ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 stycznia 2018

TRANSPODRÓŻ - FANTASMAGORIE

1.
Nie wiem, czy ktoś przeżywał podobne fantasmagorie, ale ja bardzo wiele lat temu wyobrażałem sobie swoją celową śmierć, sprokurowaną tym, że pragnąłem z wysoka (albo z bardzo niska) zobaczyć, co też po mojej obecności w realnym świecie zostanie. Chciałoby się parafrazować Norwida z Andrzejewskim: czy popiół po mnie, czy diament…
Z tym diamentem to bym nie przesadzał, bo ani wtedy, w wieku niepoważnym, jak i teraz, w latach zasłużonych, nie spodziewałbym się ujrzeć po sobie owego błysku typowego dla szlachetnych kamieni; jeżeli już, jeżeli nie zgliszcza popiołów, to prędzej ordynarnie wyglądająca ruda, jakiś urobek niewielki i nieoszlifowany, z którego dopiero mistrzowskie dłonie złotnika mogłyby uzyskać jakąś dającą się oglądać formę, aby potem dotknąć jej, pochwycić w dłoń i używać jako docisku do czytanej korespondencji lub codziennych gazet spożywanych prędkim wzrokiem przy porannym, do śniadania przygotowanym stole umieszczonym tuż przy otwartych ramionach okna.
Zdecydowanie większe prawdopodobieństwo jest z tym popiołem, puchem, pyłem przydrożnym; wychylam się więc z niebiańskiej galeryjki lubo też unoszę pokrywkę nad gorejącą, smolistą ciecz bulgoczącą w kotle i wydostaję na zewnątrz oczy, i patrzę w dal przebytych dróg, a nad nimi jeno kurz jak rozjeżdżony wapienny proszek - to po mnie zostało, osiada i spłynie z deszczem do strug, rzek i mórz.
2.
Ja oglądany po swojej śmierci to jedno, ale jest przecież drugie, co obok mnie żyło, stąpało, biegło, kochało i nienawidziło, albo po prostu istniało sobie i już. Czy dostrzegę te mordy roześmiane, pyski smutne, oblicza marsowe, fizjonomie zobojętniałe, spojrzenia próżne i nijakie, tęskne, te, które doczekały się wreszcie mojego odejścia i te, które pogodzić się z brakiem mnie nie chcą i nie mogą.
Zapewne każda ewentualność jest możliwa, a mój wzrok bystry i chłonny napotka tablicę Mendelejewa odczuć względem mnie umarłego, lecz która ewentualność przeważy?
Ostańcie w pokoju ci, dla których byłem wrogiem i ci, którzy widzieli we mnie przyjaciela. Ja już nie powrócę. Powrotu stąd, skąd na świat patrzę, nie ma.
3.
Tę zapożyczoną z przeszłości fantasmagorię próbuję przedstawić w opowiadaniu „Nareszcie”. Mój bohater Adam, znów Adam, niby dlaczego nie, miał Hemingway swojego Nicka Adamsa, mam ja własnego Adama, mój zbuntowany bohater Adam zechciał rozstać się z życiem, co w końcu nie jest tak niezwykłe, choć czasami boli, przeważnie boli, ten Adam, co jest bohaterem książkowym, nie rzeczywistym, nie wyratował on dziecięcia, co wpadło do studni, nie osłonił on własną piersią tego, któremu przeznaczona była kula, nie uratował staruszki z płonącego domu, ten Adam ośmielił się zakazać co niektórym ludziom (patrz punkt drugi - to owo „drugie”) wstępu na własny pogrzeb. Siedzi on teraz tam w Niebiesiech, albo smażąc się w Piekle obserwuje tych, którzy spod katafalku zostali przezeń odegnani.
A jak naprawdę z nim jest, tym moim Adamem buntownikiem, wie jedynie miejski lump i ochlajus, bezdomny włóczęga o ludzkim obliczu, jedyny i dozgonny przyjaciel tego, co odszedł z tego świata, aby zadrwić sobie z fałszywych bałamutników, którzy mienią się być tymi, co w obliczu śmierci bohatera ze swoich oczu upuszczają łzy, gdy tymczasem dopiero co odstąpili od obierania cebuli.

[28.01.2018, Bab Eifel-Ost, Niederoefflingen w Niemczech]

2 komentarze:

  1. A wiesz, że też taka fantasmagoria mnie prześladowała, żeby móc zobaczyć ile ludzi będzie na pogrzebie...
    Adam to imię mojego syna i nawet nie wybierałam, po prostu wiedziałam, że będzie Adam.
    Jestem przekonana, że bliżej Ci do diamentu, niż do zwykłej rudy czegośtam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... dojdźmy do konsensusu... diament to pewna forma węglą, a zatem węgiel, a w czarnym mi do twarzy :-)

      Usuń