CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (cd...)

(...)
Zatrzymaliśmy się. Stacja. Sąsiad z przeciwka mówi, że postoimy, aby przepuścić pośpieszny.
- Widzi pan, tor jest pojedynczy - tłumaczy. - Nie tylko przepuścimy pospieszny, ale też zaczekamy na osobówkę jadącą z tamtej strony. Dawniej, panie, to czekalibyśmy jeszcze za towarowym.
Zawsze lepiej wiedzieć więcej niż za mało, filozofuję. Nie mam za złe mężczyźnie, że karmi mnie tą ulotną wiedzą, sprawiam nawet wrażenie zadowolonego z tego powodu i słucham jego objaśnień.
- A pan, widzę, obeznany z trasą - mówię, pragnąc wcisnąć kilka słów w monolog współpasażera.
- Ponad trzydzieści lat na kolei, to i się sporo wie - odpowiada. - Chociażby to, że spośród trzech osobowych kursujących na tej trasie, wybrał pan ten najgorszy.
- Czemu?
- Wczesnoporanny i ten wieczorny nie kolidują z innymi pociągami. Jedynie ten, którym akurat podróżujemy, czeka na dwa inne, a kiedy dodać do tego spowolnienie spowodowane remontem torowiska, czas przejazdu bardzo się wydłuża - tłumaczy.
- To znaczy, że w moim przypadku, do Radowic, dojedziemy z opóźnieniem?
- Nic podobnego, te przeszkody zostały uwzględnione w rozkładzie. Pan chyba nie śledzi godzin przyjazdu pociągów.
- Nie śledzę.
- Nasza przerwa w podróży powinna trwać około 18 minut, jeśli tylko pospieszny się nie spóźni, to znaczy akurat tyle, aby móc sobie kupić w barze kanapkę i wypić piwo. Dawniej, z tym towarowym, można by było zjeść szybki obiad, no, może przesadzam, ale kiedyś na tej stacji panował spory ruch, nie uwierzy pan, ale tak było.
- Dlaczego miałbym nie uwierzyć? Wiadomo, dzisiaj coraz mniej połączeń kolejowych.
Mój rozmówca tylko westchnął.
- Dzisiaj ludzie mają coraz więcej własnych aut, takie czasy, panie kolejarzu.
- Prawda. Każdy ciągnie do siebie... no co, kupić panu coś? Wyskoczę... raz dwa będę z powrotem.
- Jeśli pan łaskaw, piwo.
Wysupłałem z portfela banknot i podałem go mężczyźnie. Niespiesznie wyszedł z przedziału.
Każdy ciągnie w swoją stronę. Co to miało oznaczać? Chodziło mu chyba o to, że w tych nowych, zmotoryzowanych i konsumpcyjnych czasach więdną więzu stadne, a jednostka chcąc nie chcąc, separuje się od grupy.
- Czy pan wie - zwrócił się do mnie swego czasu znajomy socjolog - że mimo wszystko istnieją ludzie, którym ten stan wyobcowania do tego stopnia nie odpowiada, że wsiadają w weekendy do samochodów, udają się w podróż byle gdzie i zatrzymują się na parkingach, aby tam świadomie zawierać nowe znajomości z ludźmi, których wcześniej nigdy nie widzieli. W dzisiejszych czasach, Erneście, dla ludzi ich dom, ogród, jeśli takowy posiadają, to świątynie prywatności, nie mówiąc już o mieszkańcach blokowisk, którzy, kto wie, czy nie w większym nawet stopniu strzegą własnej prywatności. Supermarkety, kina, teatry, restauracje przeznaczone są głównie dla rodzin zamieszkujących określone terytorium. Owszem, zdarza się, że bierzemy z sobą do tych miejsc znajomych, kolegów z pracy, ale zwykle są to zawsze te same osoby przynależące niejako do naszej grupy jako podgrupa. Skomplikowane to? Prawda, jest miejsce na firmowe imprezy jednoczące, meetingi i inne celebracje - zwykle organizowane przez zwierzchników spędy, na których głównym czynnikiem łączącym jest bogato zastawiony bufet i muzyka na czasie. Tak, Erneście, parking jest mimo wszystko hednym z tych miejsc, gdzie możemy autentycznie i, nierzadko, spontanicznie nawiązać kontakt z drugim człowiekiem.
Z pewnością miał rację. Od wielu lat prowadził szerokie badania na temat więzi międzyludzkich. Cóż... proces odwrotu od zachowań stadnych postępuje. I nie chodzi tu o tego rodzaju procesy stadotwórcze jakie występują w uczestnictwie w wydarzeniach sportowych, politycznych czy religijnych. Mam na myśli regres zachowań w grupach, w których fenomenem łączącym jest geograficzne ich usytuowanie. Jednym słowem, jeśli pominiemy rodzinę, która, prawdę powiedziawszy, w dzisiejszych czasach bywa porozbijana na drobniehsze elementy, przestaje istnieć ten szerszy krąg, będący wciąż małą, choć, wydawać by się mogło, znaczącą, małą grupą społeczną.
Nagle pomyślałem sobie, że tak jak tęsknię za przynależnością do grupy społecznej wynikającej z miejsca urodzenia, życia we wspólnym, nie zawsze zgodnym, ale przecież niezbędnym dla właściwego funkcjonowania w społeczeństwie, tak boję się ludzi zakorzenionych w grupach powstałych z pobudek czysto ideologicznych.
A spotkanie w przedziale pociągu osobowego emerytowanego kolejarza samo w sobie oceniłem jako wartościowe.
(...)

[09.06.2019, Aire de Garabit we Francji]

6 komentarzy:

  1. Szczerze powiedziawszy, nie tęsknie za życiem w stadzie, dość mam stada na co dzień w pracy i rozmów z każdym, o wszystkim.
    Prywatnie szukam azylu, a spotkania z rodzina wystarczają mi za całe życie towarzyskie.
    Nie to, że się izoluję, ale wybieram kontakty na własnych zasadach, przynajmniej po pracy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię stadnego życia, jednakowoż w przytoczonym przypadku chodziło mi raczej o wykruszanie się więzi międzyludzkich w małych społecznościach i zamykanie się " na drugiego człowieka"..

      Usuń
  2. To będzie też nawiązanie do poprzedniego tekstu bo chciałam się dowiedzieć czy wzdłuż tamtych torów albo między nimi też rosną takie piękne czerwone maki...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...będzie (a właściwie jest, tylko nieprzepisany) skromny wątek o makach....

      Usuń
  3. Mimo że nasi rodacy nie chcą żyć w stadzie, to jednak niektórzy chętnie zwierzą się obcym, np. w poczekalni do lekarza. Widocznie w domu nie mają się komu wygadać.
    Bardzo cieplutko pozdrawiam przed meczem siatkówki Polska: Chiny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to spostrzegłem, choć raczej nie w poczekalni do lekarza, gdzie od lat nie byłem (nawiasem mówiąc należałaby mi się jakaś premia od ZUS z tego powodu :-) )Również pozdrawiam z ciepłej Francji.

      Usuń