A/
Oczekiwanie, wciąż to
oczekiwanie, którego nie znoszę. Wkrada się w nie dzienna senność, gorący
oddech lipcowego, upalnego dnia; całe szczęście, że wiatr chłodzi nagrzane
powietrze i jest czym oddychać.
Czytanie jakoś mi nie
wychodzi. Odłożyłem na moment Dostojewskiego, aby odświeżyć pamięć kilkoma
opowiadaniami Stachury, jak raz pasującymi do sytuacji w jakiej się znalazłem -
sytuacji wiecznego podróżnika.
Mój Boże, jakie to
szczęście, że dałeś nam Stachurę, który napisał coś tak przepięknego jak „Jasny
pobyt nadrzeczny”. Jakże ubogim jest ten, kto przeczytał tej opowieści o
szczęściu, które istnieje w człowieku, a szczęściem tym nie jest bogactwo,
władza ani sława.
A kiedy czyta się coś
takiego…
„Koszę. Dzisiaj ma być
czarnina na obiad. Spałem dobrze. Spałem lepiej. Bardzo mnie bolą kości i
mięśnie, i skóra na rękach najwięcej. (…) Na kolację wczoraj była herbata
gorąca i chleb z masłem i z serem. Bardzo mi to smakowało. Kiedy wychodziłem,
powiedziałem dobranoc. (…) Minęły cztery dni. Pracowałem ciężko przez te cztery
dni. Pracowałem ciężko nad szukaniem, nad wyszukiwaniem tych bram
nieśmiertelnych poszukując. Najgorsze byłe te bąble na dłoniach, które mi
wystąpiły. Z niektórych zdarła się biała skóra i te były najgorsze. Nie mogłem
trzymać osełki i ostrzyć kosy, tak mnie piekło. Ale teraz jest dobrze. Jest
najlepiej. (…) Zjadłem wczoraj ostatnią kolację u gospodarza. Była uroczysta.
Było wiele dobrych rzeczy i wódka za dobrą robotę. Gospodarz był zadowolony i
ja byłem. I jestem. Uradowany jestem cały. Uszczęśliwiony jestem bardzo.”
… kiedy czyta się coś
takiego, to serce rośnie jak na drożdżach.
A przecież dawno temu
zadałem pytanie świętej pamięci stryjowi, którego bardzo szanowałem i wobec
którego pozostaję dozgonnym dłużnikiem, zadałem mu pytanie, dlaczego krajami
nie rządzą ludzie, którzy ludzi kochają, dlaczego nie rządzą nami najmądrzejsi
spośród nas, dlaczego?
Nie mogą oni rządzić,
bo do rządzenia trzeba mieć najtwardszą z możliwych skórę i serce z granitu, i
kieszeń głęboką, i śmiałość do zadawania bólu, i pogardę dla stojących niżej, i
gotowość do wypowiadania bzdur i kłamstw, i samouwielbienie, i przebiegłość
połączoną ze skłonnością do intryg, i całe rzesze klakierów, bezkrytycznych i
myślących cudzymi myślami.
Czy jest szansa na to,
aby mając mięśnie i kości obolałe, a dłonie pokryte bąblami być szczęśliwym?
B/
A piszę te słowa w
czasie, kiedy nie ma już żadnych wątpliwości, że Polska stała się krajem
autorytarnym, jednobiegunowym, podporządkowanym jednej jedynej opcji
politycznej, ba - jednemu człowiekowi. Cóż można na ten temat powiedzieć
więcej? To, że tak właśnie jest, podoba się całkiem sporej części
społeczeństwa. Tej grupie odpowiada styl uprawiania polityki polegający na
odrzucaniu każdej, ale to każdej idei, myśli czy poglądu, który jest sprzeczny
ze słusznością poglądów władzy i choćby nie wiem jakie podawano argumenty, że
każda władza, w tym obecnie rządząca, nie jest boskim ideałem, choćby podawano
przykłady na to, że rządzący błądzą, że dzielą Polaków na dobrych i złych, że
postępują inaczej wobec „swoich”, odmiennie wobec „pozostałych”, zwolennicy
obecnej władzy pozostaną głusi i niemi na wszelaką krytykę. Myślę, że jest to
po części „zasługa” prowadzonej od wielu już lat narracji, której celem było trwałe
podzielenie społeczeństwa, ale też odnoszę wrażenie, że problem
bezrefleksyjnego poparcia dla tej, ale też dla każdej innej władzy wynika stąd,
że są pośród nas ludzie, w umysłach których głęboko tkwi przekonanie, że są
lepsi od innych i w związku z tym mają prawo do pouczania tych innych, w jaki
sposób mają postępować. Kiedy Jarosław Kaczyński mówi do parlamentarzystów
opozycji, że winni są śmierci jego brata i używa wobec nich epitetu
„zdradzieckie mordy”, to przecież wiadomo, że ten gniewny i obelżywy język
prezesa PIS-u jest kłamliwy, chociażby z tego względu, że aby uwiarygodnić to
wystąpienie prezesa, należałoby przyjąć, iż dzisiejsza opozycja „w całości”
doprowadziła do śmierci nie tylko prezydenta Kaczyńskiego, ale również
uśmierciła osoby niezwiązane z PIS-em. Co na tę wypowiedź elektorat PIS-u? Nie
dość, że nie potępia prezesa za te słowa, ale im przyklaskuje. Dlaczego? Bo
fanatycznie wierzy w to, że Putin w zmowie z Tuskiem podłożyli bombę w
samolocie lecącym do Smoleńska. Nie mają na to dowodów, ale mają wiarę, która
ponoć czyni cuda.
Oczywiście powodów,
dla których dzisiejsi „wyznawcy religii smoleńskiej” i guru Jarosława, zbawcy
Polski jest więcej. Nie ma co ukrywać, że wielkie zasługi w tworzeniu
zamkniętego społeczeństwa PIS-u mają poprzednie rządy i partie, które nie
potrafiły, bądź też nie chciały zobaczyć człowieka w otaczającej rzeczywistości
ustrojowej przemiany. Można powiedzieć, że powstanie tak silnej „partii”
sprzeciwu wobec rzeczywistości przełomu wieków to wypadkowa niesprawiedliwości,
jaką przyniósł kapitalizm i populizmu obecnej władzy. Czy można było temu
zapobiec? Czy można było przejść od gospodarki socjalistycznej do rynkowej
„mniej mokrą” nogą? Oczywiście, że można było, gdyby w końcu XX wieku
dopuszczono do głosu alternatywny sposób przemiany ustroju. Ale tego nie
zrobiono i w końcu fanatyzm neoliberalny zastąpiony został populistycznym,
religijno-narodowym.
Co z tego wynika dla
mnie, czy tych, którzy mają zbliżone poglądy do moich?
Po pierwsze - grzeszę nienawiścią do każdej formy fanatyzmu;
po drugie - nie potrafię objąć rozumem sytuacji, w której jednostka, zdawałoby się
inteligentna i wykształcona staje się podatna na wpływy fanatycznych
ideologicznych fundamentalistów;
po trzecie - nie rozumiem, dlaczego zło ma być naprawiane złem;
po czwarte - chociaż nie należę do ludzi bojaźliwych, to mimo wszystko boję się, aby
nie spotkało mnie to, co panią Barbarę Blidę;
po piąte - dzisiaj jako ten „gorszego sortu” Polak - „NiePolak” (po historycznych
rewelacjach obecnego premiera - naprawdę nie wiem dziś kim jestem i czy
obywatelstwo polskie przysługuje mi jako człowiekowi urodzonemu w państwie
polskim, którego nie było) powinienem dla świętego spokoju stronić od wszelkich
wyznawców pisowskiej ideologii, albowiem w państwie totalitarnym władza posiada
wszystkie bez wyjątku argumenty na to, aby o godzinie szóstej rano wejść do
mojego domu i pozbawić mnie wolności;
po szóste - trochę mi
przykro, że doczekałem takich czasów, ale w końcu niewiele mi już zostało lat
do przeżycia, więc mimo wszystko wypada się cieszyć, że przede mną mniej lat
tej „wielkiej smuty”.
[23.07.2018, Saint
Laurent d’Agny, Rhone, we Francji]
Mądrego miałeś stryja, ale jaka dla nas nauka? Strach się bać, a to co obserwujemy w polityce stawia włosy na głowie...wygląda to jak zemsta chorego umysłu, tylko na kim i za co?
OdpowiedzUsuńPozostaje nam żyć dniem dzisiejszym.
OdpowiedzUsuńGdybyż takich stryjów słuchano, stawiano na piedestał i rozsądek zwyciężał.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam