Gęba
ledwo z łoża wyległa, zimną wodą się ochlapała, ogórka kwaszonego z
ćwierćpętkiem kiełbasy pożarła, sodową wodą popiła, ledwie się w koszulisko i
spodnium ubrała, w try migi poleciała do patentowego urzędu.
Tamże ona
sprawę przedstawiła, w konkluzji domagając się pieczątki i uznania patentu na zakaz
wrzucania papiórka do urny wyborczej. Po krótce sprawa wyglądała tak:
Gęba
zastrzega sobie prawa własności i pierwszości do dania pomysła w kwestii nie
uczestniczenia w wyborach wszelakich, albowiem (jako się wyraziła
niecenzuralnym sformułowaniem) dzisiejsze wybory to pic i fotomontaż, albowiem
one, czyli do wyboru na karteluszkach zapisane, swego jeno pilnują i swoich
partyjnych racji, o stanowiska łase, na mamonę pazerne, na świeczniki wlazują
mordy swoje pokazując w jak najlepszym świetle, a do władzy to lgną, jak nie
przymierzając muchy do lepu, alboż ćmy do świcy.
Tedy Gęba
kazała, aby było zapisane, że onaż to najpierwsza od wyborów ludzisków odciągała
jak tylko mogła, albowiem najlepiej ona wi, że i tak zrobio co chco, a w
kulisach to się ino z nas naśmiewajo.
ODpowiedział
Gębie wysoki urzędnik, że patent przepadł z kretesem z prostego powodu. Owóż
sam pan premijer z panem prezydentem w tańcu chocholim pode żebra się wzieni i
preorują, co by na referendum nie chodzić, bo to strata czasu i pinindzy.
- Mamyż
najlepszejszo na świecie całym prezydentowo, czy nie? – zapytał premijera som prezydent
- Mamy –
odparł pan premijer.
- Co une
chco od nij, się nie podobo, czy co?
-
Opozycyi mało co się podobuje – skwitował premijer – skoro więc momy być naprzeciwko
opozycyi, naszym obywatelskim obowiunzkiem jest do urny nie leźć a miast tego
piwo se kupić, telewizora czy innego tableta włunczyć, do Łazienek se pójść,
abo na piłkarskiego mecza.
- Tak że,
panie Gęba, na swojej zapyziałej wiosze, to możeć pan być patentowym odkrywcą,
ale na szeroką skalę naszej ojczyzny umiłowanej, to pan prezydent z panem
premijerem są oba patentowe.
Gęba
przecierała gałki swoich oczu ze zdumienia, kiedy patentowy urzędnik podrzucił
tejże do przeczytania fragmenty rezolucji, a w niej stałojak byk:
„…dlategóż,
jeśli jakowyś wybór, referendum czy inne głosowanie nie byłoby po myśli
jedynych słusznych a zacnych i oświeconych obywateli naszego kraju w osobach
niżej podpisanych prezydenta i premijera, zakazują obadwa przy urnie się pojawić
i karteluszkę w niej umieścić, bo w ten sposób ino ciemna hołota postępuje.
Natomiast insza jest sprawa, kiedy niżej podpisane dostojności same z
inicjatywą wyborczą występują. W takim przypadku należy do urny iść i po myśli
dostojników głosować, bo te, co nie pójdą do przypadkowego społeczeństwa
zaliczamy, albo do inszej hołoty. Tak i my, naród, postanawiamy” (dalej szły
podpisy).
Gęba
zaczerwieniła się pijackim zwyczajem i w te pędy wróciła do dom, wznosząc
truskawkowym winem toast za świętej pamięci demokrację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz