Pierwszym tekstem jaki znalazłem w wypożyczalni jest ballada - dumka Adama Mickiewicza - „Czaty” - regularny, sylabotoniczny wiersz o układzie rymowanych wersów a-b-a-b w czterowersowych strofach, gdzie w wersach nieparzystych poeta stosuje czternastozgłoskowiec, natomiast w parzystych operuje dziesięciozgłoskowcem. Dodatkową wartością utworu jest to, że autor w nieparzystych wersach ewidentnie świadomie, równomiernie rozdziela je po siedem zgłosek, wprowadzając rym wewnętrzny w obrębie każdego nieparzystego wersu. Ta kunsztowna forma wiersza jako żywo przypomina rzadko występujący w liryce polskiej gatunek literacki, jakim jest rondo. Ma to również swoje niepodważalne zalety, jeśli chodzi o odbiorcę - wiersz czyta się znakomicie, a jego temat: tajemniczy i ponury, znajduje dosyć nieoczekiwane zakończenie i choćby nawet ze względu na nie, należałoby tę dumkę doczytać do końca.
Z „Czatami” powiązany jestem niejako uczuciowo. W trzeciej klasie całkiem przyzwoitego liceum ogólnokształcącego, nomen omen - imienia Adama Mickiewicza, recytowałem ten utwór podczas jednej ze szkolnych akademii. O ile sobie przypominam, miało to miejsce w związku z obchodami rocznicy urodzin wieszcza - patrona szkoły. Aby było zabawniej z ową recytacją, a ściślej mówiąc z treścią wiersza wiąże się pewna sytuacja, w jakiej się znalazłem. Nazwijmy ją: zakochanie? zauroczenie? Otóż jest w „Czatach” moment taki:
„(…)Ten, ściskając kolana mówił do niej: «Kochana!
Więc już wszystko, jam wszystko utracił! (…)” ,
którym to fragmentem starałem się zwrócić uwagę pewnej młodszej ode mnie o dwa lata niewiasty obecnej wśród słuchających (bodajże w poprzednim blogu szerzej wypowiedziałem się na ten temat… i temat powrócił raz jeszcze).
Podziałało na chwilę, no może na jakiś kwadrans po zakończeniu akademii. Przyszłość poszła w zapomnienie ze strony niewiasty i wyciągam stąd wniosek taki: zwyciężył Mickiewicz; poległ interpretator.
Czaty
Z ogrodowej altany wojewoda zdyszany
Bieży w zamek z wściekłością i trwogą.
Odchyliwszy zasłony, spojrzał z łoże swej żony
Pojrzał, zadrżał, nie znalazł nikogo.
Wzrok opuścił ku ziemi i rękami drżącemi
Siwe wąsy pokręca i duma
Wzrok od łoża odwrócił, w tył wyloty zarzucił
I zawołał kozaka Nauma.
«Hej, kozaku, ty chamie, czemu w sadzie przy bramie
Nie ma nocą ni psa ni pachołka?
Weź mi torbę borsuczą i janczarkę hajduczą,
I mą strzelbę gwintówkę zdejm z kołka».
Wzięli bronie, wypadli, do ogrodu się wkradli,
Kędy szpaler altanę obrasta.
Na darniowym siedzeniu coś bieleje się w cieniu:
To siedziała w bieliźnie niewiasta.
Jedną ręką swe oczy kryła w puklach warkoczy
I pierś kryła pod rąbek bielizny;
Drugą ręką od łona odpychała ramiona
Klęczącego u kolan mężczyzny.
Ten, ściskając kolana mówił do niej: «Kochana!
Więc już wszystko, jam wszystko utracił!
Nawet twoje westchnienia, nawet ręki ściśnienia
Wojewoda już z góry zapłacił.
«Ja, choć z takim zapałem, tyle lat cię kochałem,
Będę kochał i jęczał daleki;
On nie kochał, nie jęczał, tylko trzosem zabrzęczał,
Tyś mu wszystko przedała na wieki,
«Co wieczora on będzie, tonąc w puchy łabędzie,
Stary łeb na twym łonie kołysał,
I z twych ustek różanych i z twych liców rumianych
Mnie wzbronione słodycze wysysał.
«Ja na wiernym koniku, przy księżyca promyku,
Biegnę tutaj przez chłody i słoty,
Bym cię witał westchnienie, i pożegnał życzeniem
Dobrej nocy długiej pieszczoty!»
Ona jeszcze nie słucha, on jej szepce do ucha
Nowe skargi czy nowe zaklęcia:
Aż wzruszona, zemdlona, opuściła ramiona
I schyliła się w jego objęcia.
Wojewoda z kozakiem przyklęknęli za krzakiem
I dobyli zza pasa naboje,
I odcięli zębami i przybili stęflami
Prochu garść i grankulek we dwoje.
«Panie - kozak powiada - jakiś bies mię napada,
Ja nie mogę zastrzelić tej dziewki;
Gdym półkurcze odwodził, zimny dreszcz mię przechodził
I stoczyła się łza do panewki».
«Ciszej, plemię hajducze, ja cię płakać nauczę!
Masz tu z prochem leszczyńskim sakiewkę:
Podsyp zapał, a żywo sczyść paznokciem krzesiwo,
Potem palnij w twój łeb lub w tę dziewkę.
«Wyżej... w prawo... pomału, czekaj mego wystrzału,
Pierwej musi w łeb dostać pan młody«.
Kozak odwiódł, wycelił, nie czekając wystrzelił
I ugodził w sam łeb - wojewody.
[29.10.2016, Le Pecq pod Paryżem, Francja]
Historyjki ta w realu i ta w Czatach mają smutne zakończenia. Nie zawsze bywa tak, jak zaplanujemy, a różowe to życie nie jest nie wiedzieć czemu.
OdpowiedzUsuńSerdeczne zasyłam pozdrowienia.