ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 grudnia 2013

Poświątecznie

- Coś mi się widzi, panie doktorze, że nasze panie prędko nie wrócą – radca Krach rozejrzał się po sali, którą przed chwilą opuściły dwa małżeństwa – pewnie znów na roberka.
- Nie rozumiem – doktor Koteńko nawet nie musiał udawać rozkojarzonego.
- Mówię o tych dwu parach, które do brydża dobrały się jak w korcu maku.
- Prawda. jakby się dobrze znali – przytaknął doktor Koteńko.
Adam nalał po kieliszeczku brendy. Miał świadomość, że na drinka jest stanowczo za wcześnie, lecz wiedział też, że po świątecznym, sutym jedzeniu, kieliszek dobrego alkoholu nie zawadzi, zwłaszcza że podczas świąt zachowano daleko posuniętą powściągliwość w piciu.
- Małżonki nie ma, więc powiem panom szczerze, że ten kieliszek z rana bardzo dobrze mi zrobi. Mój lekarz już po zawale był łaskaw zauważyć, że kieliszeczek, no, powiedzmy, dwa, nie uczynią krzywdy mojemu serduszku.
- Potwierdzam – rzekł Koteńko – acz we wszystkim zalecam umiar.
- Przecież że nie alkohol wykończył pana serce – odezwał się Adam – jak do tego doszło, bo jakoś nie do końca zrozumiałem?
- Przyjacielu, stres i jeszcze raz stres. Siedzisz bracie w księgach i przepisach, wertujesz, sprawdzasz w wieczystych dokumentach do trzeciego pokolenia wstecz a przed sobą masz listę spadkobierców, takich  co to do niedawna nie wiedzieli, że istnieje na tym bożym świecie nasze miasteczko. A kiedy już się wywiedzieli, dalejże szturmować ratusz. A czas biegnie. Kamienice jak stały po spaleniu, tak stoją. Fundusze unijne czekają, lecz bez uregulowania spraw majątkowych daleko nie zajdziesz. A tu cię burmistrz naciska, to znów jakiś szemrany interes się kroi, że może lepiej, aby miasto nie brało „posagu”, a jak nie weźmie, jak najwięksi udziałowcy w spadku łapę przyłożą, to też dobrze będzie, dla mnie szczególnie, bo za przysługę coś skapnie. A ja nie i nie, bo nie chciałem na tę swoja posiwiałą głowę brać lokatorów, którzy jeszcze w kamienicach mieszkają. Wprawdzie niewielu ich, a jednak… Niektórzy nachodzą cię, burmistrz, i słusznie, odsyła do prawnika. Mówi, że ja odpowiadam, a ja przecież nie jestem w stanie przyspieszyć sprawy. Inni przychodzą, bo im na głowę lecie, a co mam począć. I w końcu to ostatnie podpalenie. Chwała Bogu, że straż tak szybko przyjechała. No i, przyjacielu, nawarstwiło się tyle spraw i w końcu w robocie, a jakże, przy komputerowej pracy czemuś zachciało się ścisnąć moją klatkę piersiową i zaraz bezdech mnie chwycił. W porę sekretarka przyniosła herbatę.
- Stan był poważny – potwierdził doktor Koteńko – zaraz też do mnie zadzwoniono. W karetce to nam radca schodził…
- Lecz nie zlazłem – uśmiechnął się radca Krach.
- I chwała Bogu – westchnął Adam – a ja tam z pracą?
- Kwestia kamienic na ukończeniu. Wprawdzie cały miesiąc nie pracowałem, lecz od czego mam mecenasa Szydełko. Ten, choć to nie dla niego praca radcy prawnego, pomógł wiele i wspólnieśmy dokumenty do sądu przygotowali. Małżonka zresztą uprosiła, a sama tak przy mnie latała, że gdybyście panowie na własne oczy to ujrzeli, pomyślelibyście, że na nowo we mnie zakochana. Ale postanowione już jest, może bardziej przez małżonkę niż przeze mnie, że kończę pracę dla magistratu. Biuro, w którym więcej mnie nie było pozostawiam. Zresztą biuro w każdym innym miejscu być może, o czym przypomina mi wciąż połowica, sugerując wręcz przeprowadzkę.
Zamyślono się. Adam odłożył na bok talerze z pozostawionymi na nich skorupkami, albowiem smakowite, po wiedeńsku jaja jedli, z masełkiem, nie sklepowym, lecz prawdziwym, na ostatnim przedświątecznym targu kupionym. Pyszności.
A kobiety:  małżonka radcy Kracha, pani Zofia (niebawem Koteńko)      i Maria długo jeszcze przechadzały się po lesie, korzystając z nadzwyczaj ciepłego przedpołudnia.
Wcześniej pani Zofia przekonywała Adama, że nic piękniejszego być nie może nad poranne spacery, które szczególnie zaleciła Marii. Jakaś blada… czy zauważył.

Pewnie nie, bo mężczyźni potrafiący spoglądać bardzo daleko, miewają kłopoty z dostrzeżeniem tego, co nazbyt blisko, przed samymi oczami nogami przebiera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz