CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

24 listopada 2015

MIŁE ZAJĘCIE

- No dobrze, chodźmy już - powiedział i odstawił szklankę po kompocie.
- Nie musimy się tak spieszyć, zdążymy. Mamy dużo czasu.
- Ty od tej strony. O tak, dobrze. Ja mogę z tej.
- Tylko delikatnie, starannie,  pamiętaj… i powoli. Mamy dużo czasu… możemy przy tym porozmawiać - uśmiechnęła się i sięgnęła dłonią po raz pierwszy.
- Lubisz przy tym rozmawiać? - zapytał i już trzymał w dłoni całkiem sporego.
- Oczywiście. Gdy się rozmawia, jest przyjemniej - zapewniła - kiedyś robiłam to z kolegą. Obiecał, że mi pomoże i nawet szło nam świetnie i szybko, ale rozmowny to wcale nie był. Interesowała go tylko robota. Nie powiem, spisał się nieźle i tak jak obiecał, bardzo mi pomógł, ale nie rozmawiał i czułam się, jakbym była sama.
Plum.
- Świetnie zaczynasz - stwierdziła - szybki jesteś.
- To nie jest kwestia szybkości, ale wprawy - zapewnił.
- A ty oczywiście wprawę masz…
- Od wielu lat niemalże codziennie to robię.
- Tak? To żona musi być zadowolona z ciebie.
- Chciałbym, żeby tak było.
- Przecież widzę jak to robisz. Ja tego doświadczam i z całą pewnością stwierdzam, że robisz to wyśmienicie. Robisz to niezwykle skrupulatnie. Jaka kobieta by tego nie chciała? - powiedziała coś, co było dla niego bardzo miłe i dopingujące.
- No wiesz, jestem to w końcu po to, aby było ci raźniej… nie chcę zostawiać cię samą - odparł. 
- Czuję to i jestem ci wdzięczna.
- To nie kwestia wdzięczności - sprzeciwił się - w końcu ty masz wprawę i mogę się od ciebie wiele nauczyć.
Plum, plum.
- Wiesz… lubię to robić. Można nawet powiedzieć, że jest to dla mnie chleb powszedni - powiedziała.
- Tak… oj, widzę zadrapanie… 
- Nie przejmuj się tym. Kiedy bardzo się w to angażuję, czasami są tego skutki. Trochę bolą mnie plecy, wiesz?
- To przysuń się jeszcze. Będziesz miała lepszy dostęp. Nie musisz się aż tak schylać - powiedział.
Rzeczywiście przysunęła się.
Plum, plum, plum.
- Aż się zgrzałam - stwierdziła.
- Może zwolnimy? Sama mówiłaś, że nie robimy tego na czas.
- Dobrze… ale duży… naprawdę ogromny. Pierwszy raz miałam takiego. I w dodatku ma taką świeżą skórkę.
- Co ty powiesz? Myślałem, że miałaś do czynienia z takimi.
- Ale ten jest naprawdę ogromny.
- Dasz sobie radę.
- A pewnie, że sobie dam - uśmiechnęła się.
Plum, plum, plum, plum.
- No popatrz, coraz lepiej nam idzie - powiedział - cały czas obserwuję cię i zauważam, że robimy to w jednym tempie.
- Też to widzę… właściwie to ja dostosowuję się do twojego - zauważyła.
- A mnie się akurat wydaje, że jest odwrotnie.
- No nie - żachnęła się - ty wciąż prowadzisz. Widzisz rumieńce na mojej twarzy? Zgrzałam się bardzo.
- Może zwolnimy? Nikt nas nie goni.
- Ja mogłabym tak aż do późnej nocy. Mocno ściskasz je w dłoni i tak je macasz, to jakbyś się zastanawiał, z której strony zacząć… za każdym razem jest tak samo.
Plum, plum, plum, plum, plum
- Mnie już zostało naprawdę niewiele - oznajmiła - a jak u ciebie?
- Ja też już niedługo skończę, ale trochę mi jeszcze zostało - odparł - rzeczywiście jesteś już zmęczona - spojrzał na nią.
- Nie, nie, tylko plecy mnie bolą.
- Może zmienisz pozycję?
- Nie… dam radę, wytrzymam. Zobaczysz, jeszcze jestem w stanie przyspieszyć tuż przed końcem.
- To i ja przyspieszę - uśmiechnął się - zobaczymy, kto pierwszy.
- Chcesz się licytować, kto pierwszy skończy? - zasmuciła się.
- Oczywiście, że nie. Na pewno skończymy razem… no może ty troszkę szybciej… widzę przecież, że mniej ci zostało.
- Skończymy razem… będę obserwowała jak kończysz.
- Dobrze… przyspieszamy.
Plum, plum, plum, plum, plum, plum

Nagle rozwarły się drzwi i potężna, rubaszna postać pani Gieni ubranej w obcisły biały fartuch pojawiła się w samym progu.
- No, jak tam kartofelki? Obrane?
- Przed chwilą skończyliśmy.
Dziewczyna najpierw rozprostowała ręce, potem wstała i jeszcze przeciągnęła się kilka razy prostując plecy.
- Pan Marek był tak miły i bardzo mi pomógł.
- Ech, dziewczyno, ty to sobie dasz radę w życiu. Zawsze znajdziesz sobie pomocnika - gruby dyszkant kucharki brzmiał sympatycznie - a panu Markowi dziękuję. Zawsze to szybciej…
Wstał, obmył dłonie, wytarł je i zajrzał do wanienki. Cała masa ziemniaczków kapała się w zimnej wodzie.
- Tak… część pójdzie na pyzy, część na placuszki ziemniaczane, część się upiecze a reszta do gotowania - wyliczała pani Gienia - A teraz kochani, zapraszam na obiadek. Pomidorowa z makaronem i przysmażany boczek z kopytkami i kapustą… no chodźcie już!

[18.11.2015, Mediolan]

6 komentarzy:

  1. No gdyby nie wejście pani Geni, pomyślałabym, że robią przyjemniejsze rzeczy, niż obieranie kartofli....a swoją drogą bardzo zmyślny sposób opisu tak prozaicznej czynności:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... nie ukrywam, że chodziło mi o to, aby "zmylić pogonie" czytającego :-) ale tam... obieranie ziemniaczków tez jest przyjemne... ja na przykład to lubię :-)

      Usuń
  2. Byłam przekonana, że łowią ryby, ha, ha. Widzę, że nie tylko ja się nabrałam. Zamysł Autora przedni i udał się, jak widać. U mnie też coś ziemniaczanego: placki z gulaszem. Proza życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smakowitości te twoje placuszki.... tak myślę, że pewnie to "plum" tak podziałało, że skojarzyłaś z rybkami :-)

      Usuń
  3. To ja chyba "jaki prorok jestem" bo od razu wiedziałam że to "rozmowy przy obieraniu kartofli".
    A placki kartoflane lubisz? Bo ja dzisiaj planuję zrobić.
    Bo znowu to natchnienie było :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... jak najbardziej lubię... no cóż... a może od końca czytałaś? :-) obiecuję, że kiedyś jeszcze bardziej zamącę :-)

      Usuń