Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 lipca 2024

ODKURZONE - KACZEŃCOWE POLA. ZMIERZ OKIEM. TRZYNASTKA.

Kaczeńcowe pola

Wspominałaś

kaczeńcowe pola

i okna bez firanek

i w jednym stawiałaś rzędzie

zdjęłaś szlafrok

urwał się guzik

pięknem ciała trzymałaś mnie w szachu

okna bez firanek

ironia losu

byłaś milcząca nawet wtedy

gdy całowałem

tylko pola kaczeńcowe nie ustały

tam mam cię zabrać


dobrze że w porę zrozumiałem

że kochać mnie nie potrafisz

kaczeńcowe pola

miłość wróżyły

miłość do siebie samych.

(1979) Łódź



Zmierz okiem

Zmierz okiem zapłakanym pokoje

przestań płakać

wielka fala oceanu

nie dotrze tutaj

gwałt wybuchów

nie zakłóci płomienia świec

połóż głowę jak najwygodniej

nie umieraj

rozpacz nad miastem

nie zabierze mi twojej twarzy

mylisz się jeśli myślisz

że nic mnie nie obchodzisz

otwórz wreszcie oczy

te pokoje które widzisz

są marzeniem mojej pracy

są tak wielkie jak stepowe przestrzenie

których tak się boisz

a one nie czynią zła

są wiosenne

miłośnie kochają

włosy rozrzucone po ścianach

(1979) Łódź



Trzynastka


Trzynaście liczb w tłumie

po szynach sunie

czerwone tramwaje

ulicą wypchaną

opodal wystawy

stają

czerwona trzynastka

w herbie tej maszyny

pechowa trzynasta

godzina

panie motorniczy

panie motorniczy

niech pan uważa

bo się wykoleimy

trzynasta godzina

do szkół i do aptek

trzynaście lodziarek

nie zdąży do pracy

trzynaście to dziecko

ma lat nie do wiary

a młode oczko

już puszcza do starych

samotna trzynasta

ulica bezludna

tam pod trzynastką

mieszkanie Trzeciaka

panie motorniczy

daj Boże zdrowie

tylko pod trzynastkę

mnie dowieź

pan motorniczy zaś powie

chcieliby wszyscy

w trzynastym pędzie

załatwić swoje

jakoś to będzie

a tam nad głową

nad mym tramwajem

słońce dęba staje

a może trzynastą

zrzucą bombę

trzynaście zamachów

trzynaście dywizji

plotek trzynaście

skończył pan motorniczy

naprzeciw bramy

powóz zatrzymał

spojrzał popatrzył

przeszył oczyma

bo pod trzynastką

co wczoraj była

blisko wystawy

sterczy mogiła

(1979) Łódź



[31.08.2024, Toruń]

30 lipca 2024

ZAPISKI (1283 – 1285) RELIGIA INTYMNA. WODZU PROWADŹ! PÓŁGŁOWA SZKOŁA

 

1283.

Czy są takie formy społecznej, ludzkiej aktywności, które powinny z racji swej intymności należeć do sfery intymnej której nie należy przedstawiać publicznie? Owszem, są i zaliczam do tego zarówno religię, jak i też ukazywanie skrajności erotycznych, czy może inaczej – erotyka dla erotyki, seksu dla samego seksu, co też może być niesmaczne.

Dlaczego religia? Czy oburza mnie pielgrzymka do uznawanego przez katolików miejsca świętego? Nie, absolutnie nie oburza. Oburza mnie natomiast traktowanie religii jako wymuszenia na tej części społeczeństwa, która nie jest wierząca, ateistyczna lub też jest wyznawcą deizmu, postaw, które przedstawiają religię (najczęściej chodzi tu o katolików) jako jedyną wartość, która nie tylko powinna, ale też musi być wyznawana przez społeczeństwo.

Religia dla mnie jest skarbem intymnym i sądzę, że katolik, katoliczka odbywając spowiedź, nie głosi jej wszem i wobec, nie wyznaje swoich grzechów na ulicy, aby poznali je świadkowie. Klęczy i wypowiada się przed konfesjonałem i tak być powinno, skoro taka jest praktyka katolicka.

Obnoszenie się religią, czemu towarzyszy niestety wulgarność i jazgot wyznawców jest dla mnie jednym z powodów, aby tego typu religijności powiedzieć precz.


1284.

Ogórkowy sezon w pełni. Rozwodnik, który mieni się nowym Piłsudskim jeszcze nam pokaże w wojskowe święto. W pisanej przez siebie ustawie powie nam, kogo należy uznać za patriotę, a kogo z tej racji, że są prawakami czy lewakami patriotą nie jest. Poda nam listę lektur, w jakich młódź nasza będzie się zaczytywać. Już uczę się pieśni, aby Pan Bóg zwrócił nam wolną ojczyznę.


1285.

Na marginesie lektur, tego nowego rozdania, czytam, że w szkole podstawowej do przeczytania będzie „Pan Tadeusz” nie w całości - księgi: I, II, IV, X, XI, XII… to będzie circa połowa utworu.

Co będzie z „Panem Tadeuszem” na maturze? Dotąd było tak, że utwory, które omawiane były w szkole podstawowej takie jak „Balladyna” Słowackiego, „Dziady część II” i „Pan Tadeusz” Mickiewicza, choć w szkole średniej nie są szczegółowo omawiane, to jednak należy się liczyć z tym, że zagadnienia z tych trzech w/w utworów mogą wystąpić na maturze. I proszę teraz o uwagę. Następuje rewolucja – toż to za tej okropnej komuny, za stalinowskich czasów nie było tak, aby, co by nie mówić, pomnikowy utwór polskiej literatury znany był maturzystom w połowie czyli po łebkach, by nie powiedzieć po łbach.

Zaprawdę, powiadam wam, jeśli pani ministra od tornistra skróci czas lekcji z 45 minut do pół godziny, to wyhodujemy takich półgłówków, że świat ich nam będzie „zazdraszczał”.



[30.07.2024, Toruń]

MILLER - IMAGINE - LENNON

 

W całości przytaczam wypowiedź Leszka Millera w odpowiedzi na zawieszenie babiarza z komentowania Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Mała uwaga – Przemek babiarz został zawieszony, nie zaś zwolniony w pracy w TVP.

John Lennon

"Dla mnie, podobnie jak dla milionów ludzi na całym świecie, piosenka „Imagine” jest jednym z najpiękniejszych utworów, jakie powstały po II wojnie światowej. W swoim tekście, John Lennon wyobraża sobie świat bez granic, religii, własności i konfliktów, co można interpretować jako utopijną wizję pokoju, jedności i harmonii. Sam autor widział w niej bardziej wyraz nieziszczalnych marzeń niż rzeczywisty manifest polityczny. W jednym z wywiadów przyznał, że piosenka ta jest raczej o nadziei na lepszy świat niż o promowaniu konkretnej ideologii, jak np. komunizm. Lennon był świadkiem i aktywnym uczestnikiem rewolucji kulturalnej i społecznej, która miała miejsce w latach 60. i 70. XX wieku. Ruchy takie jak prawa obywatelskie, antywojenne protesty, ruchy feministyczne i ekologiczne miały na niego duży wpływ. Jego własne doświadczenia jak i zespołu, który stał się ikoną epoki, również odgrywały rolę w jego zaangażowaniu w kwestie społeczne.

Imagine” zawiera uniwersalne przesłanie dotyczące różnych filozofii społecznych i politycznych, podkreślając znaczenie pokoju i zrozumienia między ludźmi. Nie był to jedyny utwór tego typu w dorobku Lennona, który jako artysta i działacz społeczny często wyrażał swoje poglądy na temat pokoju, równości i sprawiedliwości społecznej. Był krytyczny wobec wojen, skorumpowanej władzy, nierówności i ucisku, co można dostrzec w jego twórczości, w utworach takich jak "Working Class Hero", "Give Peace a Chance", "Power to the People", "Revolution", "Gimme Some Truth". Reakcje na polityczne utwory Johna Lennona były zróżnicowane — od entuzjastycznych po krytyczne, w zależności od kontekstu społecznego i politycznego, oraz od indywidualnych poglądów słuchaczy.

"Give Peace a Chance" szybko stał się hymnem ruchu przeciwko wojnie w Wietnamie, śpiewanym na każdej antywojennej demonstracji. "Gimme Some Truth" wyraża frustrację z powodu kłamstw i dezinformacji szerzonych przez polityków i media, będąc ostrą krytyką hipokryzji i niesprawiedliwości w polityce. "Power to the People" jest wyrazem poparcia dla ruchów społecznych i politycznych walczących o prawa ludzi. "Working Class Hero" krytykuje klasową strukturę społeczeństwa, co jest związane z pochodzeniem członków The Beatles.

Członkowie zespołu dorastali w rodzinach z klasy robotniczej w przemysłowym Liverpoolu, co miało wpływ na ich twórczość i postawę. To pochodzenie uczyniło ich bliskimi dla wielu fanów, którzy widzieli w nich autentycznych reprezentantów swojej klasy społecznej. Krzysztof Teodor Toeplitz w książce „Akyrema” nazywa Beatlesów "proletariackimi aniołami", analizując ich twórczość w kontekście kultury masowej i podkreślając ich wpływ na młode pokolenie. Beatlesi, według Toeplitza, symbolizowali zmiany społeczne i kulturowe, które przyniosły nowe wartości i postawy, szczególnie wśród młodzieży z niższych warstw społecznych. Toeplitz opisuje Beatlesów jako przedstawicieli młodej generacji, którzy osiągnęli globalny sukces i stali się ikonami kultury popularnej. Ich muzyka, teksty i styl bycia były wyrazem dążenia do wolności i wyrażania siebie, co Toeplitz postrzegał jako istotny element rewolucji kulturalnej lat 60.

Pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mnie utwór „A Hard Day's Night", wydany w Wielkiej Brytanii latem 1964 roku. Jako szczęśliwy posiadacz magnetofonu „Tonette”, nagrałem tę wspaniałą kompozycję z radiowej Trójki i powtarzałem ją, aż nauczyłem się jej niemal na pamięć. Piosenka zaczyna się charakterystycznym akordem o jasnym, dynamicznym brzmieniu, które doskonale wprowadza w energię całej kompozycji. Tekst opowiada o trudach codziennej pracy i radości z powrotu do domu, gdzie czeka ukochana osoba. W przeciwieństwie do ckliwych banałów lat 50., Beatlesi śpiewają o skrajnym wyczerpaniu po intensywnym dniu pracy, używając idiomu porównującego zmęczenie do ciężkiej pracy psa.

Na koniec, kilka słów o Przemysławie Babiarzu. W czasach Jacka Kurskiego był on członkiem dworu prezesa i jako propagandysta powinien już dawno zostać zwolniony. Wiedząc, że to nieuchronne, czekał na okazję, aby odejść z hukiem i dymem, co ostatecznie mu się udało. Wykorzystał moment, a teraz śmieje się w kułak. Tak to jest, kiedy zwleka się z decyzjami, które już dawno powinny być podjęte".


[30.07.2024, Toruń]

28 lipca 2024

ZAPISKI (1281 – 1282) ROZWODNIK. OLIMPIADA.

 

1281.

Wychowany w duchu katolickiego chrześcijaństwa rozwodnik, kiedy dostał cieplutką posadę – grzędę ministra od wojny, postanowił siąść wyżej i z wysokości pokazuje nie tylko środkowy palec kobietom, ale też zaczyna pouczać, co też uczniowie powinni czytać, aby być patriotami. Jednym słowem uważa, że za mało patriotyzmu było w szkole i trzeba coś z tym zrobić. Otóż facet po medycynie, niepraktykujący lekarz, a skoro niepraktykujący to deczko zacofany w swym rzemiośle, facet, który nie zna się na niczym poza rządzeniem partią, która od czasów transformacji ustrojowej każdemu daje i jest nade wszystko tym jęzorem i wagi, sprzedajnym o ile nie da się chłopkom wystarczającej liczy stanowisk, ten facet zapragnął zasłynąć jak niejaki czarnek i rządzić zaczyna na polu oświaty. Wstrętny, brodaty, bezczelny typ… tfu.


1282.



  • Olimpiada rozpoczęta. Niewiele czasu poświęcę Olimpiadzie, aczkolwiek mistrzostwem olimpijskim był występ Celine Dion, która przepięknie zaśpiewała piosenkę Edith Piaf „Hymn miłości”. Jak zwykle pojawiają się malkontenci, którzy zarzucają gospodarzom Igrzysk nadmierną komercję podczas ceremonii otwarcia, ale przecież nie od dzisiaj wiemy, jak bardzo współczesny sport jest skomercjalizowany.
  • Przy okazji przydupas pisu niejaki babiarz pozwolił sobie na uwagi na temat braku Boga we współczesnym świecie, nawiązując do słynnej pacyfistycznej piosenki Johna Lennona „Imagine”.
  • W onecie, słowami przemysława gajzlera, zapanowała radość po wyeliminowaniu przez Andżelikę Kerber Naomi Osaki, z którą w Paryżu tak ciężko walczyła panna Świątek. Skąd biorą się takie dziennikarskie głąby, które z porażki rywalki polskiej tenisistki rechotają ze śmiechu (tytuł artykułu: „Sensacja na start igrzysk! Kapitalne wieści dla Igi Świątek”
  • Siatkarze wygrali z Egiptem 3-0, ale kontuzjowany został najlepszy przyjmujący Fornal. No i wraca sprawa niezabrania na Igrzyska Bednarza. Kurek fatalny.


[28.07.2024, Toruń]

27 lipca 2024

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 113 - PRZETWORY

 

ROZDZIAŁ 113 - PRZETWORY

Czy można się temu dziwić, że ostatnimi czasy kawiarenka zapełniała się gośćmi w nadmiarze i, co ciekawe, w godzinach wczesnopopołudniowych? Skwar z nieba się lał, uliczki miasteczka puste z wyjątkiem miejsc ukrytych pod koronami drzew na placu oraz w parku, a komu tej ochłody było mało, przybywał do kawiarenki i zasiadł głównie w tej części lokalu, która mieściła się w ogrodzie. Tam było najchłodniej, choć stali kawiarenkowicze wybierali jednak swoje odwieczne stoliki, rozmawiali przy chłodzących trzewia napojach, spożywali lody i owocowe sałatki; dopiero w godzinach późnowieczornych raczono się kawą, ciasteczkami i alkoholem.

Jeszcze chłodniej mieli ci, którzy, uczestniczyli w dorocznym spływie kajakowym, który miał miejsce w drugą sobotę i niedzielę sierpnia, początkując tym samym Dni Różanowa, które w tym roku potrwają aż do 19 sierpnia.

Rajcy miejscy z panem burmistrzem na czele, z panem Korfantym oraz angażującymi się w każde zbożne dzieło kawiarenkowiczami wymyślili na tę okoliczność występy estradowe na świeżym powietrzu, jarmark kolekcjonerski, teatr uliczny, zawody sportowe dla przyjezdnych i tubylców, mistrzostwa w łowieniu ryb w zalewie, a że towarzyszyło i towarzyszyć będzie temu zacnemu przedsięwzięciu podróżowanie zabytkową kolejką, wycieczki rowerowe, jazdy konne w Ciżemkach i potańcówki z loterią fantową i konkursami, to wszystko sprawiło, że miasteczko Różanów, od którego już dawno przestało wiać nudą, jeszcze bardziej wypiękniało, co szczególnie zachwyciło przybyszy spoza granic miasta i powiatu.

Stary Pisarz opisujący współczesne dzieje miasteczka odnotował też fakt szczególny, a mianowicie panu prezydentowi udało się jakimś sposobem zaprosić do miasta harcerzy i młodzież z hufców OHP i to nie tylko po to, aby dziatwa spędziła na wywczasach wakacje w mieście, pobliskim lesie i nad wodami Mętnicy, ale również z czysto praktycznego powodu. Jak wcześniej zanotował stary pisarz, w zgodzie z założeniami publicznego budżetu obywatelskiego przystąpiono do renowacji różanowskich kamieniczek na starym mieście, tudzież do odnowy elewacji na uliczkach prowadzącym do głównego placu. I właśnie młodzież została bezlitośnie wykorzystana do dosłownej poprawy wizerunku miasta. Umieszczono ją w internacie technikum, dogadano się z restauratorami (także z kawiarennikiem Adamem) względem wyżywienia oraz w taki sposób wykorzystano czas dla młodzieży, aby po zakończonej pracy mogła ona korzystać do woli z miasteczkowych i pozamiejskich atrakcji. Tymczasem miasto piękniało, dochody przedsiębiorców rosły, przybysze byli zadowoleni, a wszyscy razem mniej na upały narzekali.

Jednakowoż miejski ośrodek zdrowia, przez doktora Koteńkę kierowany przyjmował większą liczbę pacjentów, dla których panujący upał powodował rozmaite dolegliwości, zwłaszcza u osób „sercowych” i starszych. Pan doktor Koteńko, już nie sam, bo z panią Emilią, swoją podwładną i partnerką do muzycznych koncertów objeżdżali wczesnym rankiem lub późnym popołudniem okoliczne wioski, doglądając niedawnych pacjentów. Ale, prawdę powiedziawszy, te podróże miały głównie na celu zapoznać panią doktor Milkę z pacjentami, którzy, co niestety zdarza się jeszcze po wsiach, pojawiają się u lekarza zbyt późno, ze szkodą dla własnego zdrowia.

Podczas jednej z takich podróży, a miało to miejsce w Gródku, zetknęli się z godnym polecenia wydarzeniem. Otóż tamtejsze Koło Gospodyń Wiejskich umyśliło sobie, że w związku z tragicznie nieopłacalnymi cenami na owoce miękkie, postanowiono wziąć sprawy w swoje pracowite, kobiece ręce, a mianowicie przedsiębiorcze panie zebrały do galopu panów i kobiety, w gospodarstwach których uprawia się wiśnie, czereśnie, maliny i porzeczki, proponując im na znacznie szerszą skalę produkować z tych owoców przetwory. Wiadomo, że każda dobra gospodyni zapełnia piwniczki słoiczkami z własnych zbiorów, jednakowoż tym razem należało ten asortyment wielokrotnie zwiększyć ilościowo, a następnie jako produkt regionalny sprzedawać, czy to bezpośrednio „u chłopa”, na targu, czy też w społecznym markecie. Klientów było wielu, a to z tego powodu, że Różanów, jak wspomniano wcześniej cieszył się coraz większą popularnością wśród turystów i wczasowiczów. W ten oto sposób przynajmniej w niewielkim procencie sadownicy zdołali odrobić straty spowodowane najpierw srogim deszczem, a później upałami. O jakości owocowych przetworów przekonali się i pani Milka, i pan doktor Koteńko, ale tym razem pan doktor Koteńko za nic w świecie nie chciał się zgodzić na to, aby te grodkowskie dżemy, soki, kompoty i konfitury traktować jako formę prezentu za opiekę, jaką okazywał pacjentom - płacił za nie sowicie i tego nie żałował.


[pomysł 17.08.2018, Sucy-en-Brie, Val-de-Marne we Francji]


[27.07.2024, Toruń]

25 lipca 2024

PROFESOR TUTKA (19) PROFESOR TUTKA O KOZACH W PACANOWIE

 

Do stolika w kawiarni, przy którym siedział już Profesor Tutka z kilkoma panami, podszedł rejent, prowadząc z sobą człowieka bardzo młodego, niemal chłopca, po czym przedstawił go znajomym: «pozwolą panowie, mój siostrzeniec». Gdy ktoś spytał chłopca, gdzie stale mieszka, odpowiedział, że w Pacanowie. A gdy zapytujący mruknął: «a... w Pacanowie...», młodzieniec, jak by urażony, zaczął mówić:

Jak powiem, że mieszkam w Pacanowie, każdemu przychodzi na myśl miasto, w którym kują kozy. Należy raz już skończyć z tym głupstwem, z tym idiotycznym twierdzeniem! Kto widział kiedy podkutą kozę?

No, zapewne, mało kto widział — powiedział jeden z panów — ale... mało kto był w Pacanowie.

Proszę państwa — mówił zaperzony młodzieniec — ta bzdura powstała stąd, iż przed laty rzeczywiście mieszkała w Pacanowie rodzina kowali, nosząca nazwisko Koza. Byli to bardzo pracowici ludzie i już o świcie słyszało się, że kuli. Mieszkańcy miasta mówili wówczas: «pora wstawać — Kozy kują!»

Zapewne... mogło być i tak—powiedział Profesor Tutka — ale...

Profesor Tutka zamyślił się nad czymś i dopiero po chwili zaczął mówić:

Napisałem niegdyś książkę, w której starałem się prostować rozpowszechnione mniemanie o różnych stworzeniach. Dowodziłem na przykład, że osioł niesłusznie posądzony jest o tępotę umysłową: nie jest to wprawdzie inteligencja błyskotliwa, .olśniewająca, ale osioł to nie kretyn; dałem wiele przykładów świadczących, jak to sympatyczne stworzenie radzi sobie rozsądnie w trudnych sytuacjach życiowych. Broniłem również hieny; cóż, że — kanalia... ale nie gorsza od kanalii innych; kobietę chciwą, która potrafi wynieść coś z pokoju świeżo zmarłego, nazywają hieną; jest to kobieta gorsza od hieny, bo tamto zwierzę, mieszkanka pustyni, nie mogło otrzymać należytego wychowania i zasad moralnych, jakie otrzymała w domu i w szkole kobieta. Poza tym, jeżeli to zwierzę znajdzie gdzieś na pustyni zmarłego Araba, to tylko ogryzie go należycie, ale znalezionych przy nim pieniędzy i zegarka nawet nie dotknie. Tak, proszę panów, dużo o zwierzętach jest opinii mylnych — mówił dalej Profesor Tutka.

Na przykład weźmy słynne «końskie zdrowie». Właśnie rzadko na które stworzenie czyha tyle chorób, co na konia: cały szereg dolegliwości, które trzeba nazwać «chorobami zawodowymi», jak «odparzenie», «spleczenie», «zaciąg», «podbicie», nie będę wyliczał wszystkiego, gdyż nie ma w tym towarzystwie rolnika, dorożkarza lub kawalerzysty, który by te wszystkie nazwy rozumiał, wspomnę tylko jeszcze o «kolce» i «ochwacie», które to choroby krążą groźnie a nieustannie nad koniem. Zwróciłem również w swej pracy uwagę, żeby nikt nie liczył na to, że «koń się uśmieje». Bo otoczony ogólną sympatią i poważaniem koń nie posiada żadnej lotności umysłu, a więc nie jest zdolny do zrozumienia dowcipu. Cała lotność poszła mu w nogi. I chociaż czytaliśmy miłe powiastki o mądrości tego zwierzęcia, niestety, trzeba ze smutkiem stwierdzić prawdę, że to głowa często piękna, ale — tępa. Kiedy mowa o koniu, przejdźmy teraz do konika polnego: ma opinię, że jest lekkomyślny; jest lekki, elegancki i — skacze. Skacze, bo inaczej nie może: choćby chciał iść powoli i poważnie za pogrzebem mrówki — to nie może: musi skoczyć. Skoczy i powagę diabli biorą. I tak, proszę panów — mówił Profesor Tutka — wymieniając w swej pracy różne zwierzęta, gady, ptaki i owady, idąc krok za krokiem, rehabilitowałem świnię, podwyższałem żółwia, obniżałem orła, kwestionowałem rzekomy nadmiar namiętności u karalucha, aż zbliżyłem się do ostatniego rozdziału mej książki, w którym dowodziłem, że łabędź przed śmiercią nie śpiewa. Pracę moją pochwalono nawet w gazetach, a chociaż zadałem sobie wiele trudu, pisano, że czyta się ją lekko. Jako młody wówczas autor łudziłem się, że ludzie poprzeczytaniu mojej książki zapamiętają, co tam było napisane, i sprostują swe mylne mniemania o tych licznych bestiach. Gdzie tam! To samo na każdym kroku słyszałem, co i przed napisaniem mej książki. Byłem tym tak rozgoryczony, że postanowiłem więcej nie pisywać. Ale co najciekawsze, panowie: gdy spojrzałem na rozdział mojej pracy, dowodzący niezbicie, że łabędź przed śmiercią nie śpiewa, i zamknąłem książkę z gestem wyrażającym rezygnację powiedziałem ze smutkiem: «to był mój łabędzi śpiew».

Profesor Tutka zamyślił się, potem ocknął z zadumy i powiedział:

Proszę panów — dlaczego o tym mówię? Otóż chcę powiedzieć człowiekowi młodemu, rodem z Pacanowa, że nic nie pomoże... Gdy coś przylgnie do bestii, człowieka czy jakiegoś miasta, nie pomogą żadne wyjaśnienia. A więc, drogi chłopcze, niech pan wierzy człowiekowi doświadczonemu: dopóki istnieć będzie sławny Pacanów, będą tam kuli kozy. Powiem więcej: nie będzie Pacanowa — jeszcze tam będą kuli kozy.



[25.07.2024, Toruń]

23 lipca 2024

OPOWIEŚCI NIEPRAWDZIWE - INACZEJ (5)

 

INACZEJ V

Było już grubo po dziesiątej, kiedy obudził się po raz wtóry, gdyż oczekując na przebudzenie dziewczyny, popadł w taką senność, że powrócił do swojego pokoju, zaległ na łóżku i zasnął. Przebudziło go skrzypienie otwieranego, jak się domyślił, okna w pokoju, w którym przebywała dziewczyna.

- Zapewne – pomyślał – promienie słoneczne pod ostrym kątem wkradły się do jej pokoju, możliwie że połaskotały jej przymrużone powieki i w końcu przykazały, aby wstała.

Ileż to spała? Dwanaście godzin. Nie dziwił się temu, bo sam czasami potrafił zasypiać na tak długo zwłaszcza wiosną i latem. Sądził też, że takiemu długiemu snu sprzyja pobyt w nowym miejscu. Sam doświadczył tego uczucia, kiedy zdarzyło mu się w przeszłości nocować w hotelu albo na początku studiów w akademiku. Prawdopodobnie dziewczyna nie opuszczała pokoju; byłby usłyszał, gdyby poruszała się po kuchni, podczas snu był wrażliwy na nawet najmniej donośne dźwięki, więc owo skrzypnięcie otwieranego okna z całą pewnością dotarło do jego uszu automatycznie. Poderwał się zatem, przypominając sobie, że miał zrobić śniadanie. Zerknął na zegarek z kukułką wiszący na ścianie jego sypialni naprzeciwko drzwi do przedpokoju. Upewnił się więc co do godziny i opuścił pomieszczenie, przeszedł pod pokój dziewczyny, delikatnie zapukał i odczekawszy chwilę, aż usłyszał „tak?” - a więc potrafi mówić – pomyślał, ucieszył się i lekko uchylił drzwi, nie wchodząc jednak do środka.

- Jak ci się spało? - zapytał.

Czekał czas jakiś na odpowiedź i kątem oka widział stojącą przy oknie dziewczynę ubraną w szlafrok zakrywający jej łydki. Delikatnie zwróciła głowę w jego stronę, bez lęku, acz nieśmiało, próbując nie patrzeć mu w oczy w momencie kiedy otworzył szerzej drzwi. Nie doczekawszy się odpowiedzi oznajmił, że zrobi śniadanie i zapytał, czy wypije kawy z mlekiem, a może samego mleka.

- Jest świeże, z porannego udoju – dodał, upodobniając się do wiejskiej gospodyni zachęcającej do wypicia mleka z dopiero co wydojonej krowy.

- Dziękuję. Zjem i wypiję wszystko, co pan zrobi – usłyszał nagle radując się, że w końcu dziewczyna zrozumiała, że nie warto milczeć. Nie przewidział tej odmiany, a jego radość wypływała też stąd, że wreszcie będzie miał kogoś z kim może porozmawiać.

- W łazience możesz się umyć, tylko że czeka tam na ciebie miednica z wodą i mydło. To taka prowizorka, ale niczego innego nie będzie… za parę minut doleję ciepłej, zaczekasz?

Dziewczyna skinęła głową i ponownie jęła spoglądać przez okno. On tymczasem dołożył parę szczap do paleniska, ale musiał wywołać płomień szmatką nasączoną naftą. Nastąpił nagły wybuch i paląca się energicznie szmatka objęła łaskawym płomieniem drewienka. Pomyślał, że za chwilę zrobi jajecznicę na maśle i z przyjemnością stwierdził, że woda w garnku pozostawiona na kuchennym blacie była jeszcze delikatnie ciepła, więc aby ją bardziej podgrzać zdjął trzy fajerki i ustawił garnek na żywym ogniu.

Wrócił do dziewczyny, pchnął niedomknięte drzwi.

- W pomieszczeniu obok łazienki jest toaleta i możesz z niej korzystać. Tam też nie ma rewelacji, ale szambo jest niewypełnione… a kiedy się obmyjesz, nie przelewaj wody do toalety, ja ją przelewam do wiadra, a potem wynoszę…

Przerwał, gdyż uznał, że mówi zbyt wiele, co prawdopodobnie stało się bezpośrednią reakcją na odzyskanie możliwości rozmowy z kimkolwiek. Dotąd rozmawiał z samym sobą, lecz nigdy na głos.

Upłynęło trochę czasu zanim przeszedł z garnkiem cieplejszej już wody do łazienki. Wlał ją do miski wcześniej opróżnionej z chłodnej wody, przyszykował mydło, świeży ręcznik i znów dotarł do drzwi dziewczyny. Zapukał.

- Gotowe, możesz się umyć. Nie będę wchodził. Robię jajecznicę.

Rzeczywiście zaczął robić jajecznicę. Skrajał kawałek kiełbasy, pociął szczypiorek, wyjął z plastykowego pojemnika jajka, ale odczekał parę minut zanim przegotuje się mleko i woda w czajniczku zacznie wrzeć. Czajnik był zaledwie litrowy, nie potrzebował większego, choć teraz zalał go w trzech czwartych pojemności. Miał w słoiczku trochę kawy z wymiany barterowej jednej z mieszkanek wsi, której przyniósł złowionego pięknego szczupaka. Wsypał po pełnej łyżeczce kawy do dwóch szklanek, następnie zalał je wrzątkiem, a potem dopełnił mlekiem. Dopiero wtedy przygotował jajecznicę. Zapewne zapach czy to kawy czy jajecznicy, dotarł do nozdrzy dziewczyny i pojawiła się za chwilę w kuchni, przysiadła na jednym z krzesełek.

- Dziękuję panu – powtórzyła uprzednie podziękowanie. - Proszę mnie nie pytać o szczegóły… sama powiem gdy… .

- W porządku, rozumiem cię.

- Czy pozwoli mi pan zamieszkać tutaj przez parę dni? - zapytała.

[…]



[23.07.2024, Toruń]

TEATR [4] ANTONI CZECHOW - JUBILEUSZ - JERZY ANTCZAK

 


Tadeusz Fijewski - Kuźma Chiryn

Jubileusz” to jednoaktowa Antona Czechowa, wystawiona po raz pierwszy w dniu 24 kwietnia 1891 roku


Jubileusz” to miniatura z życia prowincjonalnego banku, który właśnie obchodzi swój jubileusz. Z tej okazji Zarząd ma uhonorować prezesa, pana Szypuczina, okolicznościową laudacją oraz prezentem. Zapobiegliwy Szypuczin na wszelki wypadek napisał tekst i zakupił podarunek samodzielnie. Następnie prezes ma wygłosić pełen liczb referat o teraźniejszości i przyszłości banku, zaś niezbędne wyliczenia przygotowuje dla niego pan Chiryn - człowiek niechlujny i porywczy. W pracy przeszkadza mu nie tylko szef, ale także dwie kobiety - gadatliwa żona Szypuczina, Tatiana, oraz natrętna pani Mierczutkina, która koniecznie chce załatwić sprawę zaległej wypłaty dla swojego męża, choć bank nie ma z nią nic wspólnego.

Wątek „natrętnej pani” został uprzednio wykorzystany przez Czechowa w opowiadaniu „Bezbronna istota”.

Świetna rola zwłaszcza Tadeusza Fijewskiego.


miejsce premiery - Teatr Telewizji

data premiery - 15 marca 1971

przekład - Artur Sandauer

reżyseria - Jerzy Antczak

realizacja TV - Joanna Wiśniewska

Obsada:

Jadwiga Barańska - Tatiana

Tadeusz Fijewski - Kuźma Chiryn

Mieczysław Pawlikowski - Andriej Szypuczin

Wanda Łuczycka - Mierczutkina

Tadeusz Cygler - członek Zarządu Banku



[23.07.2024, Toruń]

FILMY (48) RYSZARD BUGAJSKI - ZAJĘCIA DYDAKTYCZNE

 


Anna Nehrebecka - Teresa Adamska


Rok produkcji: 1980

Film jest opowieścią o małżeństwie przeżywającym kryzys moralny i uczuciowy. Marek jest asystentem na wydziale historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, Teresa jest lekarzem anestezjologiem w klinice Akademii Medycznej. Mają dwoje dzieci: 7-letnią córeczkę i 3-letniego synka. Pewnego dnia opuszcza ich gosposia i powstaje poważny problem, kto zajmie się domem. Teresa nie może rzucić pracy, tym bardziej że ma propozycję korzystnego wyjazdu na stypendium do Holandii. Tymczasem Marek ma poważne kłopoty na Uniwersytecie; popada w konflikt z nowym prodziekanem i nie chce użerać się - jak mówi - z draniami i łobuzami, rzuca pracę. Sytuacja o tyle więc się wyjaśnia, że on zajmie się domem i dziećmi, a Teresa wyjedzie. Dochodzi jednak do ostrego konfliktu, kiedy Marek dowiaduje się, że Teresa dopuściła się niemoralnego czynu przyjmując stypendium należące się komuś innemu - dr Laskowskiej. Wychodzi z domu z jedną walizką - Teresa biegnie za nim. Zziębnięta, zapłakana i zrozpaczona zaprzestaje poszukiwań. Wtedy Marek wychodzi z ukrycia, okrywa ją swoim płaszczem. "Co my teraz zrobimy? " - pyta bezradnie Teresa. "Wrócimy do domu" - mówi Marek.

[na podstawie https://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=124076 ]


Reżyseria - Ryszard Bugajski

Scenariusz - Ryszard Bugajski

Muzyka - Paweł Szymański


Obsada aktorska:

Anna Nehrebecka - Teresa Adamska

Krzysztof Gordon - Marek Adamski, mąż Teresy

Marek Bargiełowski - docent Lech Chojnowski

Stanisław Frąckowiak - lekarz Andrzej, kolega Teresy

Joanna Jędryka - doktor Krystyna Laskowska

Piotr Krukowski - Henryk, kolega Marka

Sława Kwaśniewska - wychowawczyni córki Adamskich

Anna Łopatowska - Beata, gosposia Adamskich

Andrzej Precigs - bibliotekarz

Igor Przegrodzki - profesor Wojciechowski, szef Teresy

Marek Przystup - lekarz Zbyszek, kochanek Teresy

Barbara Rachwalska - szatniarka Władzia

Maria Robaszkiewicz - Zocha, studentka Adamskiego

Andrzej Szalawski - profesor - dziekan, szef Adamskiego

Ewa Ziętek - Marzena, narzeczona Henryka



[23.07.2024, Toruń]