CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 listopada 2015

PRZYJACIELE MOICH RODZICÓW

Zaczęło się od wpisania w wyszukiwarce nazwiska, swojego nazwiska, choć szukałem informacji nie o sobie a o moim stryju. Nagle pojawiło się zdjęcie, które jakbym skądś znał.


Zdjęcie przedstawia trzy osoby grające w brydża. Prawdopodobnie autorem tej czarno-białej fotografii jest czwarty z graczy. Niby zwykła, niewiele mówiąca scenka, zawierająca jednak drobny szczegół. Osobą siedzącą pośrodku rozgrywającą „ze stołu” jest moja matka, Jadwiga Pogorzelska. Po jej prawej stronie siedzi Barbara Młochowska, a naprzeciwko pani Basi rozpoznałem swego ojca, też Andrzeja, z bujną czupryną. Jest pierwsza połowa lat sześćdziesiątych, a więc mogę nie znać okoliczności powstania zdjęcia. Wiem jednak, że moi rodzice grają „na wyjeździe”, to znaczy u państwa Młochowskich, w moim rodzinnym Dobrzelinie.
Państwa Młochowskich znam z nieco późniejszych lat, choć pamiętam ich jak przez mgłę. Wiem, że przyjaźnili się z moimi rodzicami i grywali z nimi w brydża, ale też prawdopodobnie spędzali wspólnie niektóre urlopowe wakacje, jeździli na wycieczki organizowane przez cukrownię i bardzo możliwe, że chodzili razem na sylwestrowe bale.
Powyższe zdjęcie pochodzi ze osobistej strony pana Stanisława Zbigniewa Młochowskiego, strony internetowej poświęconej jego rodzinie. W zakładce „Przyjaciele” pojawili się moi rodzice. 
Pod wspomnianym zdjęciem pojawia się notka informująca o śmierci mojego ojca, 30 czerwca 1998 roku; gdzie indziej pan Zbigniew umieszcza świeczki jako wyraz pamięci o moim ojcu i czworgu innych jego przyjaciół.
Kolejne dwa zdjęcia:

i


prawdopodobnie zostały wykonane tego samego dnia, o czym świadczą kreacje obu kobiet. Tym razem przyjaciele posilają się kawą i koniaczkiem, zapewne w antrakcie gry w brydża.
Pan Młochowski był inżynierem, a pani Barbara prawdopodobnie pracowała w biurze z moją matką. Była to zatem znajomość zawarta w biurze przez obie kobiety, albo przez mężczyzn w pracy lub, też tak mogło być, podczas wędkowania.
Nie wiem ile lat trwała ta znajomość, która skończyła się, gdy państwo Młochowscy wyjechali z Dobrzelina. Cóż… takie było cukrownicze życie. Moi rodzice trzykrotnie mieli propozycję zmiany miejsca pracy i zamieszkania. Nie zdecydowali się… i może dobrze, bo dwie cukrownie spośród trzech, gdzie mogli się przeprowadzić, już od wielu lat nie istnieją.
Koniec bezpośredniej znajomości nie oznaczał zupełnego zerwania kontaktów. Była wymiana listów i wizyta państwa Młochowskich u nas, na „starych śmieciach”; były też telefony. 
Strona Zbigniewa Młochowskiego zakończyła swój byt wraz ze śmiercią przyjaciela moich rodziców, co miało miejsce w maju 2010 roku. Moja matka z kolei zmarła w roku 2013. Mam nadzieję, że jeszcze żyje pani Basia.
Kiedy tak patrzę na te zdjęcia czuję wzruszenie, czemu chyba nie można się dziwić i mam takie dziwne przeświadczenie, że jak na przestępców, moi rodzice wyglądali całkiem nieźle.

[Dobrzelin, 27.11.2015]

14 komentarzy:

  1. Myślę, że warto spisać historię swej Rodziny, ponieważ godna upamiętnienia dla potomnych. Zawiłości tego świata też należy prostować. Wyobrażam sobie, jak wiele emocji wywołuje takie zdjęcie zrobione przed laty. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... warto by spisać i nawet żałuję, że nie pomyślałem o tym wcześniej... a teraz już za późno

      Usuń
  2. No i wróciłam do wspomnień. I teraz pewnie u siebie "pojadę" sentymentalnie.
    Ale powiedz mi dlaczego używasz słowa "przestępców"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Moi rodzice także namiętnie grywali w brydża z różnymi partnerami i całymi nocami i kiedy miało to miejsce u nas w domu nie zachwycało mnie to....
    Dołączę do pytania Stokrotki : dlaczego "przestępców"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Stokkrotki i Jotki: Jeden pan, bardzo znany, zwłaszcza dzisiaj, polityk nie tak bardzo dawno temu, abym nie mógł pamiętać nazwał ludzi takich jak moi rodzice przestępcami, albowiem należeli swego czasu do pewnej organizacji, ohydnej w jego mniemaniu i przestępczej. Następnie taki drugi pan, co na bosaka podróżuje po świecie, uczynił krok dalej, nazwawszy takich jak moi rodzice zdrajcami ojczyzny. Zniesmaczyło mnie to leciutko, czemu ostatnio dałem wyraz w niedokończonej jeszcze opowieści "Tam, gdzie nie istnieje czas". Widzicie... ja posługuję się w znacznej przestrzeni swojego życia słowem, nie żyję z tego, ale tak jakbym żył, więc zauważam być może więcej od innych słów, które czasami ranią więcej, aniżeli czyny... ot, cała tajemnica, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan bosy, o którym wspominasz, a którego wielu tak lubi za jego podróże naraził mi się niemało, gdyż od kiedy zaczęłam wsłuchiwać się w to co i jak mówi, odkryłam jego prawdziwą naturę i pogardliwe nastawienie do prezentowanych ludów , bardziej prymitywnych od niego....
      Moja rada? Mądry wie o co chodzi, a głupim nie należy się przejmować....

      Usuń
    2. Tego pana co na bosaka podróżuje po świecie to ja po prostu nie znoszę. To jest obrzydliwy bufon.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. ... i znowu obu sympatycznym Paniom na raz odpowiadam, jak w tym szamponie, co dwa w jednym mieści... Tak jest, i ja odnajduję (może - odnalazłem, bo teraz nie oglądam) w jego opowieściach poczucie wyższości nad innymi... i ludźmi... i kulturami... i religiami, co już samo w sobie jest odpychające. Nazywam to taką nową konkwistą... ponadto, najdelikatniej mówiąc, nie darzę szacunkiem ludzi, którzy udają mądrego inaczej.... pozdrawiam

      Usuń
  5. Moi grali w preferansa. W brydża też i mnie brydża bardzo wcześnie nauczyli, bo jak potrzebowali czwartego, to i smarkata była dobra. A z innej beczki, te ginące strony internetowe, a wraz z nimi ginące wspomnienia, znikające w czeluści Internetu zapisy codzienności, a wraz z nimi ludzie, bohaterowie tych zapisów. Wolę chyba słowo drukowane, choć i ono zawodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, co piszesz, ale wiesz... dzisiaj taka moda na wirtualne pisanie, a jak wydrukujesz to albo tylko dla siebie zostawisz, jakbyś pisała kronikę albo pamiętnik, albo też decydujesz się na tradycyjną publikację... a tu trzeba troiche czasu i subiekcji... i nie każdy sie decyduje. W tym moim konkretnym przypadku, kiedy dotarłem do tej strony, byłem po prostu mile zaskoczony i gdyby autor nie zamieścił jej w internecie, pewnie nigdy bym nie przeczytał i nie zobaczył... jakby nie kombinować i tak wiatr w oczy pod górkę :-) pozdrawiam

      Usuń
  6. Powinieneś napisać historię rodziny, ale to z reguły jest jak praca odkrywcy - często dowiadujemy się rzeczy, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia i to nas zaskakuje. I często okazuje się, że bardzo mało znaliśmy własną, bliską rodzinę.
    Nie mogę tylko wciąż zrozumieć, dlaczego pan chodzący boso nie chodzi również nago, np. tylko w opasce biodrowej. A jeśli nie chodzi tak z powodu naszego dość chłodnego klimatu to niech się wyprowadzi w nieco cieplejsze strony i najlepiej stosunkowo szybko. Zawsze zastanawiam się ile w jego gadaniu jest wewnętrznego przekonania a ile gadania na pokaz, by zaszokować otoczenie.
    Wiem, że słowa ranią ale trzeba się na nie nieco uodpornić i
    koniecznie brać pod uwagę kto je wypowiada.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Anabell, może i powinienem, ale powiem Ci, że zawsze powstrzymywała mnie przed takim opisywaniem rodziny wewnętrzna autocenzura, która nakazywałaby albo upiększać, albo też pomijać być może niewygodne fakty... dlatego też obrałem w licznych opowiadankach jakie zamieszczam fikcję z wybranymi elementami biograficzymi.
      Dla mnie jest on niesłychanie antypatyczny i pewnie wynika to nie tylko z poglądów jakie głosi, lecz również z uwagi na formę w jakiej przekazuje, nazwijmy to na wyrost, swoje przemyślenia. No jakos nie mogę się uodpornić... satram się, a nie mogę... pewnie to już taka moja psychiczna "uroda" ... pozdrawiam

      Usuń