ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 września 2012

Nawet się słuchać nie chce


Zadziwiające - rzecze radca Krach - jak totalnie nieprzygotowany do rządzenia w ministerstwie od chorób jest jego młody, dobrze onegdaj zapowiadający się szef resortu. Facet, który ma pod sobą instytuty, owe perełki medycznego leczenia, budzi się z ręką w nocniku, dziwiąc się niepomiernie, że kasy na obsługę klinicznych szpitali nie starcza. Najpierw on sam jako poseł, wraz z innymi parlamentarzystami uchwala dwie ustawy, w wyniku których odgórnie ustalone zostają zwiększone zarobki w służbie zdrowia dla lekarze, a kiedy trafia na ministerialny stolec, zarzuca dyrektorowi Centrum Zdrowia Dziecka, że ten przekroczył wydatki na wynagrodzenia. Myli mu się fundusz płac z wypłatami i zamiast wyrażać się po ludzku, że dyrektorzy zadłużonych klinik powinni zredukować personel szpitali, czytaj: przenieść zwolnionych ze szpitali do urzędów pracy, posługuje się uczonym terminem restrukturyzacja. 
Odnośnie konieczności wykorzystania dodatkowo przydzielonych środków na płace, co czynili dyrektorzy ministerialnych szpitali, to szczytem niekompetencji ministra jest podnoszenie zarzutu, że można było te środki lokować w inny sposób, niż wskazuje na to ustawa. Każdy kierownik placówki budżetowej, bez względu na to, czy podlega ono bezpośrednio ministerstwu, czy też władzy samorządowej doskonale wie, że nie może wydatkować środków na płace, przeznaczając je na inny cel. W szkolnictwie, na ten przykład jest tak, że nawet jeśli jednostka budżetowa dysponuje namiarem środków finansowych na płace dla nauczycieli, a jednocześnie posiada braki w funduszu płac przeznaczonym dla administracji i obsługi, nie może zmienić paragrafów, przenosząc pieniądze z jednego na drugi - grozi to kryminałem, podobnie zresztą, gdyby kierownikowi jednostki budżetowej zachciało się płacami (gdy pieniędzy będzie w nadmiarze)  załatać dziurę w dachu.
Pan Arłukowicz albo kompletnie nie zna się na obiegu pieniędzy w budżetówce, albo udaje głupa. Po co? Aby nie musieć powiedzieć, że będzie wymagał od podwładnych redukcji zatrudnienia w szpitalach klinicznych. Owszem, to nie jest tak, że nie ma przerostu administracji. Jeżeli jednak ten przerost wystepuje, to również, a może przede wszystkim w ministerstwie zdrowia, czy, na ten przykład w kancelarii premiera (obiło mi się o uszy, że w budżecie państwa na rok przyszły, zakłada się zwiększenie środków na kancelarię premiera - pewnie znów, dzięki metodzie pączkowania, rozmnożą się zadania w kancelarii, które ktoś przecież musi wykonywać).
Z drugiej strony, jeśli szpitale kliniczne mają funkcjonować na wysokim poziomie, wykonując przy tym najtrudniejsze i najbardziej skomplikowane operacje i inne formy leczenia, to opieka w takim cudeńku powinna być możliwie najbardziej wszechstronna i stać na najwyższym poziomie.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, czego boi się pan minister, ze w systemie finansowania służby zdrowia w Polsce pieniędzy jest za mało, a jeśli nawet byłaby ich wystarczająca ilość, to w znacznym procencie uciekają one do prywatnych klinik, gdzie przeprowadza się również zabiegi refundowane przez NFZ. Ot, co. Im bardziej rozwija się prywatne lecznictwo, tym mniej środków pozostanie dla szpitali państwowych czy samorządowych, w tym dla tych wyposażonych w najnowocześniejszą bazę medyczną, najlepiej wykwalifikowanych lekarzy i zapewniających najlepszą opiekę. To naprawdę proste i czytelne wyjaśnienie dla problemów publicznej opieki medycznej. Podobnie zresztą jest z edukacją. Jeśli na danym terenie, gdzie istniały szkoły publiczne, pojawi się szkoła prywatna i uzyska status szkoły publicznej, to władze samorządowe zobowiązane są do przekazania ujętych w algorytm środków finansowych przekazywanych na konkretnego ucznia. Samorządy mają więc mniej "swoich" uczniów, a co za tym idzie mniej pieniędzy i jeśli dołożymy do tego czynnik obiektywny w postaci coraz mniejszej globalnie z roku na rok liczby uczniów, otrzymamy rezultat w postaci zamykanych szkół i zwalniania nauczycieli. W takim przypadku bardzo chętnie sięga się po argument mówiący o tym, że nauczyciele polskich szkół pracują przy tablicy najmniej na świecie.

2 komentarze:

  1. Witaj Smoothoperator, nie każdy, nawet dobry fachowiec, ma zdolności organizacyjne i potrafi szerzej spojrzeć na problem. Tego, jak się zdaje brakuje ministrowi Arłukowiczowi. W rezultacie utrwala chaos w służbie zdrowia.
    Maria Dora

    OdpowiedzUsuń
  2. Święte słowa Smoothoperatorze. Mądrego miło poczytać. - jelka ("obijająca się" 24 godziny tygodniowo przy tablicy i "bycząca się" co roku przez 2 miesiące na wakacyjnym urlopie)

    OdpowiedzUsuń