CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

19 października 2021

MAŁE IMPROWIZACJE - KOLEGA SPOD SIÓDEMKI

 




    Kolega spod siódemki, no ten, pamiętasz, z którym byliśmy w armii zaniemógł i przyszło mu rzucić robotę. Ten u którego pracował, nawet się ucieszył, bo to zawsze jedna gęba do wyżywienia mniej, a interes budowlany kręcić się będzie i bez Roberta. Na czarno pracował ten koleś, no ten Robert, oj chyba ci muszę polać, bo nie kumasz, co do ciebie mówię, oczami tak przewracasz, jakby na ciebie która jaki czar rzuciła, więc mówię, że pracował na czarno, bo tamten jego szef też chciał coś zarobić, nie wzbogacając państwa. Robert kiedy te dachy stawiał miał sporo grosza, ale nie aż tyle aby swój własny nowy dom postawić, więc złapał sobie kredyt na zaufanego słupa i raz dwa zapragnął sobie do zimy przynajmniej fundamenty skończyć. Najął też sobie jakiegoś obwiesia i obaj kopali rowy na półtora metra, potem kamienie zwozili, zalewali betonem. Robert jeszcze wtedy pracował, ale w tym czasie zaniemógł na serce czy płuca i przestał stawiać dachy. W sumie to dogadali się. Usłyszał od szefa, że gdy ten  będzie pracował przy czymś większym, bez problemów go przyjmie, bo w stawianiu dachów Robert był najlepszy w całym powiecie.

    Ale zachorował i robota przy własnym domu szła opieszale, a gdy obwieś przestał przychodzić, wszystko zaczęło kuleć. Raz i dwa karetka zawoziła Roberta do szpitala. Z tego drugiego zabrania wyszedł ciężki zawał, z którego ledwo go odratowali, ale przecież trzymać chłopa nie będą, więc odwieziono go z powrotem do jego starego domu i tak z rok na pół gwizdka przeżył, kupując materiały za odłożone, z wziętego kredytu pieniądze na nowy dom. Oszczędnie dokonując zakupów, praktycznie zgromadził cały towar, ale z robotą nie ruszył, bo przecież sam po zawale nie podołałby, a na najęcie pomocnika pieniędzy już nie starczyło. Zaszedł więc do swego dawnego szefa i już, już się dogadali co do zatrudnienia, gdy w przeddzień stawiania kolejnego dachu nasz kolega spod siódemki dostał udaru i znowu zawieźli go do szpitala, akurat w ostatniej chwili. Ale przecież nie będą go w tym szpitalu trzymać miesiącami, więc zawieziono go z powrotem do jego sypiącego się już domu, a sołtys wystarał się mu u wójta o dochodzącą pielęgniarkę środowiskową, która codziennie zaglądała do Roberta, opierała go, robiła posiłki, a także wypróbowywała na nim swoje umiejętności rehabilitacyjne - złota kobieta.

    Tymczasem należało spłacać zaciągnięty kredyt. Robert zbagatelizował sobie bank, myśląc, że ten przychylnym okiem spojrzy na jego inwalidztwo, a on tymczasem, zdrowiejąc jako tako, postara się o pieniądze na spłatę rat, sprzeda samochód i co tam cennego ma w tym swoim starym, chylącym się do upadku domu.

    Bank nie był przyjazny względem chorego Roberta, założył mu sprawę, a po wyroku komornik położył łapę na materiałach budowlanych, które teraz pod komorniczą kuratelą dziwnym sposobem potaniały.

    Kolega spod siódemki z tego wszystkiego powolutku wychodził z oków udaru, zaczął nawet mówić, a i władzę w lewej ręce odzyskał na tyle, aby móc nią pisać prośby, sprzeciwy i inne pisma do rozmaitych instytucji, które jednakowoż wycierały sobie nimi pośladki. Z dnia na dzień Robert stracił przyjaciół, a tracił ich tym szybciej, im począł kierować do nich błagalne prośby o pomoc.

    Mimo wszystko stan zdrowia naszego kolegi ulegał stałej poprawie, o czym świadczy fakt, że potrafił odnaleźć prastary sznur od prodiża i zrobić z niego pętlę, która pasowała jak krawat do jego szyi. Końcówkę przewodu przywiązał do klamki, sam zaś przysiadł w tym czasie na progu drzwi łączących sień z kuchnią.

    Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności w czasie odbierania sobie niepotrzebnego życia w starym, rozpadającym się domu Roberta pojawił się listonosz przynoszący jakieś pismo komornicze czy sądowe. Listonosz stwierdził, że wypadałoby odciąć naszego przyjaciela od klamki chociażby z tego powodu, że w razie nieodcięcia go, straci ważnego klienta swoich pocztowych usług.

    Po tym wydarzeniu stało się jasne, że Robert zamieszka w odosobnionym miejscu razem z nami i ulokuje go się w monitorowanym pokoju numer siedem, zaś sam Robert codziennie spacerując po korytarzu pomiędzy dziesiątą a dwunastą, będzie nam opowiadał historię własnego życia.

    Myślę, że bardzo dobrze się stało, iż szanowany nasz pensjonariusz nie dowiedział się jeszcze o tym, że jego posiadłość wraz z rozsypującym się starym domem została sprzedana i że na należącej do znajomego komornika działce - ongiś Roberta, stoi piękny, piętrowy dom otoczony betonowym murem, wysokim na dwa metry, nieprzepuszczającym wiele światła i powietrza.

[19.10.2021]


2 komentarze: