CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 grudnia 2020

DACH NAD GŁOWĄ (I.2)

 Początkowo rozmowa tych trojga była niejako dopełnieniem prowadzonej dyskusji po emisji dokumentalnego filmu, jaki przygotował w związku ze spotkaniem Rojewski. Pani Złotowska doceniała starania dokumentalisty jeśli chodzi o podjętą przez niego tematykę, pozornie tylko nieciekawą, a przecież z punktu widzenia społeczności miasteczka Żytowo niezmiernie ważnym. Już sam tytuł tego godzinnego obrazu był istotny, choć do pewnego stopnia mylący. Jak bowiem zinterpretować tytuł „Żywiciele miasteczka”? Dopiero po kilku minutach projekcji każdy uczestnik spotkania autorskiego mógł się zorientować, że tymi żywicielami były firmy, zakłady produkcyjne i usługowe zatrudniające w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia zdecydowaną większość dorosłych mieszkańców Żytowa i okolic, a dając zatrudnienie, rzecz jasna żywiły zarówno samych pracowników, jak i też ich rodziny.

Pani Kintel zwróciła z kolei uwagę na stronę formalną dokumentu filmowego, który w żadnym wypadku nie przypominał laurki dla decydentów miasta i kierownictwa zakładów, ale wykorzystując do bólu czas emisji filmu, pan Rojewski potrafił dotrzeć do wielu zwykłych mieszkańców miasteczka, przeprowadzając z nimi krótkie, acz wartościowe wywiady obrazujące warunki życia i pracy przeciętnego Kowalskiego w mieście niewielkim, ale aspirującym do miana wysoko uprzemysłowionego, a przynajmniej ważniejszego niż nim było.

Rojewski zwracał tymczasem uwagę na to, że gdyby swego czasu na początku lat siedemdziesiątych nie zakupił w Czechosłowacji kamery filmowej, na nic zdałby się jego zamysł twórczy, czy inaczej – nie powstałby scenariusz, którego celem był opis życia mieszkańców miasteczka, scenariusz, którego efektem miał być właśnie film łączący przeszłość z teraźniejszością, a do tego film patrzący w przyszłość.

- Teraz gromadzę materiał do filmu, który poświęcę edukacji i kulturze – stwierdził Rojewski, gdy rozmowa na temat jego dokumentu zmierzała ku końcowi. - Mam tego sporo, ale rozumieją panie, że trzeba te dziesiątki fragmentów dostosować do potrzeb współczesnej techniki przekazu, a na to trzeba czasu, no i bez pomocy mojego montażysty, który nota bene pracował nad „Żywicielami” gratis, nie udałoby mi się nigdy skończyć tego filmu, ani też myśleć o kolejnym.

- Wierzę, że się panu uda - wyraziła swą opinię pani Kintel – ale niech pan mi powie, dlaczego tak późno postanowił pan zająć się naszym miastem? Zdaje się, że wyemigrował pan stąd przed jedenastoma laty, dobrze słyszałam?

- Tak. Prawdę powiedziawszy ruszyłem w świat za żoną, za moją drugą żoną. W wielkim mieście o pracę łatwiej. Niestety, Sławka odeszła dwa lata temu, a przed rokiem dożywszy pięknych 96 lat umarł mój wuj, przez wiele lat szewc.

- To pan Teodorczyk, ten co warsztat miał na Lipowej, to pana rodzina? - wtrąciła pani Złotowska.

- Tak, ze strony matki.

- I stąd się wzięło pana postanowienie względem zrobienia tego filmu? - zapytała pani Kintel.

- Między innymi, a także z tego powodu, że wuj zostawił w spadku mnie - jedynemu, swoje mieszkanie i pracownię na Lipowej.

- Czyli przynajmniej pod jednym względem, mam na myśli spadek, pana i tego, którego pan szuka losy mają wspólny mianownik – podzieliła się swoją myślą pani Kintel.

- A tego nie wiedziałem. Ten Karski, znaczy się, odziedziczył tę posesję na rogu Narutowicza i Ciasnej?

- Nie inaczej.

- Wie pani coś więcej na ten temat?

- Mam znajomego, który wie o tym człowieku niemal wszystko.

(...)

[Ponieważ w dalszym ciągu akcja toczy się w klubokawiarni, być może pani Kintel zwróciła uwagę, że ajent zmienił płytę, puszczając teraz 5. koncert brandenburski Jana Sebastiana Bacha.]




[12.12.2020, Toruń]


2 komentarze:

  1. Pamiętam czasy, gdy woziło się z Czechosłowacji i NRD dobra wszelkie. Jakoś te kraje, mimo podobnej sytuacji lepiej sobie radziły z zaopatrzeniem ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najbardziej żałowałem tego, że w NRD było mnóstwo przedmiotów sportowych...

      Usuń