Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 lutego 2025

FILMY (53) DOM NA PUSTKOWIU

 


Jerzy Śliwiński i Aleksandra Ślaska

Dom na pustkowiu 

Rok produkcji: 1949

Premiera: 1950. 03. 27

Gatunek: Film psychologiczny



Krystyna Ciechomska i Edward Dziewoński 


Dramat psychologiczny; pojawienie się zbiegłego więźnia hitlerowskiego zderza życie dwóch samotnych kobiet, mieszkających w domu na pustkowiu, z wojenną rzeczywistością. Młoda dziewczyna, Basia i jej ciotka, Kazia, żyją w oddalonym od wojennych szlaków domu, gdzieś pod Warszawą. Ich spokój burzy pojawienie się Huberta, inżyniera związanego z lewicowym ruchem oporu, który ma się tu przez pewien czas ukrywać. Przyjęty zostaje z obawą, niechęcią, a nawet pewną wrogością. Powoli rodzi się miłość między nim a dziewczyną. Basia i ciotka wciągnięte zostają do pracy konspiracyjnej. Kiedy w Warszawie wybucha powstanie, Hubert przenosi się wraz z małą fabryczką amunicji na Starówkę . . . Po wojnie Warszawa się odbudowuje, a synek Basi i Huberta chodzi do przedszkola . . .

UWAGA!!!: Wersja ekranowa odbiega znacznie od wersji pierwszej, ale przede wszystkim od propozycji scenariuszowej. Film miał być - jak pisano - kameralną opowieścią miłosną osadzoną na lekko tylko naszkicowanym tle ostatnich lat wojny, opowieścią zakończoną śmiercią Huberta podczas powstania i chrztem jego syna w dniu wyzwolenia. Dokonywane kolejno zmiany osłabiły liryczny i tragiczny wątek miłosny, wzmacniały natomiast upolitycznioną motywację głównego bohatera.

Po raz pierwszy film zaprezentowano w Wenecji w sierpniu 1949, następnie (po zmianach) na zjeździe filmowców w Wiśle. Wersja ekranowa jest trzecią wersją filmu.

(streszczenie wg portalu /filmpolski.pl/ )

Aleksandra Śląska i Maria Gella 


Reżyseria - Jan Rybkowski

Scenariusz - Jarosław Iwaszkiewicz

Zdjęcia - Stanisław Wohl

Scenografia - Roman Mann

Muzyka - Jan Maklakiewicz

Obsada aktorska

Aleksandra Śląska - Basia

Maria Gella - ciotka Kazia

Jerzy Śliwiński - Stefan "Hubert" Klonowicz

Krystyna Ciechomska - Hanka, koleżanka Basi

Halina Drohocka - nauczycielka

Edward Dziewoński - Jurek, narzeczony Hanki

Klemens Mielczarek - Wicek

Zbigniew Skowroński - towarzysz Jan

Lucjan Dytrych - mężczyzna podwożący Klonowicza

Danuta Korolewicz - Zofia Łapicka

Michał Melina - lekarz, wuj Huberta

Adam Mikołajewski - bileter na stacji

Konstanty Pągowski - kolejarz

Stefan Śródka - węglarz

Ludwik Tatarski - ekspedient

Zdzisław Karczewski - towarzysz;



[28.02.2025, Toruń]

27 lutego 2025

ZAPISKI (1364 – 1365) WSTRĘTNY BABSZTYL. SŁOWO O NIENAWIŚCI.

 

1364.

Wstrętny babsztyl, taka ruda baba Aleksandra Pajewska-Klucznik, szefowa działu "Gwiazdy" Super expressu, jak o sobie prawi, popełniła była tekst o aktorce Annie Chodakowskiej pod znaczącym tytułem „Tak dziś wygląda Anna Chodakowska z «W labiryncie!» Zdjęcia jak z horroru Alfreda Hitchcocka. Z tytułu należy wnioskować, że czytelnik może oczekiwać zdjęć strasznych, bo takie, pełne przerażenia był, skądinąd bardzo ciekawe filmy świetnego reżysera. Pseudo-dziennikarka informuje nas o tym, że papparazzi zrobili pani Chodakowskiej zdjęcia z ukrycia i nie sądzę, aby aktorka życzyła sobie być przedstawianą w niekorzystnym świetle jako osobę starą i z powodu wieku już niepiękną. Ta pismaczka wyobraża sobie, że nigdy nie będzie stara, ale się myli. Precz z pomyjami w prasie.


1365.

Na szczęście nie czytam brukowców, nie chcąc się zniżyć do ich poziomu, nie czytam też tego, czym raczą na wirtualne media raz po raz wymiotując słowami, które nigdy paść nie powinny na jakikolwiek temat. Oczywiście nie sposób uniknąć czytania czegoś, co okaże się bełkotem niedouczonych dziennikarzy. Ci z kolei widzą szansę na wybicie się pisząc właśnie głupoty i kierując je do głupszych od siebie czytaczy, których jest w naszym kraju od groma.

W telewizji prywatnej oglądałem z kolei program (nie do końca, gdyż moje emocje nie wytrzymały) w którym dwaj profesorowie dyskutowali na temat mowy nienawiści. O ile pan profesor z Uniwersytetu Warszawskiego utrzymywał, że jedną z form przeciwdziałania mowie nienawiści są regulacje prawne, aby ten, kto posługuje się słownictwem wykluczającym inne osoby miał świadomość, że nie wolno pewnych granic dobrego smaku przekraczać, to pan profesor z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego uważał, że wolność słowa powinna być na pierwszym miejscu i nie ma się o co kłócić to to, co mową nienawiści nie jest, a co nią jest. Zapewne więc słynna wypowiedź mądrego inaczej posła pisu, czyli „kula w łeb” w odniesieniu do pana premiera Tuska, mową nienawiści nie jest. Uważam inaczej i dla poprawienia nastroju za chwilę włączę sobie świetną czechosłowacką komedię „Pod jednym dachem”, gdzie nienawiści nie ma ani ociupiny.


[27.02.2025, Toruń]

26 lutego 2025

SZTUKA - EKSPRESJONIZM NIEMIECKI - XX WIEK

 

1. Magnus Zeller (Niemcy, 1888-1972)

Orator (ok. 1920)

Olej na płótnie

Muzeum Sztuki Hrabstwa Los Angeles


Doświadczenie wojskowe podczas I wojny światowej odmieniło Zellera, który zaczął tworzyć antymilitarne grafiki, a po wojnie dołączył do rewolucyjnej Rady Żołnierzy. Portfolio Zellera Revolutionszeit przedstawia rewolucję, która miała miejsce w Niemczech w latach 1918 i 1919. Zamiast jednak skupiać się na indywidualnych osobowościach, Zeller przedstawia anonimową ludność prowadzoną przez rewolucyjny „typ”, sugerując, że bezimienni są prawdziwymi twórcami wydarzeń historycznych.


2. Karl Jacob Hirsch (Niemcy, 1892-1952)

Martin Buber opłakujący żydowski cmentarz (ok. 1920)

Akwarela na ołówku

Kolekcja Marvina i Janet Fishmanów, Milwaukee WI


Hirsch był synem żydowskiego lekarza z Hanoweru. Weteran I wojny światowej, wkrótce po jej zakończeniu dołączył do radykalnej „Grupy Listopadowej”. Ekspresjonistyczny malarz z talentem literackim, pod koniec lat dwudziestych porzucił malarstwo, aby skoncentrować się na pisaniu. Przetrwał w hitlerowskich Niemczech do grudnia 1934 r., po czym uciekł do Danii, a następnie, po pobycie w Szwajcarii, przybył do Nowego Jorku, gdzie redagował niemieckojęzyczną „Neuen Volkszeitung” („Nową Gazetę Ludową”). W 1945 roku przeszedł na protestantyzm.


3. Albert Birkle (Niemcy, 1900-1986)

Niewidomy przechodzący przez ulicę (1921)

Węgiel drzewny na płótnie

Kolekcja Marvin & Janet Fishman, Milwaukee WI




4. Fritz Burmann (Niemcy, 1892-1945)

Kobieta B. z Worpswede, 87 lat (1923)

Olej i tempera na płótnie

Kolekcja Marvin & Janet Fishman, Milwaukee WI



5. Erich Wegner (Niemcy, 1899-1980)

Żeglarz w porcie (1923)

Gwasz, pędzel i tusz na grubym papierze

Kolekcja Marvin & Janet Fishman, Milwaukee WI


Erich Wegner urodził się w Gnoien w Meklemburgii, a w młodości wraz z rodziną przeprowadził się do Rostocku. Tam pracował jako malarz teatralny, aż w 1918 roku został wcielony do wojska. Po powrocie ze służby uczęszczał do Szkoły Sztuki Użytkowej w Hanowerze, a w 1924 roku otworzył tam własne studio. W 1927 roku wystawiał swoje prace w Stowarzyszeniu Sztuki w Hanowerze, a w 1929 roku wziął udział w wystawie Neue Sachlichkeit w Amsterdamie. Jego prace były rzadko pokazywane w latach 1933-1945, ale pod koniec wojny Wegner został instruktorem w Vollkshochschule w Hanowerze. W ciągu następnych kilku dekad jego prace pojawiały się na licznych wystawach w całej Europie. Retrospektywna wystawa jego prac odbyła się w Stowarzyszeniu Sztuki w Hanowerze w 1970 roku. Wegner zmarł w tym mieście w 1980 roku.


6. Gert Heinrich Wollheim (Niemcy, 1894-1974)

Wyjazd z Düsseldorfu (1919)

Olej na płótnie

Kunstmuseum, Düsseldorf im Rhrenhof


Wollheim był malarzem związanym z Nową Rzeczowością, a później ekspresjonistą, który pracował w Ameryce po 1947 roku. Urodził się w Dreźnie-Loschwitz i studiował w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Weimarze w latach 1911-1913, gdzie jego instruktorami byli Albin Egger-Lienz i Gottlieb Forster. W latach 1914-1917 służył w wojsku podczas I wojny światowej, gdzie został ranny. Po wojnie mieszkał w Berlinie do 1919 roku, gdzie Wollheim, Otto Pankok, Ulfert Lüken, Hermann Hundt i inni stworzyli kolonię artystów w Remels (Fryzja Wschodnia).


7. Conrad Felixmüller (Niemcy, 1897-1977)

Chłopiec z gazety (1928)

Olej na płótnie, 105 x 75 cm.

Staatliches Lindenau Museum, Altenburg


Chłopiec z gazety trzyma egzemplarz Arbeiter-Illustrierte Zeitung, ilustrowanego tygodnika robotniczego, który do 1931 roku osiągnął nakład 500 000 egzemplarzy.


8. Rudolf Schlichter (Niemcy, 1890-1955)

Portret Karoli Neher (1929)

Olej na płótnie

Märkisches Museum, Berlin


Karola Neher była znaną aktorką w Niemczech w okresie międzywojennym i zagrała Polly Peachum w filmowej adaptacji hitu teatralnego „Opera za trzy grosze” Kurta Weilla i Bertholda Brechta z 1931 roku. Neher była również przez pewien czas kochanką Brechta. Jako sympatyczka komunizmu, Neher uciekła do Moskwy ze swoim drugim mężem Anatolem Beckerem w 1934 roku. Tam stali się ofiarami stalinowskich czystek, Becker został stracony przez rozstrzelanie w 1937 roku, podczas gdy Neher została skazana na dziesięć lat obozu pracy. Zmarła na tyfus w obozie w 1942 roku w wieku 41 lat.



[26.02.2025, Toruń]

PROFESOR TUTKA (24) PROFESOR TUTKA I JEGO SOBOWTÓR.

 

Jeden z panów opowiadał o wielkim podobieństwie bliźniąt i wynikających stąd zabawnych nieporozumieniach. Drugi i trzeci dorzucił na ten temat jeszcze coś zabawniejszego.

W związku z tym, co mówicie o niezwykłych podobieństwach — odezwał się Profesor Tutka — opowiem wam, panowie, kogo raz spotkałem.

W mieście, które zwiedzałem po raz pierwszy, ukłonił mi się jakiś nieznajomy młodzieniec. Oczywiście odkłoniłem mu się i szedłem dalej. Takie wypadki, że kłania się nam ktoś nieznajomy albo ktoś, kogo sobie nie przypominamy, zdarzają się dość często, więc nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Ale po chwili zatrzymała mnie jakaś przystojna, roześmiana pani, mówiąc:

«Od kiedyż to, doktorze, nie poznaje pan swoich pacjentek?»

Skłoniłem się jej nisko i odpowiedziałem uprzejmie: «Wybaczy pani, ale nigdy nie miałem zaszczytu, aby panią badać; nie jestem lekarzem ».

Spojrzała na mnie zdziwiona, niemal przerażona, powiedziała: «przepraszam bardzo, ale...»

Nie dokończyła, jakby jeszcze nie wierząc temu, co widzi i słyszy, wreszcie skinęła mi głową i poszła.

Domyślacie się, panowie, że w tym mieście musiał być ktoś bardzo do mnie podobny. Tak. Przekonałem się o tym po kilku minutach: gdy byłem na rogu ulicy, zza węgła wyszedł człowiek, spojrzał na mnie i przystanął. Ja również spojrzałem na niego i przystanąłem. Ów człowiek przemówił:

Czy nie uważa pan, że jesteśmy do siebie podobni?

Nawet bardzo — odpowiedziałem.

Podobieństwo jest wprost zdumiewające!

Tak, to prawda, jesteśmy sobowtórami.

To ciekawe — mówił po chwili — mamy nie tylko jednakowe postacie i rysy twarzy, ale widzę, że również jednakowe upodobania: nosimy zarost i pielęgnujemy go w sposób jednakowy; upodobanie obecnie dość rzadkie, gdyż jak niegdyś w Grecji mijała kolejno epoka bród i następowała moda golenia twarzy, tak samo i u nas twarze przeważnie golą; poza tym widzę, że uważa pan, jak ja, melonik za najlepsze nakrycie głowy.

Tak, to ciekawe— odpowiedziałem — że pan doktor i ja mamy jednakowe upodobania.

Skąd pan wie, że jestem doktorem?

Jedna z pacjentek pańskich zwróciła się do mnie przed chwilą ze zdziwieniem, że jej nie poznaję.

Proszę pana! — powiedział teraz — o parę kroków dalej jest piwniczka, w której można się napić prawdziwego wina. Pozwoli pan, że jako stały mieszkaniec tego miasta zaproszę pana, abyśmy zasiedli na chwilę i porozmawiali jeszcze o naszym niezwykłym podobieństwie.

Z przyjemnością — odpowiedziałem.

Po chwili zeszliśmy do sklepionej piwniczki, gdzie stało w mroku parę dębowych stolików. Zasiedliśmy pod ścianą, a po chwili do nas, jedynych gości, podszedł gospodarz, rozżarzył lampkę w latarni nie opodal stolika, a ujrzawszy w świetle dwóch tak podobnych do siebie ludzi, znieruchomiał. Opanowawszy zdumienie, spytał:

Czym mogę służyć panu doktorowi?

Ale nie zwrócił się wyraźnie do jednego z nas, widocznie nie wiedział, czy to ja jestem znajomym bywalcem tej winiarni, panem doktorem, czy też ów pan drugi.

Doktor odezwał się teraz do gospodarza:

Ufam panu. Gość mój zna się równie dobrze na winie, jak i ja. Jednakowe mamy upodobania.

Gospodarz zniknął za jakimiś drzwiczkami i po chwili przyniósł butelkę, kieliszki, nalał w milczeniu złotawego płynu, po czym usunął się cicho, zostawiając nas samych.

Musimy szukać — mówił doktor — przyczyny, źródeł, wytłumaczeń tak

zdumiewającej zagadki, jak istnienie dwóch zupełnie jednakowych ludzi. Może jesteśmy bliźniętami? W dawnych powieściach często bywała mowa o braciach, którzy wskutek wojen, kataklizmów czy też innych przyczyn rozstali się z sobą w dzieciństwie, aby później, po latach, znów się odnaleźć.

Okazało się jednak, że na tej drodze nie należy szukać przyczyn naszego podobieństwa;

nie słyszeliśmy, aby w naszych rodzinach dziecko zostało porwane przez Cyganów lub zostało zgubione podczas burzy wojennej, poza tym ojcowie nasi z całą pewnością nie mogli spotykać naszych matek; ustaliliśmy na przykład, że w okresie moich narodzin ojciec jego znajdował się w afrykańskiej Legii Cudzoziemskiej, gdy matka moja nie wyjeżdżała wówczas spod Włocławka. Po kilku podobnych danych ustaliliśmy, że nie może być mowy o jakimś pokrewieństwie. Skąd więc, dlaczego jesteśmy jednakowi?

Przednie wino, mroki piwniczki, cienie-sobowtóry padające od nas na ścianę — wszystko to wzmagało uczucie jakiejś niesamowitości, którą odczuwaliśmy teraz. Butelka już się skończyła, byliśmy z sobą «na ty», ale żaden z nas nie mógł pozbyć się dziwnego uczucia, nawet niepokoju: czasem spojrzawszy na siebie, wybuchaliśmy śmiechem, to znów stawaliśmy się melancholijni, bezradni wobec dziwów, na które nie ma odpowiedzi. Nawet i druga butelka, o którą ja teraz gospodarza poprosiłem, nie rozwiązała zagadki naszego podobieństwa.

Były chwile, gdy patrząc na siebie, pytaliśmy: «czy ty to jestem ja?» — «czy ja to

ty?» Zaciekawiła nas również zgodność naszych poglądów. Parę własnych aforyzmów, które powiedzieliśmy o kobiecie, uważaliśmy obaj za trafne; jednakowo zapatrywaliśmy się na widoki dalszego rozwoju ludzkości. Poglądy nasze wciąż, na jakikolwiek temat zaczęliśmy mówić, były podobne. Z tego powodu żaden z nas nie mógł się nawet uważać za inteligentniejszego. Słowem, i zewnętrznie, i wewnętrznie jesteśmy wciąż zdumiewająco podobni. W pewnej chwili ten drugi «ja» powiedział:

W związku z tym, coś przed chwilą zauważył, opowiem ci pewną historię, która

zdarzyła mi się podczas mojej podróży statkiem na Oceanie Spokojnym… A więc zaczął w ten sposób, w jaki często zaczynam mówić do was, panowie, gdy mam coś do opowiadania. Opowiadał obszernie. W Oceanie Spokojnym jest dużo wody, to prawda, trzeba jechać długo. Pomyślałem sobie: ja jednak przepłynąłbym prędzej. I opowiedziałbym o tym wszystkim inaczej. Czy lepiej? Hm... jestem zawsze pełen kurtuazji dla kolegów-opowiadaczy, a pełen skromności wobec opowiadań swoich. W każdym razie opowiedziałbym krócej. Podczas jego opowiadania powracała do mnie coraz więcej świadomość, że to ja jestem — ja. «Styl to człowiek».

Panowie! Na świecie jest tylko jeden Profesor Tutka.



[26.02.2025, Toruń]

KARTKA Z KALENDARZA - 25.02.2025, Toruń

 

Kartka z kalendarza na dzień 25 lutego 2025 roku

Wtorek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Cezary, Just oraz Adam, Antonina, Bolebor, Cezariusz, Dioskur, Donat, Gromisław, Herena, Konstancjusz, Lubart, Modest, Nicefor, Papiasz, Romeusz, Serapion, Tarazjusz, Tolisław, Tolisława, Walburga, Wiktor, Wiktoryn, Zygfryd


Przysłowie na dziś:

Skoro po Macieju drzewa się ogrzeją, leć do sadu, oczyśc go z owadów”


Słońce

Świt: 05:53

Wsch. Sł.: 06:28

Zenit: 11:48

Zach. Sł.: 17:09

Zmierzch: 17:44

Cytat dnia:

Tra­cić siebie dla dru­gich to jest właśnie od­najdy­wać siebie” - Maria Dąbrowska


25 lutego 1901, roku w Warszawie zmarł Wojciech Gerson - malarz, historyk sztuki, pedagog. [ur. 1 lipca 1831 roku w Warszawie]



Poniżej obraz Gersona "Kazimierz Wielki i Żydzi" (1874)




[26.05.2025, Toruń]

25 lutego 2025

SŁOWA DAWNIEJSZE ZAPOMNIANE i INNE [5]

 

geranium - Pelargonia pachnąca (Pelargonium graveolens) – gatunek rośliny należący do rodziny bodziszkowatych. Nazwy zwyczajowe: geranium, anginka, anginowiec, ruzyndla. Pochodzi z południowej i wschodniej części Afryki.


oleander - Oleander pospolity (Nerium oleander L.) – gatunek rośliny z rodziny toinowatych (Apocynaceae). Jedyny przedstawiciel rodzaju oleander Nerium. Występuje na całym obszarze śródziemnomorskim od Maroka i Portugalii na wschód aż po południową Azję – prowincję Junnan w południowych Chinach


granat - Granat właściwy, granatowiec właściwy (Punica granatum L.) – gatunek rośliny należący do rodziny krwawnicowatych (Lythraceae). Rodzimy obszar jego występowania obejmuje część obszarów Azji Zachodniej, Kaukazu i Półwyspu Indyjskiego (państwa: Afganistan, Iran, Irak, Turcja, Dagestan, Tadżykistan, Turkiestan, Indie)


fajans – wyrób ceramiczny o czerepie porowatym, pokryty szkliwem bogatym w dwutlenek cyny.


czerep – skorupa ceramiczna, stanowiąca właściwą ściankę przedmiotu; wypalona


sążeń – wspólna nazwa różnych jednostek długości; nie są one metryczne, lecz antropometryczne – oparte na rozpiętości ramion dorosłego mężczyzny. Różne sążnie w zaokrągleniu do jednej cyfry znaczącej są równe dwóm metrom (2 m).

W Polsce sążeń lub inaczej siąg zmieniał się na przestrzeni wieków, oscylując w granicach 2 metrów:

sążeń staropolski – 1,786 m

sążeń nowopolski – 1,728 m = 3 łokcie = 6 stóp = 72 cale = 864 linie (obowiązywał w Królestwie Polskim 1819–1848)


facjata, facjatka, in. mansarda – pomieszczenie mieszkalne znajdujące się w kondygnacji strychowej, wydzielone z niej ścianami, które przenikając przez połać dachu formują nadbudowę nad koronującym gzymsem budynku



ikonostas (od: eikón „obraz”, stásis „postawienie” ew. histemi „miejsce”); we wschodnich kościołach chrześcijańskich tradycji bizantyńskiej ozdobna, wykonana z kamienia, drewna lub metalu, pokryta ikonami przegroda we wnętrzu cerkwi, która znajduje się między miejscem ołtarzowym (swiatłyszcze, sanktuarium, prezbiterium), a nawą (naos) przeznaczoną dla wiernych.



polichromia [gr. polýchrōmos ‘wielobarwny’] - wielobarwne malowidła zdobiące ściany, stropy lub sklepienia budowli; znana już w starożytności, występowała w kościołach wczesnochrześcijańskich i średniowiecznych; typowa dla sztuki renesansu i baroku; także dekoracja malarska rzeźby i wyrobów rzemiosła artystycznego (np. średniowieczna rzeźba polichromowana, rzeźba ludowa)


babiniec – staropolska nazwa (kruchty) przedsionka kościelnego przeznaczonego dla kobiet żebrzących, w którym nauk katechetycznych mogły słuchać osoby uważane za heretyków lub Żydzi. Nazwa dotyczy także pomieszczeń (przeznaczonych dla kobiet lub żeńskiej służby) synagog, cerkwi i dużych dworów.



[25.02.2025, Toruń]

SŁOWNICZEK FILOZOFICZNY - ABSOLUT

 

Absolut, czyli jak wyobrażali sobie to pojęcie niektórzy filozofowie greccy.


ABSOLUT (łac. absolutus — zupełny, doskonały, bezwzględny, bezwarunkowy) — to, co pod żadnym względem nie jest uwarunkowane ani ograniczone; byt pierwotny, niezależny, samoistny, posiadający w sobie rację swego istnienia i swoich kwalifikacji, pełnia bytu, pełnia doskonałości.

Termin wprowadził do filozofii Plotyn na oznaczenie rzeczywistości, z której wszystko inne pochodzi (Prajednia). Nie był on jednak twórcą pierwszej filozoficznej koncepcji. Jej genezę upatruje się u jońskich filozofów przyrody. Problem absolutu związany jest z typem poznania filozoficznego, które pod adresem świata stawia pytania o pierwsze zasady (principium), przyczyny, elementy prapierwotne, struktury podstawowe, z których powstają wszystkie rzeczy. Różnorodność koncepcji absolutu jest uwarunkowana różnorodnością kierunków i systemów filozoficznych. W dziejach filozofii a. był rozumiany jako:

a) pierwotna i podstawowa zasada (arché, principium), zasadniczy czynnik kosmosu, rzeczywistość pierwsza, pierwotna i podstawowa (jońscy filozofowie przyrody, Platon, Arystoteles, Plotyn);

b) A. osobowy (Bóg chrześcijański)—Tomasz z Akwinu, myśliciele chrześcijańscy „złotego Średniowiecza”;

c) a. pozaosobowy — bezwzględny punkt wyjścia dany w myśli i przez myśl rozumiany, rozwijający się w koniecznym procesie (np. absolutna substancja — Spinoza; absolutna jaźń — Fichte, Schelling; absolutny duch — Hegel);

d) współczesne synkretyzujące i syntetyzujące ujęcia absolutu. W filozofii starożytnej problem absolutu, a więc tego, co pierwotne, podstawowe i trwałe—w przeciwstawieniu do czegoś, co jest wtórne, pochodne i przemijające — postawił Tales z Miletu, twórca filozofii przyrody [physis].

Wg Talesa absolutną zasadą (arché), przyczyną całej rzeczywistości jest woda — „początek wszystkiego”. Woda jest tym, z czego wszystkie rzeczy są i z czego najpierw powstają, i w co obracają się ostatecznie (Met., 983 b 20–25).

Wg Anaksymandra absolutnym principium, a więc pierwszą i ostateczną rzeczywistością był bezkres [ápeiron]. Bezkres nie ma początku ani końca, nie powstał i nie ginie, obejmuje wszystkie rzeczy, kieruje i rządzi wszystkim. Jest nieskończony przestrzennie i nie można go określić jakościowo. Nieskończona jest również ilość światów, które z niego powstają; światy są nieskończone co do następowania w czasie i co do współistnienia w przestrzeni. Świat nieskończoną ilość razy kończy się i odradza. Cykl ten powtarza się w nieskończoność. Nieskończoność (bezkres) jest nieśmiertelna i niezniszczalna (boska) —„wieczna i zawsze młoda”.

Anaksymenes za absolutną zasadę uznał nieskończone, obdarzone ruchem powietrze [pnéuma], stanowiące dynamiczne źródło wszelkiego życia. Wszystkie istniejące rzeczy powstają z powietrza i stanowią różne jego postaci, powstałe przez zagęszczanie i rozrzedzanie. Powietrze jest niewidzialne, nie ma granic, czyli jest nieskończone, w odróżnieniu od wszystkiego innego, co z niego powstaje, a co jest widzialne, skończone i ograniczone.

Wg Heraklita, akcentującego zmienność (dynamizm) rzeczywistości, [panta rhei] wszystko płynie, nic nie trwa — absolutna zasada symbolizowana jest poprzez ogień, któremu Heraklit przypisuje myśl, inteligencję. Rozum [logos]), myśl stanowi więc prawo, które przenika całą naturę powodując jedność przeciwieństw. „Rzeczy przeciwstawne łączą się, a z różniących się od siebie powstaje najcudowniejsza harmonia i wszystko powstaje przez walkę” Logos jest harmonią przeciwieństw i wyjaśnia całą rzeczywistość. „Tego świata, jednego i tego samego świata wszechrzeczy nie stworzył ani żaden z bogów, ani żaden z ludzi, lecz był on, jak i będzie wiecznie żyjącym ogniem, zapalającym się wedle miary i gasnącym” „Wszystkie rzeczy wymieniają się na ogień, a ogień wymienia się na wszystkie rzeczy, tak jak towary wymienia się na złoto, a złoto wymienia się na towary” . „Ogień jest dniem i nocą, zimą i latem, walką i pokojem, sytością i głodem, to znaczy jest sytością przeciwieństw, głodem rzeczy, która niszczy rzeczy i sprawia, że umierają” . Ogniowi (logosowi) Heraklit przypisuje eschatologiczną funkcję najwyższego sędziego: „Bo gdy ogień opanuje nagle wszystko, będzie sądził i wydawał wyroki”. Dla Heraklita istnieje tylko jedna mądrość: uznać rozum (logos), który wszystkim rządzi, przenikając wszystko. Logos oznacza więc regułę, wg której wszystko się urzeczywistnia oraz prawo, które jest wspólne dla wszystkich rzeczy i wszystkim rządzi, zawiera więc w sobie rozumność i inteligencję.

Pitagoras przyjmował liczbę jako absolutną zasadę wszystkiego, rozumiejąc ją jako syntezę dwu bardziej pierwotnych elementów: bezkresu (tego, co nieograniczone) oraz tego, co ograniczone. Liczba jako synteza przedstawia zawsze określenie tego, co nieokreślone w granicy, a zatem będąc taka, sama z kolei jest elementem determinującym rzeczy, jest zasadą konstytutywną innych rzeczy. Liczba jest elementem boskim, zasadą i przewodnikiem życia boskiego i niebieskiego; bez niej wszystko byłoby bezkresne, niepewne, niejasne. Liczba oznacza więc rozumność: „Faktycznie wszystko, co daje się poznać, ma liczbę. Nie można by bowiem bez niej ani uchwycić myślą, ani poznać niczego”. „Ani natura liczby, ani harmonia nie dopuszcza do siebie żadnego fałszu […]. Fałsz i nieadekwatność właściwe jest naturze tego, co bezkresne, co niepoznawalne, co nieracjonalne. Przenigdy fałsz nie wniknie do liczby. Fałsz bowiem jest wrogi i nieprzyjazny naturze liczby. Właściwa natomiast gatunkowi liczby i zakorzeniona w jej naturze jest prawda” (Diels--Kranz 44 B 11).

Parmenides wniósł nowe aspekty w rozumienie absolutu, co wiązało się u niego z przekształceniem kosmologii w ontologię; czynnikiem niezmiennym, koniecznym, jedynym godnym przedmiotem racjonalnego poznania, czyli absolut, jest bytem, którego istotą jest absolutna tożsamość: „Byt jest i nie może nie być”. Byt jest czystą pozytywnością, a niebyt czystą negatywnością; jakiekolwiek myślenie jest myśleniem o bycie: „Tym samym jest bowiem myśleć i być”. „Tym samym bowiem jest myślenie i to, o czym jest dana myśl. Albowiem bez bytu, w którym wyraża się właśnie to, co jest, nie odnajdziesz myślenia. Nic bowiem nie jest, ni będzie odrębnego od bytu”. Parmienides jako pierwszy w dziejach filozofii sformułował zasadę niesprzeczności w wymiarze ontologicznym. Byt nie powstaje i nie ginie. Nie ma przeszłości ani przyszłości, jest wieczną teraźniejszością, bez początku i bez końca. Byt jest niezmienny i absolutnie nieruchomy, jest zamknięty i kompletny, niczego mu nie brakuje i niczego nie potrzebuje, i dlatego pozostaje w sobie samym, tożsamy z tożsamym, jedyny godny przedmiot poznania (myśli). Parmenides obrazowo przedstawiał byt w formie kuli: „wszędzie do kuli pięknie zaokrąglonej w swej masie podobny, od środka zewsząd równo odległej”, co wskazuje, że byt, mimo swej abstrakcyjności, jest w rozumieniu Parmenidesa bytem kosmosu.



[25.02.2025, Toruń]

FILOZOFOWIE I ICH POGLĄDY - AISCHINES

 


Aischines

ok. r. 400 p. n. e.

Aischines był synem kiełbaśnika imieniem Charinos (czy też Lizaniasz, jak podają niektóre źródła). Był Ateńczykiem. Od najmłodszych lat odznaczał się pilnością i dlatego zapewne nie opuszczał Sokratesa, który też mawiał: „Tylko syn kiełbaśnika wie, jak mnie cenić". Idomeneus twierdzi, że nie Kriton, ale Aischines doradzał Sokratesowi ucieczkę z więzienia; Platon natomiast radę tę wkłada w usta Kritona, ponieważ miał niechęć do Aischinesa za to, że był bardziej oddany Arystypowi niż jemu. Mówiono — a plotkę tę rozszerzał przede wszystkim Menedemos z Eretrii — że większość dialogów Aischinesa pochodziła ze spuścizny po Sokratesie, którą Aischines miał otrzymać od Ksantypy i następnie wydać pod własnym imieniem. Ale na pewno nie jest to prawdą o tzw. „bezgłowych"* dialogach Aischinesa2, źle skompono- wanych, w niczym nie przypominających jędrnego stylu Sokratesa i w ogóle tak słabych, że Pizystrat z Efezu na tej podstawie twierdził, że ich autorem nie mógł być Aischines. Perseusz [z Kition] uważa, że autorem większej części siedmiu dialogów sokratycznych, ogłoszonych pod imieniem Aischinesa, był Pazifon z Eretrii, który wydał je jako dzieła Aischinesa.

* Bezgłowymi nazywano dialogi pozbawione dramatycznego wprowadzenia.

Nie rozstrzygając sprawy autorstwa, o oryginalności stwierdzimy tylko, że pośród pism przekazanych nam pod imieniem Aischinesa jest siedem dialogów utrzymanych w stylu i duchu sokratycznym. Najwcześniejszym i dlatego też najsłabszym dialogiem jest Miltiades. Dalej następują: Kallias, Aksjochos, Aspazja, Alkibiades, Telauges i Rinon.

Opowiadają, że Aischines, który żył w wielkiej biedzie, w poszukiwaniu zarobku udał się na Sycylię na dwór Dionizjosa [Młodszego]; władcy polecił go nie Platon, który był mu niechętny, lecz Arystyp. Aischines dedykował Dionizjosowi kilka dialogów i otrzymał od niego dary. Wróciwszy z Syrakuz do Aten, nie występował jako samodzielny filozof, nie miał bowiem odwagi rywalizować ze znajdującymi się wówczas u szczytu sławy Platonem i Arystypem. Naprzód udzielał płatnych lekcji, potem utrzymywał się z pisania mów sądowych dla osób dochodzących swych krzywd — do czego aluzję robi Timon, kiedy mówi o „nie pozbawionym talentu perswazji Aischinesie". Opowiadają, że kiedy Aischines użalał się przed Sokratesem na swą biedę, ten miał mu poradzić, żeby sam od siebie pożyczył pieniędzy, zmniejszając sobie porcje jedzenia.

Podejrzenia co do oryginalności dialogów Aischinesa miał nawet Arystyp; kiedy bowiem Aischines czytał swoje utwory w Megarze, skompromitował go, pytając głośno: „Skąd to wziąłeś, złodzieju?"

Polykritos z Mende twierdzi, że Aischines przebywał na dworze Dionizjosa aż do wypędzenia tyrana, a potem pozostał jeszcze w Syrakuzach do chwili powrotu Diona, i że razem z nim był na Sycylii poeta dramatyczny Karkinos. Zachował się też list Aischinesa do Dionizjosa.

