ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 października 2012

Anton Czechow



    Anton Czechow z prawdziwie lekarską dociekliwością i aptekarską precyzją obserwował ludzi, zauważając najdrobniejszą cechę wyróżniającą bohatera swoich obserwacji od innych.
Zmysł obserwacji, ale też umiejętność opowiadania o tym zjawisku, jakim jest człowiek, to ewidentne symptomy geniuszu, zwłaszcza wtedy, gdy język obserwacji człowieka jakim posługuje się autor "Wujaszka Wani" dostosowany jest do charakteru i osobowości przedstawianej postaci.
Jeżeli jeszcze dodać do tego ów specyficzny klimat prozy Czechowa, stonowany nawet wtedy, gdy opisywane wydarzenie, postać głęboko porusza czytelnika, kiedy humor i ironia nie ośmieszają, a głupota nie rujnuje, kiedy niemal każdy tekst pochodzącego z Taganrogu autora krótkich opowiadań i perlistych w ważne słowa sztuk teatralnych kończy się w miejscu, w którym czytelnik zmuszony jest dopowiedzieć jej dalszy ciąg, nie ma w tym nic dziwnego, że spuścizna Czechowa dotarła pod strzechy i do komnat na całym świecie.
Nie będę ukrywał, że cenię sobie Czechowa za kunsztowne mistrzostwo w organizacji opowieści oraz tego lekkiego dystansu, jaki ma do swoich bohaterów. Ten dystans nie pozwala na przykład na nadmierną ckliwość wobec cierpiących, a jednocześnie autor zawsze po stronie cierpiących się wypowiada.
Udowadnia to tezę, że nie zawsze lepszy efekt dydaktyczny osiąga autor wtedy, gdy przyłącza się do cierpienia lub współczucia, roniąc łzy i upuszczając je na zapisywane karty papieru. To właśnie świadczy o wielkości pisarza: mówić o sprawach ważnych, komicznych lub tragicznych w taki sposób, aby  nie "przyklejać" się do postaci, lecz patrząc na nią rozumnie, zawsze próbować zrozumieć jej postępowanie. 
Poniżej fragment opowiadania "Wańka".

„(…)Przyjeżdżaj, miły dziaduniu” — pisał dalej Wańka. — Błagam cię na Pana Jezusa, weź mnie stąd. Zlituj się nade mną, sierotą nieszczęśliwym, bo tu mnie wszyscy biją i jeść mi się strasznie chce, a nudno tak, że wypowiedzieć nie umiem, ciągle tylko płaczę. A niedawno majster kopytem mnie po głowie uderzył tak, że upadłem i ledwom wstał… A jeszcze kłaniam się Alenie, ślepemu Jegorce i furmanowi, a harmonii mojej nikomu nie dawaj. Zostaję twój wnuk Iwan Żuków, miły dziaduniu, przyjeżdżaj.”
Wańka złożył we czworo zapisany arkusz i włożył go do koperty, kupionej wczoraj za kopiejkę. Pomyślawszy trochę, umoczył pióro i napisał adres:
Na wieś do dziadunia.
Potem podrapał się w głowę i dodał: „Konstantemu Makaryczowi”. Zadowolony, że mu nikt nie przeszkodził w pisaniu, włożył czapkę i nie narzucając na siebie kożuszka, w koszulinie tylko wybiegł na ulię(...)"

1 komentarz:

  1. Taki serdeczny i ciepły ten fragment... Aż mi się raźniej zrobiło!

    OdpowiedzUsuń