Luis Alberto Sangroniz - Portret kobiety (1932)

Luis Alberto Sangroniz  -  Portret kobiety (1932)

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

24 sierpnia 2025

KROPELKI - ROZPROMIENIONY

 

To, że Maurycy każdą chwilę po powrocie ze szkoły wykorzystywał na to, aby udać się do miasteczka, przemierzając ponad dwa kilometry niemal pod samo okno swojej Julii, to jeszcze nic. Swoją drogą nie pamięta już, ile czasu zajęło mu odgadnięcie planu dnia dziewczyny; ważne, że dowiedział się, kiedy Julia wychodzi z bloku i że spotyka się zawsze z koleżanką z klasy. Te spotkania dotyczyły głównie sobót i, rzadziej, piątków, a czasami też niedziel. Zdarzało się, że w miasteczku organizowane były potańcówki albo zabawy dla młodzieży; innym razem czekały na młodzież atrakcje w miejskim domu kultury. Należało wtedy skupić się na energicznym przeszukiwaniu miejsc, w których można by odszukać dziewczynę z jej przyjaciółką. I udawało się, początkowo z trudem, lecz później, kiedy Maurycy dopracował dokładny rozkład miejsc, w których mógł spotkać Julię, odszukanie dziewczyny nie przedstawiało żadnych trudności – odnajdywał ją najczęściej w parku na ławce, na której zwykle siadała z koleżanką.

Siedzimy sobie w słonecznej restauracji, popijamy drinki, jemy coś słodkiego do kawy, a nawet prosimy o setki żołądkowej gorzkiej, kiedy Maurycy (oczywiście ma to miejsce po wielu, wielu latach) zadaje mi pytanie, na które, nie czekając na moja reakcję sam odpowiedział:

- Czy pamiętasz ten wątek z „Syzyfowych prac”, kiedy w parku na ławce siedzi Borowicz, a naprzeciwko niego ukazuje się również siedząca na ławce ukochana Biruta? Ja byłem takim Marcinkiem.

- Ale najciekawsze było to – kontynuował Maurycy – że w niedziele zacząłem systematycznie pojawiać się na mszy o godzinie jedenastej. Stałem o dwa, trzy kroki za Julią. Którejś niedzieli, kiedy stałem przy bramie kościoła, czekając aż wyjdzie Julia, podszedł do mnie ksiądz i powiedział: „Bardzo się cieszę, że wróciłeś na łono Kościoła”…

- Przecież byłeś i jesteś zadeklarowanym ateistą – zauważyłem.

- No właśnie.

Maurycy dyskretnie odprowadzał Julię do jej bloku, potem szedł do domu. Matka od pewnego czasu była zdziwiona, skąd u syna wzięła się chęć chodzenia do kościoła na mszę, po której wracał rozpromieniony.



[24.08.2025, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz