Ale się ludzi
najechało! Wiadomo, czwartek, targ w miasteczku i po dożynkach. Zaprzęgali konie
do swych karoc szarych, skrzyniowych, wypełnionych śliwami, jabłkami,
pomidorami, czym tam bogato na polach, w ogrodzie i sadzie. Pognali drogami
wyboistymi, a konie, te piękne, szlachetne i te złachane pracą wiodły ich zapamiętaną
drogą na skraj miasta, gdzie plac targowy tylko czekał na późno-sierpniowe
zbiory.
Najechało
się też kramarzy, sprzedawców obwoźnych, stolarzy i rupieciarzy wszelakich.
Buty szły jak mydło, francuskie, delikatne i ubrania wieczorowe, i sukno, i
firanki, i dywany.
Sczepiły
się wozów dyszle, łby końskie ku sobie zwrócone z pyskami w obroku, a człowiek
szedł i szedł i wybierał, targował o groszy dziesięć na kilogramie.
Masełko
jak się patrzy, w liść łopianu obleczone, a takie pachnące, że nic tylko
kupować i kroić te kajzerki na pół, nałożyć masła i chrupać. Mleka i śmietany
gęstej, że łyżka na baczność stoi spróbować trzeba i jaj o brązowej skorupce
mendel lub dwa kupić, do domu zanieść, a taka jajecznica z nich będzie, albo jaki
placek drożdżowy lub jabłecznik z szarych renet.
A tu
jeden chodzi i pod nosem ci wykrzykuje:
- Pijawy,
pijawy, pijawy, pijawki, do karmienia złą krwią.
- A wiela
to za sztukę? – kobieta w chustce po wiejsku, do pracy na głowę nasadzonej
przygląda się czarnemu od pijawek słoikowi.
- Dwa złote
za sztukę, za pięć złotych trzy i pani bierze, nie pożałuje.
Inny z
obrazami Najświętszej Panienki wprost do szyi przytroczone sznurkiem przeciska
się przez gęstniejący tłum, krzyczy dostojnie:
-
Mateczki, kupcie Panienkę, aby Bóg zamieszkał w waszych domach, bo on tak
strasznie Maryjkę miłował…
- A
Ostrobramską masz? – pyta kobieta z wozu
- Juści,
że mam – i rozpakowuje się, znak krzyża kreśląc przed pokazaniem.
Kobieta
też krzyż w powietrzu kreśli, chłop czapkę zdejmuje.
- Kupmy
se – do męża prawi
- Mosz
już ze trzy obrazki – przypomina chłop
- Aleć
ten najpiękniejszy, Ostrobramska przecie, co temu poecie ratowała życie.
- Ady
kup, na boskie piękności szczędzić nie będę.
Gdzie
indziej jedna taka miastowa, obrotna, korpulentna nioski próbuje, maca a
przypatruje się, na kuper dmucha.
- Ile ze
tę chcecie?
- Tyle co
za tego pięknego kogutka, połowę tego, co za kaczkę. A gąski nie chcecie?
- Ech,
gdzie ja gęś uchowam? A kurki to do świat pobędą.
Pod
parkanem stanęli sadownicy jabłkowi. Ku nim chłopak tuż po szkole idzie,
przystaje przy kosztelach.
-
Prawdziwe? – pyta – czy słodkie?
-
Widziałeś kiedy kwaśną kosztelę młodzieńcze? Toż u nas nie dość, że słodkie, to
i soczyste, bo drzewka tą rączką pielęgnowane – kobieta wskazuje na młodszą,
pewnie córkę starszej.
-
Popróbować dacie?
- Kaśka,
daj panu popróbować, a wybierz najpiękniejszą, bo młodzieniec, jak laleczka,
przystojna bestyja.
Ta
wybiera, daje; on wbija zęby w Kasine, z serca dane jabłuszko i patrzy
dziewusze w oczy, a jak patrzy!
- A
młodzieniec to w szkołach jeszcze, czy już próżnuje po świecie? – pyta starsza.
- A
gdzież tam! W fabryce pracuję. Spawaczem jestem, tyle że dziś na drugą zmianę
idę i za jabłkami przyszedłem.
- Dziewczynę
ma? No co się tak peszy? Ładny z ciebie chłopiec jako i moja Kasia.
- Mamo,
no co ty? – odzywa się córka, nie mniej od chłopca speszona, wzrok swój gubi,
choć spod oka zerka.
- Tobie
przecież za mąż iść niedługo tak czy tak – śmieje się starsza-a tobie się
podoba? – młodzieńca pyta.
- Podoba,
a co?
- A
jabłko dobre dała?
- Smakuje
pierwsza klasa.
- Pamiętaj,
że dla ciebie wybrała, dla ciebie hodowała. A ty wieś lubisz? Roboty się nie
boisz?
- Mamuś,
dajże spokój panu.
- Cichaj
tam. Chciałaś iść na lody czy nie? Pytałaś się przecież, a pan to przecież miastowy,
to by i pokazał, gdzie lody najlepsze dają.
- Co bym
miał nie pokazać.
- Więc
leć z panem, na co czekasz? Wsyp mu kosztelek do siatki i lećcie. Ale mi obrócić
macie w godzinkę.
Tak i
poszli, niby ociągając się, drocząc na siebie, jak te ponure milczki, ale
poszli i matce z oczu zginęli.
- Jak ci
się, stary, widzi ten młodzian – mówi do męża, co z siekierką zakupioną
powrócił do wozu i błysk miał w oczach, bo wioelce był z zakupu swego
zadowolony.
-
Chłopak, jak chłopak. Kaśka sama wybierze.
- Sama,
nie sama, trzeba pomóc młodym, kiedy ku sobie się mają.
- Co ty
tam możesz wiedzieć – żachnął się stary.
- Już ja
sobie wiem, co mam wiedzieć i tego przypilnuję.
…
- Pijawy,
pijawy, pijawy, pijawki, do karmienia złą krwią. Dwie za cenę jednej sprzedam.
--a wiesz,że,,pijawy" znowu w modzie... i to nie byle kto kupuje.. nawet sam doktor zamawiał... po-zdrówka....
OdpowiedzUsuńa ciekawe jak z "bańkami"?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bańki aktualne, a jakże!
OdpowiedzUsuń