Kartka z kalendarza na dzień 6 kwietnia 2024 roku – Sobota
Imieniny dzisiaj obchodzą: Celestyna, Izolda, Wilhelm oraz Ada, Adam, Diogenes, Filaret, Ireneusz, Katarzyna, Marcelin, Michał, Notger, Notker, Piotr, Piotra, Platonida, Prudencjusz, Sieciesława, Świętobor, Tymoteusz, Zachary, Zachariasz, Zefiryn
Przysłowia na dziś:
„Kwiecień-plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata”
„Kwiecień czasem kwieciem ściele, albo śniegiem przyjaciele”
Słońce
Świt: 05:21
Wsch. Sł.: 05:56
Zenit: 12:38
Zach. Sł.: 19:20
Zmierzch: 19:55
Cytat dnia:
„Głupota jest zawsze wystarczająca, mądrość nigdy” - Sławomir Mrożek
6 kwietnia 1916 roku w Moskwie zmarł Adam Szymański – pisarz i publicysta. [ur. 16 lipca 1852 roku w Hruszniewie]
Poniżej początkowy fragment noweli „Srul z Lubartowa” Adama Szymańskiego.
SRUL Z LUBARTOWA
[pisownia oryginalna]
Było to w roku... ale mniejsza o rok, dość że było a było w Jakucku w początku listopada, w kilka jakoś miesięcy po moim przyjeździe do stolicy mrozów.
Ciepłomierz spirytusowy Reaumura wskazywał 35 stopni zimna. Ze strachem więc myślałem o przyszłym losie mego nosa i uszu, które, jako niedawno przywiezione z zachodu, dotąd zawsze dotkliwie dla mnie znaczyły swój protest cichy przeciw aklimatyzacyi przymusowej, a dziś właśnie miały być wystawione na przydłuższą próbę. Groziła im ta próba, ponieważ parę dni temu w szpitalu miejscowym umarł jeden z członków naszej kolonii, Kurp’ Piotr Bałdyga i dziś rano mieliśmy oddać mu ostatnią usługę: złożyć w ziemi zamarzłej jego sterane kości.
Czekałem tylko na jednego ze znajomych, który miał zawiadomić mnie o czasie pogrzebu; czekałem niedługo i zabezpieczywszy najstaranniej nos i uszy, podążyłem za innymi ku szpitalowi.
Szpital był za miastem.
W podwórzu, trochę opodal od innych budynków, stała szopa niewielka — trupiarnia.
W tej to trupiarni leżało ciało Bałdygi. Otworzono drzwi, weszliśmy i wnętrze na całej naszej garstce przykre wywarło wrażenie; było nas z dziesięciu, może kilkunastu, i wszyscyśmy mimowoli spojrzeli po sobie; staliśmy wobec rzeczywistości zimnej i nagiej, nie okrytej żadnym łachmanem pozoru... W szopie, nie mającej ani stołu, ani stołka, nic okrom ścian, ubielonych śnieżnym szronem, na podłodze śniegiem zasypanej, leżał również ubielony, zawinięty w jakieś prześcieradło czy koszulę, ogromny, wąsaty trup. Był to Bałdyga.
Ciało zmarzło okropnie i aby łatwiej je włożyć w przygotowaną już trumnę, przysunięto je do drzwi, ku światłu.
Nigdy nie zapomnę twarzy Bałdygi, którąm ujrzał teraz w świetle dziennem, oczyszczoną ze śniegu. Surowe oblicze nacechowane było dziwnym jakimś, nieopisanym bólem, a z szeroko otwartych oczu wielkie źrenice, zda się z wymówką, sterczały het daleko ku mroźnemu, surowemu niebu.
— Zmarły był chłop zacny — opowiadał mi tymczasem jeden z sąsiadów, widząc wrażenie, jakie na mnie wywarł widok Bałdygi, — zawsze był zdrów i pracowity, więc zawsze przygarniał i przytulał koło siebie kogoś z biedniejszych; tylko że to i uparty był, jak Kurp, więc wierzył do końca, że wróci nad Narew. Widocznie jednak przed śmiercią zrozumiał, że tak nie będzie.
Włożono tymczasem skamieniałe zwłoki do trumny, postawiono na małe, jednokonne sanki jakuckie, i gdy krawcowa W., pełniąca w danym razie, jako praktyk religijnych świadoma, obowiązki księdza, zaintonowała donośnie: »Witaj Królowo nieba w smutku i radości«, podtrzymując ją urywanemi głosami, ruszyliśmy ku cmentarzowi.
Szliśmy prędko, mróz krzepł i zachęcał do pośpiechu. Jesteśmy nareszcie na cmentarzu, rzucamy po grudce zmarzłej ziemi na trumnę, kilkanaście wprawnych uderzeń rydlem... i po chwili tylko mała, świeżo usypana kupka ziemi świadczy o niedawnem jeszcze istnieniu Bałdygi na świecie. Świadczyć jednak będzie niedługo, kilka miesięcy zaledwie; nadejdzie wiosna, ogrzana słońcem kupka mogilna roztaje; zrówna się z ziemią, porośnie trawą i zielskiem; po roku, dwóch, wymrą lub rozejdą się po świecie szerokim świadkowie pogrzebu i choćby cię matka rodzona szukała, nie znajdzie już nigdzie na ziemi! Aleć i szukać tu nikt zmarłego nie będzie i pies nawet o cię nie zapyta.
Wiedział o tem Bałdyga, wiedzieliśmy i my i w milczeniu rozchodziliśmy się do domów. […]
[06.04.2024, Toruń]
Dziwnym trafem, na prezentowanych portretach panowie bardzo podobni do siebie...taka moda pewnie ówczesna.
OdpowiedzUsuń