[czerwiec 2013]
Wiersz
opowiada historię
najprościej
waży każde słowo
nie udziwnia
stosuje metaforę
tylko wtedy gdy jest niezbędna
chce być zrozumiały
lecz wymaga uwagi
potrzebuje ciszy
czasami krzyczy
jest świadomy tego
że jego rodzina jest wielodzietna
przyzwyczajony do swego miejsca
daje wiele miejsca innym
nie jest głową rodziny
jest jednym z wielu
potomków słowa
które onegdaj narodziło się
z nieartykułowanych wrzasków
dobrze że istnieje w takiej formie
dzięki której można sobie pogadać
jak z facetem
z tamtej strony lustra.
Kobieta z wózkiem
- A może puszki ma pan jakie? Za aluminium można dostać dobrą cenę.
- Może coś się znajdzie. Niech pani usiądzie. Herbaty zrobię. Głodna pani?
- Co się pyta? Głodna. Przywykłam
- Można przywyknąć do głodu?
- Pewnie, że można. W zimie to mi dają więcej. Od wiosny po jesień czasami na zarobek chodzę, grzybki, zioła i jagody zbieram. Po stodołach sypiam w zimie. Tu, w leśniczówce też spałam.
- Nie dali pozostać dłużej? Cała zimę?
- Daliby, chcieli, ale ja, jak tylko mróz odtajał, w dalszą drogę się wybrałam. A pan sam na gospodarstwie? Parobek?
Uśmiechnąłem się.
- Może być i parobek. Rozjechali się do miasta po dzieci. Sam zostałem i doglądam wszystkiego.
- Ja sobie zaraz pójdę. Lepiej, żeby mnie nie widzieli.
- Pokorscy to bardzo dobrzy ludzie. Nie mieliby nic przeciwko temu, jak panią tu zastaną i ugoszczą.
- Pan tak ładnie do mnie mówi: „pani”, a mnie wołają Weronka, albo „starucha”. Ale nie przepędzają i nawet co niektórzy chleba dadzą, mleka i czegoś tam inszego, ale nie pogadają.
Wlałem jej herbaty. Podałem dwa odgrzane gołąbki z chlebem.
- Gdzie pani na stałe się zatrzymuje?
- Po pegeerze taki barak stoi za lasem. Ktoś wykupił, ale nie mieszka, więc ja zajęłam. Mam tam wszystko, bez wody i elektryczności. Ale staw jest, a pokój jaśniutki, pobielony. Resztę sobie przyniosłam, ludzie dali, skombinowałam.
- A jak nowy właściciel przyjdzie i każe się wynosić?
- Pójdę gdzie indziej. A mało tu świata do zwiedzania
- Pewnie, że dużo, tyle że samemu trudniej.
- A bo to ja dbam o to. Sama to sama. Przywykłam i dobrze mi samej. Czasem kogo poznam, to i pogadam sobie, jak z panem. A pan to przypadkiem nie typ samotnika? Coś mi się widzi, że nie przepada pan za tłumem.
- To prawda. Za tłumem nie przepadam. Los dał mi poznać, czym jest samotność. Niech pani je, bo ostygnie.
- Co to Los z ludźmi dzisiaj wyrabia… widzi mi się, że pana coś uciska na sercu.
- Każdego coś ciśnie.
- Prawda. Przywyknąć trzeba. Nie wolno rozpamiętywać.
- Myśli pani, że da się tak bez rozpamiętywania?
- Co ma się nie dać, kiedy trzeba. Ja panu to mówię, bo stara już jestem i przeżyłam niejedno.
Skończyła pierwszego gołąbka.
- Będzie dużo pracy przy sianie, a potem przy grodzeniu przed dzikami poletka ziemniaków – mówię do niej.
- Pan to tak sam z siebie mówi, czy leśniczy kazał.
- Sam z siebie. Gospodarz wspominał, więc znam jego plany.
- Zobaczy się, może i przyjdę, jak sprzedam towar.
Spojrzałem na wypełniony po brzegi metalem wózek.
- I daje pani radę to ciągnąć za sobą?
- Co mam nie dać, kiedy trzeba. Latem wożę nim jagody, jesienią ładuję do niego grzyby na sprzedaż. Będzie dziesięć lat, jak tak jeżdżę. Dobre ludzie w okolicy. Kupują. Karmią. Nocują, gdy poproszę, a często same zapraszają.
- Może jednak zaczeka pani na gospodarza. Dobrze zapłaci. Trzeba się decydować.
- Może. A panu płaci?
- Mnie dał cały pokój do mieszkania. Nie za pieniądze pomagam.
- Ja sprzedaję towar za pieniądze, lecz tak jak pan odrabiam ludziom za jedzenie, ubranie i coś do jedzenia. A będę się mogła wykąpać?
Skinąłem głową.
- Wykąpię się i przebiorę. W wózku mam całkiem nową sukienkę.
- Zrobię pani wodę. Gorąca kąpiel od czasu do czasu się przydaje.
- A potem sobie pójdę. Za dwa dni wrócę, to może wtedy się do czego przydam, ale złom sprzedać najpierw muszę.
- Rozumiem.
Zanim gospodarz wrócił, po kobiecie pozostał na piaszczystej drodze ślad wyżłobiony kołami wózka.
[20.12.2025, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz