Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

Henryk Piątkowski - "Portret kobiety w czerwonej sukni i kapeluszu"

CHMURKA I WICHEREK

DZISIAJ JEST

DZISIAJ JEST
96
2025
Kwietnia
6
Niedziela
00:05
04:58
18:18
Celestyna, Katarzyna, Wilhelm
Kartka z kalendarza na stronę

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 grudnia 2015

STRZYŻENIE SCHABOWEGO (fragm. Prowincji)

Fryzjer był po schodach. Cztery ich było, no, może trzy, nieważne, tyle samo, ile u sąsiedniego rzeźnika. Tam to dopiero sie porabiało!
Mięso co dwa dni świeże przywozili. W pozostałe - wędliny. Z mięsem świetnie radziła sobie rzeźniczarka, sprawnie przerąbując kości, rozszczepiając żeberka i schaby, rozbijając płaty wołowiny, ot, taki antrykot na przykład, w sam raz na rosołek, a i na drugie by się zdał z sosem gęstym, chrzanowym, albo we własnym, gdy ktoś wątrobę ma w potrzasku.
Rzeźniczanka nie była szczególnie silną kobietą, choć ten topór katowski lekki nie był, lecz potrafiła zręcznie chwycić go w swe pulchne dłonie w takim miejscu trzonka, że wystarczyło lekko i niewysoko go unieść a potem upuścić swobodnie, i sam przedziabywał najtwardsze kościotrupy a i mięsiwo tłuste lub żylaste.
No, ale siedzimy: dziadek i ja. Fryzjer jeden, więc losujemy kolejność. Wypadło na dziadka. Łysy, ledwie kosmyki włosów nad uszami, a do fryzjera zachodzi. Oczywiście, że przede wszystkim na golenie, przepisowe golenie brzytwą. Cóż z tego, że dziadek ma w domu trzy brzytwy i maszynkę, i mógłby sam. Kto inny jak nie pan fryzjer Mietek potrafi tak smakowitą śmietankową pianę rozpuścić na policzkach i podbródku. Znacie takiego? I chciałoby się takę piankę zlizać i podniebienie nią nakarmić, gdyby nie fakt, że oszałamiająco pachnie jakąś spirytusową perfumą dla panów. Nic dziwnego, że dziadek co tydzień do pana Mietka zagląda i nie przeszkadza mu to, że ten guzdrze się niesłychanie, a guzdrze się z tego powodu, że uwielbia gadać. Powiedzmy sobie szczerze: jest tak doskonale poinformowany jak kobiety w maglu, a lepiej niż one w kolejce po przedświąteczną szynkę, karpie i pomarańcze.
Bóg jeden wie, o czym pan Mietek opowiada, a dziadek słucha, głosu nie daje, bo brzytwa ostra jak brzytwa, więc lepiej nie ryzykować. Może bym i zapamiętał co z tego gadania, gdyby nie te czasopisma na stoliku. Jest "Dookoła świata", "Przekrój", "Za i przeciw", "Panorama", a z gazet koniecznie "Głos Robotniczy" i "Dziennik Polski". Oglądam sobie ten świat, "Przekrój" zaczynam od ostatniej strony i tak dalej, nie liczę chwil, nie nudzę się przedłużającym się w nieskończoność pastwieniem nad zarostem dziadka.
Lubię sobie chodzić z dziadkiem do fryzjera, w ogóle lubię chodzić z dziadkiem, także do gospody, bo zawsze sobie jakieś ciastko zjem przy okazji i oranżady się napiję. Mamy z dziadkiem takie niepisane przymierze, bo kiedy po powrocie do domu babcia pyta, ileż tam kieliszków wypił dziadek, to odpowiadam, że jeden i była to pięćdziesiątka, chociaż obaj wiemy, że wprawdzie jeden to był, ale stugramowy.
Jeśli chodzi o frzjera to lubiłem z dziadkiem chodzić, bo pan Mietek sadzał mnie na skrzynce, abym swoją głowę mógł zobaczyć w lustrze. Czułem się wtedy większy i ważniejszy. Nie lubiłem wprawdzie takich nożyczek z wycięciami na ostrzu, nie lubiłem, kiedy wpadały mi strzępy ściętych włosów do oczu, ale te wszystkie niedogodności powetowane były puszczeniem na moją twarz i włosy rozproszonego strumienia perfum. W każdym bądź razie wolałem pana Mietka od tej fryzjerki w mieście, do której kiedyś zaprawadziła mnie mama.
Bardzo, oj bardzo niezadowolony byłem, kiedy tato oznajmił z uśmiechem, patrząc na moją miejską fryzurę, że jestem obcięty na dziewczynę, co zrozumiałe, bo dostałem się pod nożyczki kobiety.
Tej zniewagi, rzecz jasna, nie potrafiłem przełknąć i nigdy już fryzjer-kobieta nie zajmowała się moimi lokami.
Anim się spostrzegł, jak nadeszła moja kolej.
- Tylko krótko - powiedziałem odnosząc swoją prośbę do czasu trwania strzyżenia.
Pan Mietek zrozumiał to opacznie i przystrzygł moje włosy króciutko, na pół zapałki.
A jaki jest związek fryzjera z rzeźnikiem, ktoś zapyta?
Otóż po wyjściu od fryzjera poszliśmy z dziadkiem do pani rzeźniczarki.
Dziadek polecił pani przygotować toporem pięć solidnych porcji schabowego z kością, bo przecież wiadomo, że jeżeli schab, to tylko z kością.

[16.12.2015 Vranov nad Touplou, Słowacja]

2 komentarze:

  1. Pamiętam taki sklep, nazywał się Rzeźnik i panią, która rąbała siekierą połówkę świni na mniejsze kawałki, a nożem wykrawała słoninę i oddzielała od mięsa. Scenka rodzajowa z Dziadkiem u fryzjera to mistrzowskie ujęcie wspomnień z dzieciństwa.Zawsze pod powieką zostaną takie okruchy.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... a bo ja się starzeję i im głębiej w las pamięci, tym więcej nawet najbardziej błahych szczegółów się przypomina

    OdpowiedzUsuń