Peder Severin Krøyer - portret Marie Krøyer, żony malarza

Peder Severin Krøyer  -  portret Marie Krøyer, żony malarza

CHMURKA I WICHEREK

KAWIARENKA

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 grudnia 2025

ODKURZONE - BIAŁA CZARNA

 

Biała czarna


- Co też panienka tutaj porabia na tej ławeczce - zapytała uchylając drzwi parterowej kamieniczki - lada chwila mróz chwyci.

Uniosła wzrok w stronę twarzy mówiącej i ścisnęła uda naprężając jednocześnie mięśnie karku i pleców.

- Co nie odpowiada, przecież widzę, że jej zimno. Niech wejdzie do środka, bo jak zakluczę drzwi, już się nie dostanie.

Zamilkła na chwilę, wciąż obserwując dziewczynę, jak z wolna kołysze się ocierając plecy o przylegające do nich poprzecznie rzędy przymocowanych do siebie trwale deseczek.

- No, niechże wejdzie do środka - powtórzyła - bo i mnie samej przykro stać tak na chłodzie.

Wstała powoli, ociężale, jakby zakleszczona objęciami powrozu, z którego ledwie udało się jej wyswobodzić. Podeszła do uchylonych drzwi, przeszła niski, zniszczony wiekiem, drewniany próg domostwa i podążyła wskazaną drogą do sieni; stamtąd weszła do kuchni, skąd zionęło ciepło paleniska.

- Niech siada, kurtkę z siebie zewlecze …

Teraz dopiero Marta zauważyła, że dziewczyna ma na sobie plecak, tak bardzo kolorem brzydkiej szarości wtopiony w błotną szarość kurtki, że w pierwszej chwili można by sądzić, że ta skulona sylwetka młodej dziewczyny to efekt fizycznego defektu kręgosłupa.

Rozebrała się posłusznie, plecak położyła u nóg, a w jej oczach bystry obserwator zauważyłby walkę skrępowania z radością wiążącą się z przebywania w cieple, czego domagało się jej ciało.

- Białą czarną zrobię. Lubi? - zawahała się - kawę z mleczkiem zechce? Pewnie i głodna? Niedługo zasiędziem do kolacji.

Dziewczyna skinęła głową na znak, że akceptuje kawę i widać było wyraźnie, jak jej ciało rozluźnia się, jak mięśnie zwarte i zaciśnięte powoli zwalniają napięcie, jak rozprostowuje i nogi, i palce u rąk, dotąd skostniałe i lodowato zimne.

- Rozmawiasz z kimś, Marto? - usłyszeli głos mężczyzny dobywający się z lekko uchylonych drzwi sąsiedniego pomieszczenia.

Stawiała właśnie czajnik na otwartym ogniu węglowej kuchni.

- Ta panienka, co tu zaglądała do nas z samego rana, przyszła. Zmarznięta nieboraczka - Marta rzuciła ku dziewczynie dobrotliwe spojrzenie ze szczerym uśmiechem, chcąc jakby dać jej znać, że nie musi się martwić tym głosem zza drzwi.

- Przyszła, mówisz. Skończę za chwilę i przedstawisz mi ją. Jajecznica dzisiaj? - zapytał, choć w gruncie rzeczy to pytanie było stwierdzeniem.

- Jajecznica na noc? - obruszyła się - kto to słyszał, aby smażone jeść na noc - najwyraźniej kierowała te słowa do dziewczyny.

- Jak lubi, to i dla niej zrobię.

Przygotowała kawę. Dziewczyna przysunęła się z krzesłem, na którym siedziała do stołu.

- Dobra - wykrztusiła z siebie.

Kobieta obejrzała się.

- A pewnie, że dobra. Niech pije.

I piła, piła, a kiedy Marta jajecznicę wieczorną, tę której za żadne skarby sama nie zjadłaby o tej porze, a twaróg ze szczypiorkiem jedynie z czerstwą kromką razowego chleba, popijany herbatką z malin, własną ręką zebranych, przyrządzonych jak na konfiturę przystało, słodziutkich, aż paluszki lizać, a jakie to zdrowe, jakie pyszne, pomińmy słodycz, lecz smak jaki … kiedy więc jajecznicę tę podała dla dwojga, dziewczyna jak jakie zwierzątko zbłąkane łapczywie chwytała ustami, ząbkami, przełykała pośpiesznie i trzeba było białej czarnej dolewać do kubka, a Tadeusz, co to szmat czasu na świecie przeżył, miał wątpliwości, czy zdarzyło mu się wiele razy z podobnym u gościa apetytem się spotkać. A kiedy zjadła wnet sen dłonie położył na jej twarz, powieki opuścił i ukołysał. Tadeusz, choć niezbyt silnej postury jak na siedemdziesięciolatka, pochwycił podlotka w ramiona i zaniósł na łóżko do pokoiku na poddaszu, utrzymywanym w porządku nienagannym dla nader rzadkich gości. Marta nakryła dziewczynę kołdrą puchową i oboje zeszli na dół gawędząc aż do pełnej nocy o sprawach codziennej doniosłości.

Minęła noc i krwawy świt za oknem zaznaczył pierwszy tej jesieni przymrozek.

Oboje w bezsłownym porozumieniu zastanawiali się nad tym, cóż mogą uczynić z tą małą, wyglądającą na lat dwadzieścia parę..... i doszli do wniosku, że zatrzymają ją u siebie, zanim dziewczyna nie zdecyduje się sama odejść.

I kiedy następnego dnia w antykwariacie najstarszego w mieście bibliofila wertującego swoje królestwo książek, wystawiającego na widok publiczny coraz to nowe-stare egzemplarze, zalegające dotąd w najciemniejszych zakamarkach półek z książkami, kiedy pierwsi klienci lub jedynie oglądacze przekroczyli próg książnicy, zobaczyli młodą niewiastę wypełniającą księgę inwentaryzacyjną, w której pomieszczono cały, zmieniający się w czasie, dobytek antykwariatowego interesu. Z biegiem czasu i ona, dziewczyna znikąd, udzielała niezbędnych informacji o księgozbiorze, przeszukiwała biblioteczne regały i okazywała klientom egzemplarze, o które prosili. Mówiono, że młodsze grono miłośników książek wzmogło swój apetyt na czytanie, od kiedy w antykwariacie pojawiła się ona. I tylko nikt nie mógł wiedzieć, jak długo “nowa”, jak ją powszechnie określano, zabawi w tym miejscu cichym i tak bardzo przytulnym.



[11.12. 2025, Toruń]

10 grudnia 2025

FILOZOFOWIE I ICH POGLĄDY - PLATON (1)

 

Platon

427—347 p.n.e.

    Platon, syn Aristona i Periktiony albo Polony, która swój ród wywodziła od Solona, urodził się w Atenach. Bratem Solona był Dropides, którego synem był Kritiasz, ojciec Kallaischrosa, a jego z kolei synem był Kritiasz, jeden z Trzydziestu Tyranów, ojciec Glaukona, którego dziećmi byli Charmides i Perik- tione; Platon, syn tej ostatniej i Aristona, był więc potomkiem Solona w szóstym pokoleniu. Solon zaś wywodzi swój ród od Neleusa i Poseidona.

    Podobno ojciec Platona pochodził także od Kodrosa, syna Melantosa, który, według świadectwa Trazyllosa, pochodził również od Poseidona. Speuzyp w dziele pod tytułem Uczta po pogrzebie Platona i Klearchos w Pochwale Platona oraz Anaksilaides w drugiej księdze swego dzieła O filozofach podają, że w Atenach krążyły pogłoski, jakoby Ariston chciał dopuścić się gwałtu na Periktionie, wówczas w kwiecie wieku i piękności, ale nie zdołał jej zdobyć, a zaniechawszy gwałtu, ujrzał we śnie oblicze Apollina, po czym nie tknął jej aż do urodzenia się dziecka.

    Jak podaje Apollodor w Kronice, Platon urodził się w siódmym dniu miesiąca Targeliona w czasie osiemdziesiątej ósmej Olimpiady [428—425 p. n. e.], a więc w dniu, w którym według wierzeń Delijczyków urodził się Apollo. Umarł zaś, jak podaje Hermippos, w pierwszym roku sto ósmej Olimpiady [348—345 p.n.e.], podczas uczty weselnej, mając osiemdziesiąt jeden lat. Neantes zaś podaje, że umarł licząc sobie osiemdziesiąt cztery lata.

    Platon należał do gminy Kollytos. Według innych urodził się na wyspie Eginie — w domu Feidiadesa, syna Talesa, jak mówi Favorinus w Historiach rozmaitych, w czasie, gdy jego ojciec wraz z innymi Ateńczykami przebywał tam jako kolonista. Powrócił do Aten, gdy kolonistów wypędzili Lacedemończycy, którzy przyszli z pomocą Eginetom.

    W Atenach wystawiał chóry na koszt Diona, jak podaje Atenoderos w ósmej księdze Przechadzek filozoficznych. Platon miał dwóch braci, Adeimantosa i Glaukona, oraz siostrę Potonę.

    Naukę czytania i pisania pobierał u Dionizjosa, którego wspomina w Zawodnikach, ćwiczenia gimnastyczne odbywał pod kierunkiem Aristona z Argos i u niego nadano mu imię Platon [Szeroki] z powodu masywnej budowy ciała. Inni zaś twierdzą, że imię Platon wywodzi się z obfitującego w słowa stylu filozofa, albo też, jak mówi Neantes, z szerokości jego czoła. Niektórzy twierdzą, jak pisze Dikaiarchos w pierwszej księdze Żywotów, że brał udział w igrzyskach istmijskich jako zapaśnik. Zajmował się także malarstwem i pisał poezje, najpierw dytyramby, później pieśni i tragedie. Głos miał cichy, jak mówi Timoteos z Aten w Żywotach.

    Opowiadają, że Sokratesowi przyśniło się raz, iż trzymał na kolanach młodego łabędzia, któremu natychmiast wyrosły skrzydła i który z prześlicznym śpiewem wzbił się w powietrze. Nazajutrz przedstawiono mu Platona. Wtedy Sokrates miał powiedzieć, że tym ptakiem jest właśnie Platon.

    Filozofię uprawiał najpierw w Akademii, następnie w ogrodzie w pobliżu Kolonu. Filozofował wówczas w stylu Heraklita. Ale gdy pragnął iść w zawody w pisaniu tragedii, spotkawszy przed Dionizjami Sokratesa i wysłuchawszy jego rady, rzucił poezje w ogień ze słowami:

Przyjdź tu, Hefajstosie! Tu Platonowi jesteś potrzebny.

    Mając lat dwadzieścia słuchał, jak mówią, Sokratesa, a po jego śmierci Kratylosa, ucznia Heraklita, oraz Hermogenesa, zwolennika filozofii Parmenidesa. Następnie, mając lat dwadzieścia osiem, jak mówi Hermodoros, udał się razem z kilku innymi sokratykami do Euklidesa do Megary. Potem przeniósł się do Gyreny, gdzie słuchał matematyka Teodora, a stamtąd do Italii do pitagorejczyków Filolaosa i Eurytosa. Stamtąd pojechał do Egiptu do kapłanów. Powiadają, że towarzyszył mu Eurypides, który tam przed konkursem dramatycznym, który odbywał się w czasie święta Wielkich Dionizjów.

    Podobno za Homerem powtórzył, że w Egipcie wszyscy ludzie są lekarzami. Postanowił odwiedzić także magów, ale z powodu toczących się w Azji wojen odstąpił od tego zamiaru. Wróciwszy do Aten, przebywał w Akademii. Jest to gimnazjum położone w gaju na przedmieściu i nazwane tak od imienia jakiegoś herosa Hekademosa, jak o tym mówi Eupolis w Zniewieścialcach:

W cienistych boga Hekademosa alejach.

Także i Timon mówi o Platonie:

    Na czele ich szedł Platon, wielki i szeroki, ale świetny mówca, miodousty, jak świerszcz, co na drzewie Hekademosa trele najczulsze słodko wyśpiewuje.

Dawniej bowiem gaj ten nazywał się. nie Akademia, lecz Hekademia.




[10.12.2025, Toruń]

07 grudnia 2025

ZAPISKI EMIGRANTA (1375) ŚWIECIDEŁKA PRZEDŚWIĄTECZNE

 

1375.

Jak ja lubię miejskie kiermasze związane z obchodami jakichś świąt. Nastawiają kramów, w których możesz kupić na przykład pajdę chleba ze smalcem trzykrotnie lub czterokrotnie drożej niż gdybyś przygotował ją sam. Jest mnóstwo świecidełek, kolorowych żaróweczek, a przed świętami, jakiś miesiąc przed świętami zawsze znajdzie się coś dla bachorów, jakieś świecące, piszczące, gadające, tańczące, radujące zmysły barachło. Przepłacając zmniejszasz inflację i napędzasz popyt wewnętrzny, dzięki czemu gospodarka się rozwija i rośnie nam PKB. Lubię obchodzić te kiermasze z rękami w kieszeniach, wzruszając jeno ramionami, bo święta wcale nie za pasem, a tłumaczą, że już są i basta, i trzeba pociągnąć naiwniaków za kieszenie, nadpruć je, wywinąć wnętrzem na wierzch, bo czy kto widział bożonarodzeniowe celebracje bez setek ton żarcia i prezentów, bez choinek, które już po Nowym Roku wyrzuci się przez okno na ulicę, bez tego oświetlenia, za które zapłacimy… a ja się zapytuję, co my właściwie świętujemy???



[07.12.2026, Toruń]

06 grudnia 2025

SZTUKA - SURREALIZM - RENĖ MARGRITTE, PAUL DELVAUX

 

1. René Magritte - Belgia (1898-1967)
Perspektywa: Madame Récamier De David 1950
Olej na płótnie


2. Paul Delvaux - Belgia (1897–1994)

Akt leżący przed domami

Akwarela na papierze



3. René Magritte

Prace Aleksandra 1958

Gwasz na papierze



4. René Magritte

Les Promenades D’ Euclide 1955

(Spacer Euklidesa)

Gwasz na papierze



5. Paul Delvaux

Les Filles De L’Eau

(Dziewczęta wody)

Akwarela, pędzel, tuszem, pióro i tusz indyjski na papierze



6. René Magritte

L'Etoile Du Matin

(Gwiazda poranna)

Olej na płótnie



7. Paul Delvaux

Le Salut (La Rencontre)

(Witaj) (Spotkanie)

Olej na płótnie



8.Paul Delvaux

La Gare Forestière

(Stacja leśna)

Olej na płótnie




[06.12.2025, Toruń]

05 grudnia 2025

ZAPISKI EMIGRANTA (1373 - 1374) NA ŁAŃCUCH GO. PSYCHOPATA?

 

1373.

Unikam wpisów politycznych, jak tylko mogę, bo wiem, że gdybym nawet pisał platynowymi zgłoskami, nic się nie zmieni – złodzieje z pisu okopią się w swoim bunkrze i choćby sam Bóg zstąpił z niebios, będą wciąż mówić, że to nie ich ręce. Ale muszę w tym miejscu zrobić wyjątek, bo zrozumieć nie jestem w stanie, jakim trzeba być prostakiem, aby nie podpisać ustawy zwanej „łańcuchową”, której nadrzędnym celem jest zakaz trzymania psów na łańcuchu. Okazuje się, że ustawkowy kibol nie tylko wetuje ustawy, jakie mu się nie podobają, ale też opowiada się za barbarzyńcami, którzy nie szanują praw zwierząt. Idioty się nie zmieni, ale można go przywiązać do budy łańcuchem, gdzie tak naprawdę jest jego miejsce.


1374.

Na moim osiedlu ponoć grasuje jakiś psychopata, który atakuje i szarpie dzieci. Podobno wczoraj o 14 dokonał napadu. Niektórzy mieszkańcy, jak wieść niesie, go znają, policja niby działa, lokalna telewizja zrobiła reportaż, ale człowieka nie ujęto. Trudno orzec, ile jest prawdy o tym sprawcy napadów, faktem jest, że ludzie się boją, więc sugerowałbym, aby policja zajęła się tą sprawą, rozwiewając wątpliwości co to tego, czy istnieje zagrożenie, czy też wielka jest siła plotki.



[05.12.2025, Toruń]

POEZJA (91) TADEUSZ RÓŻEWICZ - PRZYSZLI ŻEBY ZOBACZYĆ POETĘ

 

przyszli żeby zobaczyć poetę

i co zobaczyli?

zobaczyli człowieka

siedzącego na krześle

który zakrył twarz

a po chwili powiedział

szkoda że nie przyszliście

do mnie przed dwudziestu laty

wtedy jeden z młodzieńców

odpowiedział

nie było nas jeszcze

na świecie

przyglądałem się

czterem twarzom

odbitym w zamglonym lustrze

mojego życia

usłyszałem

z bardzo daleka

ich głosy czyste i mocne

nad czym pan teraz pracuje

co pan robi

odpowiedziałem

nic nie robię

dojrzewałem przez pięćdziesiąt lat

do tego trudnego zadania

kiedy „nic nie robię”

robię NIC

usłyszałem śmiech

kiedy nic nie robię

jestem w środku

widzę wyraźnie tych

co wybrali działanie

widzę byle jakie działanie

przed byle jakim myśleniem

byle jaki Gustaw

przemienia się

w byle jakiego Konrada

byle jaki felietonista

w byle jakiego moralistę

słyszę

jak byle kto mówi byle co

do byle kogo

bylejakość ogarnia masy i elity

ale to dopiero początek


[05.12.2025, Toruń]

03 grudnia 2025

ZAPISKI EMIGRANTA (1371) NIEDŁUGO MIESIĄC, CZYTANKI

 

1371.

Niedługo minie miesiąc, jak przeprowadziliśmy się w inne miejsce w Toruniu. Jestem zadowolony, chociaż właściwie dopiero od wczoraj wszystkie elementy naszego umeblowania (Ikea – i wszystko jasne) zostały ostatecznie ukończone. Przy okazji zapanowała zima i tych kilka dni przypomina prawdziwą zimę przed laty. Jak będzie w grudniu i styczniu, trudno powiedzieć, bo idzie ocieplenie, chociaż w dalszym ciągu jest śnieg, może nie na ulicach, ale w parku i na osiedlowych trawnikach. Szczególnie jestem ciekawy tego, czy Boże Narodzenie będzie „po lodzie”, gdyż, przynajmniej w Toruniu przez ostatnie pięć lat śniegu było tyle, co kot napłakał, a i to nie w święta.


1372.

Ostatnio sporo czytam. Przypomniałem sobie II i IV część Dziadów Mickiewicza oraz „Antygonę w Nowym Jorku” Głowackiego. Trochę to z maturalnych obowiązków, a za chwilę dołożę do tego „Podróże z Herodotem” Kapuścińskiego i może coś Orzeszkowej. Piszę trochę mniej, choć z pewnością powrócę do tekstu „Sześć tygodni lata” – zrobiłem sobie sporą przerwę. Ze zdrowiem normalnie – nie jest gorzej ani lepiej, nogi bolą, ale cóż zrobić – taki klimat.



[03.12.2025, Toruń]

01 grudnia 2025

ZAPISKI EMIGRANTA (1370) WYRWANE Z KONTEKSTU

 

1370. Wyrwane z kontekstu

  • Toruń jest miastem, którego ulice i chodniki nie są odśnieżane. Środkiem odśnieżającym ulice są promienie słoneczne, jeśli „jest słońce” oraz koła (opony) pojazdów. Chodniki w ogóle nie są odśnieżane i z ogromną łatwością można sobie złamać nogę. O braku odśnieżania wywiązała się rozmowa pomiędzy piszącym te słowa a panią kasjerką w Biedronce. Utyskiwała sobie starsza pani na tę okoliczność nieodśnieżania miasta i dodawała, że dawniej ojcowie miasta dbali o ulice i chodniki w zimie. Muszę przyznać, że dla mnie jest to nowe doświadczenie – nie pamiętam bowiem takiej sytuacji, aby nie posypano ulic i chodników choćby samym piaskiem. Ale jest usprawiedliwienie – szykujemy się do wojny z Rosją, więc nie ma sensu zajmować się takimi duperelami jak piasek.

  • Po raz kolejny zabrałem się za czytanie „Zamku” Franza Kafki – jego najlepszej powieści. Powieść to niezwykła, surrealistyczna, wciągająca bardzo i będąca źródłem inspiracji, przynajmniej dla mnie, gdyż onegdaj po przeczytaniu „Zamku” coś mnie podkusiło, abym napisał tekst, który klimatem będzie do tej powieści Kafki podobny. Miało to być dłuższe opowiadanie albo wręcz powieść, lecz niestety zaczęty w roku 1980 lub 1981 oryginał gdzieś mi zaginął. Próbowałem odtworzyć swój pomysł, lecz niestety nie udało mi się powrócić do tamtych zaczętych kilkunastu czy kilkudziesięciu stron i spasowałem.


[01.12.2025, Toruń]

28 listopada 2025

PROZĘ CZYTAM - GABRIEL GARCIA MARQUEZ - KRONIKA ZAPOWIEDZIANEJ ŚMIERCI

 

I DZIELĘ SIĘ - KRONIKA ZAPOWIEDZIANEJ ŚMIERCI


Przełożył:

Carlos Marrodan Casas


W dniu, w którym miał zostać zabity, Santiago Nasar wstał o piątej trzydzieści rano, chcąc zdążyć na uroczystość powitania statku wiozącego biskupa. Śniło mu się, że szedł w mżawce przez gaj figowców, i przez chwilę był szczęśliwy we śnie, ale obudziwszy się, poczuł się cały zbryzgany ptasimi gówienkami. „Zawsze śniły mu się drzewa - powiedziała mi Placida Linero, jego matka, odtwarzając w dwadzieścia siedem lat później szczegóły tego nieszczęsnego poniedziałku. – Tydzień wcześniej śniło mu się, że leciał sam w samolocie z cynfolii, który swobodnie przelatywał pomiędzy migdałowcami". Cieszyła się w pełni zasłużoną sławą nieomylnej tłumaczki cudzych snów, pod warunkiem że opowiadano je na czczo, nie dostrzegła jednak żadnej złowróżbnej przepowiedni w snach swego syna - ani w tych dwóch ostatnich, ani w poprzednich z drzewami, które opowiadał jej we wszystkie ranki poprzedzające jego śmierć.

Santiago Nasar również nie dostrzegł złej wróżby. Spał krótko i źle, nie zdejmując ubrania. Obudził się z bólem głowy, czując na podniebieniu smak miedzianego strzemienia, szybko jednak uznał to za naturalne skutki weselnej hulanki, która przedłużyła się do rana. Nie dość tego: wiele osób napotkanych przez niego od momentu, gdy wyszedł z domu o szóstej pięć, aż do chwili kiedy w godzinę później został zaszlachtowany jak wieprz, wspominało, iż był wówczas nieco ospały, ale w dobrym humorze, i że wszystkim mimochodem napomknął coś o pięknym dniu. Nikt nie był pewien, czy miał na myśli pogodę. Wielu jednomyślnie wspominało, że ranek był pogodny, z nadlatującą od plantacji bananowych morską bryzą, a więc taki, jakiego można było się spodziewać po dobrym lutym tamtych czasów. Większość zgodnie jednak stwierdzała, że pogoda była pod psem, niebo niskie i posępne, w powietrzu unosiła się stęchlizna stojących wód, a w chwili nieszczęścia siąpiła mżawka, taka sama, jaką widział Santiago Nasar w lesie swego snu. Jeśli zaś chodzi o mnie, to po weselnej pijatyce wracałem do przytomności na apostolskim łonie Marii Alejandriny Cervantes i obudziły mnie dopiero dzwony bijące na trwogę, choć myślałem, że uderzono w nie na cześć biskupa.

Santiago Nasar ubrał się w białe lniane spodnie, nie krochmalone, takie same jak te, które miał na sobie poprzedniego dnia na weselu. Było to ubranie na wielkie okazje. Gdyby nie wizyta biskupa, włożyłby spodnie i koszulę koloru khaki i buty do jazdy konnej, czyli to, w co ubierał się w każdy poniedziałek, gdy jechał do hacjendy „Divino Rostro", odziedziczonej po ojcu i zarządzanej przez niego roztropnie, choć bez większych sukcesów. Gdy wyruszał konno, przypinał do pasa magnum 357, którego pociski z pancernej stali, jak mawiał, mogły przeciąć konia na pół. W sezonie polowań na kuropatwy brał swoje sokolnicze akcesoria. Poza tym w swoim arsenale miał: manlicher schonauer 30.06, holand magnum 300, hornet 22 z celownikiem optycznym i wielostrzałowego winczestera. Spał zawsze tak jak jego ojciec, trzymając broń w poszewce poduszki, tego dnia jednak przed wyjściem z domu wyjął naboje i schował do szufladki nocnego stolika. „Nigdy nie zostawiał broni nabitej" - powiedziała mi jego matka. Wiedziałem o tym, tak jak wiedziałem, że broń chował w jednym miejscu, amunicję zaś jak najdalej od niej, tak by nikt, choćby przypadkiem, nie uległ pokusie załadowania broni wewnątrz domu. Był to roztropny nawyk narzucony przez ojca od tego dnia, kiedy to rano jedna ze służących, chcąc zdjąć poszewkę z poduszki, zaczęła nią potrząsać; pistolet wypadł i uderzając o podłogę wystrzelił, kula zaś roztrzaskała szafę w pokoju, przebiła ścianę salonu, z bitewnym gwizdem przeleciała przez jadalnię sąsiedniego domu i obróciła w gipsowy proch świętego naturalnej wielkości z głównego ołtarza kościoła na drugim końcu placu. Santiago Nasar, wówczas małe dziecko, nie zapomniał nigdy tej poglądowej lekcji udzielonej przez nieszczęśliwy traf.

Ostatnim obrazem syna, jaki zachowała w pamięci matka, była wizja jego przelotnego pobytu w sypialni. Obudził ją, gdy usiłował po omacku znaleźć w łazienkowej apteczce tabletkę aspiryny; matka zapaliła wówczas światło i ujrzała go, jak wyłaniał się w drzwiach ze szklanką wody w ręku, i takim miała go zapamiętać na zawsze. Santiago Nasar opowiedział jej wówczas sen, ona jednak nie zwróciła uwagi na drzewa.

- Wszystkie sny z ptakami oznaczają dobre zdrowie - powiedziała.

Ujrzała go, leżąc w tym samym hamaku i w tej samej pozycji, w jakiej zastałem ją, powaloną przez ostatnie światła starości, kiedy wróciłem do tego zapomnianego miasteczka, próbując złożyć z tylu rozproszonych odłamków rozbite zwierciadło pamięci. Nawet w pełnym świetle z trudem rozpoznawała kształty, a do skroni przyłożone miała zioła mające uśmierzyć wieczny ból głowy, który pozostawił jej syn, gdy po raz ostatni przeszedł przez sypialnię. Leżała na boku, próbując podnieść się uczepiona pali u wezgłowia hamaka, w półmroku zaś unosił się ten sam zapach baptysterium, który tak mnie zdziwił w ów ranek, gdy popełniono zbrodnię. W chwili, kiedy pojawiłem się w pustce drzwi, pomyliła mnie ze wspomnieniem Santiago Nasara.

Tam stał - powiedziała mi. - Miał na sobie białe lniane ubranie, prane w samej wodzie, bo miał tak delikatną skórę, że nie znosił chrzęstu krochmalu". Siedziała dłuższy czas w hamaku żując nasionka rzeżuchy, póki nie otrząsnęła się ze złudzenia, że syn wrócił. Wówczas westchnęła: „To był mężczyzna mojego życia". Zobaczyłem go w jej pamięci. W ostatnim tygodniu stycznia skończył dwadzieścia jeden lat, był smukły, blady, miał arabskie rzęsy i kręcone włosy swego ojca. Był jedynym synem małżeństwa z rozsądku, które nie zaznało chwili szczęścia. […]



[28.11.2025, Toruń]

HOMER - ILIADA - KSIĘGA III - (12)

 

Szanowni się ofiarą zaprzątają woźni,

Stawią rękojmie stwierdzić mające ugodę,

Mieszają wino, wodzom do rąk leją wodę.

A król mężów tasaka natychmiast dobywa,

Który mu się przy pochwie mieczowej ukrywa,

I zrzyna nim sierść owcom wyrosłą na głowie;

Rozebrali ją Greków i Trojan wodzowie.

Natenczas Agamemnon ręce wzniósłszy obie,

W takim do wielkich bogów modli się sposobie:

«Kronido¹⁸⁸, rozwodzący moc z Idy¹⁸⁹ szeroko,

Wielki i straszny boże! Słońce! Świata oko,

Przed którego obliczem nic nie jest tajemne!

Ty, Ziemio i wy, Rzeki, i Mocy podziemne,

Srogą krzywoprzysięzcom gotujące karę!

Bądźcie świadki tych umów i stwierdźcie ich wiarę!

Jeśli Parys mężnego Menelaja zbije,

Niech wszystkie trzyma skarby, niech z Heleną żyje:

A flota grecka zaraz do Argos popłynie;

Lecz jeśli z Menelaja ręki Parys zginie,

Helenę Troja odda i Heleny zbiory,

I jeszcze płacić będzie należne pobory,

By do późnych lat przeszła pamiątka tej winy.

A gdy, choć Parys legnie, Pryjam lub też syny

Nie zechcą ich opłacać, ja nie pierwej ruszę,

Aż skończę z chwałą wojnę i winę wymuszę».

Wraz¹⁹⁰ bije owce, święte przymierza zadatki,

Rznie ostrym nożem gardziel, a życia ostatki

Drganiem znaczą złożone na ziemi ofiary.

Potem czerpają wino, wylewają z czary

I wielkie na świadectwo wzywają niebiosy…

Znowu Pryjam, Dardana wnuk, w te słowa zacznie:

«O Trojanie i Grecy! Słuchajcie mnie bacznie!

Ja do miasta mojego powrócić się muszę:

Widok ten zbyt bolesny jest na moją duszę

I nie mógłbym znieść, kiedy syn, moje kochanie,

Z mężnym do pojedynku Menelajem stanie.

Wie Zeus nieśmiertelny, wiedzą insze bogi,

Na którego z dwóch padnie śmierci wyrok srogi».

To wyrzekłszy, ofiary święte na wóz wkłada,

Bierze starzec do ręki lejce i sam siada;

Z nim się mieści Antenor, zaciął biczem konie,

Skierował wóz i w pysznym stanął Ilijonie.

Hektor z męstwa, Odyseusz zaszczycony z rady,

Rozmierzają plac między zbrojnymi gromady,

Trzęsą losy, w przyłbicy położone na dnie,

Na kogo pocisk rzucić pierwszego wypadnie.

Do bogów zaś narody oba ręce wznoszą

I Grecy, i Trojanie tak Zeusa proszą:

«Wielki boże! Którego władza z Idy słynie,

Niechaj natychmiast sprawca tylu nieszczęść zginie,

Niech go czarne Hadesa¹⁹¹ siedlisko zabierze!

Dwa narody zaś wieczne niech złączy przymierze!

-----------------------------------------------------------------------------------

¹⁸⁸Kronida — przydomek Zeusa (syn Kronosa).

¹⁸⁹Ida — pasmo górskie w Myzji.

¹⁹⁰wraz (daw.) — zaraz.

¹⁹¹Hades (mit. gr.) — władca podziemnego świata zmarłych i bogactw ukrytych w ziemi; budzący strach, ale sprawiedliwy bóg, brat Zeusa i Posejdona.

-----------------------------------------------------------------------------------

Tak się modlą, a Hektor, w tył zwróciwszy oczy,

Wstrząsł szyszak: los gładkiego¹⁹² Parysa wyskoczy.

Siadają w rzędach męże blisko bystrych koni,

A równina od świetnej zajaśniała broni.

Wtenczas prześliczny Parys, mąż prześlicznej żony,

Zaraz na siebie oręż przywdziewa zdobiony:

Na białą naprzód nogę obuw¹⁹³ kształtny wciąga,

Który srebrnymi haftki¹⁹⁴ jak najmocniej sprząga,

Na piersi pancerz brata Likaona wkłada,

Bo mu właśnie do wzrostu i miary przypada;

Spiżowy¹⁹⁵ miecz zawiesza, a pochwy srebrzyste

Od świetnych gwoździ blaski wydają rzęsiste.

Nareszcie piersi tarczą niezłomną okrywa,

Na głowie szyszak — nad nim groźna kita pływa,

I długą bierze dzidę, którą zręcznie robi.

Podobnie się Menelaj do boju sposobi.

Idą na środek, w sercu nie znający trwogi,

Strasznie patrząc na siebie. Na widok tak srogi

Oba ludy zostały zdumieniem przejete.

A oni, skoro weszli w miejsce im wytknięte,

Długie wstrząsają dzidy, gniew im z oczu błyska;

Natenczas gładki Parys silny oszczep ciska,

W środek tarczy utrafia, lecz jej nie przebija:

Znalazłszy odpór, dzida kończata się zwija.

Znowu z kolei pocisk Menelaj wynosi,

Lecz nim go rzuci, wprzódy tak Zeusa prosi:

«Boże! Daj pomstę nad tym, co zdradził szkaradnie,

Niech zwodnik Parys trupem z mojej ręki padnie,

By się wiek przyszły brzydził tym, co przyjaźń skaził,

I, gość w domu przyjęty, gościnność obraził».

To rzekł i długą dzidą zgubny cios wymierza,

W koniec Parysowego utrafia puklerza;

Choć twarda miedź, tęgiego ciosu nie odpiera,

Przebija puklerz¹⁹⁶ dzida i kirys¹⁹⁷ przedziera,

I z boku wedle wnętrza szatę mu przewierci:

Schylił się zręcznie Parys i wydarł się śmierci.

Zatem z pochew Menelaj miecz wyrwawszy silny,

Uderzył nim w przyłbicę. I ten raz był mylny;

Strzaskana w sztuki głownia na ziemię upada.

Patrzy w górę, na niebo, w żalu się rozjada:

«O Zeusie! O z bogów ty najmniej litosny!

Mniemałem, że z tej ręki padnie zdrajca sprosny,

Że się pomszczę obelgi: miecz prysnął w kawały,

Dzida próżny raz niosła, zbrodzień został cały».

Wraz leci na Parysa, ledwie się nie wściecze,

Chwyta go za przyłbicę i ku Grekom wlecze;

On próżno mocniejszemu opierać się kusi,

Idzie, kształtne wiązanie pod brodą go dusi.

I byłby go przeciągnął, chwałę zyskał wieczną,

Gdy Kiprys¹⁹⁸, odwracając zgubę ostateczną,

--------------------------------------------------------------------------------

¹⁹²gładki (daw.) — piękny, urodziwy.

¹⁹³obuw — w istocie chodziło o nagolenniki, w archaicznej formie stanowiące coś pośredniego między wysokim obuwiem a prymitywnym pancerzem.

¹⁹⁴srebrnymi haftki — dziś popr. forma N. lm: srebrnymi haftkami.

¹⁹⁵spiżowy — wykonany ze spiżu, stopu miedzi, cyny i cynku; w czasach opisywanych w poemacie raczej nie korzystano z broni żelaznej.

¹⁹⁶puklerz — rodzaj okrągłej tarczy.

¹⁹⁷kirys — rodzaj pancerza osłaniającego korpus.

-------------------------------------------------------------------------------

Przecina rzemień, jaki zarżnięty wół daje;

Tak goły szyszak w ręce Atryda zostaje,

Który on, kilkakrotnie zakręciwszy, ciska,

A wierni go podnieśli słudzy z bojowiska.

Chwyta broń, nowy zamach na Parysa czyni,

Lecz go łatwo ratuje Kiprys, jak bogini:

Uniósłszy okrytego gładysza mgłą ciemną,

Sadza na łożu tchnącym wonnością przyjemną…

Atryd podobny do lwa, kiedy się rozhuka,

Biega pośród zastępów i Parysa szuka,

Ale żaden pokazać nie mógł, gdzie się schronił,

A pewnie by z przyjaźni nikt go nie zasłonił:

Wszyscy się nim jak śmiercią brzydzili Trojanie,

Wtenczas pośród wojsk obu król narodów stanie

I rzecze: «Niech Trojany słowa moje słyszą

I Dardany, i ludy, co im towarzyszą!

Zwycięzcą jest Menelaj. Zatem wy i zbiory,

I Helenę oddajcie, i płaćcie pobory.

Niechaj to potomkowie usłyszą dalecy».

Skończył, głos króla zgodnie potwierdzili Grecy.

--------------------------------------------------------------------------------

¹⁹⁸Kiprys — Cypryda, przydomek Afrodyty, która urodziła się z piany morskiej w pobliżu Cypru.



[28.11.2025, Toruń]