I tak oto doszedłem do końca drogi, tego ślepego zaułka, za którym już nie ma miejsce nawet na zawrócenie. Kilkanaście, a nawet więcej lat swego życia okazało się być czasem straconym bezpowrotnie. Wszystkie te fatalistyczne kabały sprawdziły się. Gdybym miał zamiar skomponować historię w taki sposób, aby jej zakończenie sprostało wszelkim pesymistycznym rozwiązaniom, to pewnie bym tego nie przewidzieć nie potrafił.
Byłoby łatwiej, gdybym mniej się angażował, mniej myślał o tak zwanym dobru publicznym, gdybym po prostu przeszedł obok życia, ciesząc się własną pomyślnością.
Ból samotności dokucza coraz bardziej. Fałszywość przyjaciół dręczy. Uśmiecham się na myśl o tym, że w moim przypadku dominuje klasyka, jak człowiek wobec człowieka staje się wilkiem bez powodu.
Nie chcę patrzeć w ich oczy, choć i ja wiem, i oni wiedzą doskonale, że to oni powinni odwracać swój wzrok. I nie powinni mówić mi "dzień dobry", bo dnia dobrego mi nie życzą.
Czy to źle, że nikomu nie życzyłem złego? że do absurdu starałem się być lojalny? że walczyłem o szkołę nawet wtedy, gdy jej los wydawał się być przesądzony?
Wystarczyło jedno polecenie, jedna aprobata na robienie wszystkiego, co się chce i stało się tak, jak się stało. I jeszcze rzuca się kamieniem w najbliższą osobę, jakby tego było mało.
Nie ma najmniejszego sensu żyć dla ogółu, dla jakiegokolwiek publicznego dobra. Należy przymykać oczy, gdy kradną i oszukują, kiedy dla władzy są gotowi zrobić wszystko. Nie ma sensu mówić o tym, skoro nikt nie słucha, bo słuchać nie chce i ta szczerość koliduje z radosną wizją zakulisowej gry.
Nie potrafiłem w nią grać.
Nie potrafiłem w nią grać.
Do bardzo podobnych wnioskow doszlam i ja, chociaz z innych powodow, rozczarowan natury osobistej. Jak Tobie nasunal mi sie wniosek - czy wartalo poswiecic cale dekady na to co ktos inny burzyl? Przykro iz ostatnie lata egzystencji uplyna pod znakiem nieufnosci, niesmaku i ogolnie niezbyt pochlebnej opinii o naturze ludzkiej. W Twoim przypadku jestem pewna iz znajda sie osoby doceniajace Twa dobra i uczciwa robote - z pozdrowieniami Serpentyna.
OdpowiedzUsuńPrzemawia przez Ciebie rozgoryczenie, czemu wcale się nie dziwię. Wytłumacz sobie, że to nie jest koniec drogi, ale początek nowej. Odwróć się plecami do tego, co było, a twarzą zwróć się do nowego, co Cię jeszcze czeka.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam.
Dziękuję Serpentyno,
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, z dwóch różnych stron nas dotknięto i chociaż tak się zdarza na tym naszym świecie, to zawsze to, co swoje, boli najbardziej. Podziwiam to, że dajesz sobie radę, jeśli w ogóle można sobie w takich razach dawać sobie radę. Nie wątpię, że i po tej pozytywnej wobec mnie stronie znajdują się tacy, co docenić potrafią ...
pozdrawiam
W pewnym sensie, Anno, już to robię, odwracam się i myślę o czymś innym. Najgorsza jest ta bliskość miejsca, co czyni, że nieuchronnie pamięć będzie powracać. Cóż, spędziło się w tym miejscu lat już 17, więc nie tak łatwo nie mieć wspomnień. Rad byłbym się przenieść dokądkolwiek,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam