CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 czerwca 2019

DRÓŻKI DONIKĄD (9)

(...)
Dotarli wreszcie.
Piętrowy, murowany dom wyłonił się nagle, gdy skręcili w prawo ku grabowej alei, za którą powitał ich kolisty klomb kwiatów z dominacją róż, wielokolorowych, wspinających się kolczastymi łodygami po drewnianych palikach i drabinkach. We wnętrzu tego zwartego okręgu kwiecia istniała przestrzeń skoszonej niedawno trawy, zaś centralnym punktem tej roślinnej konstrukcji była niewielja sadzawka, do której prowadziła wysypana drobnym, żółtym piaskiem ścieżka z dwona ławkami usytuowanymi pobobu jej stronach. Ścieżka kończyła się na wprost obszernej werandy, z której wchodziło się głównym wejściem do leśniczówki.
Ernest domyślił się, że parterowa część leśniczówki składa się z pomieszczenia kuchennego po lewej i części, nazwijmy ją  - biurowej, po prawej stronie. Z obszerności bryły budynku Ernest wnioskował, że rozkład pomieszczeń po drugiej stronie poprzecznej osi domu był podobny. Czy znajdowały się tampokoje mieszkalne, czy toalety, kuchenne zaplecze albo główny pokój, gdzie serwowano posiłki - nie wiedział, natomiast z ilości okien występujących na piętrze, utrzymywał, że tam właśnie znajdują się pokoje sypialne.
Rondo, na którym stary zatrzymał swój wóz było szerokie; nie tamował więc drogi swoim postojem.
Zsiedli z wozu. Gospodarz bez skrępowania zaproponował, że zaprowadzi "miastowego" wprost do gabinetu leśniczego.
- My się z panem leśniczym bardzo dobrze znamy - oświadczył.
Weszli na podest werandy, przeszli do sieni i skierowali na lewo do nieznacznie uchylonych drzwi. W chwili gdy wozak zapukał, drzwi otwarły się szerzej. Stał za nimi leśniczy, który późno bo późno, ale zdążył dostrzec wóz jskim podjechali przyjezdni.
- A, proszę, wejdźcie panowie.
Krzysztof uścisnął dłoń staremu i gdy ten postąpił parę kroków wgłąb gabinetu, zobaczył z bliska drugiego gościa.
- No... powitać starego znajomego - odezwał się do Ernesta, podążając ku niemu z otwartymi rękami. - Tyle lat, tyle lat...
Uścisnęli się mocno.
- Witaj, stary druhu - wyrzekł Ernest. - Świetnie wyglądasz!
- Ty też niczego sobie, choć skłamałbym, że bez trudu cię poznałem, a właściwie gdybym nie widzial cię na zdjęciu, które zobaczyłem u tej twojej Anny, nie rozpoznałbym cię wcale.
- Cóż, niebawem sześćdziesiątka wejdzie na nasze karki.
- Na mój już weszła. Ech, cóż to za wiek? Las, Erni, prawda, że mogę nazywać cię tak jak dawniej, las, Erni, konserwuje, sprzyja wiekowi, dodaje sił i energii. Widzę, że przywiózł cię pan Walczak.
- A tak, spotkał mnie na drodze i był tak miły, że mnie podwiózł pod twoje siedlisko, ulitował się nade mną, bo... patrz jaką przytaszczyłem z sobą walizę.
Krzysztof spojrzał na nią z podziwem.
- Rzeczywiście spora. Wygląda jakbyś zabrał w drogę pół szafy.
Stary przysłuchiwał się rozmowie, rad by coś powiedzieć, wtrącić, ale postanowił wyszaleć się w rozmowie szkolnym przyjaciołom.
- To gdzie się spotkaliście, panie Walczak?
Ten roześmiał się.
- Pan miastowy raczył wysiąść na stacji w Radowicach zamiast w Borówkach, a spotkaliśmy się w Zalesiu.
Krzysztof zasępił się.
- Oj, wybacz, nie uprzedziłem cię, że z Borówek znacznie bliżej do leśniczówki... ale może i na lepsze wyszło... las zwiedziłeś.
- To ja już, panie Krzysztofie sobie pojadę, a względem tych krócic to jeszcze kiedy się rozmówimy. Macie sobie pewnie wiele do powiedzenia - zawyrokował Walczak.
- Ależ nic podobnego, zostaniesz pan na obiadku, męskim obiadku, bo tak się akurat złożyło, że morawdaja żona Eliza i teściowa oraz nasza urocza gospodyni, pani Weronika są w tej chwili w mieście... ale, ale - Krzysztof pomyślał chwilę, po czym przebiegł przez gabinet i otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia - mamy wyjście awaryjne - Karolina, moja stażystka odrzeje nam zupkę i usmaży kotlety, prawda, panno Karolciu, no... poznajcie się... pana Walczaka panienka zna, a to jest mój kolega z lat wczesnoszkolnych pan Ernest, pisarz.
Karolina poczuła się jak wywołana do tablicy.
Przywitali się.
- Panno Karolciu, zechciej nam gospodarzyć. W lodówce jest wszystko, ziemniaczki sam obrałem, kotlety usmażysz, jakąś sałatkę zrobisz naprędce.
- Wedle życzenia, proszę pana.
Wyszła.
- Dobre z niej dziecko, wszelako nieśmiałe - ciągnął Krzysztof - nieobyte w towarzystwie obcych. Już przez te dwa i pół miesiąca stażu, jaki jej został, nabędzie przy mnie doświadczenia i wigoru. Robotę dałem jej papierkową: wyliczenia, prognozy zysków ze sprzedaży drewna, koszty sadzonek, paliwa i temu podobne, ot, czego nie lubię, a i czasami czasu na to nie mam, bo albo po lesie się włóczę, albo w wyjazdach, do nadleśnictwa, a ona, choć świeża jak woda w strumyku, dziewuszka pracowita... no co, przejdziemy do stołowego, zostaw tę walizkę, tutaj ciasno i duchota.
Ernestowi zdało się, że przez te lata, kiedy się nie widzieli, Krzysztof nabrał animuszu. O, nie był to już ten sam skromny, małomówny chłopiec jąkający się przy odpowiedzi, z trudem klecący zdania, aczkolwiek z drugiej strony Krzyś zawsze był pilny i pracowity. Gdyby teraz po wyglądzie ocenić wyraz twarzy Ernesta, śmiało można powiedzieć, że pierwsze wrażenie jakie uczynił na nim jego dawny kolega z klasy było więcej niż pozytywne. Próbował w rozmowie dostosować się do tonu wypowiedzi, jakimi raczył go Krzysztof, a rozpoczęli od wspominania najodleglejszych lat szkolnych, myląc nazwiska nauczycieli i przedstawiając różne wersje co ciekawszych wydarzeń jakie ubarwiały ich szkolne, niemal beztroskie życie.
Stary Walczak wyczuwając, że w tych wspomnieniach udziału mieć nie będzie, czmychnął do kuchni po angielsku, rzucając jedynie: zobaczę jak sobie radzi z obiadkiem ta urocza panienka.
A rozmowa trwała dalej, sięgając szkoły średniej (obaj kończyli inną), pierwszych miłostek obu nieopierzonych jeszcze panów, później zahaczyła o studia oraz utkwiła na wielkiej miłości Krzysztofa - Elizie.
Jakoś tak się złożyło, że głównie głos zabierał Smulski. Czy celowo nie chciał drążyć skomplikowanej biografii Ernesta?
(...)

[25.06.2019, Merida w Hiszpanii]

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię klimat tych opowiadań ,zanurzam się w ten las i jak bym tam była ,te cudowne zwroty z szacunkiem dla każdego i tylko mi czasem smutno ,że czytam o świecie którego już nie ma a na pewno odchodzi .Dziękuje :).Eliza F.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może właśnie dlatego tak piszę, aby jaką cząstkę tego dobrego ocalić? Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń