CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

26 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (11)

(...)
Stół pod oknem, jedyne krzesło, podobnie jedyna szafa na ubranie i tapczan (sprawdził - wygodny); jedyna biblioteczka, a w niej na nielicznych półkach - książki wespół z porcelanowymi figurkami, drobnymi bibelotami z laki i brązu - niewiele tego.
Na biblioteczkę rzucił tylko okiem. Walizkę położył na tapczanie, otworzył; na samym wierzchu notatnik z wiecznym piórem wetkniętym pomiędzy kartki. Przeniósł go na stół, usiadł. Ukośny promyk słońca dotykał lewej futryny okna. Jeszcze chwilę i zaśnie. Potarł dziobek stalówki o wewnętrzną stronę okładki notatnika. Atrament wyznaczył prostą, niezbyt grubą, ciemnobłękitną linię. Zaczął pisać.
Zobaczyłem ją. Ona? Wskakuje do wody. Z niewysokiego, trawiastego brzegu. Słońce praży. Niskie. Przedwieczorne. Pomarańczowe. Wykonam ten skok. Dłonie w łódeczkę, ramiona przed siebie, wyprostowane, oczy zamknięte. Odbijam się. Skaczę. Wypływam. 
Jest. Pracuje wątłymi ramionami żabką. Podkurczone nogi. Unosi się na powierzchni jak spławik poruszany tarką fali.
Najważniejsze, że jest. Nie utonęła. Co tam, nie utonęła; płynie tak szybko, że muszę zmusić ramiona do większego wysiłku. Podpływam. Za każdym podciągnięciem ramionami pod siebie i do tyłu wodnej fali, płynę coraz ciszej, niemal bezszelestnie zbliżam się do niej, do kołyszącego się w wodzie tułowia. Jest w jednoczęściowym kostiumie kąpielowym, lazurowym jak przedpołudniowy nieboskłon, kiedy słońce nie jest jeszcze tak dumne i nie stoi wysoko nad głową.
Dotykam jej ramion pod pozorem... nie wiem... dotykam ich. Wyczuwam mokrymi, sfałdowanymi od wilgoci opuszkami palców mięśnie ramion, grudki karczku, kostkę obojczyka. Sunę prawą dłonią ku jej szyi, ku podbródkowi. Nierozważnie natykam się na jej spojrzenie. Jej oczy zwilżone kroplami wody, zaciągnięte smużką mgiełki, uśmiechają się do mnie.
Chce mi pokazać, że może płynąć szybciej. Przyspieszamy, chociaż wciąż płyniemy klasykiem. Nasze głowy zanurzają się po czubek nosa, czasami po brwi, po czym nasze torsy wyłaniają się z wody, która podczas każdego takiego wypłynięcia tworzy szerokie, krągłe, rozedrgane fale.
Nareszcie dopływamy. Mój Boże - dokąd?
Moja matka stoi przed werandą. Macha do nas ręką, a wygląda to tak, jakby osłaniała oczy przed pióropuszem świetlików przedwieczornego słońca.
Dlaczego podpłynęliśmy pod sam dom, skoro tam nie ma...?
- Mamo, to jest właśnie moja dziewczyna! - krzyczę.
Ona wyłania się jak Wenera z morskiej piany. Oboje ociekamy wodą. Nasze bose stopy rozdeptują skoszony nisko trawnik, którego w tym miejscu nigdy nie było.
- Miło mi będzie poznać twoją dziewczynę - oznajmia matka, a jej oczy błyszczą jak purpurowe ogniki wzniecającej wysoki płomień świecy.
Patrzymy na siebie. Ona ze zdumieniem, bo dopiero teraz dowiedziała się, że jest moją dziewczyną.
- Zrobię wam jagód z cukrem i śmietaną. Lubisz, dziecko?
- Będę po nich miała taki fioletowy język, prawda?
To pierwsze słowa jakie od niej usłyszałem.
Matka:
- Jak masz na imię, kochanie? Jakie ma imię dziewczyna mojego syna? Jak masz? Twoje imię... imię... .
- Jest na górze... pewnie śpi.
- Porządnie go przyjąłeś?
Ocknął się.
Na dole rwetes. Szczekanie psa.
- Gdzieżeś był tak długo? (to Krzysztof)
Szczekanie psa. Kobiece głosy.
Zamknął notatnik.
(...)

[26.06.2019, Merida w Hiszpanii]

4 komentarze:

  1. Dobrze mieć przy sobie notatnik, nawet jeśli nie jest się pisarzem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...toteż ja takowy przy sobie posiadam... zawsze... warto :-)

      Usuń
  2. Uwielbiam jagody, wczoraj synowa przyniosła mi kruchą babeczkę wypełnioną śmietaną i posypaną jagodami. Niebo w gębie. W te upały wielu z nas by popływało. A Ty w tej Hiszpanii masz taką możliwość? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie tuż obok płynie rzeka, ale jestem do auta "przywiązany" i z powodu kompletnego braku prądu w akumulatorze nie mogę opuszczać autka na krok. Natomiast tu gdzie jestem całkowity brak lasów, o jagodach już nie wspominając... pozdrawiam

      Usuń