CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (10)

(...)
Czas przepłynął im przez palce i panna Karolina wniosła w wazie grochówkę do jadalni. Na jej komendę stary Walczak przysposobił sztućce i talerze; Karolina nalała zupę, wróciła do kuchni, a ten niedługi okres czasu Walczak wykorzystał do tego, aby zabrzmieć zasadniczym głosem:
- Całkiem niezła gospodyni, tyle że musiałem ją przymusić, Krzysztofie, do tego, aby dała przygotować nakrycie dla siebie.
Krzysztof oczywiście poparł starego, a kiedy stażystka zasiadła w końcu z nimi przy stole, ośmielił się ją zrugać.
- Karolciu, a toż ty nie jesteś służką, aby w kuchni na zapiecku, żeby nikt nie widział, spożywać posiłek. Wiesz, skarbie, że w naszym domu to i pies (a gdzież to polazła ta łajza?) ma swoje miejsce blisko stołu, czego zresztą Elizka nie lubi, choć nie lubić nie oznacza nie być z tym pogodzoną.
- Wiem, proszę pana.
- No to bez dąsania jedzmy. Zaznaczam, że grochówkę sam przyrządziłem.
Jedli z apetytem chwaląc zupę leśniczego, ale też smakując z przyjennością drugie danie, w całości przygotowane przez stażystkę.
Ta pomiędzy jednym a drugim kęsem wieprzowego kotleta spoglądała pełnym ciekawości wzrokiem na Ernesta, nie żeby gustowała w urodzie tego mocno dojrzałego mężczyzny, ale z racji profesji jaką uprawiał. Wygląd Ernesta nie przypominał jej literatów poznanych ze sztychów zamieszczanych w podręcznikach czy encyklopediach, nie dostrzegała w nim kogoś znaczącego, kogoś, kto by samą swoją postawą, wizerunkiem, manierami przykuwał uwagę czytelników i nie tylko ich. Jednakowoż Ernest miał w oczach coś takiego, co powodowało, że zdawał się być w rozdwojeniu: przy stole promieniujący uśmiechem i dowcipem; ale też przebywał gdzieś poza tym pokojem, domem, ba, znajdował się myślami w odległej krainie.
Chciała się Karolina zapytać o co Ernesta, chciała się wtrącić do nieustającej rozmowy wspomnieniowej obu mężczyzn, lecz nieśmiałość jaką wyniosła z domu, nieśmiałość, której Smulski nie zdołał w niej jeszcze przezwyciężyć, nie pozwalała na to. Czasami dotykali się wzrokiem, uśmiechem - nic ponadto.
Stary Walczak natomiast zdołał dorwać się do głosu, z interesem, rzecz jasna, w kwestii tych żerdzi, co to mu są potrzebne, aby w ogrodzie dla żony oranżerię (tak się wyraził - oranżerię) postawić na warzywa i kwiaty. Krzysztof obiecał, że osobiście dopilnuje i wybierze najlepsze drzewo, a co do zapłaty, zgodzą się na pewno - po starej znajomości.
Kiedy skończyli posiłek, Ernest przypomniał sobie o telefonie, jaki miał wykonać do Anny. Wstał więc od stołu i przeszedł do sieni. Karolina powłóczyła za nim wzrokiem, a Walczak doszedł do wniosku, że na niego pora; podali sobie ręce ze Smulskim, a przechodząc przez sień, uczynił podobnie z Ernestem.
Rozmowa z Anną nie przeciągnęła się - Ernest nie zwykł długo rozmawiać przez telefon; zaledwie Karolina z Krzysztofem zdołali sprzątnąć ze stołu, gdy Ernest był już gotów do pomocy.
- Erni, damy sobie radę, a ty musisz być zmęczony. Wykorzystaj ten poobiedni czas na drzemkę, bo za dwie - trzy godziny wrócą moje panie i w tym domu zagrzmi... jeszcze się o tym przekonasz.
I Krzysztof pomagając Ernestowi wtaszczyć na górę jego walizkę, wskazał przyjacielowi jego pokój.
(...)

[25.06.2019, Merida w Hiszpanii]

2 komentarze:

  1. Obfity ten obiad, nie powiem...nie dziw, że drzemka konieczna:-)

    OdpowiedzUsuń