Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

CHMURKA I WICHEREK

DZISIAJ JEST

DZISIAJ JEST
88
2025
Marca
29
Sobota
17:36
05:16
18:04
Wiktoryna, Eustachy, Cyryl
Kartka z kalendarza na stronę

KAWIARENKA

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 marca 2025

STRUMIEŃ - EPIZOD 10.

 

Śnieżyca nie zakończyła się ani do południa, ani do szesnastej, kiedy robiło się już ciemno. Trzy umęczone wędrówką studentki spały sprawiedliwie na materacach pod kożuchami, a Maurycy z Ernestem już to utrzymywali wysoką temperaturę w piecyku, już to co jakiś czas krzątali się między drewutnią a schroniskiem, nosząc drwa; całkiem sporo było tych sosnowych szczap, którymi palono tak wspaniale, że rura odprowadzająca spaliny do komina czerwieniła się radośnie, dostarczając tak potrzebnego ciepła. Na szczęście krwawą barwą mieniące się rury były zabezpieczone w miejscu zetknięcia się z kominem solidną blachą, tak że mężczyźni nie martwili się o to, że wzniecając bystry ogień mogą doprowadzić do pożaru.

Ernest, który przeczesał doszczętnie drewutnię mógł się pochwalić znaleziskami w postaci dwóch wiader wypełnionych węglem, prymusa na spirytus i dwóch lamp naftowych. Ukryte to było pod stertą słomy; najwidoczniej nie chciano, aby znalazło się to w rękach nie turystów, a pospolitych złodziejaszków. Kiedy wiadra z węglem znalazły się w pomieszczeniu schroniska, Maurycy ucieszył się bardzo, słusznie przewidując, że zbliżająca noc będzie spokojniejsza, bo podsypując kostki węgla, nie będzie się on palił tak szybko jak drewno.

- Cóż tam jeszcze widziałeś w tej drewutni? - zapytał Maurycy, a w odpowiedzi usłyszał, że zaraz przy wejściu stoi chyba stulitrowa beczka po piwie lub winie, a obok niej metalowy, ocynowany kociołek. Usłyszawszy to Maurycy stwierdził, że i beczka, i kobciołek przydadzą się, bo panie, gdy odtają ze snu, pewnie chętnie obmyłyby się w ciepłej wodzie, którą uzyska się ze stopionego śniegu. Tak więc obaj przyjaciele przystąpili do działania – napełnili cały kocioł śniegiem (potem uzupełniali go) i postawili na blacie piecyka. Śnieg tajał wprawdzie powoli, a i zrobiło się ciut chłodniej wewnątrz pomieszczenia, lecz po godzinie białe szaleństwo stopniało niemal całkowicie, a powstała zeń woda z każdą minutą nabierała przyjaznej temperatury.

Maurycy z Ernestem zrobili sobie legowisko tuż obok pieca, uruchomili prymuskę, postawili nań czajnik z wodą z butelki i szybciutko sporządzili herbatę, którą uzupełnili sporą dawką rumu. Dziwili się przy okazji, czemu trzy młode panie śpią jak śnięte ryby podczas przyduchu w stawie i dopiero później miało się okazać, że studentki jeszcze przed atakiem śnieżycy zabłądziły, a że urwało się połączenie ze stacją pośrednicową, ich komórki stały się zupełnie bezużyteczne, nie mogąc wskazać zagubionym kobietom właściwej drogi choćby do najbliższej wioski. Tymczasem zaczął padać śnieg i zdając się na przypadek lub wręcz dobrą wolę Najjaśniejszego, poczęły wędrować dalej, aż w końcu piekielnie utrudzone dotarły do schroniska, gdzie wręcz padły po zjedzeniu skromnego posiłku i napiciu się gorącej herbaty z rumem, którą je poczęstowano. Początkowo nic a nic nie mówiły o zbłądzeniu. Młodzi ludzie, zwrócił uwagę Maurycy, bardzo często nie przyznają się do własnych ułomności, do drobnych nawet niepowodzeń, co zakłóciłoby ich pozytywne relacje w środowisku, w którym funkcjonują. Nie biorą pod uwagę faktu, że prędzej czy później te nawet minimalne dysfunkcje ujrzą światło dzienne, a wtedy staną twarzą w twarz z krytyką ich poczynań w sposób tyleż okrutny, co ubarwiony ciętym humorem.

- A zatem może lepiej, że nasze boginie spią teraz – zawyrokował Maurycy – a jak sen je opuści, może wtedy dowiemy się czegoś więcej na temat powodów i przebiegu ich wędrówki.

Ernest zauważył, że mija właśnie dziesiąta godzina snu studentek i zastanawiał się, jak długo przyjdzie im wspólnie dzielić pomieszczenie schroniska. Wprawdzie powoli opad śniegu stawał się mniej intensywny, jednakowoż małe były szanse na to, aby wyruszyć w stronę dolin następnego dnia – szlaki turystyczne był pokryte nawet metrową, jak przypuszczali mężczyźni, warstwą śniegu i chociaż uprzednie prognozy atmosferyczne mówiły o tym, że zbliża się poważne ocieplenie, to jednak należało się liczyć, że pobyt w schronisku może potrwać około tygodnia, czyli mniej więcej tyle czasu aż skończą się zapasy jedzenia.



[29.03.2025, Toruń]

28 marca 2025

KARTKA Z KALENDARZA - 28.03.2025

 

Kartka z kalendarza na dzi28. marca

Piątek


Imieniny dzisiaj obchodzą: Aniela, Jan oraz Aleksander, Doroteusz, Gedeon, Guntram, Ingbert, Joanna, Kastor, Krzesisław, Krzysław, Malachiasz, Malkolm, Pryskus, Renata


Przysłowie na dziś:

Gdy chcesz poznać pogodę w czerwcu roku tego,

uważaj jak będzie w Jana Damasceńskiego”


Wschód, Zachód i Długość Dnia 28 Marca 2025 w Toruniu

05:26:53 18:14:01 12h47'08"

Cytat dnia:

Prawdziwy nauczyciel powinien być zawsze najpilniejszym uczniem

Maksym Gorki


28 marca 1868 roku w Niżnym Nowogrodzie urodził się Maksym Gorki - rosyjski pisarz i publicysta. [zm.18 czerwca 1936 roku w Moskwie


Poniżej początkowy fragment powieści GorkiegoMatka

Codziennie nad osadą robotniczą, w zadymionym, oleistym powietrzu, drżał i wył przeciągły gwizd fabrycznej syreny. I posłuszni jej wezwaniu wybiegali z małych, szarych domków, niby wystraszone karaluchy, ponurzy ludzie nie zdążywszy orzeźwić snem zmęczonych mięśni. W chłodnym mroku szli po niewybrukowanej ulicy ku wysokim, kamiennym klatkom fabryki, a ona z obojętną pewnością siebie czekała na nich, oświetlając błotnistą drogę dziesiątkami zatłuszczonych, kwadratowych oczu. Błoto chlupotało pod nogami. Rozlegały się ochrypłe nawoływania sennych głosów, ordynarne przekleństwa przecinały powietrze. A na spotkanie ludzi płynęły inne dźwięki — ciężka, zdyszana krzątanina maszyn, warczenie pary. Ponuro i surowo majaczyły wysokie, czarne kominy niby wzniesione nad osadą grube pałki.

Wieczorem, kiedy zachodziło słońce i na szybach domów ostatnim wysiłkiem zapalały się jego czerwone promienie, fabryka wyrzucała ludzi ze swego kamiennego wnętrza jak zużyty żużel. Szli znowu przez ulice zakopceni, z czarnymi twarzami rozprzestrzeniając lepki zapach smarów, błyskając zgłodniałymi zębami. W głosach ich dźwięczało teraz ożywienie, a nawet radość — na dzisiaj skończyła się katorga pracy, w domu czekała wieczerza i odpoczynek.

Dzień połykała fabryka — maszyny wysysały z ludzkich mięśni tyle sił, ile im było potrzeba. Dzień był bez śladu wymazany z ludzkiego życia, człowiek posunął się jeszcze o krok ku mogile. Ale widział przed sobą rozkosz odpoczynku, radość zadymionej karczmy i — był zadowolony.

W święta spali po dziesięć godzin, po czym ludzie stateczni i żonaci wkładali najlepsze ubrania i szli słuchać mszy łając po drodze młodzież za jej obojętność dla kościoła. Z cerkwi wracali do domu, jedli pierogi i znowu kładli się spać — do wieczora.

Zmęczenie, nagromadzone od lat, odbierało ludziom apetyt. Żeby móc jeść, pili dużo drażniąc żołądek palącą podnietą wódki.

Wieczorem spacerowali leniwie po ulicach. Kto miał kalosze, wkładał je, choćby nawet było sucho, a kto posiadał parasol, nosił go ze sobą, choćby nawet świeciło słońce.

Spotykając się ze sobą, mówili o fabryce, o maszynach, klęli majstrów — rozmawiali i myśleli tylko o tym, co było zwiążane z pracą. Pojedyncze iskry nieudolnej i bezsilnej myśli ledwie migotały w nudnej jednostajności dni. Po powrocie do domu kłócili się z żonami i często bili je nie szczędząc pięści. Młodzież przesiadywała w karczmach, albo urządzała u siebie wieczorynki. Grano na harmonijkach, śpiewano sprośne i brzydkie piosenki, tańczono, opowiadano ordynarne dowcipy i pito. Wyczerpani pracą ludzie upijali się szybko, a wówczas budziło się w nich niezrozumiałe, chorobliwe rozdrażnienie. Rozdrażnienie to potrzebowało ujścia. I skwapliwie chwytając każdą sposobność wyładowania tego niepokojącego uczucia, ludzie rzucali się na siebie o byle głupstwo jak rozwścieczone zwierzęta. Wybuchały krwawe bójki, które kończyły się niekiedy ciężkim okaleczeniem, rzadziej — zabójstwem.

W stosunkach między ludźmi dominującym uczuciem była przyczajona złość. Była ona tak samo zastarzała jak nieuleczalne znużenie mięśni. Ludzie przychodzili już na świat z tą chorobą duszy dziedzicząc ją po ojcach, i towarzyszyła im ona jak czarny cień aż do grobu pobudzając ich w ciągu całego życia do szeregu postępków, odrażających w swoim bezcelowym okrucieństwie. […]



[28.03.2025, Toruń]

27 marca 2025

ZAPISKI (1370) WYBORY

 

1370.

Wydaje mi się, że komentowanie tego, co dzieje się przed wyborami prezydenckimi to podążanie ścieżkami pełnymi zwierzęcych i ludzkich odchodów, bo proszę sobie wyobrazić, że komentujemy chorego psychicznie, a w dodatku chamskiego Mentzena, który ma dwie lewe ręce, uczy się na pamięć wyświechtanych formułek i ucieka przed pytaniami. Albo jak można odnieść się na poważnie do jaskiniowca Nawrockiego spółkującego ze światkiem przestępczym, klamcą i oszołomem. Czy obie partie, które wystawiły do walki i prezydencki stolec tych niepoważnych i groźnych zarazem ludzi, nie miały innego kandydata? A może to celowa robota, bo polskie społeczeństwo w zastraszającym stopniu hurterm głupieje, na co swego czasu zwróciła uwagę nasza noblistka Pani Wisława Szymborska? Wydaje się, że przekaz jaki niosą z sobą ci obaj niezrównoważeni mężczyźni, kierowany jest bezpośrednio do ludzi, którzy zastanawiają się nad tym, czy filet to ryba słodkowodna czy morska. Niestety coraz więcej takich ludzi depczy chodniki naszych miast i wsi.

Właściwie większego wyboru nie ma – Trzaskowski wydaje się najmniej kontrowersyjnym kandydatem, choć nie podoba mi się jego naiwna wiara w Ukrainę jako naszego największego przyjaciela w historii oraz również naiwne poglądy klimatyczne, a zatem w odniesieniu do tego pana, to jest to wciąż wybór mniejszego zła.

Rozczarowaniem jest marszałek sejmu, chociaż akurat na tym stanowisku sprawuje się całkiem nieźle. W przypadku Holowni mamy chyba do czynienia z syndromem Jacka Kuronia, który cieszył się bodajże największą popularnością wśród ludzi Solidarności, lecz w wyborach w 1995 roku zdobył niewiele ponad 9%. Wyborcy najwidoczniej uznali, że pewni ludzie nie nadają się na prezydenta.

Reszta kandydatów się nie liczy. Kandydatka prywatnej partii Czarzastego i Żukowskiej jest wprawdzie sympatyczna lecz brak jej charyzmy oraz w końcu reprezentuje ona coś, co się nazywa lewicą, więc jest po części „obciachowa”. Komunista Zandberg, pierwszy sojusznik Kaczyńskiego też jest bez szans, bo argumenty z epoki Bieruta, jakimi się posługuje, straciły na aktualności. Dziwię się, że Zandberg chce się wyróżnić, skoro i tak jest wysoki i widać go z każdego miejsca, nawet wtedy, gdy usiądzie.



[27.03.2025, Toruń]

26 marca 2025

JULIUSZ SŁOWACKI - BENIOWSKI - PIEŚŃ III (12)

 

PIEŚŃ III (1)

O! jakże smutno w jasnej życia wiośnie

Być tak samotnym jako pan Kazimierz;

Gdy świat przed tobą w nieskończoność rośnie,

Gdy wszystko tęczą; lecz czego się imiesz,

Błotem. — Dopóki serce wre miłośnie,

Nie żyjesz na tym świecie, ale drzymiesz²⁵⁷:

Gdy zgaśnie, wtenczas zaczynasz dopiéro

Pojmować, że ten cały świat — satyrą.


Dopókiś młody, bawią cię ballady,

Poezja gminna nadzwyczaj zachwyca,

Lubisz w wierszykach chmury, księżyc, gady,

Znajdujesz, że jest jakaś tajemnica

W mgle, w której wiersze brzęczą jak owady,

I brylantują myśl blaskiem księżyca;

I myślisz, że to sam poeta roi,

Skrzy się i błyska, i leci?… On stoi.


Ty sam te wiersze niesiesz w kraj marzenia,

W tej mgle, twych własnych myśli tęcza świta,

W tych dumkach twoje latają westchnienia;

Potem z tych wszystkich wierszy, dumań — kwita!

Potem trzy wiersze Danta²⁵⁸, pełne cienia,

Ale rozumu: serce twoje chwyta,

Waży, rozbiera. A prawdziwa lekcja,

Która poezji uczy: jest dyssekcja²⁵⁹.


Szkoda, że z takiej dyssekcji wynika

Jakaś szkodliwa materialność, sucha;

Eureka!²⁶⁰ nasz pan Grabowski wykrzyka²⁶¹,

A Tygodnik go Petersburski słucha:

Oryginalny wieszcz do Tygodnika

Napisał nowy wierszyk pełny ducha,

Który zapewnia mu wieniec osobny,

Wiersz, do niczego przedtem niepodobny!”


Widać, że po tym deszczu w Polsce krwawym²⁶²

Nowi poeci rodzą się jak grzyby.

Szkoda! że każdy jest nadzwyczaj łzawym!

I w oknie duszy ma zielone szyby!…

Każdy ma język swój, co jest kulawym.

Szkoda, że wszyscy są okuci w dyby, Emigrant

A kiedy straszną opisują burzę,

To chmura piorun zostawia w cenzurze²⁶³.

---------------------------------------------------------------------------

²⁵⁷drzymiesz — dziś popr.: drzemiesz.

²⁵⁸trzy wiersze Danta — tercyna, forma poetycka, w której było napisane Piekło w Boskiej Komedii Dantego.

²⁵⁹dyssekcja (z łac.) — analiza, rozbiór gramatyczny i logiczny wiersza. Dziś wyraz używany wyłącznie w znaczeniu medycznym.

²⁶⁰eureka (gr.) — znalazłem; słowo to miał wykrzykiwać Archimedes, wyskakując z wanny po odkryciu zasady, zwanej potem prawem Archimedesa, według której ciało zanurzone w wodzie traci na wadze tyle, ile waży wyparta przez nie woda.

²⁶¹wykrzyka — dziś popr. forma wykrzykuje.

²⁶²po tym deszczu w Polsce krwawym — tj. po powstaniu listopadowym 1830 r.

²⁶³A kiedy straszną opisują burzę, To chmura piorun zostawia w cenzurze — aluzja do zaostrzonej cenzury carskiej po powstaniu listopadowym.

----------------------------------------------------------------------------

Z czego korzystam ja — i dwie już dramy

Piorunem bardzo skończyłem wygodnie²⁶⁴;

Dlatego kraju mam zamknięte bramy,

I żadnej duszy myślą nie zapłodnię…

Cóżkolwiek ma być — wszyscy umieramy!

A czy nad grobem gwiazdy, czy pochodnie,

Czy laur, czy chwasty, czy łza? Dobre i to! —

Wlazłem jak w błoto w tę myśl pospolitą.


Był czas, żem lękał się pospolitości,

Jako święconej duch się lęka wody;

Lecz teraz często schodzę z wysokości,

Dla własnej sławy, pokoju, wygody;

Krytykom jak psom rzucam kilka kości,

Gryzą, lecz przyjdzie czas, że te Herody,

Przez których teraz moje dzieci²⁶⁵ giną,

Będę gdzieś w piekle gryzł jak Ugolino²⁶⁶.


Tymczasem wracam do powieści. — Ranek

Błękitnie w polach podolskich zaświtał,

W niebiosach oczy utopił kochanek,

I marzeniami swoją przyszłość czytał,

I widział ją tak uwitą jak wianek

Z dni szafirowych, złotych; już się witał

Ze sławą przyszłą i z tysiącem głośnych

Awantur²⁶⁷, pragnąc nadzwyczaj — miłośnych.


Już widział dziesięć przynajmniej Andromed²⁶⁸

Do skał przykutych srogiemi żelazy²⁶⁹,

Z warkoczem, który wisi jak u komet.

Miłe nadzwyczaj w młodości obrazy!

Młodość albowiem świeża, jak Mahomet

Panteistyczną²⁷⁰ jest i wszystkie głazy

Zmienia w kobiety, w ogień topi kruszce,

Huryski²⁷¹ widzi zamiast ziarnek w gruszce.


A tu odsyłam mego czytelnika

Do Alkoranu²⁷², gdzie stoi przypisek,

Że w raju każda się gruszka odmyka

I cztery z siebie wydaje Hurysek. —

Chciałbym tam na czas być za ogrodnika

I z tych owoców co dnia mieć półmisek;

Zwłaszcza że w każdej gruszce, do wyboru

Masz cztery panny różnego koloru.

---------------------------------------------------------------------------

²⁶⁴dwie już dramy piorunem bardzo skończyłem wygodnie — tj. Balladynę i Lillę Wenedę.

²⁶⁵moje dzieci — tj. dzieła, utwory.

²⁶⁶Ugolino — postać z Boskiej Komedii Dantego, mściciel, który w Piekle gryzł czaszkę i wysysał mózg swojego dawnego prześladowcy za to, że ten skazał Ugolina i jego synów na śmierć głodową.

²⁶⁷awantura (daw.) — przygoda.

²⁶⁸Andromeda (mit. gr.) — córka etiopskiego króla, przykuta do skały i wydana na łup potworowi, została uwolniona przez Perseusza.

²⁶⁹żelazy — dziś popr. forma N. lm: żelazami.

²⁷⁰panteistyczny — związany z wierzeniem, że Bóg jest we wszystkim, co materialne i duchowe, z poglądem, utożsamiającym Boga ze światem, z przyrodą.

²⁷¹huryski a. hurysy — niebiańskie dziewice, mające według wierzeń muzułmanów dotrzymywać towarzystwa wiernym w raju.

²⁷²Alkoran właśc. Koran — święta księga muzułmanów, zawierająca naukę Mahometa; zbiór podstawowych przepisów rel. i prawnych oraz nakazów moralnych islamu; motyw hurys wyskakujących z gruszki występuje nie w Koranie, ale w baśniach arabskich.

------------------------------------------------------------------------

Słowem, ideał nasz kochanek białych,

Tęczowym jest na Wschodzie dogmatycznie:

U nas, liczono by do rzeczy śmiałych

Gdyby kto nawet, tworząc poetycznie,

W rymach malując jednę z tych przestałych²⁷³

Owoców, starą pannę, seraficznie

Rozeskrzydloną w Bogu, bez rozwagi

Rzekł: płeć²⁷⁴ zieloną miała jak szparagi.


A jednak wielki poeta i prorok

Powiedział to w Koranie i krytyka

Milczy — krytyka owa, która co rok

Tyle wad w moich utworach wytyka,

Jako ostrowidz²⁷⁵ lub jako nosoróg²⁷⁶,

Bo widzi ostro i rogiem przenika;

Szczęśliwa — gdybym dbał i był gorący

I włożył imię jej w poemat drwiący.


Imię krytyki? — nie, krytyków, — A! bah!

Któż z nich ma imię? Z. K., S. K., E. K…²⁷⁷

Mówią, że Młodą Polskę pisze — baba,

Ale ja, widząc jak kąsa i szczeka,

Sądzę, że jezuita — a ma draba,

Który tłumaczy na język człowieka

Hymny, przestrogi, pacierze i lekcje

W diabelskim napisane dyjalekcie²⁷⁸.


I stąd się mocno cieszę, jak filolog,

Widząc, że u nas to się da wyszczekać,

Do czego Cerber²⁷⁹ w piekle czyni prolog

Ze swego wycia. Ale nie czas zwlekać

Pieśni, dlatego, że jakiś teolog

Krytyką mię chciał w kawałki posiekać,

Jakby (w balladach porównania szukaj)

On był przyjaciel wierny, a ja Tukaj²⁸⁰.


Ale ważniejsze rzeczy radzi Muza.

Oto już słyszę z daleka pukanie

Z dział, z dubeltówek, z flinty²⁸¹, z arkebuza²⁸²:

I czuję w sercu, że nadspodziewanie

Prędko, mój rycerz może dostać guza.

Niechaj się wola Pana Boga stanie,

Ja go prowadzę w ogień: — jeśli zginie,

Poemat się mój wcale nie rozwinie.

-----------------------------------------------------------------

²⁷³przestały — przejrzały, zbyt dojrzały.

²⁷⁴płeć (daw.) — cera, kolor skóry.

²⁷⁵ostrowidz a. ostrowzrok (daw.) — ryś.

²⁷⁶nosoróg (daw.) — nosorożec. [przypis edytorski]

²⁷⁷Z. K., S. K., E. K. — aluzja do krytyka Stanisława Ropelewskiego, który napisał ostrą recenzję Trzech poematów Słowackiego i podpisał się Z. K. Aluzją tą w Beniowskim poczuł się Ropelewski tak dotknięty, że wyzwał Słowackiego na pojedynek, stchórzył jednak i przeprosił poetę.

²⁷⁸lekcje, dyjalekcie — Słowacki, pochodzący z Kresów, wymawiał głoskę ć półmiękko, jak Ukraińcy i Rosjanie, dlatego te wyrazy w jego ustach się rymowały.

²⁷⁹Cerber (mit. gr.) — trójgłowy pies strzegący wejścia do Hadesu.

²⁸⁰Tukaj — tytułowy bohater ballady Mickiewicza, zawiera pakt z diabłem i szuka wiernego przyjaciela, który podejmie się w razie jego śmierci pociąć ciało na ćwierci i nasmarować przywracającym do życia wywarem.

²⁸¹flinta — prymitywna strzelba.

²⁸²arkebuz — ręczna broń palna używana w XV–XVIII w., następca samopału a poprzednik muszkietu.



[26.03.2025, Toruń]