CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (7)

(...)
- A pan miastowy, jeśli to nie tajemnica, kim jest w mieście? Czym się zajmuje?
Ernest przygryzł wargi. Nie spodziewał się tego pytania, ale cóż mu szkodziło na nie odpowiedzieć.
- Jestem literatem... piszę...
Wozak pokiwał głową.
- Prawdziwy pisarz?
- Najprawdziwszy.
- Pierwszy raz mam przyjemność - westchnął stary.
- No i doczekał się pan, gospodarzu - Ernest roześmiał się.
- Prawda, doczekałem się. Pan pisarz... cóż... praca nieciężka ale i nielekka.
- Tak mówią.
- Tyle, że pisarz na piechotę przez pola, przez las? Myślałem, że pisarze samochodami jeżdżą.
- A miałem, miałem własne auto.
- Znaczy się, że już go pan nie ma. Stało mu się coś?
- Zestarzało się. Nie chciało jechać. Poszło do huty.
- I nie kupił pan nowego?
- Nie kupiłem. A czy to nie przyjemniej tak jak pan... wozem?
- A pewnie, że przyjemniej. Jedzie się powolutku, jest czas, aby przyjrzeć się światu z bliska... i jest do kogo gębę otworzyć.
- Tak jak teraz... pan i ja.
- Też, ale i kiedy sam powożę, to choć z Bursztynką sobie pogadam.
Stary cmoknął na klacz.
- Bursztynka... piękne imię dla klaczy.
- Kiedy się narodziła, umaszczona była jak jasny bursztyn. Potem trochę pociemniała, ale imię już tak zostało.
- Piękna klacz.
- A piękna. Byłem z nią u kowala... podkuć musiałem. Poprzednie podkowy poluzowały się, raniły jej kopyta. Żal było patrzeć, jak zaczyna się męczyć.
- Pewnie, że szkoda. Koń bez podków, to tak jak chromy bez laski.
- Ta... pan miastowy, a rozumie. Bywają też, panie, dzikie konie, które biegają samopas niepodkute, ale od kiedy człowiek wziął je do pracy, musi że dbać o nie powinien, tak i ja bladym świtem zajechałem do kowala - będzie dwa razy po dziesięć kilometrów.
- Bliżej nie było?
- Bliżej, panie miastowy, to gdzie? Kowale, panie, tak jak gospodarskie konie - na wymarciu. No, chyba że kto trzyna je dla zabawy albo sportu... wtedy tam skaczą, ścigają się... piękne, nie powiem, czystej rasy, po dobrych rodzicach, a takie drogie, że byle auta pan sobie za takiego konika nie kupi. A moje konie..  bo miałem ich w swoim życiu, miałem, pierwej były do roboty w polu, a teraz bardziej do tego, aby  b y ł y,  a skoro są, dbać o nie trzeba, czy źle mówię? Widzi pan, gotową mieszankę, o w tych workach, dla niej kupiłem, na zimę będzue jak znalazł, gdy obrok pójdzie w cenę. Póki co mam ją czym karmić, do tego mam spire pastwisko. Sąsiad mi tłumaczył, aby z pół tej łąki zaorać pod uprawy, bo dla trzech krów i klaczy połowa łąki wystarczy. Ale się z nim nie zgodziłem... a jak popadnie na suszę, to dobrej trawy i na paznokieć nie skoszę.
- Widzę, że jest pan dobrym gospodarzem, a klacz jest po to , aby  b y ł a,  to ciekawe.
- A niech się pasie. Niestara jest, niech pożyje na bezrobociu, oczy nacieszy. Ba, cygany przychodziły, i jaką cenę dawały! Ale gdzie mi tam pozbywać się Bursztynki? Do kościoła, na weselisko mnie zawiezie, a jeszcze nie tak dawno mleko nią do punktu woziłem.
- Do kościoła, na wesele takim wozem?
- Nie, panie miastowy, synuś ma smykałkę do stolarki. Złożył był do kupy starą, pierwszorzędną bryczkę, mówię panu, cud - glans. Nie wstyd taką podjeżdżać pod kościół nawet w Wielkanoc. Tak i nas wynajmują często do ślubów, chociaż bryczka tylko na jednego konia, a co niektórzy młodzi chcieliby się wybrać w tę swoją ostatnią kawalersko-panieńską podróż we dwa, ba, w cztery konie. A raz, panie pisarzu, ślubować mieli tacy, co tu nad jeziorem wczasowali. Powiedzieli, że tym właśnie powozem chcieliby pod kościół do ślubu. Akurat widzieli mnie, jakem ze swoją, synem i synową podjechał na niedzielną sumę. A problem był, bo ten ślub miał się odbyć daleko, więcej niż sześć razy po dziesięć kilometrów. Myśkałem sobie: kasztanka się zamęczy, zanim dojedziemy, jeszcze ją ochwacę. Ta... a oni, że Bursztynkę specjalnym autem się dowiezie, bryczkę na ciężarówkę i pod dom weselny. Tak i też się stało. No i my z Bursztynką nie dość, że uczynili honor parze młodej i weselnikom, to i zarobili sporo.
No... widzi pan do jakiego rozwidlenia dojeżdżamy? Tu nie cztery, a pięć stron świata. A my pojedziemy o tą dróżką...
- A tamte drogi? - zapytał Ernest.
- Tamte dróżki są donikąd.
(...)
[23.06.2019, Merida, Extremadura w Hiszpanii]

2 komentarze: