ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 grudnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (140-142) + NAKAZ PRACY 1/2

 

140.

Niestety nadchodzą czasami takie chwile, gdy trzeba zwiększyć dawkę leku, po którym czuję się znacznie lepiej, jak i też wypić szklaneczkę siemienia lnianego, co również poprawia samopoczucie i przynosi ulgę żołądkowi.

141.

Jak się polepszy, dokończę oglądanie „Wśród nocne ciszy” - filmu Tadeusza Chmielewskiego ze świetnymi rolami Tomasza Zaliwskiego i Piotra Łysaka. Na uwagę zasługuje bardzo pedantyczne wręcz odtworzenie świata przedstawionego, tj. pomorskiego miasta w okresie przedświątecznym gdzie i wokół dzieją się straszne rzeczy – morderstwa chłopców, któreg sprawcę chce pochwycić komisarz Hermann, grany przez Zaliwskiego. Film powstał na motywach znakomitej powieści Ladislava Fuksa „Śledztwo prowadzi radca Heumann”. Ogromną zasługą reżysera jest podążenie w interpretacji prozy Fuksa za oryginałem przy jednoczesnej całkowitej zmianie scenerii fabuły, co czyni że zarówno film jak i książka warte są zapamiętania.



142.

Co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy nagle zetknęli się z osobą / sytuacją z przeszłości, która miałaby w założeniu wpłynąć na nasze życie? W jaki sposób stawilibyśmy czoła czemuś, co wydawałoby się, pochodzi ze snu, z chorej naszej wyobraźni. Każde zetknięcie się z sytuacją z pogranicza jawy i snu lub wręcz do bólu surrealistyczną powinno sprowokować nas do odwiedzania gabinetu psychiatrycznego, a jeśli potraktujemy zdarzenie / osobę z pełną powagą?

Poniżej pierwszy fragment krótkiego opowiadania, w którym dojdzie do niespodziewanego spotkania przeszłości z teraźniejszością.


NAKAZ PRACY 1/2

1.

Pani Beata ubrana w granatową sukienkę za kolana, w mikroskopijne białe groszki, pończochy mimo wszystko grube, nie pasujące do delikatnych czarnych czółenek, poprawiła odważnym ruchem ręki zgniłozielony kapelusz o obszernym rondzie i zastukała do drzwi, a odczekawszy drobną chwilę na przedprożu kamieniczki zwilżyła językiem lekko pociągnięte krwistą pomadką wargi.

Drzwi otwarły się przed nią, a w ich rozwartej przestrzeni ukazała się kobieta w wieku Beaty.

- Ja do pani Gertrudy Jerzmanowskiej, z polecenia naczelnika.

Kobieta po tamtej stronie progu zdradziła zdziwienie swoją miną.

- Prababcia Gertruda nie żyje od wielu, wielu lat, a pani…

- Beata Zosinek, nowa nauczycielka, z nakazu pracy miałam objąć klasę w tutejszej powszechnej szkole… pan dyrektor zgłosił zapotrzebowanie – wyjaśniła przybyła.

- Nie bardzo rozumiem – zaczęła kobieta – ale… może pani wejdzie. Nie będziemy rozmawiać w progu.

Pani Zosinek podążyła za gospodynią zdejmując po drodze kapelusz, rozglądając się po pomieszczeniach, przez które była prowadzona, aż wreszcie dotarła do niewielkiej, prześwietnie przytulnie urządzonej izby, którą prowadząca panią Beatę kobieta nazwała salonikiem; usiadły obie przy okrągłym kawowym stoliku, lecz jeszcze nie kontynuowały rozmowy, albowiem pani Beacie zaproponowano kawę; zgodziła się i już po kilku minutach obie kobiety mogły posilić się rozmową.

- Nie bardzo rozumiem, skąd zna pani moją prababcię, Gertrudę, skoro ja znam ją tak mało - zaczęła kobieta.

- Pani… przepraszam, jak mam się do pani zwracać?

- Danuta.

- Ach tak, pani Danuto, ja sądziłam, że spotkam się tutaj z panią Gertrudą i nic mi nie jest wiadomo o jej śmierci.

- Musiałaby mieć, droga pani, dobrze ponad sto lat, gdyby żyła… wciąż nie rozumiem.

- Widzi pani, naczelnik kierując mnie do pracy w szkole w tej miejscowości, nic mi nie mówił, że pani Gertruda nie żyje. Jestem tym faktem szczerze zasmucona.

- A właśnie… czemu niby ten naczelnik skierował panią w to miejsce? - zapytała Danuta.

- Droga pani, pan naczelnik zaproponował mi stancję tutaj – oto powód mojej wizyty. Rozumie pani, że po tej straszliwej wojnie pozostało niewiele miejsc, w których można by gościć nauczyciela, a tu wrzesień za pasem, hotelu, jak tłumaczył naczelnik, w mieście brak, więc trzeba polegać na osobach, które za niewielkie pieniądze zgodziłyby się gościć nauczyciela, dopóki rada miejsca nie zafunduje obcej mieszkania pracowniczego. Pani Gertruda najwidoczniej odpowiedziała pozytywnie na apel naczelnika, tak i stawiłam się w zaproponowanym mi miejscu i czasie.

Pani Danuta Koszarska zatęskniła za mężem, który miał się pojawić w domu przed godziną, ale pewnie znów mu coś wypadło w pracy, jakieś nadgodziny czy zebranie, bo do knajpy w powszednie dni nie chadzał, a już nigdy bez uprzedzenia o tym żony. Zatęskniła za mężem, bo doszło do jej świadomości, że nie poradzi sobie z kobietą, która zaczyna opowiadać niestworzone rzeczy o powszechnej szkole, naczelniku, nakazie pracy czy stancji u prababci Gertrudy. Pani Danuta przyglądała się uważnie siedzącej naprzeciwko niej kobiecie, dostrzegając nie tylko nietypowe zachowanie i sposób prowadzenia rozmowy przybyszki, lecz również zawieszała wzrok na jej ubiorze tak nieprzystającym do dzisiejszych czasów.

- Może skosztowałaby pani obiadu. Przygotowany, a mąż nie wrócił jeszcze z pracy.

- Proszę się mną nie przejmować, w pociągu jadłam kanapki, no ale jeżeli pani taka dobra, pani Danuto, to z przyjemnością skorzystam z zaproszenia na obiad, ale tylko wtedy, gdy dołączy do nas pani mąż.

- Dobrze, niech tak będzie. Mąż się ucieszy.

- Miło mi, pani Danusiu. Mam nadzieję, że pani mąż nie stanie na przeszkodzie, abym się u państwa zatrzymała na dłużej. Dla nauczycielki z prowincji pewność zakwaterowania to bardzo wiele. Ma się wtedy mniej zmartwień i można poświęcić się rozpalaniem światełka edukacji najmłodszym. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby robotniczo-chłopskie rządy zrezygnowały z walki z analfabetyzmem. A tak przy okazji, mają państwo dzieci?

- Jak dotąd, pani Beato, nie trafiło nam się, chociaż myślimy o dziecku.

Pani Danuta aż zastanowiła się nad swoją wypowiedzią, odwróciła wzrok od nauczycielki z nakazem pracy i zamilkła na dłuższą chwilę. - Co ją może obchodzić to, czy posiadamy dzieci, czy nie? - pomyślała świadoma tego, że niepotrzebnie dała się wciągnąć w rozmowę na ten temat.

- W tej torbie – pani Beata Zosinek wskazała na skórzany, mocno podniszczony neseser, na który dopiero teraz jej rozmówczyni zwróciła uwagę – w tej torbie mam jedynie rzeczy osobiste, ale na jutro pan naczelnik obiecał przywieźć do szkoły paczkę z zeszytami, książkami i ołówkami dla dzieci, dla tuzina dzieciaków; sama się wystarałam, bo rozumie pani, bez tego nie sposób prowadzić lekcji.

- Kiedy u nas w mieście zaopatrzenie dobre. Nie wiem oczywiście, z jakich podręczników zamierza pani uczyć nasze dzieci, ale zawsze można zamówić u dystrybutorów.

- Tak się tylko wydaje, pani Danusiu, tak się tylko wydaje - skwitowała wypowiedź gospodyni pani Zosinek, zaczerpnęła dwa pokaźne łyki niesłodzonej kawy i poprosiła o wskazanie jej pokoju.

[20.12.2020, Toruń]


2 komentarze:

  1. Dawne filmy mają w sobie więcej klimatu, niż obecne produkcje, a może nasz gust wierny jest dawnej jakości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w grę wchodzi tu następująca kwestia: w latach sześćdziesiątych, także po części siedemdziesiątych polska kultura, w tym film była mimo wszystko w pewnej izolacji, co paradoksalnie przyczyniło się do rozwoju sztuki filmowej w Polsce. Pisząc o pewnej izolacji, nie mam na myśli, że byliśmy jako widzowie i artyści odcięci całkowicie od kultury zachodniej, ale czerpaliśmy (filmowcy) wiedzę i umiejętności z wartościowych projektów, najczęściej europejskich. O lat 90-tych zalewa nas chłam produkcji hollwoodskich i temu podobnych. Myślę, że co najwyżej 10% wartościowych filmów jest pokazywanych w naszych kinach. Ludzie w kajdanach reklamy chodzą na te filmy, więc aby sprostać wymaganiom coraz mniej wymagającego widza, polscy twórcy filmowi produkują filmy wzorujące się na narracji komercyjnych obrazów zachodu. Gra aktorska schodzi na dalszy plan, tematyka nawet ambitnych filmów pod wydarzenia bieżące (dla mnie to wada nie zaleta; nie uważam np., że z uwagi na to, że dużo się obecne mówi o LGBT czy przekrętach kościoła katolickiego, trzeba koniecznie robić na ten temat filmy, bo moda pewnego dnia ustanie... sądzę, że od bieżących spraw na czasie jest przecież dokumentalistyka), komedie banalne, ogłupiające, a już o produkcjach telewizyjnych chyba wszystkich stacji przemilczę, bo w tych produkcyjniakach nie ma miejsca nawet dla aktorów (pewnie dla oszczędności), więc o czym my mówimy...

      Usuń