CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 lutego 2019

OPOWIASTKI MAKABRYCZNE (JAK WYKOŃCZYŁEM...)

Piłem kakao. Piłem świetne kakao. Po trzecim kubku potrafi po nim boleć żołądek. Ale to nic.
Jadłem bułkę z dżemem. Dżem był truskawkowy. Taki jak dawniej. Słodki i z kawałkami owoców, nie taka galaretowa miazga.
Telewizor grał, a potem zaczął gadać.
- Mamo, bolał cię krzyż, dlaczego myjesz okno?
- Jeśli ci przeszkadzam, nastaw sobie głośniej.
To zupełnie nie o to chodzi. Chciałem mamie pomóc i nawet podszedłem do okna z taką smużką kakaowego wąsika nad górną wargą.
Mama stała na parapecie. Odpędziła mnie.
- To nie jest praca dla mę6żczyzn. Wiesz dobrze, że ja lubię myć okna, zawieszać firanki... . Och, tylko te firanki mi wyprasujesz, dobrze? Ty umiesz prasować.
Wróciłem do gadającego telewizora. Telewizor przemawiał w imieniu prezesa. Zdenerwowałem się, bo w pewnym momencie zaczął krzyczeć: "wy tacy owacy", "ja was wszystkich...". Po każdej inwektywie podchodziłem do ekranu i musiałem ścierac zeń chusteczką warstwę piany. Podkręciłem głos. Patrzyłem i słuchałem, i coraz bardziej bolała mnie głowa. W pokoju rozpanoszyła się lubieżna woń octu - to płyn do mycia szyb.
Telewizor rozjuszył się na dobre. Skąd on zna takie słowa? Zbulwersowało mnie to, że w pewnej chwili pokazał wypełnioną ludźmi salę i zaczął klaskać. Przeraźliwe były to oklaski. I znów zaczął gadać. Rozochocił się. Ciskał brzydkimi słowami, to znów rechotał szyderczym śmiechem. W końcu nie wytrzymałem:
- Mamo, on cię obraża, upokarza.
- Co tam mówisz? Skończyłam. Zrobię sobie herbaty. Zostawiam okno szeroko otwarte, niech wejdzie trochę świeżego powietrza. Kiedy skończysz śniadanie, powiem ci, którą firankę mi wyprasujesz.
Mama zeszla z parapetu, potem z krzesła na podłogę.
- Mamo, nie słyszałaś? On cię obraża... ciebie, mnie... nas.
Mama przeszła do kuchni.
Wykorzystałem jej nieobecność, aby pochwycić telewizor w silne, jak się okazało, ręce, a nie był lekki, bo to stary egzemplarz, nie żadna plazma czy ledowy, stary, ale na nieszczęście, odbierał świetnie.
Wywlokłem go z tego stolika, na którym stał; kable stawiały opór, ale puściły. Przeszedłem z nim do okna, kątem oka zerknąłem, czy tam na dole, cztery piętra niżej nikt nie stoi i... cisnąłem nim... . Roztrzaskał się w drobny mak. 
Po godzinie zadzwonił telefon.
- Adaś, ty wiesz, co się stało? - głos kolegi z pracy. W sobotę? Przed południem?
- Nic nie wiem, a o co chodzi?
- Włącz telewizor, to się dowiesz...
- Z tym będzie problem - przerwałem mu - bo widzisz, akurat mi się popsuł.
- Tak? To ci powiem, że prezes nie żyje!
- Jaki prezes?
- Jaki prezes... no, ten najważniejszy. Wypadł z okna czwartego piętra w biurowcu... na miejscu, rozumiesz? Niewiele z niego zostało. Teraz tylko o tym mówią na wszystkich kanałach. Wpadnij do mnie. Posłuchamy.
Przerwaliśmy połączenie.
Mama weszła do pokoju trzymając na wyciągniętych przed siebie rękach firankę.
- Wspaniale ją wyprasowałeś, skarbie.
Mama wspięła sie na krzesło, potem na parapet i sukcesywnie mocowała żabkami górną krawędź firanki do aluminiowej rurki karnisza.
- Ja dla mamy... ja dla mamy wszystko zrobię - powiedziałem.
Ech, jaka piękna wiosna. Aż chce się żyć.

[09.02.2019, pod Magdeburgiem w Niemczech]

3 komentarze:

  1. Super, można powiedzieć - los prezesa w rękach bohatera, czekam na kolejne podobne rewelacje:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że tylko Ty jeden zdobyłeś się na tak odważny czyn. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja!!!!
    Szacun wielki !!!!
    :-)))

    OdpowiedzUsuń