Aischines był także niezłym retorem; dowodzą tego mowy, jakie napisał w obronie stratega Fajaksa i w obronie Diona. W sztuce oratorskiej ściśle wzorował się na Gorgiaszu z Leontinoi. Wiemy tylko o jednym jego uczniu: był nim Arystoteles z przydomkiem Bajarz (Mythos).

Panaitios twierdzi, że ze wszystkich dialogów, w których występuje Sokrates, autentyczne są jedynie dialogi Platona, Ksenofonta, Antystenesa i Aischinesa; dialogi Fedona i Euklidesa uważa za wątpliwe, a wszystkie inne odrzuca jako apokryfy.



[25.02.2025, Toruń]

24 lutego 2025

STRUMIEŃ 6.

 6. 

A potem spadł śnieg. Zaczął padać w nocy. Śnieg to mało powiedziane. To tak jakby nie powiedzieć nic. Gdzieś około siódmej wstali. Szarówka jeszcze była, chociaż właśnie z powodu tego śniegu miękka biel rozpostarła się po całej kotlinie, a w wyższych partiach gór prawdopodobnie śniegu dosypało więcej i na zewnątrz było coraz jaśniej. W samym schronisku też zrobiło się jaśniej, śnieżna biel tak jakby wpełzła do wnętrza, a śnieżyca wciąż huczała, uderzając sypkimi garściami płatków w drewnianą konstrukcję schroniska i pobliskiej, położonej po zachodniej stronie drewutni.

Maurycy podrzucił kilka szczap na ogień, ubrał się i wyszedł na zewnątrz, gdzie hulała burza, a ledwo odemknął drzwi, bo zaspa śnieżna sięgała bioder, więc trzeba było użyć łopaty stojącej w rogu korytarza, aby odrzucić ten śnieg na boki. Dalej wysokość pokrywy śnieżnej nie była tak wielka, sięgała łydek dorosłego człowieka, ale i tak mężczyzna zdziwił się, że podczas snu napadało tak bardzo, że naprawdę, aby dostać się do drewutni, trzeba będzie te dwadzieścia metrów odśnieżyć.

Maurycy od razu skojarzył dwa słowa - drewutnia i śnieg, które skomponowały mu się idealnie z jednym z opowiadań, które napisał dwie dekady temu. Świat przedstawiony tego dłuższego opowiadania umieszczony został gdzieś na rozległej polanie zasypanej śniegiem, a para bohaterów, kobieta i mężczyzna, musieli schronić się w leśnym domku należącym do starego małżeństwa. Właściciele pomogli partnerom przetrwać najgorszy okres kapryśnej pogody, a kiedy nastąpiło rozstanie, stare małżeństwo zalało się łzami, bo nikt nigdy ich nie odwiedzał.

Ernest przygotował śniadanie – chleb jeszcze mieli, więc zrobił najzwyklejsze kanapki z mielonką z puszki, do tego dwa jabłka i parzoną kawę. I kiedy po spożyciu śniadania poczęli zastanawiać się, jaki czeka ich los po tym gwałtownym ataku zimy, a ogień w piecyku huczał głośno i wesoło, usłyszeli czyjeś kroki, następnie skrzyp otwieranych drzwi i po chwili w otwartych drzwiach łączących sporą salę, w której się znajdowali z korytarzem, dostrzegli trzy sylwetki opatulonych i przysypanych śniegiem kobiet, dźwigających na swych grzbietach ogromne, przeładowane plecaki, które natychmiast zrzuciły z siebie i po zdawkowym przywitaniu się z mężczyznami skierowały się w stronę buchającego ciepłem piecyka.

Maurycy z Ernestem z jakąś przedziwną żałością spoglądali na nie. Ernest opróżnił wodę z butelki i wlał ją do czajnika, aby przygotować herbatę.

- Panie są na pewno głodne, chłodne i spragnione – stwierdził Maurycy.

Kobiety potwierdziły, a Ernest polecił im zdjąć z siebie zewnętrzne ubranie, Maurycy zaś podał im do okrycia trzy kożuchy podbite owczą wełną – nie ma nie cieplejszego od takich wierzchnich ubrań.



[24.02.2025, Toruń]

23 lutego 2025

POEZJA (72) BRUNO JASIEŃSKI - BUT W BUTONIERCE

 


Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach,

Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad.

Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach,

Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat.


Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach,

Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed.

Mijam strachy na wróble w eleganckich windhorstach,

Wszystkim kłaniam się grzecznie i poprawiam im pled.


W parkocieniu krokietni - jakiś meeting panieński.

Dyskutują o sztuce, objawiając swój traf.

One jeszcze nie wiedzą, że gdy nastał Jasieński,

Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.


One jeszcze nie wiedzą, one jeszcze nie wierzą.

Poezyjność, futuryzm - niewiadoma i X.

Chodźmy biegać, panienki, niech się główki oświeżą -

Będzie lepiej smakować poobiedni jour-fixe.


Przeleciało gdzieś auto w białych kłębach benzyny,

Zafurkotał na wietrze trzepocący się szal.

Pojechała mi bajka poza góry doliny

nic jakoś mi nie żal, a powinno być żal...


Tak mi dobrze, tak mojo, aż rechoce się serce.

Same nogi mnie niosą gdzieś - i po co mi, gdzie?

Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE,

Tym co za mną nie zdążą echopowiem: " Adieu! "



[23.02.2025, Toruń]