów, które właściwie musiały się obić o uszy każdego ze słuchaczy, gdyż byłyż one tyleż znane, co nienowe, ale przede wszystkim gazetowe. Pan Rusinek podawał ich znaczenie, zwracał uwagę na właściwy bądź też niewłaściwy – to częściej – kontekst związany z użyciem poszczególnych zwrotów. Gdzieś w połowie, po około 42 minutach, wykład pana profesora urywa się i wtedy następuje kulminacyjna część „szkolenia”, a mianowicie kolejny trailer dotyczący z kolei szkolenia „Sztuka skutecznej komunikacji” – 497 złotych + certyfikat; jeżeli zgłosimy się dzisiaj, tj. w dniu trailera, do godziny 23.59, otrzymamy w bonusie szkolenie „Wystąpienia publiczne” Jakuba B. Bączka za marne 997 złotych polskich.

Jak powyższy materiał podsumować? Otóż pan Michał Rusinek wpadł na pomysł zarobienia kasy na płatnym szkoleniu, do którego dostęp ma miejsce przez skorzystanie z bezpłatnego pseudoszkolenia. Pan profesor uznał, że urzeczeni Jego erudycją słuchacze będą chętnymi sponsorami jego projektów.

W odpowiedzi na propozycję pana profesora pragnę poinformować, że na stronie https://www.open.edu/openlearn/free-courses/full-catalogue [The Open University] znajdują się setki bezpłatnych kursów z bardzo wielu dziedzin, a jedyną trudnością w ich ukończeniu jest język angielski takiego kursu, chociaż, jak pewnie buszujący po stronach internetowych wiedzą, Internet radzi sobie z tłumaczeniem swoich stron.

A tak w ogóle, to lubię sobie czasami posłuchać profesora Miodka.


[15.05.2024, Toruń]

13 maja 2024

SZTUKA - HENRI MATISSE

 

Henri Matisse - francuski malarz , rysownik , rytownik i rzeźbiarz urodził się 31 grudnia 1869 w Cateau-Cambrésis i zmarł 3 listopada 1954 w Nicei.

    Był on ważną postacią końca XIX i pierwszej połowy wieku XX. Miał znaczny wpływ na sztukę drugiej połowy ubiegłego stulecia poprzez stosowanie uproszczeń, stylizacji, syntezy i koloru jako jedynego przedmiotu malarstwa, a także dla wielu malarzy figuratywnych i abstrakcyjnych, którzy będą powoływać się na twórcze odkrycia malarza. Był też Matisse przywódcą ruchu artystycznego zwanego fowizmem.

    Henri Matisse był synem handlarza nasionami, zaś jego matka - malarką amatorką. Po wojnie francusko-niemieckiej, w 1871 roku, rodzina przeniosła się do Bohain-en-Vermandois, gdzie Matisse spędził młodość.

    Karierę zawodową rozpoczął jako urzędnik notarialny u Maître Derieux w Saint-Quentin na północy Francji. W wieku 20 lat, po ataku zapalenia wyrostka robaczkowego, zmuszony był przez wiele tygodni pozostać w łóżku. Dzięki swojemu sąsiadowi i przyjacielowi malarzowi -amatorowi, Léonowi Bouvierowi, Matisse odkrył przyjemność malowania. Stworzył wtedy swoje pierwsze prace, np. „Szwajcarską chatę”.

    Gdy tylko wyzdrowiał, wracając na studia, zapisał się na kurs rysunku w szkole Quentin-de-La Tour, przeznaczony dla projektantów tekstyliów lokalnego przemysłu.

    Swój pierwszy obraz „Martwa natura z książkami” namalował w czerwcu 1890 roku.

    Niedługo potem wyjechał do Paryża. W 1892 roku Matisse poznał Alberta Marqueta w École des Arts Déco. Był to początek niezachwianej przyjaźni między obydwoma mężczyznami, którzy później wymieniali się obfitą korespondencją. W 1895 Matisse rozpoczął naukę w Szkole Sztuk Pięknych w pracowni Gustave’a Moreau . Nauczanie mistrza zachęca uczniów do myślenia o swoim malarstwie, do marzeń o nim, wykraczających poza techniczną wirtuozerię. Gustave Moreau podczas korekty prac Matissa powiedział mu, aby spróbował „upraszczać” swoje obrazy. Tę wskazówkę można uznać za program estetyczny twórczości Henriego Matisse’a.

    W 1896 roku Matisse po raz pierwszy wystawiał swoje prace w Salon des Cent i Salon de la Société Nationale des Beaux-Arts , którego został członkiem stowarzyszonym za namową Pierre'a Puvisa de Chavannesa. Funkcja ta pozwala na wystawianie bez konieczności przechodzenia przez jury. Spędził lato w Belle-Île-en-Mer i poznał Australijczyka Johna Petera Russella, który przedstawił go Auguste’owi Rodinowi i Camille’owi Pissarro. Matisse zaczął się wtedy interesować się malarstwem impresjonistycznym, które odkrył w 1897 roku w Muzeum Luksemburskim, a aby zarobić na życie, pracował jako dekorator, między innymi tworząc dekoracje dla teatrów. […]

1. Henri Mattise



2. Aleja drzew oliwnych, 1920



3. Pokojówka w perskiej sukni, 1937



4. Dziewczyna o zielonych oczach, 1908



5. Lekcja muzyki, 1917



6. Leżąca nago na różowej kanapie, 1919



7. Dwie dziewczyny, koralowe tło, niebieski ogród, 1947



8. Siedząca kobieta z wazonem amarylisów, 1941



9. Kobieta w fioletowym płaszczu, 1937




[13.05.2024, Toruń]