CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 czerwca 2016

ZAPISKI Z PODRÓŻY (2)

Przyjechałem przed północą. Opracowuję trasę na jutro - około 700 kilometrów. I jeszcze najbliższa stacja paliwowa. Na pewno nie zdołam rozładować wszystkich ładunków w piątek.
Przed snem obiecuje sobie:
- po powrocie do kraju (jeśli nastąpi szczęśliwie) poprawić i poddać korekcie (wreszcie!!!) tych 40 opowiadań ze stu jakie przygotowuję
- kontynuować „Targowisko”, bo czas ucieka,
- świta mi pomysł na tekst, w którym bohater zamierza wystąpić do prezydenta o odebranie polskiego obywatelstwa,
- koniecznie przesłuchać „Koncerty Brandenburskie Bacha.
I zasypiam… ale przedtem:

… wskrzeszam iskrę
przenoszę zapałczany płomień
na nasączony stearyną knot
listopadowego światełka

ogrzej się rozedrganym blaskiem
mówię kładąc purpurowy lampion
na kamiennej płycie
pod nią śpi ten którego nie znałem

duszy też będzie łatwiej się odnaleźć
gdy rozniecony ogień 
oświetli bledniejące litery NN
na lastrykowej tablicy pod krzyżem ….

W końcu śpię.
Już dzień kolejny.
1) Budzi mnie o 6.50 toaletą w Pusignan.
2) Francuzi rozpoczynają pracę o 8.00, zatem czekam aż do 8.30, bo wiadomo… kawa itepe. Przenoszę trzy kartony do magazynu, odbieram dokumenty i sms-a z polecenie jazdy do Albi pod Pireneje.
3) Jadę.
4) Tankuję się na Esso Expressie; czynny jeden dystrybutor, a więc wraz z „pocztówką” (zmotoryzowana pani z francuskiej „La Poste”), krążymy po tej niewielkiej stacji, aby dostać się pod dystrybutor, w którym jest „gasole”.
5) Pierwsze śniadanie w podróży - jabłko - na dobry początek.
6) W Albi mam być na godzinę 16-tą. GPS wskazuje, że będę na 15-tą, ale muszę wypośrodkować pomiędzy długością czasu przejazdu a oszczędnością paliwa. Elektronika renówki nr 2 wskazuje średnie zużycie 8.8 l/100km. Świetnie, ale nie utrzymam takiego zużycia bo jadę przez wyżynna Owernię. Wyliczam sobie, że w Albi pojawie się pomiędzy 15.10 a 15.15, jadąc non stop.
7) Drugie śniadanie - jabłko - na dobre trawienie.
8) Przecudna pogoda w zielonej, umajonej Owernii. A te blondynki na łąkach, te kasztanowe piękności na górzystych pastwiskach… a wyżej jeszcze stada owiec. Żałuję, że nie zabrałem z sobą aparatu.
9) Zanim przedostanę się przez Owernię, jadę obok Lyonu (brak korków!!!) w stronę St. Etienne (tam zawsze piękna pogoda, no i samo miasto przecudnie położone i w dolinie i na wulkanicznych wzgórzach). Dalej kieruję się przez Le Puy (tu ogromny posąg Chrystusa na wzgórzu, widoczny z daleka, świetna kamieniarsko-rzeźbiarska robota, nie to, co ten w Świebodzinie, ponoć największy w świecie pomnik Jezusa Chrystusa - obskurny, betonowy, odwrócony zadem do drogi, którą przemierzają miedzy innymi turyści - nie ma porównania z tym w Le Puy). Do Albi jadę zarówno autostradą jak i bocznymi drogami.
10) Trzy najwyższe miejsca na trasie sięgają, po kolei: 1150, 1340 i 1100 m npm.
11) Mijam przepiękną wioskę - miasteczko St Previn l’Allier. W ogóle jechać dolinami Allier i Le Lot to przyjemność.
12) W międzyczasie pojadam sobie zamiast cukierków musujące tabletki z magnezem - na rozum.
13) W Owernii ruszyła turystyka piesza. Panie i panowie zawzięcie wędrują z plecakami na grzbietach i „patykami” w dłoniach. Podziwiam, podziwiam. Podwiózłbym kogo, ale przecież wiem doskonale, że dla tych zawołanych piechurów podróż autem to wstyd.
14) W Albi dżipieska gubi się, w związku z czym tracę czas, ale „na oko” (albo z pomocą stróżującego przy mnie Anioła) odnajduję firmę tuż przed jej zamknięciem.
15) Jadę teraz z towarem do McDonalda w Pezanas - to w Pirenejach, blisko Morza Śródziemnego.
16) Pireneje są kosmiczne! Te widoki! Zakręty, które uwielbiam! Im trudniej, tym lepiej mi się jedzie! Jeszcze raz żałuję, że nie zabrałem z sobą aparatu.
17) Dochodzi dwudziesta. Rozładowuje się w McDonaldzie. Dają mi kawę. Połykam jednym haustem.
18) Teraz kierunek na Montpellier i rozładunek ostatniego pakunku w prowansalskich Alpach, w Digne les Bains… ale dopiero w poniedziałek.
19) Jakieś 15 kilometrów za Pezanas przystaję na parkingu, na którym kiedyś już odpoczywałem. Jest 20.30 - jem obiad: kanapki z pomidorami i ogórkiem, pociągnięte czosnkowym majonezem (nie zabrałem z sobą soli) - pyszności… plus herbata, plus kawa.
20) No to dobranoc.

[19.05.2016, Pusignan pod Lyonem i Pezenas, 20.05.2016 we Francji]

1 komentarz:

  1. Mnóstwo przemyśleń. Po pierwsze niezapomniany widok Pirenejów, a po wtóre liryczny wiersz ogrzewania się w blasku lampionu na granitowej płycie. Nostalgia, smutek, wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń