CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 stycznia 2022

POEZJA (12) JERZY LIEBERT - "SŁOWACKI"

 

Witold Wojtkiewicz (1879 - 1909)
"Orka"

Krótka notka biograficzna zdolnego i przedwcześnie zmarłego poety - [źródło - Wikisource]


     Jerzy Liebert, urodzony w Częstochowie 23 lipca 1904 r., uczęszczał do szkół w Warszawie (gimnazjum im. Reja — 1913 r.), w Moskwie (Szkoła Giżyckiego — 1914-1918 r.), — a po powrocie do kraju — w Warszawie do gimnazjum Giżyckiego, po ukończeniu którego wstąpił na Wydział humanistyczny Uniwersytetu Warszawskiego (1925 r.).

    Systematycznemu kontynuowaniu studiów uniwersyteckich przeszkodziła konieczność pracy zarobkowej oraz utajona a wyniszczająca siły choroba. W lecie roku 1929 zaczął pracować w redakcji Pamiętnika Warszawskiego, następnie w redakcji Drogi. W okresie tym coraz częściej zapadał na zdrowiu. W styczniu 1930 r. lekarze stwierdzili istnienie otwartej gruźlicy.

    Dzięki pomocy Departamentu Sztuki Jerzy Liebert udał się do Worochty, początkowo na okres 3 — 4 miesięcy, — następnie skutkiem nieustępliwości choroby pobyt ten został przedłużony. Dalsza troskliwa pomoc Departamentu Sztuki, redaktora Mieczysława Grydzewskiego, kolegów i przyjaciół umożliwiła poecie podjęcie nowej kuracji.

    Cały ten okres pobytu w górach Jerzy Liebert spędził na intensywnej i wielostronnej pracy naukowej i literackiej. Po półtorarocznej kuracji, gdy płuca były zaleczone — nastąpiło nagłe, a tragiczne przerzucenie się choroby na mózg. Wobec gwałtownego jej przebiegu przewieziono Jerzego Lieberta do Warszawy, gdzie w dn. 19 czerwca 1931 r. zmarł.


SŁOWACKI


Gdy z ziemi cudzej wreszcie dobyty,

Przypłyniesz ku nam rzecznym korytem,

Na progu staniesz, swoich przywitasz —

Na pewno wtedy będziesz się pytał:


Jakżeście żyli, jakże się działo,

Gdy z każdej miedzy w oczy wam wiało,

Lęk nieustanny, niepokój miałem,

Czy w domu wszystko, czy w domu cało?


Kiedym was odbiegł, chodziłem wokół

Po różnych krajach z płomieniem w oku,

Nie mogłem spocząć, powstrzymać kroków,

Jednego tylko tęskny widoku.


Gdy ku domowi zwracałem głowę,

Widziałem nad nim chmury gradowe,

Zwały kraczące, ciemno-wiorstowe...

Chciałem je moim odpędzić słowem!


Chciałem wam chociaż z daleka pomóc —

Biegłem naprzeciw gońcom hiobowym,

Z chmurą, stuwichrem przy blaskach gromu

Walczyłem w barwach naszego domu.


Myślałem błędny, że ktoś z domowych

Podsłucha moje z sobą rozmowy,

Niedomówione słowa podpowie,

Wichry, sny czarne zdejmie mi z powiek.


Cudowną wodę rodzinnych dolin

Do ust przyłoży, z czarów wyzwoli,

Że wyprowadzi z zaklętych stolic

Na drogi dobrze znanych okolic.


Tam mi doręczy zielę nad zioła,

Przed którem nic się oprzeć nie zdoła...

Daremniem czekał... W kredowe koła

Wdarł się sen wielki, sen mnie pokonał.


I śniło mi się, że gdy grom zamilkł,

Przyszli mnie szukać, idąc śladami,

Że wracam wreszcie godzić się z wami,

Odnaleziony między słowami...


I w wieczność moją, w mój sen głęboki

Wbiegły wiślane szepty, potoki,

I sam widziałem moje obłoki

Odbite w wodzie — trudy wysokie.


[22.01.2022, Toruń]




4 komentarze:

  1. Kiedyś gruźlica zabierała wiele młodych istnień...

    OdpowiedzUsuń
  2. Sadząc z opisu choroby, miał raka płuc, bo właśnie ta choroba daje przeżuty do mózgu.
    Zbyt wiele cierpienia, zbyt krótkie życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też podejrzewam, że był to nowotwór. Ta notka biograficzna pochodzi jeszcze sprzed wybuchu II wojny światowej.

      Usuń