ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 września 2018

LETNIE POGWARKI (21) NIE PORA NA PODSUMOWANIE ŻYWOTA, ALE… (2)


1.
I tak oto wkroczyliśmy w kolejny miesiąc roku, jeszcze lato, choć już się wypala, przynajmniej w miejscu, gdzie te słowa piszę.
A jeśli wrzesień to na samym początku przykra rocznica wybuchu wojny światowej (sam nie wiem, dlaczego tak hucznie obchodzona), do tego początek nowego roku szkolnego.
Z nim to byłem w zmowie z przerwami blisko ćwierćwiecze, ale los niepokorny i paru ludzi sprawiło, żem teraz na drodze, w podróży, przygód nieszukający, raczej kasy.
Automatycznie ciśnie się na usta pytanie, co chyba zrozumiałe, czy ten wcale nie tak krótki okres swego życia poświęcony edukacji to czas stracony dla mnie, czy nie bardzo?
Pisałem już o tym w różnych kontekstach, fragmentarycznie i szerzej, lecz w końcu jeśli tyle razy uczestniczyło się w uroczystej inauguracji roku szkolnego, hymnu za każdym razem wysłuchawszy, to i nie dziwota, że wspomnienie o szkole wciąga człowieka jak bagno na moczarach. Z każdym rokiem powiększa się perspektywa, z której widać nie tyle precyzyjniej szczegóły, ale szerzej i bardziej kompleksowo patrzy się na swoje życie w kontekście edukacji. Z każdym też rokiem bolesność tej obserwacji ulega ułagodzeniu i daje prawo do wypowiedzi pozbawionego drapieżnych emocji stwierdzenia, że jednak ten czas przed tablicą i w dyrektorskim gabinecie spędzony nie wart był wschodów i zachodów słońca. Innymi słowy, można było sobie własne życie ułożyć inaczej i mądrzej, i trzeba się było (tu warto by użyć łacińskiego czasu „plusquaperfectum”) wziąć za jaką godniejszą od nauczycielskiej robotę, aby nie odczuwać teraz zgryzot i bruzd na połączeniach nerwowych w mózgu.
Tak oto dzisiaj na pchlim jarmarku, na półdarmowej wyprzedaży, na francuskim „brocante” przychodzi mi bez żalu wystawić dokumentację swojej nauki i pracy zawodowej - na sprzedaż za symboliczną złotówkę. Może znajdzie się jaki zwariowany nabywca, który moje „papiórki” umieści na styropianowej tablicy, a każdy dokument stanowiący dla potomności ciekawostkę zawodową, podkreśli wężykiem.
Niestety nie będzie pośród nich magisterskiego dyplomu z Wydziału Polonistycznego Uniwersytetu Łódzkiego, jako że studia na tej uczelni - a szkoda - przerwałem. Będzie natomiast licencjat z „Komputerów w Edukacji”, będzie dyplom magistra „Edukacji Ustawicznej”; znajdą się potwierdzenia ukończenia kursów komputerowych, dwóch certyfikatów z języka angielskiego - w tym TOEFL i kursu kwalifikacyjnego dla kadry kierowniczej w oświacie,  który umożliwił mi start w konkursie na dyrektora, czego zresztą doświadczyłem (ciekawe, że od mojej następczyni nie wymagano już takiego świstka papieru).
Wśród dokumentów obecnych na moim bazarowym straganie znajdzie się też moja podyplomówka (jakże długa nazwa!): „zarządzanie zasobami bibliotecznymi, bibliotekoznawstwo i informacja naukowa”, będą też dokumenty potwierdzające kwalifikacje do tego, że mogę prowadzić szkolenia pracowników w zakresie BHP, mogę być kierownikiem wypoczynku i wycieczek dla dzieci i młodzieży, że potrafię realizować projekty programów Socrates - Comenius i eTwinning, umiem też wdrażać technologię informatyczną i jej wykorzystanie w usprawnianiu zarządzania oraz kreowaniu wizerunku szkoły, że posiadam kwalifikacje do wprowadzania kształcenia modułowego w szkole zawodowej, że jest mi znajoma „pomoc w rozwoju partnerstw lokalnych na rzecz zatrudnienia”… że już nie wspomnę o innych mniej znaczących „papiórkach” ze szkoleń i kursów.
Aha, o jednym bym zapomniał, a jest to dokument najstarszy wiekiem, a mianowicie - certyfikat ukończenia Studium Pedagogicznego w WODN Płock. Dlaczego tak istotny? Bo dwusemestralna nauka w tej płockiej placówce stała na naprawdę wysokim poziomie i mogę śmiało stwierdzić, że nigdy później o swym nauczycielskim fachu nie dowiedziałem się więcej, aniżeli właśnie tam w WODN-ie w Płocku.
No proszę, kto da tę złotówkę? Zapraszam. Dokumenty czyściutkie, wyprasowane, choć z osobliwym zapachem zamkniętych szuflad i ustawionych gdzieś na najwyższej półce biblioteczki skoroszytów.
A przecież mogło być inaczej…

[01.09.2018, Luttow-Walluhn, na granicy byłych: NRD i RFN w Niemczech]

4 komentarze:

  1. Mogło, ale nie było, wszystko w naszym życiu ma podobno czas i miejsce, a Twój ślad na kartach dziejów polskiej edukacji na pewno był istotny i wartościowy, choć wartość człowieka nie liczbą papierków się mierzy:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że nie łamałem sobie głowy dla "papiórków", natomiast ich zdobycie zajęło mi sporo czasu, który dzisiaj uznaję jako bezpowrotnie stracony. Może Cię przerażę, Jotko, tym, co powiem, ale, aby być zgodny z własnym sumieniem, kompletnie mnie dzisiaj nie obchodzi, jak byłem, jestem, czy będę oceniany jako nauczyciel i czy śnieg zasypie mój ślad, czy wybitny mróz go utrwali... i tym optymistycznym akcentem pozdrowię Cię po raz kolejny :-)

      Usuń
    2. Myślę, że nie o ocenę jako taką chodzi, ale o ciepłe wspomnienie u nielicznych, to cenniejsze, niż medale.

      Usuń
    3. Kto chce, tak jak ja,zapomnieć o swoim "nauczycielowaniu", musi się liczyć z tym, że zapomnieniu ulegają także te cieplejsze. Modyfikujac poprzedni wpis, powiem cynicznie - niewiele mnie to obchodzi, czy ktoś pamieta mnie ciepło czy grudniowo. To przeszłość. Nie dam sie nabrać na czułe słówka. Zbyt wiele serca wkładalem dawniej w te robotę, ze szkoda dla rodziny, glownie córki. Mówię Ci, szkoda tych lat. .

      Usuń