ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 czerwca 2018

SŁÓWKA (6) DALSZA TRASA (I)


A/ MONACHIUM
Od 18  do nocy z 21-go na 22-gi czerwca pokonuję trasę: Monachium - Kopenhaga - Paryż - Bourges - L’Ardoise (20 km na północ od Avignon na południu Francji).
Do Monachium zawiozłem akcesoria elektroniczne, zostawiając towar pod nieobecność klienta, aby nie stracić 100 euro kaucji jaka obowiązuje przy wjeździe na targi także w Niemczech.
Zaraz po rozładunku podjeżdżam pod kolejny: z Monachium do Kopenhagi.
B/ DANIA
W Danii mnie jeszcze nie widziano, a i ja nie widziałem tego kraju. Wpłynąłem do Danii promem z Rostocku, mniejszym niż te, jakie kursują pomiędzy Francja a Anglią, z brakiem możliwości do kąpieli. Czas podróży to prawie dwie godziny. Rozśmieszyło mnie to, że oprócz biletu dostaję papierek upoważniający mnie do zakupu jednej paczki papierosów tylko do własnego użytku. Oczywiście papierosów ani niczego do jedzenia z 30% upustem nie kupuję. Pobyt na promie ograniczam do snu. Do tego stopnia, że zostaję obudzony przez jednego ze stewardów.
Dania właściwie przypomina Polskę, a szczególnie takie regiony jak Koszalińskie czy Szczecińskie. Małe zaludnienie, wszędzie pola i łąki, mniej lasów. To wybitnie rolniczy kraj, z mniej rozbudowaną infrastrukturą przemysłowa w porównaniu do Holandii. Pierwsza rzecz, jaka rzuca mi się w oczy przejeżdżając przez nieliczne wioski to fakt, że duńskie domy od frontu mają więcej okien niż w jakimkolwiek innym państwie. W Polsce na przykład w porównywalnym domu zbudowanym na bazie prostokąta na dłuższej ścianie występują 2 okna, w Danii - cztery. Może to niewiele znaczący szczegół, ale jednak robiący poważną różnicę. Jaka jest tego konsekwencja? Na tej ścianie nie jest możliwe ustawienie innego mebla aniżeli krzesło.
Po rozładunku niemal w samym centrum Kopenhagi podjeżdżam niedaleko do Duńskiej Galerii Narodowej, skąd odbieram w czterech skrzyniach jakieś materiały naukowe, a mam je zawieźć do Bourges we Francji. Kolejny załadunek w Danii ma miejsce w oddalonym od Kopenhagi o 140 km Tastrup. Stamtąd biorę jakiś sportowy ekwipunek do Paryża i paletę skondensowanego soku do L’Ardoise niedaleko Avignonu.
Danię opuszczam promem, ale tym razem docierającym do Niemiec w pobliżu Kiel. Na bramce celnej śmieszna sytuacja, jako żywo przypominająca scenkę z filmu Barei, nie pamiętam którego. Otóż na filmie jednemu z klientów banku puszczają nerwy widząc jak pani za okienkiem wolniutko przelicza pieniądze, konsumując przy okazji (truskawki?). W pewnym momencie podchodzi do okienka i ostrym tonem głosu pyta kobiety:
- Albo jedzenie, albo praca?!
Reakcja kobiety jest bodajże zamknięcie okienka, czy tez wystawienie w nim informacji o przerwie.
Na tej granicznej bramce było podobnie. Polski busiarz stojący przede mną nie postawił cyfry oznaczającej ładowność auta przy ikonce obrazującej ciężarówki (nawiasem mówiąc, nie dziwię mu się, bo spośród pięciu czy sześciu rysuneczków samochodów ciężarowych, żaden z nich nie przypominał jego [i mojego] auta). Pani wrzasnęła coś po duńsku, że na ścianie wiszą wzory wypełnionych formularzy, zamknęła szybkę i zapaliła ze zdenerwowania papierosa.
Obaj przeszliśmy do innego okienka, gdzie urzędował mniej zestresowany mężczyzna.
C/ PARYŻ
Stadion Charlety w Paryżu jest oczywiście mniejszy od Stade de France w Saint Denis. Jest to obiekt zarządzany przez mera Paryża i przeznaczony właściwie dla wszystkich, głównie studentów, a sąsiaduje z jednym z większych cmentarzy paryskich, na którym spoczywa także wielu znanych Polaków (czasy Wielkiej Emigracji - muszę sprawdzić).
Przybyłem w to miejsce przed dwudziestą, a więc późno i stadion był zamknięty dla transportowców (nie dla miłośników piłki nożnej i lekkiej atletyki). Po pewnych, długotrwałych zabiegach udało mi się rozładować towar bez odbioru dokumentów transportowych, jakie zwykle się odbiera. Nie wnikając w szczegóły, jest taka możliwość pozostawienia towaru po uprzednim dokładnym ponumerowaniu części ładunku, zrobieniu zdjęć i powiadomieniu spedytora. Chciałem się rozładować szybciej, bo podążałem jeszcze w dwa miejsca, a przynajmniej to pierwsze w Bourges, przewidziane było na 21-go czerwca. Udało się. Przejechałem nocą przez „odkorkowany” Paryż i pomknąłem do Bourges.
D/ BOURGES
Można powiedzieć, że Bourges położone w departamencie Cher w samym centrum Francji, to moje miasto. Podczas pracy jako kierowca byłem tu dwa a może i trzy razy, ale wcześniej, pracując w szkole i dyrektorując jej, współorganizowałem wymianę uczniów, najpierw z filią szkoły rolniczej w Bourges w Vailly-sur-Sauldre, a później w samym Bourges. Nie jest to miasto przesadnie wielkie, dużo mniejsze niż Orleans czy np. Rouen, ale czyste, z piękną gotycką katedrą, z bardzo dobrą żeńską drużyną koszykarek, z regionalnym lotniskiem, z dobrymi rozwiązaniami komunikacyjnymi (stosunkowo łatwo jest zaparkować auto także w samym centrum miasta), z porządnymi drogami dojazdowymi, z miłymi ludźmi oraz stosunkowo liczną Polonią (kiedy byłem dyrektorem szkoły miałem w planach wraz z dyrektorem Młodzieżowego Domu Kultury zaprosić do Polski polonijny zespół pieśni i tańca z Bourges, ale czasu nie starczyło, a później także sam się zniechęciłem… za dużo by o tym pisać).
(…)

[22.06.2018, L’Ardoise, Gard, Prowansja we Francji]

2 komentarze:

  1. Więcej mają okien, bo pewnie klimat mroczniejszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dania to państwo, o którym mam blade pojęcie, bo jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, by się nim zainteresować.
    Serdeczości

    OdpowiedzUsuń